Ja wstrętne stworzenie zwane autorką tego oto bloga, bez bicia przyznaje się do winy. Nie pisałam długo- za długo. Na swoje usprawiedliwienie mam to, że totalnie nie miałam pojęcia co tu teraz napisać. Ale jak już zaczęłam to powstał ten oto stwór potworny. Jest długi jak stąd do Chin i jeszcze trochę i mam wrażenie, że mi nie wyszedł. Liczę, że następny rozdział wam to wynagrodzi. Na przeprosiny nie mam nic.( No mówiłam, że jestem okropna.)
Ale zauważyłam, że ktoś tu wszedł. Boże, człowieku ja samą siebie ledwo odnajduje. Jakim cudem mnie znalazłeś? Jeżeli faktycznie to przeczytałeś to wiedz, że przez ciebie spadłam z krzesła jak zobaczyłam pierwsze wejście.
Pomyśl logicznie. To graniczy z cudem!! - Gdyby po nieprzespanej nocy miał jeszcze siłę wymachiwać rękoma to by to zrobił.- Tego było za dużo!
Siedząca za stołem blondynka zmierzyła go wzrokiem, który w zamierzeniu miał być groźny. Zastosowanie tak drastycznego środka było trudne wobec wymęczonego chłopaka. Gryzło ją sumienie.
- Ale ty to zrobiłeś, wypełniłeś wszystkie dokumenty. Nie rozumiem o co tyle krzyku.
- Bo znając ciebie dasz mi niedługo resztę tych papierzysk. Nie jestem tak głupi, żeby nie zauważyć, że brakuje na nich jeszcze 3 lat do dzisiejszej daty!!- Shikamaru zwiesił ramiona. Ze wszystkich sił starał się nie ziewać. Co, jak co, ale to bardzo irytowało Hokage.
- Tymi zajął się ktoś inny. Zaraz powinien tu być.- Na jej policzkach wykwitły niechciane rumieńce- Poza tym... Dajcie spokój ludzie!!! Jako Piata mam ze trzy razy więcej pracy i nie narzekam!!
Zdawała sobie sprawę, że ostatnie zdanie było totalnym kłamstwem. Nara popatrzył na nią jakby wyrosły jej rogi. Wiedział, że jeżeli wypomni jej łgarstwo to ona go uderzy. Mocno. Przełkną ślinę.
- Po pierwsze nie narzekałbym gdyby to były tylko te papiery z rana, ale donieśli mi jeszcze cztery sterty. Nawet to bym przemilczał gdyby nie były to listy odwiedzających Konoche obcych shinobi sprzed 6 lat. Z opisem charakteru ich wizyty, jej przebiegu i wiadomościami o nich. Co znaczyło, że musiałem zdobyć i praktycznie przepisać raporty ich przewodników, a były to dokumenty z trzech lat! Trzech!W dodatku za dwa dni wyznaczyłaś mi misje. - Patrzył na nią z wyrzutem, podparty pod boki. Czekał na jakąś uszczypliwą uwagę, ale się nie doczekał. Kontynuował więc swój wywód.
- Ja rozumiem, że nie mamy ludzi i nie mogłaś tego rozdzielić, ale do świętej Anielki, mogłaś mi dać chociaż więcej czasu.
Tsunade spuściła głowę i zaczęła wpatrywać się w swoje palce. Shikamaru o mały włos nie rozdziawił ust. Czyżby była zmieszana? Jeśli tak to...
-Poczekaj. Czy tych dokumentów nie miałaś ...
Drzwi otworzyły się z takim rozmachem, że walnęły o ścianę. Powstało w niej drobne pęknięcie. Hokage podskoczyła, a odwracając się czarnowłosy zaplątał się o własne nogi i wyładował na podłodze. W wejściu stanęła wściekła Shizune. Wyglądała jakby samodzielnie mogła zniszczyć pół Wioski. Dyszała ciężko. Chłopak zadrżał.
-Ty..- Oskarżycielsko wycelowała w Piątą trzymaną w ręku butelką sake. - Ty to miałaś zrobić.
Teraz blondynka nie wyglądała na zmieszaną, bardziej na przestraszoną. Uniosła przed siebie ręce usiłując opanować sytuację.
- S..spokojnie, dobrze wiesz, że..- Na zagraconym biurku, tuż przed twarzą kobiety pojawiła się Tonton wydając groźne dźwięki. To skutecznie zamknęło jej usta.
- Wiem, że miałaś uzupełnić dokumenty. Wiem, że gdybyś mnie słuchała i robiła wszystko regularnie to by nie było problemu !!!- Podeszła kilka kroków do przodu. Shikamaru czym prędzej odsuną się jej z drogi. - Wiem, że mnie oszukałaś mówiąc, że zabierasz je do domu i że wysłałaś mnie po sake tylko dlatego, że chciałaś to przede mną ukryć. -Wrzaski przeszły w cichy syk.
Shizune z hukiem postawiła butelkę na blacie i oparła się o niego patrząc Kage prosto w oczy. Pomiędzy jej ramionami powarkiwała Tonton. Nara uśmiechał się promiennie z podłogi- dobrze zgadł, Piąta się nim wyręczyła. Mógł ją tym dręczyć do końca życia i jeden dzień dłużej.
-Czy się mylę? - Zapytała młodsza kobieta.
- No wiesz, to nie było całkiem tak ...- Piwnooka usiłowała wybrnąć z sytuacji.
-Czy ja się mylę? - Jej asystentka wypluła te słowa przybierając bojową postawę. Kobieta nerwowo przełknęła ślinę, gotowa do odparcia ataku.
-Ekhem, nie chciałbym przeszkadzać, ale mógłby mi ktoś pomóc? - Wszyscy odwrócili się jak na komendę. W wejściu stał Kakashi, ale można to było wywnioskować tylko po głosie. Zza wysokiej, chwiejnej sterty dokumentów, które trzymał nie wystawały nawet jego włosy. Shizune i Tsunade patrzyły na niego z szeroko otwartymi oczami i ustami.
Szok, przemieniał się stopniowo. Odpowiednio w przerażenie i złość. Uczennica zerknęła na swoją mistrzynie zaciskając pięści. W tym momencie po pomieszczeniu rozniósł się głośny śmiech. Shikamaru trzymając się za brzuch starał się opanować, ale tylko wzmogło to histeryczne napady chichotu.
- Gdybyście... widziały ....ssswoje ...m..miny to - Przyłożył sobie rękę do ust starając się stłumić śmiech.
Z zza plików papieru wyjrzał zdezorientowany szarowłosy ze zdziwieniem przyglądając się zaistniałej scenie.
-Kim jesteś, co zrobiłeś z Shikamaru? I co robisz na podłodze?- Przesuną wzrokiem po pomieszczeniu - I co drzwi robią na podłodze?
Podbródkiem wskazał na kawał drewna który nie przetrwał zderzenia z kamienną ścianą i wypadł z zawiasów. Chłopak w odpowiedzi wydał z siebie serie krótkich prychnięć, wciąż zwinięty w kulkę.
Właściciel Sharingana poczuł, że ktoś wyjmuje mu z rąk dokumenty. Shizune położyła je na podłodze obok tych przyniesionych przez Narę.
- Nie wiem jak wam się odwdzięczymy, to nie leżało w waszych obowiązkach. - Spojrzała wilkiem na Tsunade - Myślę, że oboje dostaną premię, prawda?- Hokage poczerwieniała na twarzy, ale odpuściła.
- Ależ oczywiście. Dam wam premie.
- Nie trzeba zrobiłem to przecież z własnej woli.- Hatake machną ręką i uśmiechną się.
Ciemnowłosy natychmiast przestał się śmiać. Usiadł i przyjrzał się senseiowi .
- Kim jesteś i co zrobiłeś Kakashiemu ? - Starał się, żeby jego głos brzmiał naturalnie, ale słychać było, że jest rozbawiony. Blondynka oparła czoło na rękach i westchnęła głęboko.
-Chyba będziemy musieli im to wytłumaczyć od początku, nie?
- Raczej tak. - Mrukną Hatake. Zaciekawione spojrzenia Shizune i Shikamaru wędrowały od jednego do drugiego. Tsunade zwróciła się Nary
- Tylko bez napadów śmiechu. - Chłopak pokręcił głową, wznosząc oczy ku sufitowi.
- To było ze zmęczenia.
Siedząca za stołem blondynka zmierzyła go wzrokiem, który w zamierzeniu miał być groźny. Zastosowanie tak drastycznego środka było trudne wobec wymęczonego chłopaka. Gryzło ją sumienie.
- Ale ty to zrobiłeś, wypełniłeś wszystkie dokumenty. Nie rozumiem o co tyle krzyku.
- Bo znając ciebie dasz mi niedługo resztę tych papierzysk. Nie jestem tak głupi, żeby nie zauważyć, że brakuje na nich jeszcze 3 lat do dzisiejszej daty!!- Shikamaru zwiesił ramiona. Ze wszystkich sił starał się nie ziewać. Co, jak co, ale to bardzo irytowało Hokage.
- Tymi zajął się ktoś inny. Zaraz powinien tu być.- Na jej policzkach wykwitły niechciane rumieńce- Poza tym... Dajcie spokój ludzie!!! Jako Piata mam ze trzy razy więcej pracy i nie narzekam!!
Zdawała sobie sprawę, że ostatnie zdanie było totalnym kłamstwem. Nara popatrzył na nią jakby wyrosły jej rogi. Wiedział, że jeżeli wypomni jej łgarstwo to ona go uderzy. Mocno. Przełkną ślinę.
- Po pierwsze nie narzekałbym gdyby to były tylko te papiery z rana, ale donieśli mi jeszcze cztery sterty. Nawet to bym przemilczał gdyby nie były to listy odwiedzających Konoche obcych shinobi sprzed 6 lat. Z opisem charakteru ich wizyty, jej przebiegu i wiadomościami o nich. Co znaczyło, że musiałem zdobyć i praktycznie przepisać raporty ich przewodników, a były to dokumenty z trzech lat! Trzech!W dodatku za dwa dni wyznaczyłaś mi misje. - Patrzył na nią z wyrzutem, podparty pod boki. Czekał na jakąś uszczypliwą uwagę, ale się nie doczekał. Kontynuował więc swój wywód.
- Ja rozumiem, że nie mamy ludzi i nie mogłaś tego rozdzielić, ale do świętej Anielki, mogłaś mi dać chociaż więcej czasu.
Tsunade spuściła głowę i zaczęła wpatrywać się w swoje palce. Shikamaru o mały włos nie rozdziawił ust. Czyżby była zmieszana? Jeśli tak to...
-Poczekaj. Czy tych dokumentów nie miałaś ...
Drzwi otworzyły się z takim rozmachem, że walnęły o ścianę. Powstało w niej drobne pęknięcie. Hokage podskoczyła, a odwracając się czarnowłosy zaplątał się o własne nogi i wyładował na podłodze. W wejściu stanęła wściekła Shizune. Wyglądała jakby samodzielnie mogła zniszczyć pół Wioski. Dyszała ciężko. Chłopak zadrżał.
-Ty..- Oskarżycielsko wycelowała w Piątą trzymaną w ręku butelką sake. - Ty to miałaś zrobić.
Teraz blondynka nie wyglądała na zmieszaną, bardziej na przestraszoną. Uniosła przed siebie ręce usiłując opanować sytuację.
- S..spokojnie, dobrze wiesz, że..- Na zagraconym biurku, tuż przed twarzą kobiety pojawiła się Tonton wydając groźne dźwięki. To skutecznie zamknęło jej usta.
- Wiem, że miałaś uzupełnić dokumenty. Wiem, że gdybyś mnie słuchała i robiła wszystko regularnie to by nie było problemu !!!- Podeszła kilka kroków do przodu. Shikamaru czym prędzej odsuną się jej z drogi. - Wiem, że mnie oszukałaś mówiąc, że zabierasz je do domu i że wysłałaś mnie po sake tylko dlatego, że chciałaś to przede mną ukryć. -Wrzaski przeszły w cichy syk.
Shizune z hukiem postawiła butelkę na blacie i oparła się o niego patrząc Kage prosto w oczy. Pomiędzy jej ramionami powarkiwała Tonton. Nara uśmiechał się promiennie z podłogi- dobrze zgadł, Piąta się nim wyręczyła. Mógł ją tym dręczyć do końca życia i jeden dzień dłużej.
-Czy się mylę? - Zapytała młodsza kobieta.
- No wiesz, to nie było całkiem tak ...- Piwnooka usiłowała wybrnąć z sytuacji.
-Czy ja się mylę? - Jej asystentka wypluła te słowa przybierając bojową postawę. Kobieta nerwowo przełknęła ślinę, gotowa do odparcia ataku.
-Ekhem, nie chciałbym przeszkadzać, ale mógłby mi ktoś pomóc? - Wszyscy odwrócili się jak na komendę. W wejściu stał Kakashi, ale można to było wywnioskować tylko po głosie. Zza wysokiej, chwiejnej sterty dokumentów, które trzymał nie wystawały nawet jego włosy. Shizune i Tsunade patrzyły na niego z szeroko otwartymi oczami i ustami.
Szok, przemieniał się stopniowo. Odpowiednio w przerażenie i złość. Uczennica zerknęła na swoją mistrzynie zaciskając pięści. W tym momencie po pomieszczeniu rozniósł się głośny śmiech. Shikamaru trzymając się za brzuch starał się opanować, ale tylko wzmogło to histeryczne napady chichotu.
- Gdybyście... widziały ....ssswoje ...m..miny to - Przyłożył sobie rękę do ust starając się stłumić śmiech.
Z zza plików papieru wyjrzał zdezorientowany szarowłosy ze zdziwieniem przyglądając się zaistniałej scenie.
-Kim jesteś, co zrobiłeś z Shikamaru? I co robisz na podłodze?- Przesuną wzrokiem po pomieszczeniu - I co drzwi robią na podłodze?
Podbródkiem wskazał na kawał drewna który nie przetrwał zderzenia z kamienną ścianą i wypadł z zawiasów. Chłopak w odpowiedzi wydał z siebie serie krótkich prychnięć, wciąż zwinięty w kulkę.
Właściciel Sharingana poczuł, że ktoś wyjmuje mu z rąk dokumenty. Shizune położyła je na podłodze obok tych przyniesionych przez Narę.
- Nie wiem jak wam się odwdzięczymy, to nie leżało w waszych obowiązkach. - Spojrzała wilkiem na Tsunade - Myślę, że oboje dostaną premię, prawda?- Hokage poczerwieniała na twarzy, ale odpuściła.
- Ależ oczywiście. Dam wam premie.
- Nie trzeba zrobiłem to przecież z własnej woli.- Hatake machną ręką i uśmiechną się.
Ciemnowłosy natychmiast przestał się śmiać. Usiadł i przyjrzał się senseiowi .
- Kim jesteś i co zrobiłeś Kakashiemu ? - Starał się, żeby jego głos brzmiał naturalnie, ale słychać było, że jest rozbawiony. Blondynka oparła czoło na rękach i westchnęła głęboko.
-Chyba będziemy musieli im to wytłumaczyć od początku, nie?
- Raczej tak. - Mrukną Hatake. Zaciekawione spojrzenia Shizune i Shikamaru wędrowały od jednego do drugiego. Tsunade zwróciła się Nary
- Tylko bez napadów śmiechu. - Chłopak pokręcił głową, wznosząc oczy ku sufitowi.
- To było ze zmęczenia.
***
-I właśnie wtedy starszyzna zagroziła, że pozbawią mnie urzędu jeżeli nie wyrobie się w dwa dni. - Uniosła butelkę, żeby nalać wszystkim następną kolejkę. Choć było koło 8:30 rano, im to wcale nie przeszkadzało. Tsunade przełknęła i kontynuowała opowieść.
- Powiedzieli, że znajdą kogoś bardziej kompetentnego na moje miejsce.- Prychnęła.
- Wiadomo było kto będzie owym kimś i że nie będzie miał szansy odmówić.- Spojrzała wymownie na Kakashiego. Ten poruszył się na tyle niespokojnie, by dokumenty z których on i Shikamaru zrobili sobie siedzenie ( W biurze nie ma krzeseł) zachwiały się niebezpiecznie. Jako jedyny nie pił, nie chciał zdjąć maski.
- Nie za bardzo mam ochotę zostać kage więc zaproponowałem pomoc. Ale ty miałaś zrobić resztę, nie Shikamaru - Spojrzał z wyrzutem na blondynkę. Podobnie postąpiła siedząca na biurku Shizune.
- No co ? ... No dobra, dobra. Sorki młody po prostu nie miałam czasu, a ty nadawałeś się do tej roboty najlepiej. - Posłała mu uśmiech. - Przepraszam.
- Nie ma za co. - Czarnowłosy stłumił ziewnięcie.- Ale i tak wisisz mi przysługę. - "Ach, jak dobrze mieć Piąta za przyjaciółkę. Zobaczmy może mi pozwo..."
- Nie pozwolę ci się wyprowadzić.- Shikamaru skamieniał. Nie wiedział, że tak łatwo go przejrzy. - Nic nie poradzę, że macie siedzibę rodową i musisz tam mieszkać.
- Przecież to ty kazałaś ją wybudować.- Jęknął Nara. Już nie chodziło o to, że mieszkanie z rodzicami jest strasznie denerwujące. Miał 20 lat potrzebował swojej własnej przestrzeni i prywatności. Albo chociaż ciszy i spokoju kiedy pracował, co z tym wiecznie skłóconym małżeństwem było nie do osiągnięcia.
"Małżeństwem... co jest z tym słowem? O czym mi ono przypomniało? Bogowie, nie, tylko mi nie mówcie, że zapomniałem. " Sięgną po stojący na biurku kalendarz z takim rozmachem, że prawie przewrócił Kakashiego.
21 Lipca.
- O nie...- Stukną czołem w kartkę. - Zapomniałem, że jutro jest rocznica.
-Mmmmm?- Mrukną pytająco szarowłosy przytrzymując się krawędzi biurka.
- Jutro jest 25 rocznica ślubu moich rodziców. A ja o niej zapomniałem.- Był szczerze załamany. Godaime zaś szczerze zdumiona.
- Jeszcze zdążysz kupić jakiś prezent. - Po chwili dotarł do niej pewien fakt.- Myślę, że Choji cię przenocuje.
Shika na chwilę zmarszczył brwi, a kiedy dotarło do niego co miała na myśli, na jego policzkach pojawiły się rumieńce.
- Tu nie o to chodzi, oni na ogół nie zbliżają się do siebie na więcej niż 2 metry. Jest gorzej. - To już na dobre zbiło ją z tropu. Widząc zdziwione miny towarzyszy Nara poczuł, że jest im winny wyjaśnienie.
- Znacie moich rodziców prawda? - Przytaknęli- Orientujecie się mniej więcej jakie są miedzy nimi relacje? - Pokiwali głowami, wiedzieli, że kiepskie. Shika przymknął oczy i westchną.
- Zwykle obydwoje zapominają o rocznicy, pamiętam za nich. Kupuje wiec prezent dla ojca i daje go matce, a prezent dla matki daje ojcu. Oczywiście każdemu z osobna. Mówię, że wiem jacy są zapracowani i jak mało mają czasu. Łykają to. Wychodzę wieczorem, a oni udają, że pamiętali o wszystkim i sami kupili upominki. Wszyscy są zadowoleni. A ja mam niezłą zabawę z obserwowania ich min kiedy się okazuje, że to drugie "pamiętało" i oczywiste korzyści kiedy usiłują mi wynagrodzić uratowanie z "opresji". - Sprawdził czy jego towarzysze nadążają. Mieli interesujące wyrazy twarzy. Takie na wpół zdziwione, na wpół zirytowane. Nie pytali jakie korzyści.
- Ale nadal masz czas na wszystko. Wiec o co chodzi ? - Shizune przekrzywiła głowę, jak ptak przyglądający się zdobyczy.
- 25 rocznica to Srebrne Gody, prawda? Jeżeli tak to chyba trzeba by było urządzić jakieś małe przyjęcie. Nie wiem nawet jak się ich pozbyć z domu w pojedynkę. Jeżeli czegoś nie urządzę obrażą się na siebie, a nie będę żył z nimi pod jednym dachem, kiedy są na siebie obrażeni. To grozi uszczerbkiem na zdrowiu. - Blondynka siedząca za biurkiem uśmiechnęła się, znalazła szybkie i proste rozwiązanie swojego problemu.
- Wszystkim się zajmę. - Chłopak przyjrzał się jej podejrzliwe. - Jeżeli ci pomogę będziemy kwita. Wolę mieć cię z głowy jak najszybciej. Jeszcze wymyślisz coś kłopotliwego. - Specjalnie użyła jego powiedzonka licząc na to, że poprawi mu humor. Nie lubiła kiedy jej przyjaciele się smucili, jeśli można to tak nazwać.
-Idź się przespać, a jak się obudzisz to pomożesz w przygotowaniach. - Po Shikamaru widać było, że nie jest przekonany do takiego pomysłu.
- Nie, żebym wątpił w organizacyjne talenty Czcigodnej, ale może mi Czcigodna powiedzieć co dokładnie zamierza zrobić - Wiedział jak bardzo denerwuje ją używanie tego tytułu. Ale tym razem nie dała się sprowokować.
- Hmmmm... na początku wyśle Shikaku na jakąś małą misje, typu nadzorowanie zajęć survivalowych uczniów akademii. Tak, żeby musiał się przespać poza domem, ale nie był zbyt zmęczony. Porozsyłamy zaproszenia. Myślę, że Yoshino się zgodzi jeżeli mama Ino poprosi ją o pomoc w przygotowaniu kwiatów, to przecież sezon na wesela. Nie będzie też nic dziwnego w tym, że będą pracować do późna w nocy i Hankei ( tak się tu będzie nazywać mama Ino ) zaproponuje przyjaciółce nocleg. W tym czasie Ino będzie mogła zrobić kilka kompozycji na to całe przyjęcie.- Kiwnęła głową sama do siebie, choćby matka Shiki protestowała nie zdoła odmówić Hankei. Czarnowłosy krytycznie uniósł brwi. Piąta zapomniała o pewnym fakcie.
- Matka Choijego niech zrobi jedzenie, a ja poproszę Iruke, żeby pilnował Shikaku. - Kakashi postanowił się wtrącić. - Naruto, Kiba, Choij i Shino pomogą mi w noszeniu i ustawianiu wszystkiego. Znając Sakure i Hinate pewnie będą nas nadzorować. Kurynai za nic w świecie nie przepuści takiej okazji, więc nie obędzie się bez dziecięcych krzyków nad głową. A co do odpuszczania sobie czegoś... Nie wiem jak długo będę w stanie ignorować Gaia bo jego obecność też jest pewna. Jak on to Neji, TenTen i Lee również. - Opuścił głowę.- Krótko mówiąc, jak chcesz spać to najwyżej 4 godziny, bo później zwali ci się do domu mały tajfun. - Shizune energicznie pokiwała głową na znak, że się z nim zgadza. Za chwile jednak przestała i trzepnęła Hatake po czuprynie.
- Jak śmiałeś mnie nie wymienić ty szara glisto.- Znowu zebrało im się na żarty. Młody Nara nie mógł uwierzyć, że wszyscy przegapili tak oczywista rzecz.
- Wasz plan ma mały defekt. To przyjęcie powinno teoretycznie przygotować któreś z moich rodziców. Żeby się nie nie zorientowali nie mogą wiedzieć, że żadnego z nich nie było w domu. - Spojrzeli na niego jakby zwariował.
- Możesz sobie ich oszukiwać w kwestii prezentów, ale przyjęcie będzie niespodzianką oficjalnie przygotowaną przez nas wszystkich. - Wygłosiła Tsunade tonem profesora na uczelni.- Zobaczysz jacy będą zadowoleni.
-Zaczynam żałować, że wam o tym powiedziałem.
W odpowiedzi uśmiechnęli się do niego niewinnie.
- Powiedzieli, że znajdą kogoś bardziej kompetentnego na moje miejsce.- Prychnęła.
- Wiadomo było kto będzie owym kimś i że nie będzie miał szansy odmówić.- Spojrzała wymownie na Kakashiego. Ten poruszył się na tyle niespokojnie, by dokumenty z których on i Shikamaru zrobili sobie siedzenie ( W biurze nie ma krzeseł) zachwiały się niebezpiecznie. Jako jedyny nie pił, nie chciał zdjąć maski.
- Nie za bardzo mam ochotę zostać kage więc zaproponowałem pomoc. Ale ty miałaś zrobić resztę, nie Shikamaru - Spojrzał z wyrzutem na blondynkę. Podobnie postąpiła siedząca na biurku Shizune.
- No co ? ... No dobra, dobra. Sorki młody po prostu nie miałam czasu, a ty nadawałeś się do tej roboty najlepiej. - Posłała mu uśmiech. - Przepraszam.
- Nie ma za co. - Czarnowłosy stłumił ziewnięcie.- Ale i tak wisisz mi przysługę. - "Ach, jak dobrze mieć Piąta za przyjaciółkę. Zobaczmy może mi pozwo..."
- Nie pozwolę ci się wyprowadzić.- Shikamaru skamieniał. Nie wiedział, że tak łatwo go przejrzy. - Nic nie poradzę, że macie siedzibę rodową i musisz tam mieszkać.
- Przecież to ty kazałaś ją wybudować.- Jęknął Nara. Już nie chodziło o to, że mieszkanie z rodzicami jest strasznie denerwujące. Miał 20 lat potrzebował swojej własnej przestrzeni i prywatności. Albo chociaż ciszy i spokoju kiedy pracował, co z tym wiecznie skłóconym małżeństwem było nie do osiągnięcia.
"Małżeństwem... co jest z tym słowem? O czym mi ono przypomniało? Bogowie, nie, tylko mi nie mówcie, że zapomniałem. " Sięgną po stojący na biurku kalendarz z takim rozmachem, że prawie przewrócił Kakashiego.
21 Lipca.
- O nie...- Stukną czołem w kartkę. - Zapomniałem, że jutro jest rocznica.
-Mmmmm?- Mrukną pytająco szarowłosy przytrzymując się krawędzi biurka.
- Jutro jest 25 rocznica ślubu moich rodziców. A ja o niej zapomniałem.- Był szczerze załamany. Godaime zaś szczerze zdumiona.
- Jeszcze zdążysz kupić jakiś prezent. - Po chwili dotarł do niej pewien fakt.- Myślę, że Choji cię przenocuje.
Shika na chwilę zmarszczył brwi, a kiedy dotarło do niego co miała na myśli, na jego policzkach pojawiły się rumieńce.
- Tu nie o to chodzi, oni na ogół nie zbliżają się do siebie na więcej niż 2 metry. Jest gorzej. - To już na dobre zbiło ją z tropu. Widząc zdziwione miny towarzyszy Nara poczuł, że jest im winny wyjaśnienie.
- Znacie moich rodziców prawda? - Przytaknęli- Orientujecie się mniej więcej jakie są miedzy nimi relacje? - Pokiwali głowami, wiedzieli, że kiepskie. Shika przymknął oczy i westchną.
- Zwykle obydwoje zapominają o rocznicy, pamiętam za nich. Kupuje wiec prezent dla ojca i daje go matce, a prezent dla matki daje ojcu. Oczywiście każdemu z osobna. Mówię, że wiem jacy są zapracowani i jak mało mają czasu. Łykają to. Wychodzę wieczorem, a oni udają, że pamiętali o wszystkim i sami kupili upominki. Wszyscy są zadowoleni. A ja mam niezłą zabawę z obserwowania ich min kiedy się okazuje, że to drugie "pamiętało" i oczywiste korzyści kiedy usiłują mi wynagrodzić uratowanie z "opresji". - Sprawdził czy jego towarzysze nadążają. Mieli interesujące wyrazy twarzy. Takie na wpół zdziwione, na wpół zirytowane. Nie pytali jakie korzyści.
- Ale nadal masz czas na wszystko. Wiec o co chodzi ? - Shizune przekrzywiła głowę, jak ptak przyglądający się zdobyczy.
- 25 rocznica to Srebrne Gody, prawda? Jeżeli tak to chyba trzeba by było urządzić jakieś małe przyjęcie. Nie wiem nawet jak się ich pozbyć z domu w pojedynkę. Jeżeli czegoś nie urządzę obrażą się na siebie, a nie będę żył z nimi pod jednym dachem, kiedy są na siebie obrażeni. To grozi uszczerbkiem na zdrowiu. - Blondynka siedząca za biurkiem uśmiechnęła się, znalazła szybkie i proste rozwiązanie swojego problemu.
- Wszystkim się zajmę. - Chłopak przyjrzał się jej podejrzliwe. - Jeżeli ci pomogę będziemy kwita. Wolę mieć cię z głowy jak najszybciej. Jeszcze wymyślisz coś kłopotliwego. - Specjalnie użyła jego powiedzonka licząc na to, że poprawi mu humor. Nie lubiła kiedy jej przyjaciele się smucili, jeśli można to tak nazwać.
-Idź się przespać, a jak się obudzisz to pomożesz w przygotowaniach. - Po Shikamaru widać było, że nie jest przekonany do takiego pomysłu.
- Nie, żebym wątpił w organizacyjne talenty Czcigodnej, ale może mi Czcigodna powiedzieć co dokładnie zamierza zrobić - Wiedział jak bardzo denerwuje ją używanie tego tytułu. Ale tym razem nie dała się sprowokować.
- Hmmmm... na początku wyśle Shikaku na jakąś małą misje, typu nadzorowanie zajęć survivalowych uczniów akademii. Tak, żeby musiał się przespać poza domem, ale nie był zbyt zmęczony. Porozsyłamy zaproszenia. Myślę, że Yoshino się zgodzi jeżeli mama Ino poprosi ją o pomoc w przygotowaniu kwiatów, to przecież sezon na wesela. Nie będzie też nic dziwnego w tym, że będą pracować do późna w nocy i Hankei ( tak się tu będzie nazywać mama Ino ) zaproponuje przyjaciółce nocleg. W tym czasie Ino będzie mogła zrobić kilka kompozycji na to całe przyjęcie.- Kiwnęła głową sama do siebie, choćby matka Shiki protestowała nie zdoła odmówić Hankei. Czarnowłosy krytycznie uniósł brwi. Piąta zapomniała o pewnym fakcie.
- Matka Choijego niech zrobi jedzenie, a ja poproszę Iruke, żeby pilnował Shikaku. - Kakashi postanowił się wtrącić. - Naruto, Kiba, Choij i Shino pomogą mi w noszeniu i ustawianiu wszystkiego. Znając Sakure i Hinate pewnie będą nas nadzorować. Kurynai za nic w świecie nie przepuści takiej okazji, więc nie obędzie się bez dziecięcych krzyków nad głową. A co do odpuszczania sobie czegoś... Nie wiem jak długo będę w stanie ignorować Gaia bo jego obecność też jest pewna. Jak on to Neji, TenTen i Lee również. - Opuścił głowę.- Krótko mówiąc, jak chcesz spać to najwyżej 4 godziny, bo później zwali ci się do domu mały tajfun. - Shizune energicznie pokiwała głową na znak, że się z nim zgadza. Za chwile jednak przestała i trzepnęła Hatake po czuprynie.
- Jak śmiałeś mnie nie wymienić ty szara glisto.- Znowu zebrało im się na żarty. Młody Nara nie mógł uwierzyć, że wszyscy przegapili tak oczywista rzecz.
- Wasz plan ma mały defekt. To przyjęcie powinno teoretycznie przygotować któreś z moich rodziców. Żeby się nie nie zorientowali nie mogą wiedzieć, że żadnego z nich nie było w domu. - Spojrzeli na niego jakby zwariował.
- Możesz sobie ich oszukiwać w kwestii prezentów, ale przyjęcie będzie niespodzianką oficjalnie przygotowaną przez nas wszystkich. - Wygłosiła Tsunade tonem profesora na uczelni.- Zobaczysz jacy będą zadowoleni.
-Zaczynam żałować, że wam o tym powiedziałem.
W odpowiedzi uśmiechnęli się do niego niewinnie.
***
Spał tylko 2 godziny. A to co zjawiło się w siedzibie rodowej klanu Nara to z pewnością nie był mały, niewinny tajfun, prędzej huragan Katrina, ale to i tak nie oddawało w dostatecznym stopniu istoty rozgardiaszu który tam zapanował.
W kuchni panowała niepodzielnie Kiruto ( tak się tu nazywa mam Choijego), przygotowując dania wymagające więcej czasu, żeby być gotowe na jutro. Przy stole w jadalni Neji i TenTen wypisywali zaproszenia. Przynajmniej tak powiedzieli, ale byli tam sami, więc nikt nie mógł mieć całkowitej pewności co do tego. Kurenai i Hinata wycinały jakieś ozdoby z papieru, a siedzący za nimi na oparciu kanapy Sai szkicował im wzory i doradzał kolorystykę.
Biedak został brutalnie wyciągnięty z łóżka i zmuszony do pracy w dzień po powrocie z misji. Teraz zaś nieustannie musiał kłócić się z Ino która przyszła, żeby ocenić jakie kwiaty będą się najlepiej komponować z wystrojem. Artyści - ci to mają problemy.
Shikamaru z trudem wylawirował pomiędzy Naruto, Kibą i Akamaru którzy dzielnie podjęli się zadania uprzątnięcia biura jego ojca. Misja skazana na porażkę, ale to przecież specjaliści od takich właśnie zadań. Zgapił się chwilę na psa ciągnącego worek ze śmieciami i potknął się o rozciągniętego na podłodze Shino.
- Co ty odwalasz? - Spytał podnosząc się z ziemi. Jego towarzysz z uwagą obserwował przestrzeń pod jedną z licznych szafek w tym domu.
- Szukam owadów. Nawet nie wiesz ile wspaniałych okazów się tutaj kryje. - Odwrócił się do niego, a na jego palcu siedział wielki karaluch. Nara pozostawił to bez komentarza i ruszył dalej. Nie zaszedł daleko, bo znowu się o coś potknął.
-Papkun? - Na widok ninkena trzymającego w zębach szczotkę do fug, mało nie pomyślał, że to genjutsu.
- Cześć, leniu.- Reszta ferajny też tu była, wykonując pomniejsze prace. Kakashiemu coś dzisiaj odbijało. Podobnie zresztą jak wszystkim.
Ten dzień należał do takich w których przepełnia cię irracjonalna energia i za nic w świecie nie zdołasz się skupić. Nikt nie miał dzisiaj ochoty ani na myślenie, ani na powagę. Chcieli się cieszyć swoim towarzystwem i humorem, oderwać się na trochę od świata w którym żyli na co dzień. Dziś wszyscy przyszli w cywilnych dresach.
Wspomniany wcześniej właściciel sharingana, znajdował się w salonie z miotłą w jednym ręku, drugą zaś podtrzymywał czteroletnią Mirai (córka Kurenai) która tarmosiła mu włosy. No cóż taki los ojca chrzestnego. Jakieś dwa metry za nim Gai żywo wymachiwał mopem. Przynajmniej ci mieli jakąś metodę na sprzątanie.
Sakura, wyposażona w piórkową miotełkę i stojąca na grzbiecie największego ze znajdujących się obecnie w domu psów, pewnie wydawałaby im teraz dziarskim głosem polecenia, gdyby jej ktoś co chwila nie przerywał. Lee zdołał w jakiś sposób jednocześnie ją przytulać i całować oraz pozbywać się kurzu z półek. Akrobata jeden.
Kakashi musiał co chwila zmieniać pozycję, żeby Mirai nie mogła im się przyglądać, co usilnie starała się zrobić.
- Wujek nie dobry, wujek nie da mi popatrzeć. - Pociągnęła szare włosy jakby to były lejce. Hatake się skrzywił.
- Shikamaru proszę cię, zrób coś. Cokolwiek.
- Nie przyszło ci do głowy poprosić ich, żeby przestali.
- Równie dobrze mógłbym próbować zrobić z Deidary heteroseksualistę. - Idealny przykład rzeczy niemożliwej do wykonania, wprost cudowny.
- Kto to jest hetlosekulista? - Teraz dla odmiany dziewczynka wpatrywała się z uwagą w jego twarz. Na to pytanie szarowłosy sensei nie znalazł odpowiedzi. Gai wyjął mu małą z rąk.
- Nikt ważny. - Uśmiechnął się do niej, ale na niewiele się to zdało, bo ze swoim wyglądem tylko ją przestraszył.
- Postaw mnie. Postaw na ziemi. Puść mnie!- Spróbowała się wyrwać z rąk Gaia, w jej oczkach wezbrały łzy. Hatake źle reagował na protesty i krzyki małych dzieci. A już zwłaszcza Mirai.
- Oddaj mi ją albo dostaniesz miotłą tam gdzie nie chcesz dostać. - Machną na próbę swoją nową bronią. Mógł sobie udawać, że nie lubi dzieci, ale od kiedy się okazało, że Shikamaru jest za młody, żeby zostać ojcem chrzestnym opiekował się dziewczynką jak własną córką.
-Radze ci go posłuchać. - Rozległ się głos od strony sufitu. Shikamaru podniósł wzrok. Na ciężkim, podwieszanym żyrandolu, jak gdyby nigdy nic siedział Jiraja. Przyglądał się bez skrępowania Lee i Sakurze zapisując w notesie ich zachowania. Spojrzał mu w oczy.
- No co? To będzie świetny materiał do książki.
Tymczasem Kakashi zdążył już odzyskać Mirai. Chwile potem usłyszeli odgłos uderzenia i krzyk Gaia o oktawę wyższy niż zazwyczaj.
- Wybacz nie mogłem się powstrzymać.
- Przeprosiny w niczym ci nie pomogą. - Mistrz taijutsu zamierzył się w pięścią w jego stronę.
- Moglibyście łaskawie nie używać przemocy przy moim dziecku.- Kurenai przeszła korytarzem niosąc naręcze kolorowych kartek. Natychmiast oboje wrócili do sprzątania. Shikamaru pokręcił głową.
Jak to jest, że mógłby usiłować przemówić tej dwójce do rozsądku przez cały dzień i nic by nie zdziałał, a Kurenai wystarczyło jedno zdanie.
- Skąd się tu wziąłeś?- Zapytał białowłosego sannina.
- Byłem w wiosce przejazdem. Poszedłem się przywitać z Tsunade, a ta wysłała mnie prosto tutaj. Powiedziała, że jak się rozprawi ze starszyzną to też przyjdzie pomóc.
- Jakby mało tu jeszcze było ludzi. - Uśmiechnął się półgębkiem - Chociaż raz przydaje się na coś wielkość tej kwatery.
- Mmmm, Sakura, Lee to wasze zaproszenia - W drzwiach staną Neji, jego długie włosy były splatane i zawzięcie przeczyły prawu grawitacji, policzki zaczerwienione. Może i wypisali z TenTen zaproszenia, ale na pewno nie robili tylko tego. Przeszedł szybko rozdając wszystkim obecnym ozdobne koperty.
- Teraz weźcie odkurzacz i ogarnijcie sypialnie i łazienkę. - Sakura zdołała się na chwilę wyrwać z objęć Lee. Neji po usłyszeniu słowa "sypialnia", zgodził się z trochę zbyt dużym zapałem.
- Lepiej się ruszę, bo ucieknie mi niezłe widowisko. -Ero-sennin zeskoczył na podłogę.
- Nigdzie nie pójdziesz, bo będziesz pomagał mi.- Tsunade pojawiła się jakby wyrosła spod ziemi. Za nią stali Choij i Shizune obładowani torbami, sama Hokage zaś nie miła w rękach nic.
- Co mamy robić, Sakura? - Jako najlepiej zorganizowana, różowowłosa została najwyraźniej kierownikiem robót. Odsunęła się od swojego chłopaka i zgasiła jego zapał wkładając mu w usta miotełkę. Lee chyba nie lubił jeść piór, bo natychmiast zrozumiał przekaz i się odsunął.
- Dobra, Piąta jak to poroznosisz- tu wskazała na torby, które Nara zaczął uznawać za tajemnicze- możesz wynieść dywany i je wyprać, Jiraja ci pomoże. Wysuszcie je potem, dobra? Każcie Naruto użyć wiatru, czy co tam chcecie. Shizune, kuchnia bo Kiruto sama wszystkiego nie zrobi. Shikamaru ogarnij swój pokój, a później pozdejmuj zasłonki, je też trzeba wyprać ale zabiorę je do siebie bo nie macie drugiej pralki, a niedawno wrzuciłam obrusy, żeby je trochę odświeżyć. Choji ty ...
Drzwi prowadzące na taras rozsunęły się i wsunęła się przez nie głowa Yamato.
-Słuchajcie wiecie może gdzie są grabie?- Haruno spojrzała na niego i zamrugała dwukrotnie. Jego pytanie zbiło ją z tropu.
- Co tu robisz? - Shikamaru był od niej szybszy.
- Sprzątam ci w ogrodzie. Wiesz gdzie trzymacie grabie?- Zdążył się już spocić. Na dworze panował niesamowity upał.
- Powinny być obok skrzyni z narzędziami za krzakiem róż, ale...- Tenzou wyszedł. Sakura potrząsnęła głową i wróciła do przerwanego wątku. Kazała Choijemu pomóc na dworze. Rozeszli się do przydzielonych prac.
Nikt nie powiedział Narze co jest w torbach, nikt nie zamierzał. Piąta zawzięcie odmawiała wyjaśnień. Wobec jej nieprzeniknionej miny chłopak skapitulował, aczkolwiek nie zamierzał odejść całkowicie pokonany.
- To miało być małe przyjęcie. - Spojrzała na niego nie rozumiejąc.
- Jeżeli zaprosimy tylko tych którzy pomagali w przygotowaniach. To już nie będzie małe przyjęcie. - Nic na to nie odpowiedziała, tylko uśmiechnęła się szeroko. Dopiero teraz zrozumiał, że tak miało być od samego początku. Ona go nie pokonała, ona go wgniotła w ziemie i zmieszała z błotem. Oto dlaczego uważał kobiety za kłopotliwe.
Nie mógł protestować, pozostało mu tylko podziękować przyjaciołom za pomoc, za co gorliwie się zabrał. Ale nim zdążył się rozkręcić Hokage dała mu takiego kuksańca w bok, że odechciało mu się nawet spać.
W kuchni panowała niepodzielnie Kiruto ( tak się tu nazywa mam Choijego), przygotowując dania wymagające więcej czasu, żeby być gotowe na jutro. Przy stole w jadalni Neji i TenTen wypisywali zaproszenia. Przynajmniej tak powiedzieli, ale byli tam sami, więc nikt nie mógł mieć całkowitej pewności co do tego. Kurenai i Hinata wycinały jakieś ozdoby z papieru, a siedzący za nimi na oparciu kanapy Sai szkicował im wzory i doradzał kolorystykę.
Biedak został brutalnie wyciągnięty z łóżka i zmuszony do pracy w dzień po powrocie z misji. Teraz zaś nieustannie musiał kłócić się z Ino która przyszła, żeby ocenić jakie kwiaty będą się najlepiej komponować z wystrojem. Artyści - ci to mają problemy.
Shikamaru z trudem wylawirował pomiędzy Naruto, Kibą i Akamaru którzy dzielnie podjęli się zadania uprzątnięcia biura jego ojca. Misja skazana na porażkę, ale to przecież specjaliści od takich właśnie zadań. Zgapił się chwilę na psa ciągnącego worek ze śmieciami i potknął się o rozciągniętego na podłodze Shino.
- Co ty odwalasz? - Spytał podnosząc się z ziemi. Jego towarzysz z uwagą obserwował przestrzeń pod jedną z licznych szafek w tym domu.
- Szukam owadów. Nawet nie wiesz ile wspaniałych okazów się tutaj kryje. - Odwrócił się do niego, a na jego palcu siedział wielki karaluch. Nara pozostawił to bez komentarza i ruszył dalej. Nie zaszedł daleko, bo znowu się o coś potknął.
-Papkun? - Na widok ninkena trzymającego w zębach szczotkę do fug, mało nie pomyślał, że to genjutsu.
- Cześć, leniu.- Reszta ferajny też tu była, wykonując pomniejsze prace. Kakashiemu coś dzisiaj odbijało. Podobnie zresztą jak wszystkim.
Ten dzień należał do takich w których przepełnia cię irracjonalna energia i za nic w świecie nie zdołasz się skupić. Nikt nie miał dzisiaj ochoty ani na myślenie, ani na powagę. Chcieli się cieszyć swoim towarzystwem i humorem, oderwać się na trochę od świata w którym żyli na co dzień. Dziś wszyscy przyszli w cywilnych dresach.
Wspomniany wcześniej właściciel sharingana, znajdował się w salonie z miotłą w jednym ręku, drugą zaś podtrzymywał czteroletnią Mirai (córka Kurenai) która tarmosiła mu włosy. No cóż taki los ojca chrzestnego. Jakieś dwa metry za nim Gai żywo wymachiwał mopem. Przynajmniej ci mieli jakąś metodę na sprzątanie.
Sakura, wyposażona w piórkową miotełkę i stojąca na grzbiecie największego ze znajdujących się obecnie w domu psów, pewnie wydawałaby im teraz dziarskim głosem polecenia, gdyby jej ktoś co chwila nie przerywał. Lee zdołał w jakiś sposób jednocześnie ją przytulać i całować oraz pozbywać się kurzu z półek. Akrobata jeden.
Kakashi musiał co chwila zmieniać pozycję, żeby Mirai nie mogła im się przyglądać, co usilnie starała się zrobić.
- Wujek nie dobry, wujek nie da mi popatrzeć. - Pociągnęła szare włosy jakby to były lejce. Hatake się skrzywił.
- Shikamaru proszę cię, zrób coś. Cokolwiek.
- Nie przyszło ci do głowy poprosić ich, żeby przestali.
- Równie dobrze mógłbym próbować zrobić z Deidary heteroseksualistę. - Idealny przykład rzeczy niemożliwej do wykonania, wprost cudowny.
- Kto to jest hetlosekulista? - Teraz dla odmiany dziewczynka wpatrywała się z uwagą w jego twarz. Na to pytanie szarowłosy sensei nie znalazł odpowiedzi. Gai wyjął mu małą z rąk.
- Nikt ważny. - Uśmiechnął się do niej, ale na niewiele się to zdało, bo ze swoim wyglądem tylko ją przestraszył.
- Postaw mnie. Postaw na ziemi. Puść mnie!- Spróbowała się wyrwać z rąk Gaia, w jej oczkach wezbrały łzy. Hatake źle reagował na protesty i krzyki małych dzieci. A już zwłaszcza Mirai.
- Oddaj mi ją albo dostaniesz miotłą tam gdzie nie chcesz dostać. - Machną na próbę swoją nową bronią. Mógł sobie udawać, że nie lubi dzieci, ale od kiedy się okazało, że Shikamaru jest za młody, żeby zostać ojcem chrzestnym opiekował się dziewczynką jak własną córką.
-Radze ci go posłuchać. - Rozległ się głos od strony sufitu. Shikamaru podniósł wzrok. Na ciężkim, podwieszanym żyrandolu, jak gdyby nigdy nic siedział Jiraja. Przyglądał się bez skrępowania Lee i Sakurze zapisując w notesie ich zachowania. Spojrzał mu w oczy.
- No co? To będzie świetny materiał do książki.
Tymczasem Kakashi zdążył już odzyskać Mirai. Chwile potem usłyszeli odgłos uderzenia i krzyk Gaia o oktawę wyższy niż zazwyczaj.
- Wybacz nie mogłem się powstrzymać.
- Przeprosiny w niczym ci nie pomogą. - Mistrz taijutsu zamierzył się w pięścią w jego stronę.
- Moglibyście łaskawie nie używać przemocy przy moim dziecku.- Kurenai przeszła korytarzem niosąc naręcze kolorowych kartek. Natychmiast oboje wrócili do sprzątania. Shikamaru pokręcił głową.
Jak to jest, że mógłby usiłować przemówić tej dwójce do rozsądku przez cały dzień i nic by nie zdziałał, a Kurenai wystarczyło jedno zdanie.
- Skąd się tu wziąłeś?- Zapytał białowłosego sannina.
- Byłem w wiosce przejazdem. Poszedłem się przywitać z Tsunade, a ta wysłała mnie prosto tutaj. Powiedziała, że jak się rozprawi ze starszyzną to też przyjdzie pomóc.
- Jakby mało tu jeszcze było ludzi. - Uśmiechnął się półgębkiem - Chociaż raz przydaje się na coś wielkość tej kwatery.
- Mmmm, Sakura, Lee to wasze zaproszenia - W drzwiach staną Neji, jego długie włosy były splatane i zawzięcie przeczyły prawu grawitacji, policzki zaczerwienione. Może i wypisali z TenTen zaproszenia, ale na pewno nie robili tylko tego. Przeszedł szybko rozdając wszystkim obecnym ozdobne koperty.
- Teraz weźcie odkurzacz i ogarnijcie sypialnie i łazienkę. - Sakura zdołała się na chwilę wyrwać z objęć Lee. Neji po usłyszeniu słowa "sypialnia", zgodził się z trochę zbyt dużym zapałem.
- Lepiej się ruszę, bo ucieknie mi niezłe widowisko. -Ero-sennin zeskoczył na podłogę.
- Nigdzie nie pójdziesz, bo będziesz pomagał mi.- Tsunade pojawiła się jakby wyrosła spod ziemi. Za nią stali Choij i Shizune obładowani torbami, sama Hokage zaś nie miła w rękach nic.
- Co mamy robić, Sakura? - Jako najlepiej zorganizowana, różowowłosa została najwyraźniej kierownikiem robót. Odsunęła się od swojego chłopaka i zgasiła jego zapał wkładając mu w usta miotełkę. Lee chyba nie lubił jeść piór, bo natychmiast zrozumiał przekaz i się odsunął.
- Dobra, Piąta jak to poroznosisz- tu wskazała na torby, które Nara zaczął uznawać za tajemnicze- możesz wynieść dywany i je wyprać, Jiraja ci pomoże. Wysuszcie je potem, dobra? Każcie Naruto użyć wiatru, czy co tam chcecie. Shizune, kuchnia bo Kiruto sama wszystkiego nie zrobi. Shikamaru ogarnij swój pokój, a później pozdejmuj zasłonki, je też trzeba wyprać ale zabiorę je do siebie bo nie macie drugiej pralki, a niedawno wrzuciłam obrusy, żeby je trochę odświeżyć. Choji ty ...
Drzwi prowadzące na taras rozsunęły się i wsunęła się przez nie głowa Yamato.
-Słuchajcie wiecie może gdzie są grabie?- Haruno spojrzała na niego i zamrugała dwukrotnie. Jego pytanie zbiło ją z tropu.
- Co tu robisz? - Shikamaru był od niej szybszy.
- Sprzątam ci w ogrodzie. Wiesz gdzie trzymacie grabie?- Zdążył się już spocić. Na dworze panował niesamowity upał.
- Powinny być obok skrzyni z narzędziami za krzakiem róż, ale...- Tenzou wyszedł. Sakura potrząsnęła głową i wróciła do przerwanego wątku. Kazała Choijemu pomóc na dworze. Rozeszli się do przydzielonych prac.
Nikt nie powiedział Narze co jest w torbach, nikt nie zamierzał. Piąta zawzięcie odmawiała wyjaśnień. Wobec jej nieprzeniknionej miny chłopak skapitulował, aczkolwiek nie zamierzał odejść całkowicie pokonany.
- To miało być małe przyjęcie. - Spojrzała na niego nie rozumiejąc.
- Jeżeli zaprosimy tylko tych którzy pomagali w przygotowaniach. To już nie będzie małe przyjęcie. - Nic na to nie odpowiedziała, tylko uśmiechnęła się szeroko. Dopiero teraz zrozumiał, że tak miało być od samego początku. Ona go nie pokonała, ona go wgniotła w ziemie i zmieszała z błotem. Oto dlaczego uważał kobiety za kłopotliwe.
Nie mógł protestować, pozostało mu tylko podziękować przyjaciołom za pomoc, za co gorliwie się zabrał. Ale nim zdążył się rozkręcić Hokage dała mu takiego kuksańca w bok, że odechciało mu się nawet spać.
***
Było 30 po północy, kiedy ci którzy jeszcze stali na nogach poszli do swoich domów. Tak wyczyszczona i lśniąca siedziba rodu Nara nie była od dnia w którym oddano ją do użytku właścicielom. Wszystkie dekoracje były już przygotowane i czekały tylko na powieszenie. Kwiaty od Ino stały w wazonach, jak popadnie jeszcze nie poustawiane. Tajemnicze torby objawiły swą zawartość w postaci sukienek, koszul i spodni dla wszystkich obecnych. Piąta nie pozwoliła im oddać sobie pieniędzy twierdząc, że potrąci im z pensji.
Wiedzieli, że tego nie zrobi, rozrzutna wariatka. Wszystko pasowało, bo znała ich wymiary z kart leczenia. Trzeba jeszcze było skąbinować stroje dla państwa Nara i kupić prezenty. Małe przyjęcie zdążyło urosnąć do rangi małego wesela. Zaplanowane na siedemnastą i kończące się o pierwszej.
A potem posprzątać i iść na misje. Że też musiał oprowadzać tą dziewczynę po Wiosce zawsze gdy przyjeżdżała. Jak nic nie będzie zadowolona z jego stanu.
Shikamaru zamknął drzwi i westchnął z ulgą. Przymknął oczy. Wiedział, że ma jeszcze coś do zrobienia, ale tak strasznie mu się nie chciało. Jak dziecko wierzył w tej chwili, że skoro on nie widzi niczego to i jego nic i nikt nie widzi.
Nie ma tak dobrze.
Z jękiem odepchnął się od drzwi. Shizune i Hinata usnęły zanim ktokolwiek się zorientował. Leżały teraz na kanapie opierając się o siebie. Nie mógł im pozwolić tak spać, trzeba je było obudzić. Ciemnowłosy oparł się o ścianę na przeciwko nich i zjechał w dół. Ludzi lubił najbardziej kiedy spali. Nie kłócili się wtedy, nie robili sobie przykrości, nie miewali pomysłów, ani planów niemożliwych do wykonania. Nie patrzyli na niego z wyrzutem, ani z nadzieją.
Oparł głowę na kolanach i przyglądał się dwóm kobietą. Shizune wygładziły się zmarszczki i i rozluźniła wiecznie zmartwiona twarz. Hinata uśmiechała się przez sen pewniej niż na jawie. Patrząc na nie, czuł się lepiej. Trochę bardziej szczęśliwie. Na myśl, że ma je teraz budzić robiło mu się przykro. Wiedział jednak, że zbudzą się obolałe i niezadowolone jeżeli zostaną w takiej pozycji. Nie wstał jednak i dalej się im przyglądał.
Były takie spokojne.
Spokój w życiu shinobi to pojęcie abstrakcyjne.
A one jednak były spokojne.
" Zrobię się całkowitym mięczakiem jeżeli będę zwracał uwagę na takie głupoty. " Jego rozleniwiony i zmęczony mózg olał nawet taką argumentacje. Pozostał w tej samej pozycji nie ruszywszy się nawet o milimetr.
- Lubi ,się, gapić, na ,śpiących, ludzi. - Dźwięk głosu Jiraja i odgłos pisania w notatniku wyrwały go z zamyślenia, ale nie zaskoczyły.
- Żałosne, prawda? - Mówił cicho, za nic w świecie nie chciał, żeby obudziły się przestraszone jego głosem.
- Nie jesteś jedyny. -Końcem długopisu wskazał siedzącego pod inną ścianą Kakashiego, który zamarł z nogami skrzyżowanymi po turecku. Shikamaru musiał go przeoczyć.
- Ruszcie się bo sam to zrobię. - Sannin cały czas coś pisał, najwyraźniej złapał wenę. Szarowłosy podniósł się bezszelestnie Nara też wstał. Stanęli nad kanapą i spojrzeli niepewnie na siebie. W końcu to Hatake odezwał się pierwszy.
- Hianta, obudź się. - Miękki, przyjazny głos nie zadziałał.
-Hinata.- Lekko dotkną jej ramienia. Obudziła się szybko i natychmiast usiadła prosto. Spojrzała na nich przepłoszonym wzrokiem. Wyglądała jak małe porzucone zwierzątko, rozglądające się za matką.
- Zasnęłaś. Nic nie szkodzi. - Shika wyprzedził jej pytanie i przeprosiny. Wstała mrucząc coś co brzmiało jak usprawiedliwienie i poszła ubrać buty.
- Dz... Dziękuje, że nie pozwoliliście mi tu zostać. Dobranoc.- Uśmiechnęła się zmęczona i wyszła. Tyle ją widzieli.
O dziwo Shizune to nie obudziło. Próbowali jeszcze kilka razy. Potrząśnięcie za ramiona, pogładzenie po włosach, głośny krzyk. Nic na nią nie działało. Skończyło się na tym, że wtuliła się Kakashiemu w ramię, mówiąc zasapanym głosikiem "już wstaje" i natychmiast zasypiając. Szarowłosy nie za bardzo wiedział co robić.
- Mamy po drodze, możemy ją odnieść. - Jiraja podszedł się do drzwi. Shikamaru spojrzał pytająco na dawnego mistrza.
- Wezwali nas ANBU nie wiemy czego chcą, ale nie ma to trwać długo. - Mówił szeptem. Delikatnie wsunął ramiona pod śpiącą i podniósł ją z kanapy.
- Dogonisz mnie. - Ero- sennin znikł w nocy. Nara odprowadził Kakshiego do drzwi. Kiedy ten już miał wychodzić powstrzymał go chwytając za ramie.
-Miałeś racje.- Widząc zdezorientowaną minę dopowiedział.- Co do starszyzny. Pytali właśnie o to o czym mówiłeś.
- Jako jedyni z ostatniego pokolenia klanu musimy to przechodzić co roku. - W jego oczach było widać współczucie- Spokojnie przyzwyczaisz się. Po jakimś czasie udowadnianie im, że nie mają racji staje się nawet zabawne. - Wyszedł.
Shikamaru został sam. Po całym dniu bieganiny dom zdawał się pulsować echem niedawnych rozmów. Albo to była jego głowa.
Wiedzieli, że tego nie zrobi, rozrzutna wariatka. Wszystko pasowało, bo znała ich wymiary z kart leczenia. Trzeba jeszcze było skąbinować stroje dla państwa Nara i kupić prezenty. Małe przyjęcie zdążyło urosnąć do rangi małego wesela. Zaplanowane na siedemnastą i kończące się o pierwszej.
A potem posprzątać i iść na misje. Że też musiał oprowadzać tą dziewczynę po Wiosce zawsze gdy przyjeżdżała. Jak nic nie będzie zadowolona z jego stanu.
Shikamaru zamknął drzwi i westchnął z ulgą. Przymknął oczy. Wiedział, że ma jeszcze coś do zrobienia, ale tak strasznie mu się nie chciało. Jak dziecko wierzył w tej chwili, że skoro on nie widzi niczego to i jego nic i nikt nie widzi.
Nie ma tak dobrze.
Z jękiem odepchnął się od drzwi. Shizune i Hinata usnęły zanim ktokolwiek się zorientował. Leżały teraz na kanapie opierając się o siebie. Nie mógł im pozwolić tak spać, trzeba je było obudzić. Ciemnowłosy oparł się o ścianę na przeciwko nich i zjechał w dół. Ludzi lubił najbardziej kiedy spali. Nie kłócili się wtedy, nie robili sobie przykrości, nie miewali pomysłów, ani planów niemożliwych do wykonania. Nie patrzyli na niego z wyrzutem, ani z nadzieją.
Oparł głowę na kolanach i przyglądał się dwóm kobietą. Shizune wygładziły się zmarszczki i i rozluźniła wiecznie zmartwiona twarz. Hinata uśmiechała się przez sen pewniej niż na jawie. Patrząc na nie, czuł się lepiej. Trochę bardziej szczęśliwie. Na myśl, że ma je teraz budzić robiło mu się przykro. Wiedział jednak, że zbudzą się obolałe i niezadowolone jeżeli zostaną w takiej pozycji. Nie wstał jednak i dalej się im przyglądał.
Były takie spokojne.
Spokój w życiu shinobi to pojęcie abstrakcyjne.
A one jednak były spokojne.
" Zrobię się całkowitym mięczakiem jeżeli będę zwracał uwagę na takie głupoty. " Jego rozleniwiony i zmęczony mózg olał nawet taką argumentacje. Pozostał w tej samej pozycji nie ruszywszy się nawet o milimetr.
- Lubi ,się, gapić, na ,śpiących, ludzi. - Dźwięk głosu Jiraja i odgłos pisania w notatniku wyrwały go z zamyślenia, ale nie zaskoczyły.
- Żałosne, prawda? - Mówił cicho, za nic w świecie nie chciał, żeby obudziły się przestraszone jego głosem.
- Nie jesteś jedyny. -Końcem długopisu wskazał siedzącego pod inną ścianą Kakashiego, który zamarł z nogami skrzyżowanymi po turecku. Shikamaru musiał go przeoczyć.
- Ruszcie się bo sam to zrobię. - Sannin cały czas coś pisał, najwyraźniej złapał wenę. Szarowłosy podniósł się bezszelestnie Nara też wstał. Stanęli nad kanapą i spojrzeli niepewnie na siebie. W końcu to Hatake odezwał się pierwszy.
- Hianta, obudź się. - Miękki, przyjazny głos nie zadziałał.
-Hinata.- Lekko dotkną jej ramienia. Obudziła się szybko i natychmiast usiadła prosto. Spojrzała na nich przepłoszonym wzrokiem. Wyglądała jak małe porzucone zwierzątko, rozglądające się za matką.
- Zasnęłaś. Nic nie szkodzi. - Shika wyprzedził jej pytanie i przeprosiny. Wstała mrucząc coś co brzmiało jak usprawiedliwienie i poszła ubrać buty.
- Dz... Dziękuje, że nie pozwoliliście mi tu zostać. Dobranoc.- Uśmiechnęła się zmęczona i wyszła. Tyle ją widzieli.
O dziwo Shizune to nie obudziło. Próbowali jeszcze kilka razy. Potrząśnięcie za ramiona, pogładzenie po włosach, głośny krzyk. Nic na nią nie działało. Skończyło się na tym, że wtuliła się Kakashiemu w ramię, mówiąc zasapanym głosikiem "już wstaje" i natychmiast zasypiając. Szarowłosy nie za bardzo wiedział co robić.
- Mamy po drodze, możemy ją odnieść. - Jiraja podszedł się do drzwi. Shikamaru spojrzał pytająco na dawnego mistrza.
- Wezwali nas ANBU nie wiemy czego chcą, ale nie ma to trwać długo. - Mówił szeptem. Delikatnie wsunął ramiona pod śpiącą i podniósł ją z kanapy.
- Dogonisz mnie. - Ero- sennin znikł w nocy. Nara odprowadził Kakshiego do drzwi. Kiedy ten już miał wychodzić powstrzymał go chwytając za ramie.
-Miałeś racje.- Widząc zdezorientowaną minę dopowiedział.- Co do starszyzny. Pytali właśnie o to o czym mówiłeś.
- Jako jedyni z ostatniego pokolenia klanu musimy to przechodzić co roku. - W jego oczach było widać współczucie- Spokojnie przyzwyczaisz się. Po jakimś czasie udowadnianie im, że nie mają racji staje się nawet zabawne. - Wyszedł.
Shikamaru został sam. Po całym dniu bieganiny dom zdawał się pulsować echem niedawnych rozmów. Albo to była jego głowa.
***
Śmiech, który zdawał się dobiegać za ściany. Taki przygłuszony. Taki nieszczęśliwy i wymuszony. Kto się tak śmiał? Nie pamiętał. Mało pamiętał. Ręką znalazł ścianę szedł wzdłuż niej, nie wiedział dokąd. Szedł za tym smutnym dźwiękiem. Ściana nie była taka jak trzeba chyba, że ściany są zwykle mokre. Ta była mokra od krwi.
Podłoga też. Z sufitu kapały mu na głowę krople, pewnie krwi.
Zgasło światło, a może było ciemno od początku. Nie wiedział. Mało wiedział. Nogi mu się ugięły. Padł na kolana. Śmiech przeszedł w szloch. I znowu w śmiech tym razem dumny i desperacki. Tak się śmieją ludzie kiedy patrzą śmierci w twarz i udają, że się nie boją. Czyżby to był shinobi. Czy kobieta? Nie to nie ma sensu.
Nagle otworzy się drzwi. Nie było ich tam przed chwilą, a może były, wszystko go bolało. Na podłodze leżała skulona postać. Starała się wstać i śmiała się obłąkańczo. Rany na jej rękach i nogach obficie krwawiły. Nie miała jednej stopy. Spojrzała prosto na niego, zielone wielkie oczy przyszpiliły go do podłogi, blond włosy były ciemne od posoki. Wyciągnęła dłoń jej palce prawie dotknęły jego czoła.
Cała sceneria się zmieniła. Stali pośrodku okrągłego pokoju. Po dziewczynie dalej spływała krew, wylewała się z niej niczym rzeka, brudząc podłogę która tym razem była czysta. Poczuł w ręce ciężar kunaia. Spojrzała na niego wyczekująco, odchyliła głowę odsłaniając gardło. Czyżby miał ją zabić? Dlaczego? Może wtedy to się skończy? Stał niezdecydowany, niezdolny zdać ostateczny cios umierającej. Za długo zwlekał. Spojrzała na niego, znowu nie mógł się ruszyć. Jego ruchy naśladowały jej. Tak jakby był uwięziony we własnej technice. Przejechał ostrzem po swojej ręce, pozostawił głęboką ranę od nasady dłoni do zgięcia łokcia. Zabolało. Bardzo. Uśmiechnęła się.
- Zabij mnie. - jej głos huczał w jego głowie. Nie wiedział czemu ale nie chciał tego zrobić. Nie chciał spełnić jej żądań. Po prostu nie. Wyczytała to z jego miny albo znała jego myśli. Syknęła jak dziki kot.
-A więc tak? Teraz ja zabije ciebie. - okręciła się dookoła, stanęła za nim. -Powoli. - obłąkańczy śmiech wypełnił mu uszy. Słyszał go dalej gdy wbiła broń w jego plecy, kiedy powoli przejechała nią po jego udach i kiedy przebiła mu nią kolana. Wysmarowała go swoją krwią, a później dopilnowała by jego krew też pokryła go dokładnie. Nie mógł krzyczeć, nie mógł się bronic. Cięła tak, żeby sprawić maksymalnie duży ból. Ledwo oddychał. Wzrok mu się rozmył. W jego polu widzenia pojawiła się twarz której nie mógł rozpoznać. Od początku widział w niej tylko oczy. Dręczona napadami chichotu przyłożyła mu kunaia do czoła. Pchnięcie było krótkie, ostrze weszło gładko.
Usiadł na łóżku i w panice szukał przełącznika, żeby włączyć światło. Gdy się zapaliło musiał zmrużyć oczy. Oddech miał nierówny, paniczny. W głowie pulsował ból jak po ciosie obuchem. Ręce mu się trzęsły. Szczegóły koszmaru zamiast się zatrzeć zaatakowały z nową siłą. Wrażenie, że jest cały we krwi było tak nieodparte, że pobiegł do łazienki. Wskoczył pod prysznic zapominając o zdjęciu koszulki. Dopiero kiedy zimna woda zaczęła zmieniać się na ciepłą zdołał się trochę uspokoić.
" Koszmar, to był tylko koszmar ". Oparł się o ścianę. Nie mógł się powstrzymać od nieustannego sprawdzania czy woda spływająca odpływem nie jest, aby zabarwiona na czerwono. Nie była.
- Koszmar nic więcej. - Głos mu drżał, podobnie jak ciało. Koszulka nasiąknęła wodą, ściągnął ją i wyrzucił za kabinę. Dawno nie miał koszmarów.
Pierwszy raz obudził się tak spanikowany po śmierci Asumy. Długo trwało zanim przestał budzić się z wrzaskiem. Miał nadzieję, że to teraz, to był tylko jednorazowy przypadek. Usiadł, przyciągnął kolana do siebie i ograniczył swoje pole widzenia tak, że mógł patrzeć tylko na ziemie.
To pomogło mu wyrównać oddech i zwalczyć miotające nim fale strachu. Pozbierał się, wyszedł z pod prysznica i ubrał piżamę. Z niesmakiem popatrzył na plamy wody pozostawione w łazience przez mokrą koszulkę. Sakura by mu dała za takie podejście do pracy przyjaciół. Wziął mopa i zabrał się za sprzątanie. Przedtem przelotnie spojrzał na zegar, znów spał tylko 2 godziny.
Podłoga też. Z sufitu kapały mu na głowę krople, pewnie krwi.
Zgasło światło, a może było ciemno od początku. Nie wiedział. Mało wiedział. Nogi mu się ugięły. Padł na kolana. Śmiech przeszedł w szloch. I znowu w śmiech tym razem dumny i desperacki. Tak się śmieją ludzie kiedy patrzą śmierci w twarz i udają, że się nie boją. Czyżby to był shinobi. Czy kobieta? Nie to nie ma sensu.
Nagle otworzy się drzwi. Nie było ich tam przed chwilą, a może były, wszystko go bolało. Na podłodze leżała skulona postać. Starała się wstać i śmiała się obłąkańczo. Rany na jej rękach i nogach obficie krwawiły. Nie miała jednej stopy. Spojrzała prosto na niego, zielone wielkie oczy przyszpiliły go do podłogi, blond włosy były ciemne od posoki. Wyciągnęła dłoń jej palce prawie dotknęły jego czoła.
Cała sceneria się zmieniła. Stali pośrodku okrągłego pokoju. Po dziewczynie dalej spływała krew, wylewała się z niej niczym rzeka, brudząc podłogę która tym razem była czysta. Poczuł w ręce ciężar kunaia. Spojrzała na niego wyczekująco, odchyliła głowę odsłaniając gardło. Czyżby miał ją zabić? Dlaczego? Może wtedy to się skończy? Stał niezdecydowany, niezdolny zdać ostateczny cios umierającej. Za długo zwlekał. Spojrzała na niego, znowu nie mógł się ruszyć. Jego ruchy naśladowały jej. Tak jakby był uwięziony we własnej technice. Przejechał ostrzem po swojej ręce, pozostawił głęboką ranę od nasady dłoni do zgięcia łokcia. Zabolało. Bardzo. Uśmiechnęła się.
- Zabij mnie. - jej głos huczał w jego głowie. Nie wiedział czemu ale nie chciał tego zrobić. Nie chciał spełnić jej żądań. Po prostu nie. Wyczytała to z jego miny albo znała jego myśli. Syknęła jak dziki kot.
-A więc tak? Teraz ja zabije ciebie. - okręciła się dookoła, stanęła za nim. -Powoli. - obłąkańczy śmiech wypełnił mu uszy. Słyszał go dalej gdy wbiła broń w jego plecy, kiedy powoli przejechała nią po jego udach i kiedy przebiła mu nią kolana. Wysmarowała go swoją krwią, a później dopilnowała by jego krew też pokryła go dokładnie. Nie mógł krzyczeć, nie mógł się bronic. Cięła tak, żeby sprawić maksymalnie duży ból. Ledwo oddychał. Wzrok mu się rozmył. W jego polu widzenia pojawiła się twarz której nie mógł rozpoznać. Od początku widział w niej tylko oczy. Dręczona napadami chichotu przyłożyła mu kunaia do czoła. Pchnięcie było krótkie, ostrze weszło gładko.
Usiadł na łóżku i w panice szukał przełącznika, żeby włączyć światło. Gdy się zapaliło musiał zmrużyć oczy. Oddech miał nierówny, paniczny. W głowie pulsował ból jak po ciosie obuchem. Ręce mu się trzęsły. Szczegóły koszmaru zamiast się zatrzeć zaatakowały z nową siłą. Wrażenie, że jest cały we krwi było tak nieodparte, że pobiegł do łazienki. Wskoczył pod prysznic zapominając o zdjęciu koszulki. Dopiero kiedy zimna woda zaczęła zmieniać się na ciepłą zdołał się trochę uspokoić.
" Koszmar, to był tylko koszmar ". Oparł się o ścianę. Nie mógł się powstrzymać od nieustannego sprawdzania czy woda spływająca odpływem nie jest, aby zabarwiona na czerwono. Nie była.
- Koszmar nic więcej. - Głos mu drżał, podobnie jak ciało. Koszulka nasiąknęła wodą, ściągnął ją i wyrzucił za kabinę. Dawno nie miał koszmarów.
Pierwszy raz obudził się tak spanikowany po śmierci Asumy. Długo trwało zanim przestał budzić się z wrzaskiem. Miał nadzieję, że to teraz, to był tylko jednorazowy przypadek. Usiadł, przyciągnął kolana do siebie i ograniczył swoje pole widzenia tak, że mógł patrzeć tylko na ziemie.
To pomogło mu wyrównać oddech i zwalczyć miotające nim fale strachu. Pozbierał się, wyszedł z pod prysznica i ubrał piżamę. Z niesmakiem popatrzył na plamy wody pozostawione w łazience przez mokrą koszulkę. Sakura by mu dała za takie podejście do pracy przyjaciół. Wziął mopa i zabrał się za sprzątanie. Przedtem przelotnie spojrzał na zegar, znów spał tylko 2 godziny.
***
Skończyło się.
Energia z nich uszła. Niektórzy próbowali to ukryć wykonując ostatnie poprawki. Inni sobie odpuścili i przyszli tylko dla zasady. Shikamaru pamiętał z tego dnia tylko urywki. Był tak zmęczony, że ledwo chodził. Zasnął w nocy z powrotem, ale obudził się w mniej więcej takim samym stanie po półgodziny. Sen był dokładnie ten sam. Nie był więcej w stanie zmusić się do spania.
Tak więc widział smutne, zdenerwowane miny Jiraja i Kakashiego i pamiętał, że go zbyli kiedy próbował się dowiedzieć, o co chodziło ANBU. Wiedział, że Tsunade zaserwowała mu trzy super mocne, duże kawy które niewiele pomogły. Sai spadł z krzesła kiedy wieszał serpentyny. Mirari się rozpłakała. Sakura dała mu coś na ból głowy.
Zapowiadało się okropnie. Co prawda wystrój wyszedł cudownie, a większość jego przyjaciół nie straciła dobrego humoru, ale on nie potrafił na to patrzeć inaczej. Podskoczył na krześle kiedy Ino złapała go za ramię.
- Chodź ze mną na chwilę dobrze? - Zaciągnęła go do jednej z gościnnych sypialni i zamknęła drzwi. Usiadł na łóżku, bo czuł jakby miał się zaraz przewrócić. Teraz kiedy świeciło słońce chętnie by zasnął.
- Co ty wczoraj piłeś?- Jej słowa docierały do niego z opóźnieniem, ale kiedy już je zrozumiał zyskał trochę sił. Sił pochodzących z zawstydzenia i złości.
- Nic. - Spojrzała na niego z politowaniem. Jej cała postawa wyrażała brak wiary, litość.
- Mnie możesz powiedzieć, nie zamierzam na ciebie krzyczeć. - Znała go tyle lat, była z nim w drużynie, był dla niej jak brat. Nie chciała, żeby cierpiał i źle wypadł na przyjęciu własnych rodziców. Zamierzała mu dać coś co go odtruje szybko i skutecznie. Musiała tylko wiedzieć co pił.
- Nic naprawdę.
- No przecież widzę jak wyglądasz i jak reagujesz. Boli cię głowa, chwiejesz się na nogach i masz takie nastawienie do świata, że najlepiej to rzucić się z mostu. - Ani razu nie podniosła głosu. Jak mówiła nie zamierzała krzyczeć.- Nie bądź męczennikiem, zamierzam ci tyko dać lek który zniweluje twojego kaca.
- Nic nie piłem - Wymówił każde słowo dosadnie i oddzielnie, żeby się upewnić, że do niej dotrze. Następnie odchylił się do tyłu i opadł na pościel gapiąc się w sufit.
Przekonał ją. Była już pewna, że jego stan nie jest spowodowany alkoholem. Ale w takim razie czym? Zabębniła nerwowo palcami o ścianę. Głuch odgłos sprawił, że jego twarz wykrzywił grymas bólu, miał okropną migrenę. Przysiadła w nogach łóżka i spojrzała na niego wyczekująco.
- Szkoda gadać. - Wiedział czego dziewczyna chce i wiedział także jak bardzo ją zmartwi jeżeli powie jej prawdę. Ludzie nie powinni miewać takich koszmarów bez powodu. Nie takich w których ktoś ich torturuje lub torturują się sami. Nie tak bardzo realistycznych. Wciąż się w niego wpatrywała
- Będziesz panikować. - Wyprostowała się dumnie i zacisnęła usta. Mogła sobie być roztrzepana, ale czas zrobił z niej piękną, silną kobietę. Świadomą swoich wad i walorów. Twardą, kiedy wymagała tego sytuacja, ale na ogół wrażliwą i współczującą. Nie mógł jej okłamywać, nie miał na to siły, a ona na to nie zasłużyła.
- Nie spałem w nocy, miałem koszmary. - Przekrzywiła głowę, ale nic nie mógł wyczytać z jej twarzy. Niesamowite, że po tylu wspólnych latach wciąż była w stanie ukryć przed nim uczucia. Z drugiej strony pomyliła objawy jego zmęczenia z kacem.
- Jakie? - Opowiedział jej z grubsza o co chodziło. Zmarszczyła czoło, zasznurowała usta.
- Jeżeli nie przejdzie ci przez trzy dni, dam ci coś na sen. - Wstała i zaczęła szukać czegoś w swojej torebce. - Ale ból głowy to osobna sprawa, jest pewnie spowodowany niewyspaniem, ale da się go zwalczyć. Wiesz co ci dała Sakura? - W odpowiedzi usłyszała jęk.
- Dobra nie wiesz. Pewnie Aspirynę. To jest mocniejsze. - Rzuciła w niego małym pudełeczkiem. - Poczekaj tu. - Usłyszał jak opuszcza pokój. Nie ruszył się, tylko zamknął oczy usiłując ignorować swoją pulsującą czaszkę. Drzwi się otworzyły, wróciła.
- Wiedziałam, że gdzieś to macie, przepisywałam je twojej matce. - Pomachała wesoło kolejnym pudełkiem.- Dzięki tym tabletką powinieneś jakoś dotrwać do końca imprezy. Ale cudów nie oczekuj.- Podała mu wodę. Usiadł i grzecznie połknął leki.
- Po co to było mojej mamie? - Teraz dla odmiany gapił się na swoje kolana.
- Ciągle była zmęczona. Więcej ci nie powiem. Nie twoja spawa. - Poklepała go przyjaźnie po plecach. -Chodź. Musisz się przebrać.
Miała rację, kiedy wszedł do swojego pokoju okazało się, że płeć męska urządziła sobie w nim bazę główną. Wszyscy byli w pełni lub częściowo ubrani w garnitury i usiłowali się wepchnąć przed lustro wiszące na drzwiach szafy.
Westchnął głęboko, minął kłócącego się z Lee, Naruto i zaczął ubierać koszulę, białą w drobne błękitne paseczki. Wciągnął na siebie wyjściowe spodnie, zawiązał krawat i zebrał włosy w kitkę. O marynarce nie było mowy w takiej temperaturze. Odwrócił się i spróbował przejrzeć. Stwierdził, że wygląda znośnie, miał ciemne worki pod oczami ale nie było się co dziwić. Tabletki zaczynały działać, głowa bolała go już mniej, nogi przestały drżeć. Wyszedł na korytarz i zapukał do pokoju swoich rodziców gdzie zamknęły się dziewczyny.
- Mogę?
- Właź. Jesteśmy ubrane. - Otworzył drzwi. Kobiety dokonywały ostatnich poprawek w swoich kreacjach, układając falbanki sukienek, nakładając makijaż, czy upinając włosy. Nie krzyczały przy tym, niczego sobie nie wyrywały i nie przepychały się.
Miał wrażenie jakby znalazł się na innej planecie. Podszedł do Tsunade która siedząc na parapecie i trzymając przed sobą małe lusterko, usiłowała poprawić coś w fryzurze, która wydawała mu się idealna.
- Zorganizo...
- Potrzymaj.- Podała mu lusterko i ustawiła jego rękę w pozycji którą uważała za właściwą. Pokręcił głową, nic ją nie obchodziło, że mu przerwała.
- Zorganizowałaś stroje dla rodziców?- Wsunęła sobie we włosy 2 kolejne spinki.
-Tak. Hankei zajmie się Yoshino, a Iruka wciśnie jakiś wiarygodny kit Shikaku i zmusi go do właściwego ubioru. - Jeden kosmyk, który wymykał się jej zabiegom wyraźnie ją irytował, choć jemu w żaden sposób nie przeszkadzał. Wyglądała dobrze kiedy opadał jej na twarz. Złapała dłoń w której trzymał lusterko i podniosła odrobinę wyżej usiłując zyskać lepszy widok na włosy. W lusterku odbił się przechodzący obok otwartych drzwi Kakashi.
- Stój!!! - Wrzasnęła do niego, zerwała się z miejsca i obróciła tak szybko, że Nara zdążył zauważyć tylko koniec jej fioletowej sukienki zanim dopadła do Hatake. Ten kompletnie zdezorientowany nie opierał się, kiedy złapała go za kołnierz i zawlokła przed duże lustro. Gwałtownie przesunięta na bok Sakura zachwiała się na obcasach.
- Jak ty wyglądasz? - Kakashi w czarnych spodniach, szarej koszuli i grafitowym krawacie prezentował się dobrze, przynajmniej jak na oko Shikamaru. Ale co on tu miał do powiedzenia ? Prawdopodobnie był równie ślepy, jak większość mężczyzn.
Właściciel sharingana popatrzył niepewnie na Hokage nie wiedząc czym zawinił. Wskazała z niesmakiem jego włosy które standardowo sterczały każdy w inna stronę.
- Nie pozwolę ci się tak pokazać. - Stojąca obok Kurenai chwyciła szarowłosego za ramiona i usadziła go na pobliskim krześle. Złapała za jakąś szczotkę i przejechała mu nią po głowie. Zdziała tyle, że włosy bardziej się naelektryzowały i złapały pion. Obecne w pokoju kobiety zachichotały, podeszły do nich i zaczęły udzielać Kurenai rad by mogła łatwiej okiełznać fryzurę Kakashiego. Podczas gdy sam zainteresowany przenosił błagalny wzrok z Nary na Sakure i z powrotem.
- Lepiej stad wyjdź zanim znajdą jakieś wady w twoim ubiorze. - Poradziła Narze różowowłosa i podeszła do drzwi.
Wyszli na taras. Dziewczyna poczęstowała go papierosem, zapalili. Jej zielona długa do kolan sukienka lekko falowała na wietrze, kiedy unosiła dłoń do ust. Pomyślał o kilku ostatnich miesiącach i jej zachowaniu.
- Czemu to robisz? - Zapytał sam nie wiedząc czemu. Spojrzała na niego, zaciągnęła się dymem, powoli wypuściła go z płuc.
-O co ci chodzi? - Grała na czas. Wiedziała o co.
- O Lee. Wiem, że go nie kochasz. - Patrzył jak wydłuża się jej twarz.- Wszyscy wiedzą. - Spojrzała gdzieś w bok, poruszyła ramionami. Był przekonany, że ucieknie, ale ona chyba zamierzała mówić.
- Odkąd zginęli moi rodzice, nie potrafię się z niczego cieszyć. Nie umiem po prostu wyluzować. Nie umiałam ani myśleć, ani pracować.- Mówiła cicho, jakby się bała, że zaraz zacznie krzyczeć. Naprawdę nie spodziewał się, że mu powie. Nie był właściwą osobą do takich wyznań.
Spytał tylko by się upewnić, że ma racje. Gdyby odeszła obrażona wiedziałby, że tak. Teraz nie miał pojęcia co robić.
- To mnie złamało. Zresztą sam widziałeś. Nie chciałam być tym kim byłam, kimkolwiek byłam. Ale wiedziałam, że to głupota. Wioska mnie potrzebowała. Szpital mnie potrzebował. Naruto, Sai i Kakashi też. - Jej palce poruszały się nerwowo.
- Możesz mnie nazwać zołzą, ale go potrzebuje. Potrzebuje tej irracjonalnej radości, ciągłych żartów i śmiechu. Sprawiają, że czuje się lepiej, odciągają moją uwagę. On ma energie i radość życia za nas dwoje. Wykorzystuje go. Tak racja. Ale mylisz się mówiąc, że go nie kocham. Miłość to uzależnienie, a ja jestem uzależniona od Lee. - Podniosła dłoń i otarła policzek, włosy zasłaniały jej twarz.
- Rozumiesz? - Uznał, że lepsza będzie szczerość, pokręcił głową.
Uśmiechała się smutno kiedy ze wzrokiem wbitym w trawę powiedziała:
- To dobrze. Tego nikt nie powinien rozumieć. - Rzuciła niedopałek na ziemie i nadepnęła go nogą.
-Wiesz po co ci to mówię ? - Zaprzeczył. Stali dalej w milczeniu. Żadne nie wiedziało co dalej. Dźwięk jaki wydały przesuwane drzwi sprawił, że drgnęli. Wpadł Naruto, powiesił się Sakurze na szyi, uśmiechając się szeroko.
- Już idą, chyba nie chcecie przegapić ich min?- Podrzucił dziewczynę i wziął ją na ręce. Ta udała oburzoną i uderzyła go otwartą ręką w ramie. Zabrał ją do przedpokoju gdzie tłoczyli się wszyscy obserwując z uwagą drzwi wejściowe do siedziby rodu. Shikamaru poszedł za nimi, nie mogąc wyjść z podziwu dla aktorstwa Haruno.
Pierwsza weszła Yoshino, na widok wszystkich przyjaciół w takich strojach otworzyła usta nie wiedząc o co chodzi. Jej sukienka bardzo ładnie ją wyszczuplała. Młody Nara musiał przyznać, że jego mama prezentuje się olśniewająco. Chwile potem w wejściu stanął Shikaku, zajęty kłótnią z Iruką. Ale kiedy jego towarzysz nagle zamilkł i spojrzał w ich kierunku, podążył za jego wzrokiem i też zaniemówił.
- WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO Z OKAZJI WASZEJ ROCZNICY!!!!- Chóralny okrzyk sprawił, że młodszemu Narze zadzwoniło w uszach.
Energia z nich uszła. Niektórzy próbowali to ukryć wykonując ostatnie poprawki. Inni sobie odpuścili i przyszli tylko dla zasady. Shikamaru pamiętał z tego dnia tylko urywki. Był tak zmęczony, że ledwo chodził. Zasnął w nocy z powrotem, ale obudził się w mniej więcej takim samym stanie po półgodziny. Sen był dokładnie ten sam. Nie był więcej w stanie zmusić się do spania.
Tak więc widział smutne, zdenerwowane miny Jiraja i Kakashiego i pamiętał, że go zbyli kiedy próbował się dowiedzieć, o co chodziło ANBU. Wiedział, że Tsunade zaserwowała mu trzy super mocne, duże kawy które niewiele pomogły. Sai spadł z krzesła kiedy wieszał serpentyny. Mirari się rozpłakała. Sakura dała mu coś na ból głowy.
Zapowiadało się okropnie. Co prawda wystrój wyszedł cudownie, a większość jego przyjaciół nie straciła dobrego humoru, ale on nie potrafił na to patrzeć inaczej. Podskoczył na krześle kiedy Ino złapała go za ramię.
- Chodź ze mną na chwilę dobrze? - Zaciągnęła go do jednej z gościnnych sypialni i zamknęła drzwi. Usiadł na łóżku, bo czuł jakby miał się zaraz przewrócić. Teraz kiedy świeciło słońce chętnie by zasnął.
- Co ty wczoraj piłeś?- Jej słowa docierały do niego z opóźnieniem, ale kiedy już je zrozumiał zyskał trochę sił. Sił pochodzących z zawstydzenia i złości.
- Nic. - Spojrzała na niego z politowaniem. Jej cała postawa wyrażała brak wiary, litość.
- Mnie możesz powiedzieć, nie zamierzam na ciebie krzyczeć. - Znała go tyle lat, była z nim w drużynie, był dla niej jak brat. Nie chciała, żeby cierpiał i źle wypadł na przyjęciu własnych rodziców. Zamierzała mu dać coś co go odtruje szybko i skutecznie. Musiała tylko wiedzieć co pił.
- Nic naprawdę.
- No przecież widzę jak wyglądasz i jak reagujesz. Boli cię głowa, chwiejesz się na nogach i masz takie nastawienie do świata, że najlepiej to rzucić się z mostu. - Ani razu nie podniosła głosu. Jak mówiła nie zamierzała krzyczeć.- Nie bądź męczennikiem, zamierzam ci tyko dać lek który zniweluje twojego kaca.
- Nic nie piłem - Wymówił każde słowo dosadnie i oddzielnie, żeby się upewnić, że do niej dotrze. Następnie odchylił się do tyłu i opadł na pościel gapiąc się w sufit.
Przekonał ją. Była już pewna, że jego stan nie jest spowodowany alkoholem. Ale w takim razie czym? Zabębniła nerwowo palcami o ścianę. Głuch odgłos sprawił, że jego twarz wykrzywił grymas bólu, miał okropną migrenę. Przysiadła w nogach łóżka i spojrzała na niego wyczekująco.
- Szkoda gadać. - Wiedział czego dziewczyna chce i wiedział także jak bardzo ją zmartwi jeżeli powie jej prawdę. Ludzie nie powinni miewać takich koszmarów bez powodu. Nie takich w których ktoś ich torturuje lub torturują się sami. Nie tak bardzo realistycznych. Wciąż się w niego wpatrywała
- Będziesz panikować. - Wyprostowała się dumnie i zacisnęła usta. Mogła sobie być roztrzepana, ale czas zrobił z niej piękną, silną kobietę. Świadomą swoich wad i walorów. Twardą, kiedy wymagała tego sytuacja, ale na ogół wrażliwą i współczującą. Nie mógł jej okłamywać, nie miał na to siły, a ona na to nie zasłużyła.
- Nie spałem w nocy, miałem koszmary. - Przekrzywiła głowę, ale nic nie mógł wyczytać z jej twarzy. Niesamowite, że po tylu wspólnych latach wciąż była w stanie ukryć przed nim uczucia. Z drugiej strony pomyliła objawy jego zmęczenia z kacem.
- Jakie? - Opowiedział jej z grubsza o co chodziło. Zmarszczyła czoło, zasznurowała usta.
- Jeżeli nie przejdzie ci przez trzy dni, dam ci coś na sen. - Wstała i zaczęła szukać czegoś w swojej torebce. - Ale ból głowy to osobna sprawa, jest pewnie spowodowany niewyspaniem, ale da się go zwalczyć. Wiesz co ci dała Sakura? - W odpowiedzi usłyszała jęk.
- Dobra nie wiesz. Pewnie Aspirynę. To jest mocniejsze. - Rzuciła w niego małym pudełeczkiem. - Poczekaj tu. - Usłyszał jak opuszcza pokój. Nie ruszył się, tylko zamknął oczy usiłując ignorować swoją pulsującą czaszkę. Drzwi się otworzyły, wróciła.
- Wiedziałam, że gdzieś to macie, przepisywałam je twojej matce. - Pomachała wesoło kolejnym pudełkiem.- Dzięki tym tabletką powinieneś jakoś dotrwać do końca imprezy. Ale cudów nie oczekuj.- Podała mu wodę. Usiadł i grzecznie połknął leki.
- Po co to było mojej mamie? - Teraz dla odmiany gapił się na swoje kolana.
- Ciągle była zmęczona. Więcej ci nie powiem. Nie twoja spawa. - Poklepała go przyjaźnie po plecach. -Chodź. Musisz się przebrać.
Miała rację, kiedy wszedł do swojego pokoju okazało się, że płeć męska urządziła sobie w nim bazę główną. Wszyscy byli w pełni lub częściowo ubrani w garnitury i usiłowali się wepchnąć przed lustro wiszące na drzwiach szafy.
Westchnął głęboko, minął kłócącego się z Lee, Naruto i zaczął ubierać koszulę, białą w drobne błękitne paseczki. Wciągnął na siebie wyjściowe spodnie, zawiązał krawat i zebrał włosy w kitkę. O marynarce nie było mowy w takiej temperaturze. Odwrócił się i spróbował przejrzeć. Stwierdził, że wygląda znośnie, miał ciemne worki pod oczami ale nie było się co dziwić. Tabletki zaczynały działać, głowa bolała go już mniej, nogi przestały drżeć. Wyszedł na korytarz i zapukał do pokoju swoich rodziców gdzie zamknęły się dziewczyny.
- Mogę?
- Właź. Jesteśmy ubrane. - Otworzył drzwi. Kobiety dokonywały ostatnich poprawek w swoich kreacjach, układając falbanki sukienek, nakładając makijaż, czy upinając włosy. Nie krzyczały przy tym, niczego sobie nie wyrywały i nie przepychały się.
Miał wrażenie jakby znalazł się na innej planecie. Podszedł do Tsunade która siedząc na parapecie i trzymając przed sobą małe lusterko, usiłowała poprawić coś w fryzurze, która wydawała mu się idealna.
- Zorganizo...
- Potrzymaj.- Podała mu lusterko i ustawiła jego rękę w pozycji którą uważała za właściwą. Pokręcił głową, nic ją nie obchodziło, że mu przerwała.
- Zorganizowałaś stroje dla rodziców?- Wsunęła sobie we włosy 2 kolejne spinki.
-Tak. Hankei zajmie się Yoshino, a Iruka wciśnie jakiś wiarygodny kit Shikaku i zmusi go do właściwego ubioru. - Jeden kosmyk, który wymykał się jej zabiegom wyraźnie ją irytował, choć jemu w żaden sposób nie przeszkadzał. Wyglądała dobrze kiedy opadał jej na twarz. Złapała dłoń w której trzymał lusterko i podniosła odrobinę wyżej usiłując zyskać lepszy widok na włosy. W lusterku odbił się przechodzący obok otwartych drzwi Kakashi.
- Stój!!! - Wrzasnęła do niego, zerwała się z miejsca i obróciła tak szybko, że Nara zdążył zauważyć tylko koniec jej fioletowej sukienki zanim dopadła do Hatake. Ten kompletnie zdezorientowany nie opierał się, kiedy złapała go za kołnierz i zawlokła przed duże lustro. Gwałtownie przesunięta na bok Sakura zachwiała się na obcasach.
- Jak ty wyglądasz? - Kakashi w czarnych spodniach, szarej koszuli i grafitowym krawacie prezentował się dobrze, przynajmniej jak na oko Shikamaru. Ale co on tu miał do powiedzenia ? Prawdopodobnie był równie ślepy, jak większość mężczyzn.
Właściciel sharingana popatrzył niepewnie na Hokage nie wiedząc czym zawinił. Wskazała z niesmakiem jego włosy które standardowo sterczały każdy w inna stronę.
- Nie pozwolę ci się tak pokazać. - Stojąca obok Kurenai chwyciła szarowłosego za ramiona i usadziła go na pobliskim krześle. Złapała za jakąś szczotkę i przejechała mu nią po głowie. Zdziała tyle, że włosy bardziej się naelektryzowały i złapały pion. Obecne w pokoju kobiety zachichotały, podeszły do nich i zaczęły udzielać Kurenai rad by mogła łatwiej okiełznać fryzurę Kakashiego. Podczas gdy sam zainteresowany przenosił błagalny wzrok z Nary na Sakure i z powrotem.
- Lepiej stad wyjdź zanim znajdą jakieś wady w twoim ubiorze. - Poradziła Narze różowowłosa i podeszła do drzwi.
Wyszli na taras. Dziewczyna poczęstowała go papierosem, zapalili. Jej zielona długa do kolan sukienka lekko falowała na wietrze, kiedy unosiła dłoń do ust. Pomyślał o kilku ostatnich miesiącach i jej zachowaniu.
- Czemu to robisz? - Zapytał sam nie wiedząc czemu. Spojrzała na niego, zaciągnęła się dymem, powoli wypuściła go z płuc.
-O co ci chodzi? - Grała na czas. Wiedziała o co.
- O Lee. Wiem, że go nie kochasz. - Patrzył jak wydłuża się jej twarz.- Wszyscy wiedzą. - Spojrzała gdzieś w bok, poruszyła ramionami. Był przekonany, że ucieknie, ale ona chyba zamierzała mówić.
- Odkąd zginęli moi rodzice, nie potrafię się z niczego cieszyć. Nie umiem po prostu wyluzować. Nie umiałam ani myśleć, ani pracować.- Mówiła cicho, jakby się bała, że zaraz zacznie krzyczeć. Naprawdę nie spodziewał się, że mu powie. Nie był właściwą osobą do takich wyznań.
Spytał tylko by się upewnić, że ma racje. Gdyby odeszła obrażona wiedziałby, że tak. Teraz nie miał pojęcia co robić.
- To mnie złamało. Zresztą sam widziałeś. Nie chciałam być tym kim byłam, kimkolwiek byłam. Ale wiedziałam, że to głupota. Wioska mnie potrzebowała. Szpital mnie potrzebował. Naruto, Sai i Kakashi też. - Jej palce poruszały się nerwowo.
- Możesz mnie nazwać zołzą, ale go potrzebuje. Potrzebuje tej irracjonalnej radości, ciągłych żartów i śmiechu. Sprawiają, że czuje się lepiej, odciągają moją uwagę. On ma energie i radość życia za nas dwoje. Wykorzystuje go. Tak racja. Ale mylisz się mówiąc, że go nie kocham. Miłość to uzależnienie, a ja jestem uzależniona od Lee. - Podniosła dłoń i otarła policzek, włosy zasłaniały jej twarz.
- Rozumiesz? - Uznał, że lepsza będzie szczerość, pokręcił głową.
Uśmiechała się smutno kiedy ze wzrokiem wbitym w trawę powiedziała:
- To dobrze. Tego nikt nie powinien rozumieć. - Rzuciła niedopałek na ziemie i nadepnęła go nogą.
-Wiesz po co ci to mówię ? - Zaprzeczył. Stali dalej w milczeniu. Żadne nie wiedziało co dalej. Dźwięk jaki wydały przesuwane drzwi sprawił, że drgnęli. Wpadł Naruto, powiesił się Sakurze na szyi, uśmiechając się szeroko.
- Już idą, chyba nie chcecie przegapić ich min?- Podrzucił dziewczynę i wziął ją na ręce. Ta udała oburzoną i uderzyła go otwartą ręką w ramie. Zabrał ją do przedpokoju gdzie tłoczyli się wszyscy obserwując z uwagą drzwi wejściowe do siedziby rodu. Shikamaru poszedł za nimi, nie mogąc wyjść z podziwu dla aktorstwa Haruno.
Pierwsza weszła Yoshino, na widok wszystkich przyjaciół w takich strojach otworzyła usta nie wiedząc o co chodzi. Jej sukienka bardzo ładnie ją wyszczuplała. Młody Nara musiał przyznać, że jego mama prezentuje się olśniewająco. Chwile potem w wejściu stanął Shikaku, zajęty kłótnią z Iruką. Ale kiedy jego towarzysz nagle zamilkł i spojrzał w ich kierunku, podążył za jego wzrokiem i też zaniemówił.
- WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO Z OKAZJI WASZEJ ROCZNICY!!!!- Chóralny okrzyk sprawił, że młodszemu Narze zadzwoniło w uszach.
***
Shikamaru chwiał się odrobinkę uwieszony na miotle, którą miał zamiar zamieść kawałki roztłuczonego talerza.
Jeżeli dzisiaj nie miał kaca to jutro na pewno nadrobi zaległości. Zabawa była przednia. Jego rodzice zachwyceni, a goście porządni. Nie chcieli popsuć porządku który sami tak ciężko wypracowali. Oprócz talerza i jednej szklanki nic nie ucierpiało.
Kiedy spróbował zamieść kawałki szkła na zmiotkę stracił równowagę i upadłby gdyby Choji go nie złapał. On i Ino pomagali mu sprzątać. Reszta poszła do domu, a jego rodzice spali.
- Raczej na nic się nam nie przydasz, zaprowadzę cie do łóżka. - Jego przyjaciel złapał go pod ramie i zrobił kilka kroków. Nara spróbował się wyrwać.
- Nie ... Muszeee waam pomóc. - Świat wokół niego zawirował.
- Powiedz temu pijakowi, że jak jeszcze raz ośmieli się odezwać to sama tam przyjdę!!- Rozległ się z kuchni okrzyk Ino. Choji spojrzał na niego wymownie. Chłopak jeszcze raz spróbował chwycić miotłę, ale nie trafił i znów wyruszył na spotkanie z ziemią.
Następne co pamiętał to łóżko w którym leżał w ubraniu i wściekła Ino rozpinająca mu guziki koszuli. Chwyciła luźną koszulkę która od wczoraj służyła mu za górę od piżamy i założyła mu przez głowę. Po chwili dostał w twarz równie luźnymi spodenkami.
- Resztę zrobisz sam. Nie waż się zasnąć bo wrócę i ci przywalę. O leki na bezsenność mnie nie proś. - Obraziła się na niego, a on nie miał bladego pojęcia dlaczego. Nie musiał długo trwać w niewiedzy.
- Jak śmiałeś wiedząc, że boli cię głowa, masz migrenę. Wiedząc, że jesteś na lekach. Jak mogłeś tyle wypić? A gdyby którejś z tych tabletek nie można było popijać alkoholem. Nawet nie spytałeś. - Jej palec wskazujący znajdował się tuż przed jego oczyma kiedy wymachiwała nim groźne. Nie zareagował, był niebezpiecznie bliski wymiotów. Oburzona prychnęła i odeszła. Padł jak długi.
Jeżeli dzisiaj nie miał kaca to jutro na pewno nadrobi zaległości. Zabawa była przednia. Jego rodzice zachwyceni, a goście porządni. Nie chcieli popsuć porządku który sami tak ciężko wypracowali. Oprócz talerza i jednej szklanki nic nie ucierpiało.
Kiedy spróbował zamieść kawałki szkła na zmiotkę stracił równowagę i upadłby gdyby Choji go nie złapał. On i Ino pomagali mu sprzątać. Reszta poszła do domu, a jego rodzice spali.
- Raczej na nic się nam nie przydasz, zaprowadzę cie do łóżka. - Jego przyjaciel złapał go pod ramie i zrobił kilka kroków. Nara spróbował się wyrwać.
- Nie ... Muszeee waam pomóc. - Świat wokół niego zawirował.
- Powiedz temu pijakowi, że jak jeszcze raz ośmieli się odezwać to sama tam przyjdę!!- Rozległ się z kuchni okrzyk Ino. Choji spojrzał na niego wymownie. Chłopak jeszcze raz spróbował chwycić miotłę, ale nie trafił i znów wyruszył na spotkanie z ziemią.
Następne co pamiętał to łóżko w którym leżał w ubraniu i wściekła Ino rozpinająca mu guziki koszuli. Chwyciła luźną koszulkę która od wczoraj służyła mu za górę od piżamy i założyła mu przez głowę. Po chwili dostał w twarz równie luźnymi spodenkami.
- Resztę zrobisz sam. Nie waż się zasnąć bo wrócę i ci przywalę. O leki na bezsenność mnie nie proś. - Obraziła się na niego, a on nie miał bladego pojęcia dlaczego. Nie musiał długo trwać w niewiedzy.
- Jak śmiałeś wiedząc, że boli cię głowa, masz migrenę. Wiedząc, że jesteś na lekach. Jak mogłeś tyle wypić? A gdyby którejś z tych tabletek nie można było popijać alkoholem. Nawet nie spytałeś. - Jej palec wskazujący znajdował się tuż przed jego oczyma kiedy wymachiwała nim groźne. Nie zareagował, był niebezpiecznie bliski wymiotów. Oburzona prychnęła i odeszła. Padł jak długi.
***
Rano melodia dobiegająca z budzika brzmiała jak wrzaski demona.
Takiego naprawdę obrzydliwego stwora, obdarzonego naprawdę okropnym głosem, usiłującego zaśpiewać, jakąś doprawdy wstrętną piosenkę.
Dźwięk wypełniał pokój dopóki małego mechanizmu nie trafiła ze znaczną prędkością poduszka spawając, że zatrzymał się na ścianie i rozwalił, chyba najdotkliwiej w tym tygodniu.
Shikamaru jęknął, ale natychmiast przestał kiedy odgłos rozniósł się echem po jego głowie. Było gorzej niż wczoraj.
Nie sądził, że to możliwe, ale jednak było gorzej.
Boże, Temari mnie zamorduje. Boże, matka mnie zamorduje. Byle bym nie spotkał Ino, wtedy będę błagał o śmierć.
Przypomniała mu się ostatnia rozmowa z " siostrą". Miała absolutną rację. Po co tyle pił? Przecież nie miał tego w planach?
Jiraja ty ...grrrrr. To ty mi ciągle dolewałeś.
Jak przez mgłę pamiętał, jak usiłujący zbyć jego pytania o ANBU sannin stawiał mu kolejkę. Jak głupi dał się nabrać na tak stary trik. Dowodziło to tylko, że czegokolwiek chcieli zamaskowani było to super niebezpieczne i supertajne.
Pewnie znowu jakaś organizacja pseudo Akatsuki.
Teraz większy problem miał z tym, że musiał się ruszyć. Za opuszczeniem pościeli przemawiał pełny pęcherz, wysuszone gardło, nieprzyjemny posmak w ustach i poczucie obowiązku. Za pozostaniem cała reszta.
W końcu to potrzeba odwiedzenia łazienki zmusiła go by podniósł tyłek. Jak już się tam znalazł to przy okazji wziął prysznic, narzucił na siebie strój shinobi i trochę się rozbudził. Myjąc zęby przypadkowo zerknął w lustro. Pomijając resztę najgorzej wyglądał ciemny siniak pod prawym okiem.
Musiał zasnąć zanim ubrał spodnie od piżamy. Błękitnooką blondynkę z jego drużyny zawsze należało brać na poważnie. Tak samo jak siostrę Kazekage. Miał gwarantowane podbicie drugiego oka. Mógłby się założyć, że dziewczyna wścieknie się niemiłosiernie widząc go w takim stanie. Gdyby to on odwiedzał Sunnę, a jego przewodnik wyglądał tak jak on dzisiaj to zareagowałby podobnie.
Będzie jeszcze bardziej zła jak się spóźnisz.
Oj, nie pomagasz mi.
Jeszcze czego.
Zamknij się dobra.
Nie.
Tocząc wciąż wewnętrzną dyskusje ze swoją podświadomością, udał się do kuchni. Będzie musiał podziękować przyjaciołom za doprowadzenie wszystkiego na powrót do tak dobrego stanu.
Zrobił sobie płatki, zjadł je szybko, umył naczynie. Yoshino i Shikaku jeszcze spali, cieszyło go to niezmiernie.
Trzeba patrzeć pozytywnie, przynajmniej nie miał dziś koszmarów. Co za ulga.
A tak poza tym, kto umawia się przy głównej bramie o tak nieludzkiej porze jak 8:00? Wolał sobie nie wyobrażać jak wcześnie musiała wstać Temari, żeby jeszcze przebiec tych kilka kilometrów które zapewne dzieliły ją wieczorem od wioski i zdążyć.
Idąc przez zatłoczone już ulice Konochy naliczył wyjątkowo dużą liczbę ninja stojących na dachach i obserwujących ruch. Pewnie zbliżało się jakieś święto o którym zapomniał albo przyjeżdżał pan feudalny.
Albo jest to związane ze sprawą tajemniczej pogadanki u ANBU.
Nie myśl o tym. Jakbyś był im do czegoś potrzebny to wezwaliby też ciebie.
Starał się iść za własną radą, ale nie mógł się pozbyć nieprzyjemnego uczucia niepokoju. Przypisał je kacowi. Przy bramie skinął pilnującemu wejścia Kotetsu i oparł się o jeden z filarów budowli. Był trochę przed czasem. Minuty płynęły, a on zaczął się denerwować. Wybiła 8. Dziesięć po, piętnaście, dwadzieścia.
Cholera przecież ona nigdy się nie spóźnia.
Zerknął na siedzącego za biurkiem mężczyznę.
- Na którą masz wpisane przybycie Temari No Sabaku. - Kotetsu przekartkował szybko notes.
- Na ósmą. -Zmarszczył brwi, spojrzał na zegarek. - Czyżby się spóźniła? - Nawet on wyglądał na zaniepokojonego. Shikamaru czekał na nią jeszcze 40 minut. Kiedy zegar wielkiego placu obwieścił dziewiątą postanowił działać.
Takiego naprawdę obrzydliwego stwora, obdarzonego naprawdę okropnym głosem, usiłującego zaśpiewać, jakąś doprawdy wstrętną piosenkę.
Dźwięk wypełniał pokój dopóki małego mechanizmu nie trafiła ze znaczną prędkością poduszka spawając, że zatrzymał się na ścianie i rozwalił, chyba najdotkliwiej w tym tygodniu.
Shikamaru jęknął, ale natychmiast przestał kiedy odgłos rozniósł się echem po jego głowie. Było gorzej niż wczoraj.
Nie sądził, że to możliwe, ale jednak było gorzej.
Boże, Temari mnie zamorduje. Boże, matka mnie zamorduje. Byle bym nie spotkał Ino, wtedy będę błagał o śmierć.
Przypomniała mu się ostatnia rozmowa z " siostrą". Miała absolutną rację. Po co tyle pił? Przecież nie miał tego w planach?
Jiraja ty ...grrrrr. To ty mi ciągle dolewałeś.
Jak przez mgłę pamiętał, jak usiłujący zbyć jego pytania o ANBU sannin stawiał mu kolejkę. Jak głupi dał się nabrać na tak stary trik. Dowodziło to tylko, że czegokolwiek chcieli zamaskowani było to super niebezpieczne i supertajne.
Pewnie znowu jakaś organizacja pseudo Akatsuki.
Teraz większy problem miał z tym, że musiał się ruszyć. Za opuszczeniem pościeli przemawiał pełny pęcherz, wysuszone gardło, nieprzyjemny posmak w ustach i poczucie obowiązku. Za pozostaniem cała reszta.
W końcu to potrzeba odwiedzenia łazienki zmusiła go by podniósł tyłek. Jak już się tam znalazł to przy okazji wziął prysznic, narzucił na siebie strój shinobi i trochę się rozbudził. Myjąc zęby przypadkowo zerknął w lustro. Pomijając resztę najgorzej wyglądał ciemny siniak pod prawym okiem.
Musiał zasnąć zanim ubrał spodnie od piżamy. Błękitnooką blondynkę z jego drużyny zawsze należało brać na poważnie. Tak samo jak siostrę Kazekage. Miał gwarantowane podbicie drugiego oka. Mógłby się założyć, że dziewczyna wścieknie się niemiłosiernie widząc go w takim stanie. Gdyby to on odwiedzał Sunnę, a jego przewodnik wyglądał tak jak on dzisiaj to zareagowałby podobnie.
Będzie jeszcze bardziej zła jak się spóźnisz.
Oj, nie pomagasz mi.
Jeszcze czego.
Zamknij się dobra.
Nie.
Tocząc wciąż wewnętrzną dyskusje ze swoją podświadomością, udał się do kuchni. Będzie musiał podziękować przyjaciołom za doprowadzenie wszystkiego na powrót do tak dobrego stanu.
Zrobił sobie płatki, zjadł je szybko, umył naczynie. Yoshino i Shikaku jeszcze spali, cieszyło go to niezmiernie.
Trzeba patrzeć pozytywnie, przynajmniej nie miał dziś koszmarów. Co za ulga.
A tak poza tym, kto umawia się przy głównej bramie o tak nieludzkiej porze jak 8:00? Wolał sobie nie wyobrażać jak wcześnie musiała wstać Temari, żeby jeszcze przebiec tych kilka kilometrów które zapewne dzieliły ją wieczorem od wioski i zdążyć.
Idąc przez zatłoczone już ulice Konochy naliczył wyjątkowo dużą liczbę ninja stojących na dachach i obserwujących ruch. Pewnie zbliżało się jakieś święto o którym zapomniał albo przyjeżdżał pan feudalny.
Albo jest to związane ze sprawą tajemniczej pogadanki u ANBU.
Nie myśl o tym. Jakbyś był im do czegoś potrzebny to wezwaliby też ciebie.
Starał się iść za własną radą, ale nie mógł się pozbyć nieprzyjemnego uczucia niepokoju. Przypisał je kacowi. Przy bramie skinął pilnującemu wejścia Kotetsu i oparł się o jeden z filarów budowli. Był trochę przed czasem. Minuty płynęły, a on zaczął się denerwować. Wybiła 8. Dziesięć po, piętnaście, dwadzieścia.
Cholera przecież ona nigdy się nie spóźnia.
Zerknął na siedzącego za biurkiem mężczyznę.
- Na którą masz wpisane przybycie Temari No Sabaku. - Kotetsu przekartkował szybko notes.
- Na ósmą. -Zmarszczył brwi, spojrzał na zegarek. - Czyżby się spóźniła? - Nawet on wyglądał na zaniepokojonego. Shikamaru czekał na nią jeszcze 40 minut. Kiedy zegar wielkiego placu obwieścił dziewiątą postanowił działać.
Skończyłam to wreszcie. Jak to was nie zanudziło, to ja nie wiem. Następna notka będzie szybciej, przysięgam i będzie krótsza, ale tylko odrobinę. Sprawdziłam to w poszukiwaniu błędów ( z wyjątkiem ostatniego akapitu bo nie miałam na niego siły) ale dalej sądzę, że mogło mi się coś wkraść więc proszę mnie o tym powiadomić. Tak na marginesie przeczytałam rozdział pierwszy i mało nie umarłam na zawał. Ile ja tam błędów nastawiałam. Jeżeli istnieje jakiś bóg odpowiedzialny za poprawne formy gramatyczne i interpunkcje to powinien mnie razić piorunem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz