wtorek, 28 lipca 2015

5. Niezapominajki

Witajcie. Patrzcie, wróciłam. Chyba powinnam umieścić odpowiednią przemowę z okazji przenosin bloga.  Ale osobiście nie lubię przemów, więc ją sobie odpuścimy, ok? 
Należą się wam przeprosiny. Znów się nie wyrabiam w czasie z notką. Ech. Chciałabym też podziękować ekipie komentująco-pośpieszającej. Wszystkie jesteście cudowne, najbardziej żal mi zostawić starą stronę ze względu na wasze komentarze. Mam nadzieję, że tu też będziecie aktywne i obiecuję nadrobić zaległości na waszych blogach. 
Teraz zostało mi już tylko jedno:


ZAPRASZAM DO CZYTANIA 


Ściany podziemnych korytarzy zdawały się pochłaniać każdy dźwięk, a ich kroki nie były wyjątkiem. Szli obok siebie, zmuszając się do pewnego chodu, dumnej postawy. Nie mogli okazywać słabości, w tym miejscu kary za nią były bardzo surowe. Tak samo jak za strach, albo niepowodzenie na misji. A oni się bali i mieli czego, bo zawalili po całości, jak na tutejsze standardy. Nie śpieszyli się tak bardzo jak zwykle, specjalnie opóźniając nieuniknione, nie chcąc zrobić tego co musieli. Gdy stanęli przed odpowiednimi drzwiami, jeden z nich wysunął się naprzód i pchnął je ramieniem. Nie było sensu pukać, doniesiono o ich obecności już dawno. 
Strumień światła ze środka padł na ich zakurzone buty i końcówki poszarpanych płaszczy. Tylko jedna osoba była wewnątrz sali. Stała do nich tyłem i nie ruszała się. Czekała na raport, wyjaśnienia.  
- Misja powiodła się.- odezwał się ten który otworzył drzwi, najwyraźniej wyższy stopniem. Nie doczekał się reakcji, przełknął ślinę choć nie powinien okazywać zdenerwowania. Wiedział o co chodzi, ale za nic nie chciał wypowiadać tego na głos. 
- Nie doceniliśmy przeciwnika, była bardziej odporna niż oczekiwaliśmy. Dlatego Senkai zginą. Wykazał się głupotą, nieuwagą.-Ciemna postać zakołysała się na piętach, przekrzywiła głowę.
- On, czy ty?- Słowa wyszeptane prosto do ucha mówiącego wcześniej ninja nie wróżyły niczego dobrego. Na szczęście tamten był już przyzwyczajony do niesamowitej prędkości ruchów swojego dowódcy i zdołał powstrzymać nerwowe drgnięcie, kiedy mężczyzna pojawił się za ich plecami. Jego młodszy towarzysz nie. Ogień pytań natychmiast skupił się na nim, jako na potencjalnym słabszym ogniwie. 
- On był głupi, czy może działał na rozkaz?- Przybliżył się niebezpiecznie do chłopaka, a czarny płaszcz owinął się wokół jego nóg. 
-Może to decyzja waszego kapitana, go zabiła?-Przekrzywił pytająco głowę.- Jak sądzisz?
Żaden z dwóch ninja nie wodził za nim wzrokiem, wpatrywali się tępo w ścianę przed sobą, starając się wyglądać na nieporuszonych sytuacją. Ich przełożony pochylił się tak, żeby musnąć wargami ucho młodzika.
- Był twoim bratem o ile się nie mylę.- Odsunął się minimalnie i czekał. Jego pytania miały za zadanie sprawdzić dwie rzeczy. Siłę nerwów kapitana, oraz lojalność chłopaka. Jak na razie oboje radzili sobie całkiem dobrze. Jako dowódca się cieszył, ale w rzeczywistości był zawiedziony. Chciał móc ich ukarać, ale nic nie wskazywało na taki obrót spraw, przynajmniej na razie. Minęły już dwie minuty ciężkiej ciszy, a obiekt jego obserwacji nie pokazał po sobie żadnych uczuć. Zaczynał rozumieć, dlaczego przyjęto tego żółtodzioba. W ostatniej chwili zdradziły go oczy, zamrugał zdecydowanie za szybko. 
- Nie, Panie. Nie, kapitan Moru zawinił.- Głos miał spokojny, ale całkowicie pozbawiony intonacji. Stojący obok Moru odrobinę rozluźnił spięte dotąd mięśnie. Na twarz przesłuchującego ich człowieka wypłynął kpiarski uśmiech.
- Jeżeli nie on- machnął ręką w kierunku starszego mężczyzny.- To musiał, to być twój brat. Ładnie tak oskarżać rodzinę? W dodatku zmarłą.- Zmarszczył brwi z udawaną naganą, patrząc na zbitego z pantałyku poddanego. Jego stalowy wzrok wbił się w zdezorientowane zielonkawe tęczówki. Sekundę później dezorientacja zniknęła, zastąpiona przez wymuszoną obojętność. 
- Panie, nie śmiałbym obwiniać mojego brata, ani mojego kapitana.- Brew dowódcy uniosła się nieznacznie w górę, nakazując kontynuację wypowiedzi. - Tylko ja ponoszę odpowiedzialność za zaistniałą sytuację.- Pochylił odrobinę głowę. Wszystko byle nie patrzeć w te oczy. - Proszę mnie ukarać wedle uznania.
Po tych słowach nikt się nie odezwał. Cichy łopot płaszcza i kroki, powiadomiły chłopka, że dręczyciel oddalił się na bezpieczniejszą odległość. Tymczasem Moru korzystając z tego, że mężczyzna stał do nich plecami zerknął na swojego towarzysza.
Mały nieźle się wkopał, ale to nie była jego sprawa, nie musiał mu pomagać. Nie musiał. Po dziesięciu minutach, które były dla nich istną torturą po sali rozniósł się spokojny, cichy głos. 
- Zdajesz sobie sprawę z tego co właśnie powiedziałeś?- Mężczyzna zaczął się przechadzać wzdłuż pomieszczenia przyglądając się sufitowi. - Przyjąłeś winę, za śmierć jednego z naszych ludzi. Za złą ocenę zdolności przeciwnika, niewykorzystanie przewagi trzech na jedną. Przez ciebie, jak twierdzisz,  mało brakowało, a cały plan wziąłby w łeb. Bo nie potrafiliście porządnie trafić jednej, małej kunoichi i podać antidotum. Mieliście szczęście, że sama nadziała się wam na broń, ponieważ tak byliście zajęci udawaniem martwych, że nie zauważyliście jak ucieka. I gdyby nie durni, przewrażliwieni shinobi z Konohy zmarłaby zanim spełniła swoje zadanie. Za to wszystko jesteś odpowiedzialny. - Młody ninja zadrżał, poczuwszy wagę tych słów. W prostym tłumaczeniu mógł się pożegnać z życiem, ale... Wyprostował ramiona, które zdążyły się już skulić bez jego wiedzy. Zasłużył na to, w pełni na to zasłużył. Szczerze mówiąc chciał umrzeć. 
- To moja senbon zabiła Senkai, panie. Więc, tak. To ja jestem winny zaistniałej sytuacji.- Powtórzył. Chwilę później wisiał w powietrzu, podciągnięty za koszule do góry na wysokość oczu swojego dowódcy. 
- Jakoś mi się nie chce wierzyć, że taki szczyl jak ty zdołał narobić tylu szkód.- Chłopak szarpnął się, nie mogąc złapać tchu przez materiał zaciśnięty na szyi.
 -Nawet gdybyś...
- Mamy problem Meiro.- Kobiecy głos zaskoczył wszystkich. Zmaterializowała się niczym duch i nonszalancko oparła o ścianę.  
 - Kończ zabawę, są ważniejsze sprawy.- Ciemny kaptur zasłaniał jej twarz, ale mowa ciała wystarczała. Osoba ta była zirytowana, znudzona i nieskłonna do znoszenia sprzeciwów. Mężczyzna nawet nie obrócił głowy, wpatrując się błękitnymi jak lód oczyma w szamoczącego się shinobi. 
- Zawsze przychodzisz w mało odpowiednich momentach.-  W odpowiedzi dostał wściekłe fukniecie.
- A ty nigdy nie wiesz, kiedy się zamknąć i po prostu mnie posłuchać.- Przemaszerowała obok niego zamiatając podłogę końcem przydługiego płaszcza. 
- Obowiązki, potem zabawa.- Dodała kładąc nacisk na pierwszą część zdania. W tle słyszała paniczną walkę dzieciaka o oddech. - Ile jeszcze razy mam to powtórzyć żebyś zrozumiał? - Meiro pokręci głową zrezygnowany. Na chwilę mocniej zacisnął pieści z satysfakcją zauważając przerażenie na twarzy trzymanego ninja. Potem puścił. Chłopak padł na podłogę, dysząc ciężko. 
Jego kapitan, wciąż stojący nieco z boku, przeniósł ciężar ciała z jednej nogi na drugą. Musiał użyć całej swojej siły woli, żeby się nie obrócić głowy i nie zerknąć na to co się dzieje. Zamiast tego patrzył prosto przed siebie, starając się skupić na jednej z pochodni. Nijak mu nie wychodziło. Tymczasem ich dręczyciel przykucnął przy swojej ofierze. 
- Jeżeli jest tak, jak powiedziałeś i to faktycznie ty zabiłeś swojego brata- powiedział pochylając się nad drżącym ciałem.- Wyrzuty sumienia będą dla ciebie najodpowiedniejszą karą.- Wyprostował się, a następnie wyszedł z pomieszczenia wraz z rozeźloną kobietą.  
Moru zaczekał chwilę. Upewniwszy się, że nie mają zamiaru wrócić przykucnął obok młodszego towarzysza. Pierwszy raz odkąd się spotkali ocenił jego wiek. Mógł mieć najwyżej 15 lat. Starał się jak potrafił, żeby mężczyzna nie dostrzegł płynących mu po twarzy łez. 
Moru westchnął, nie musiał pomagać temu dzieciakowi. Ale chyba chciał. Koniec końców tamten nie oskarżył go o niewypełnienie obowiązków, a mógł. Gdyby to zrobił na pewno nie skończyło by się na wrzaskach i podduszeniu. Niepewnie dotknął ramienia chłopaka.
- Wstawaj. Musimy stąd iść.- Skulony ninja nie zareagował. Moru nie był pewny, czy go nawet zauważył. Spróbował podnieść młodzika do siadu. Nie stawiał oporu, zatkał sobie tylko usta dłonią, żeby nie słychać było szlochu. Kapitanowi zrobiło się go żal. Znał jego starszego brata krótko, wiedział jednak jak bardzo młody był do niego przywiązany. 
- Chodź, musisz odpocząć, misja cię wykończyła.- Starał się nadać głosowi łagodne brzmienie.  
- To mo..jjja wina. - Wymamrotał pomiędzy szlochami- To ja go...go z...z...za...- Moru chwycił go za podbródek zmuszając, żeby popatrzył mu w oczy. Zrozpaczone źrenice starały się od niego uciec, ale nie mogły. 
- Nie. Jest tylko jedna osoba winna śmierci Senkai.- Mówił to z pełnym przekonaniem- I jest to Temari No Sabaku. 


***

Szła przed nim spokojnie jakby jej wcześniejsze zachowanie w ogóle niemiło miejsca. Okropnie go tym drażniła. 
- Co się znowu stało? Musiałaś mi przerywać ? Nie widziałaś, że jestem zajęty?- Chwilę jeszcze pomilczała, udając głuchą i prowadząc go po plątaninie korytarzy. Zbierał się już, żeby znowu się odezwać, kiedy postanowiła go ubiec. 
- Widziałam tylko jak niepotrzebnie straszysz ludzi.- Stwierdziła bezbarwnym głosem, zerkając na niego karcąco przez ramię- Dzieciak nawet bez twoich wywodów by się zadręczał.- Prychnął.
- Mało brakowało, a by zawiedli. A właściwie, to od kiedy ty się przejmujesz ich samopoczuciem?- Zdążył zauważyć gniewny błysk w jej pomarańczowych oczach, zanim odwróciła głowę. Nie spodziewał się usłyszeć odpowiedzi, ale zaskoczyła go jej złość. Ona tak nie reagowała, nigdy. Była potężna ponieważ stwarzała pozory spokojnej i uległej. 
- To powiesz mi co się stało?
- Wrócił Itachi, chce pogadać. - Otworzyła któreś już z kolei drzwi, wchodząc po ukrytych za nimi schodach. 
- To ci nowina! I dlatego musiałaś się wtrącać? Powiedzieć przy podwładnych, że mamy problem!? Oni nie powinny słyszeć o nas takich rzeczy. - Robił to specjalnie. Nigdy dotąd nie widział jej w złym humorze, chciał to wykorzystać. Zobaczyć jak zareaguje. Wydmuchnęła powietrze gwałtownie przez nos. 
- Powtórzyłam ci słowa Uchihy. Tyle w tej kwestii.- Jednak mówiła dalej.- Poza tym gdybym powiedziała cokolwiek innego nie zwróciłbyś na mnie uwagi. W konsekwencji musiałabym wyciągnąć cię stamtąd siłą. - Uśmiechnęła się pod nosem na samą myśl.- Jak sądzę nie chciałbyś, żeby ktokolwiek widział coś takiego. 
Po tej wypowiedzi mężczyzna doszedł do wniosku, że wyprowadzona z równowagi jest gorsza niż normalnie. Wiedział też, że to nie była czcza gadanina. Prawdopodobnie właśnie tak by zrobiła, gdyby kazał jej za długo czekać. 
- Oj Konan, Konan, wygląda na to, że tylko ja dbam o właściwy wizerunek wśród naszych shinobi. 
- Wizerunek nieomylnego sadysty? Masz ich strach, nie szacunek Meiro. 
- Lepsze to niż nic. - Uśmiechną się do niej szczerze, a brązowe kosmyki opadły mu na oczy. Momentalnie przeszedł z irytacji na radość, ale kobieta zdążyła się już do tego przyzwyczaić. 
- Doprawdy nie rozumiem co takiego Sasori w tobie widział.- Mruknęła. Zrobił taką minę jakby naprawdę się zastanawiał nad odpowiedzią. 
- Może moje unikalne techniki, albo zdolność do tworzenia trucizn, albo... Wiem! Moje sprytne plany, dzięki którym robimy to co robimy zamiast ukrywać się w jakiejś podziemnej norze.
Niebieskowłosa westchnęła głęboko. Niechętnie, ale musiała przyznać mu rację. Najwyraźniej zapomniał, że ich kryjówka jest jakieś trzydzieści metrów pod ziemią i z racji swojej nazwy służy do ukrywania, ale całą reszta się zgadzała. To on opracował obecny plan, to za nim przyszli ninja służący niegdyś Sasoriemu. Wielu z nich czerwonowłosy sam wyszkolił. Bez nich nie mieliby szans na jakąkolwiek działalność, zakrojoną na taką skalę jakiej chcieli. I choć nie wiedziała jak to możliwe całą ta "sekta Sasoriego" była wierna Meiro. Nie zastanawiała się nad odpowiedzią, która padła z jej ust. 
- Podobno szaleńcy często są genialni. - Usłyszała świst powietrza i ledwo zdołała uniknąć wycelowanego w jej głowę shurikena. Jednym płynnym ruchem przygniotła stojącego za nią mężczyznę do ściany, przykładając mu do gardła papierowe ostrze.  
Przekomarzać się mógł, rzucać w nią ostrymi przedmiotami, nie. Oczy w które patrzyła miały w sobie ten sam lód co wtedy, kiedy dusił chłopaka. 
- Nie jestem szalony.- Powiedział stanowczo nawet nie próbując się szarpać. 
- Naprawdę?- Syknęła, zostawiając na jego szyi płytką ranę, która natychmiast się zasklepiła. Nie odpowiedział jej. 
Konan obróciła się i ruszyła przed siebie stanowczym krokiem. Chciała jak najszybciej spotkać się z Itachim. W tej chwili nic jej nie obchodziły wcześniejsze postanowienia. Nie zamierzała dłużej przebywać samotnie w towarzystwie idącego za nią palanta. Cieszyła się na powrót bruneta bardziej, niż się spodziewała. Ta jej część, która była rozsądniejsza przypominała jej, że nie powinna być szczęśliwa. Właściciel sharingana nie wiedział o pewnej istotnej sprawie, a ona wcale nie zamierzała go uświadamiać. Nie zamierzała też dopuścić, żeby się czegokolwiek domyślił. Jakby nie patrzeć, to dość trudne zadanie. Najlepiej by dla niej było, gdyby widywała go najrzadziej, jak to tylko możliwe. W tej sprawie jednak nie mogła liczyć, nawet na własne, zdradzieckie nogi. 
Nakazała sobie przestać myśleć o całej sprawie. Skupić się na bliższym sobie problemie. Problemie, który wyciągnął shurikena ze ściany i bawił się nim przerzucając go z ręki do ręki. Problemie mogącym się okazać najpoważniejszym w nadchodzących miesiącach. Zwłaszcza, że nie miała pojęcia, jak się zachowa, kiedy się dowie. O ile Uchiha był w jakiś sposób przewidywalny, to nigdy nie wiedziała, czego się spodziewać po Meiro. 
Zanim się zorientowała stała przed wejściem do właściwego gabinetu. 
- Jesteśmy- Rzuciła przez ramię i weszła do środka bez ostrzeżenia. 
Itachi stał opierając się o ścianę ze spuszczoną głową, jednym okiem obserwując drzwi. Zmierzył niebieskowłosą uważnym spojrzeniem, zanim się odezwał. 
- Długo to wam zajęło.- Poczuła, jak robi jej się smutno, bo po prawie miesiącu rozłąki nawet się nie przywitał. Ale nie pokazała nic po sobie. 
- Pewna osoba niespecjalnie się spieszyła.- Usłyszała słowa zza swoich pleców. Brązowowłosy starał się ją sprowokować po raz kolejny tego dnia. 
- I wszyscy wiemy która, prawda?- Właściciel czarnych oczu, który wypowiedział to zdanie patrzył na nią pytająco. Wyczuła coś więcej w tym spojrzeniu. Coś przeznaczonego tylko dla niej. "A jednak... też się stęskniłeś".  Jej usta drgnęły lekko w prawie niedostrzegalnym uśmiechu.
- Dziś tylko raz próbował mnie zabić.- Stwierdziła. Potraktował to jako żart, nieświadomy, że mówiła całkiem poważnie. Meiro słysząc to parsknął, pokręcił głową, wywrócił oczami. Następnie stanął obok Uchichy  i przyjacielsko zarzucił mu rękę na ramię. 
- Strasznie nerwowa jest ostatnio.- Mruknął.- Dobrze, że teraz moja kolej na wyjście w teren.- Dodał. Przez cały ten czas nie zabrał dłoni i można było się domyślić, że Itachiemu nie podoba się taki układ. Kobieta widząc zmieszanie, tam gdzie wszyscy inni widzieli obojętność pomyślała, że zawsze był przewrażliwiony na punkcie dotyku.  Oparła się o przeciwległą ścianę pokoju, w którym oprócz nich nie było niczego. Chyba, że drażniący jej nozdrza kurz. 
- Miałeś nam coś powiedzieć.- Spojrzał na nią, prosto w jej oczy. Dobrze wiedział, jak ten denerwujący zwyczaj na nią działa. 
- Mamy problem. 
- To już słyszałem.- Meiro odsunął się od niego, jakby tamten złapał jakąś zaraźliwą chorobę. 
- Ja też. Mów dokładniej.- Dodała.
- Konohe.- Złościł ją zawsze, kiedy tak się zachowywał. Trzeba było z niego wszystko wyciągać. Każdą kolejną część wiadomości. Jakby go przesłuchiwali, a on nie chciał mówić. 
Robił to specjalnie, chcąc sprawdzić, czy zadadzą właściwe pytania. Nie lubiła tej gry.  
- Uchiha, miałeś mówić.- Widocznie nie tylko jej to przeszkadzało. 
- Zorientowali się szybciej, niż sądziliśmy. Z tego, czego się dowiedziałem wynika, że tylko jedna osoba nie przeżyła. 
- To wszystko? - Na twarzy ucznia Sasoriego malowało się niedowierzanie. 
- Są jeszcze szpiedzy.- Właściciel sharingana poruszył lekko ramionami, jakby coś go uwierało.
- Jacy szpiedzy? - Meiro się niecierpliwił. 
- Po pierwszych śmierciach medyków w mniejszych wioskach, sprawą zainteresował się sannin.- Widocznie postanowił odpuścić i zacząć normalnie współpracować.- Jiraja-sama. Badał każdy kolejny przypadek. Szedł moim tropem, aż zorientował się, jaką mam metodę i że następna będzie Konoha. Wtedy popędził ich ostrzec.- Zerknął na stojącego z boku ninje. - Dokładnie, tak jak mówiłeś. Nabrali się i żaden medyk nie opuścił Liścia. Ale Hokage wysłała ludzi, żeby sprawdzili kto jest odpowiedzialny za całe zamieszanie. Mimo wszystko, mogą się zorientować.- Zdziwiły ją ostatnie słowa. Itachi miał nie zostawiać śladów i wierzyła, że jest do tego zdolny. Nie miała pojęcia, kim mogli być ludzie potrafiący go wyśledzić. Odpowiedział na jej nieme pytanie.
- Kakashi Hatake i Jiraja, wyruszyli 2 dni temu. Mogą sprawiać problemy.- Oboje zdziwili się, słysząc szczery śmiech. Meiro uśmiechał się, jak głupi. 
- Raczej nam pomogą. - Stwierdził. 
- Jeden z nich był nauczycielem Konan, drugi zabił Obito. Jak mieliby nam pomóc?- Zapytał Uchiha, choć zaczynał się już domyślać. Tymczasem ich towarzysz cieszył się bardzo na myśl, że będzie im musiał to wyjaśnić. 
- Nie będą sprawić kłopotów, jeżeli będą przekonani, że pozostawione ślady jednoznacznie wskazują na robotę kogoś z Suny. Tymczasem Suna będzie osądzać Liść tak, jak ustaliliśmy wcześniej.- To miało sens. Jeżeli dobrze zastawiłby pułapkę nawet nie zdążyliby się zorientować, kiedy wpadli w jego technikę. Zdaliby raport, który rozwiałby wszelkie wątpliwości, co do uczestnictwa Piasku w zamachach na medyków. Konoha zmuszona byłaby do wysunięcia uzasadnionych oskarżeń, co zaogniłoby sytuacje pomiędzy Wioskami. A właśnie o to, tu chodziło, żeby dwaj sojusznicy rzucili się sobie do gardeł. 
- Mam iść z tobą? - Zaproponował właściciel sharingana, zdając sobie sprawę na co porywa się tamten. 
- Poradzę sobie.- Meiro poczuł się urażony. - Zabić ich, może i jest trudno, ale oszukać już nie tak bardzo. 
- Nie lekceważ ich. 
- A ty, nie lekceważ mnie.- Wyszedł, trzaskając drzwiami, jak małe, obrażone dziecko. Oni zaś zostali sami ze swoim zdziwieniem, pośrodku pustego pokoju. 
- Odbija mu.- Mrukną Itachi. Następnie zorientował się, że mówi do siebie, bo Konan gdzieś zniknęła. 


***

Leżała na łóżku z zamkniętymi oczami. Czekała na niego, wiedziała, że przyjdzie. Niebieskie włosy rozsypały się jej na poduszce. Krańcową głupotą z jej strony było, takie czekanie. Mogła iść na dół do innych shinobi, mogła potrenować, mogła po prostu krążyć korytarzami. Ale nie robiła tego. Czekała na niego, tam gdzie zawsze. 
Głupia. 
W ten sposób, nie miała szansy na ukrycie swojego sekretu. Mimo wszystko, to było silniejsze od niej. Nie potrafiła zmusić się do unikania go, tak samo jak nie potrafiła mu powiedzieć o swoim problemie. Nieważne, że to wszystko była jego wina, że powinien jej teraz pomóc. Z jakiś powodów odkryła, że nie potrafi mu zaufać w tej jednej sprawie. Ale nie potrafiła go też porzucić. 
Przeklęty Itachi. 
Pół godziny później Meiro opuścił ich kryjówkę i udał się na misję. 
Godzinę później usłyszała pukanie. 
Nie czekał na jej odpowiedź, wsunął się do środka, starannie zamykając za sobą drzwi. 
- Cześć.- Uśmiechnął się do niej. Witał się z nią dopiero teraz, jakby ich wcześniejsze spotkanie się nie liczyło. Może faktycznie się nie liczyło. 
-Mmhy - Mruknęła w odpowiedzi.Wyciągnął z pod płaszcza bukiet niezapominajek. To zawsze były niezapominajki. Nieważne, lato, zima, zawsze tylko one. Wielokrotnie się zastanawiała, skąd je brał. Wsadził kwiaty do przygotowanego przez nią wcześniej wazonu. Przysiadając obok niej na materacu, zamknął oczy. 
Miała czas, żeby mu się poprzyglądać. Ciemnawe sińce pod oczami, spięte ramiona. Zdała sobie sprawę, że mężczyzna jest zmęczony. Nieważne, jak bardzo był potężny. Miesiąc zabijania pod nosem sannina, zebrał swoje żniwo. 
Nagle otworzył powieki i popatrzył prosto w na nią. Objął ją, przyciągając do siebie. Mocno przytulił, wciskając nos w jej szyję. Wtuliła się w jego klatkę piersiową, bo czuła, że oboje tego potrzebują. Podciągnął nogi na łóżko kładąc się obok niej. 
Żadne nie posunęło się dalej. Dziś byli zbyt zmęczeni, żeby zrobić cokolwiek więcej. Nawet rozmowa była zbyt wykańczająca. Po jakimś czasie, poczuła, że Itachi się rozluźnia. Trzymał ją między swoimi nogami, obejmował w tali i wciąż chował twarz w jej włosach, ale wyczuwała, że napięcie związane z misją powoli z niego uchodzi. 
Przekręciła się tak, żeby móc na niego patrzeć. Wyraźnie starał się nie zasnąć. Włosy roztrzepały mu się, spadając na czoło, a półprzymknięte oczy śledziły jej ruchy. Odgarnęła mu niesforne kosmyki i zachciało jej się śmiać z jego nieprzytomnej miny. Położył głowę na jej ramieniu, bo dla niego był za ciężka. Niewytrzymała i parsknęła cicho. Wiedziała, że on też się uśmiecha. Wystarczyło, żeby przyszedł i zapomniała o swoich problemach. Pogładziła go po włosach, których zawsze mu zazdrościła. 
- Tak źle było?- Zapytała cicho. Pokiwał głową. Wyprostował się odrobinę, na tyle, żeby móc na nią spojrzeć. Pożałowała, że zadała to pytanie. W ciągu jednej chwili, sińce pod jego oczami pogłębiły się. 
- Oni na to nie zasłużyli. - Uciekał od niej spojrzeniem. Po tylu latach bezwzględności, wciąż miewał wyrzuty sumienia. To była jedna z rzeczy, które w nim ceniła. Spotkała już tylu shinobi, którzy nauczyli się je perfekcyjnie blokować, tylko dla własnej wygody. A chociaż on miał wiele powodów, żeby się tego nauczyć, nie zrobił tego. 
Widząc jej zmartwienie pocałował ją delikatnie w czoło.
- Nic mi nie będzie. Nie przejmuj się. - Szepnął i może nawet chciał powiedzieć coś więcej, ale zmęczenie wzięło nad nim górę. Kiedy tak zasypiał z wargami przyciśniętymi do jej skóry, to ją zaczęło gryźć sumienie.
Powiedział jej wszystko. Znała całą historię jego klanu. Powierzył jej swoją największą tajemnicę, chcąc żeby wiedziała, jak było na prawdę. Tym bardziej czuła się źle z tym, że nie potrafiła zaufać mu na tyle, by wyjawić swój sekret. Sekret, który dotyczył przecież ich obojga. 


***

Miał dość.
Miał dość pikającej maszyny. 
Miał dość tych wszystkich rurek w swoim ciele.
Miał dość zielonej cieczy, która się przez nie wlewała i ciągłych mdłości powodowanych przez nią. 
A w szczególności, miał dość tej durnej kotary. 
Sama zasłona jakoś szczególnie mu nie przeszkadzała, ale to, że nie wiedział co się działo za nią, już tak. Krzyki i jęki dochodzące zza niej sprawiały, że jego wyobraźnia pracowała na najwyższych obrotach, podsuwając mu coraz gorsze obrazy. Był pewny, że rzeczywistość nie mogła być, aż tak straszna, jak wymysły. 
Medycy jednak jasno dali mu do zrozumienia, że kotara zostaje i jakakolwiek dyskusja w tej sprawie jest bezcelowa. Rozumiał to. Temari jako kobieta, powinna mieć zapewnioną prywatność w takim momencie. Gdyby później dowiedziała się, że widział ją podczas wybudzania wściekłaby się na pewno. Sam nie chciałby, żeby ktoś obcy mu się przyglądał. Tylko, że... 
Właściwie, to sam nie wiedział, o co mu chodzi. Zdawał sobie sprawę, że nic jej nie grozi. Medycy nie popełnią błędu, bo są na to za dobrzy. Ona nie umrze, bo właśnie budzi się po okresie śpiączki wywołanym trucizną. Sufit też, raczej się na nich nie zawali. Więc po co on się w ogóle denerwował? 
Usłyszał długi wrzask przechodzący w szloch, a następnie wiązkę przekleństw, które wyrzuciła z siebie Ino. Jego przyjaciółka szybko doszła do siebie i od samego rana wzięła się z powrotem do pracy. 
Żołądek zacisnął mu się nieprzyjemnie, kiedy wysłuchiwał tych nerwowych dźwięków. Po raz kolejny, miał ochotę rozszarpać materiał dzielący go od No Sabaku na drobne kawałeczki. Wmawiał sobie, że to tylko przez jego chorą ciekawość. 
Ale tak nie było. Prawda była taka, że zwyczajnie martwił się o Temari. Cóż za upierdliwe uczucie. W dodatku z pewnością niepożądane. Jakkolwiek się starał, nie potrafił się go pozbyć, a szybkość z jaką pikała jego maszyna zdradzała go dobitnie. Powinien się uspokoić choćby po to, żeby nie dali mu jakiegoś uspokajająco-usypiającego środka. Jak na zawołanie pojawiła się kobieta ze strzykawką. 
Przekonywanie jej, by jednak zaniechała zamiaru wbicia mu igły w ramię, było na tyle pożyteczne, że odciągnęło jego uwagę od wydarzeń za parawanem. Po kilku minutach pielęgniarka, choć niechętnie, postanowiła ustąpić. Kiedy odchodziła zadał sobie sprawę, że nie słyszy już żadnych krzyków. Z za kotary wyszli członkowie ekipy pomagającej dziewczynie przy powrocie do tego świata. Minęli go, rozmawiając między sobą z ożywieniem. Niektórzy się uśmiechali. Nawet tak optymistyczne znaki nie pomogły mu się opanować.
Nie słyszał jej, zniknął więc ostatni dowód na to, że żyje. 
Kilka godzin wcześniej, kiedy umierała ta mała dziewczynka, było podobnie. Lekarze zmusili jej serce do wznowienia pracy, a ona po chwili zaczęła się wybudzać. Jej dziecięcy wrzask rozrywał mu uszy. Mające go uśpić leki nie zadziałały dość szybko. Pamiętał, że gdy umilkła znaczyło to, że umarła. I widział, jak jej matka upadła na podłogę, podczas gdy ojciec stał oniemiały obok. Zdążył jeszcze pomyśleć, że to jego wina zanim odpłynął. 
Jeśli teraz miało być tak samo, to zaczynał żałować odprawienia pielęgniarki.
- ... Zgadzasz się na to?
- Tak. Rozumiem, że musicie. 
Otworzył oczy, uzmysławiając sobie, że je zaciskał. Podobnie jak pięści. Od napięcia w ramionach zaczęły go już boleć mięśnie, zwłaszcza w miejscach, gdzie miał wbite wenflony. Temari i Ino rozmawiały ze sobą spokojnie, a on pochłonięty myślami, tego nie słyszał. Lista skutków ubocznych zielonej odtrutki wydłużyła się w jego głowie o rozkojarzenie i ograniczenie zdolności słuchu. 
Ino wyszła zza parawanu z włosami związanymi w ciasnego koka na czubku głowy. Widząc jego słabą minę, wyszczerzyła zęby w trochę diabolicznym uśmiechu. Zrobiła krok do przodu, ale zaraz sobie o czymś przypomniała i wróciła do kotary. Ciągnąc tą "firankę" na drugi koniec sali zwróciła się do No Sabaku. 
- Dam ci odpocząć godzinkę i ich przyślę.- Odpowiedział jej zgodny pomruk. Zadowolona z takiej odpowiedzi blondynka raźnym krokiem wymaszerowała z sali. 
Shikamaru starał się powstrzymywać, ale w końcu zerknął na sąsiednie łóżko. Temari zapadła się głęboko w poduszkę. Jej cera była blada, może nawet zielonkawa. Możliwe też, że to on zaczynał dostawać obsesji przez tą głupią kroplówkę. 
Nagle otworzyła oczy, a żywa tęczówka spojrzała prosto na niego. Natychmiast przeniosła wzrok na sufit. Leżeli tak przez kilka minut. Rozmyślali o tym, jak zacząć rozmowę. Oboje mieli dręczące ich pytania, które domagały się odpowiedzi, ale jakoś żadne nie miało ochoty rozmawiać na te tematy. Z drugiej strony ciążyła im cisza. 
- Nara?- Odezwała się, dalej na niego nie patrząc.
- Mhy?
- Wiesz co? 
- Nie.- Dał się złapać w banalną pułapkę. 
- Przestań się na mnie gapić.- Sens tych słów, gdy już dotarł do jego otępiałego mózgu, uświadomił go, że od kwadransa nie spuszcza oka z jej profilu. Odwrócił głowę w inną stronę jednocześnie spełniając jej prośbę i ukrywając rumieniec na policzkach. Znów umilkli na dłużej. 
- Nara?- Usłyszał jej głos. 
- Mhy? 
- Wiesz co? - Postanowiła sprawdzić, czy jej towarzysz uczy się na błędach.
- Mmmm.- Uczył, ale to go nie uratuje. 
- Przydałaby ci się szczotka.- Już miał odpowiedzieć, kiedy zdał sobie z czegoś sprawę. Ponownie na nią spojrzał. Przywitało go nie jedno, a para bezczelnie przypatrujących mu się oczu. Nie speszyła się, widząc że jej podstęp został odkryty. Nie wiedział, jak wyglądają jego włosy, ale widząc napuszoną, jasną aureolę, był pewny, że jej są w gorszym stanie. 
- Tobie chyba bardziej.- Mruknął. Na widok rozbawionych ogników w jej oczach i zadowolonego uśmiechu, ciepły dreszcz przebiegł mu po plecach. No pięknie, dał się wplątać w wojnę. 
- Sugerujesz coś?- Wiedział, że ona przygryza sobie policzek od środka starając się nie wybuchnąć śmiechem. Zastanawiał się, skąd u niej tyle energii. 
- Tak.- Udała, że jest oburzona. Bawili się dalej prowadząc ta bezsensowną sprzeczkę po kolei zastawiając i wpadając w słowne pułapki. Zdawali sobie sprawę, że zachowują się dziecinnie, że powinni rozmawiać na tematy, których zgodnie unikali. 
Ale na śmierć, spiski, ataki oraz tym podobne sprawy, będzie jeszcze czas. Na razie woleli się pobawić. To był ich sposób na niemyślenie. Nie zauważyli, kiedy zaczęli się śmiać, jednocześnie podniesionymi głosami przerzucając się mało logicznymi argumentami na temat techniki rzutu kunaiem. Dla jasności, ich poglądy w tej sprawie były całkowicie zgodne. Jednak taki stan rzeczy nie uniemożliwiał kłótni. 
W końcu Temari zapędziła go w kozi róg. Musiał albo zaprzeczyć swoim wcześniejszym słowom i wyjść na głupca. Albo przyznać się do porażki i wyjść na głupca. 
Wybrał to pierwsze, żeby podtrzymać rozmowę.  
Nie widział jej rok. 
Już zapomniał jaka jest męcząca z tą swoją błyskotliwą logiką. Nie pamiętał też, żeby tak łatwo mu się z nią rozmawiało. Pewnie dlatego, że zwykle kłócili się na poważnie. Znając życie, jak tylko trochę lepiej się poczują znowu zaczną. Na razie takie przekomarzanki im odpowiadały. 


***

Im dłużej to trwało tym bardziej gratulowała sobie pomysłu. Nie musiała wiedzieć, dlaczego Shikamaru leży z nią na sali z taką samą kroplówką nad głową. Nie musiała zastanawiać się nad atakiem na pustyni, ani myśleć o wspomnieniach, które powróciły do niej  w lesie, a co do których była pewna, że opuściły ją na dobre. Nie musiała też wiedzieć co to wszystko dla niej oznacza. 
Godzina, którą dała jej Ino, minęła za szybko. Ruch na korytarzu sprowadził ją gwałtownie na ziemię. 
Oschłym tonem kazała Narze się zamknąć i wyprostowała się najmocniej, jak to było możliwe w obecnej sytuacji. 
Pomyślała, że jednak powinna była się zastanowić nad całą sprawą, zamiast prowadzić bezsensowne spory z Shiką. Jeśli już to należało pociągnąć go za język, żeby się czegoś dowiedzieć. Widziała, że chłopak zastanawia się nad jej zachowaniem, ale nie miała ochoty mu tłumaczyć skoro zaraz sam zrozumie. Jako ambasador musiała godnie reprezentować swój kraj, nawet w takich chwilach. 
Kiedy drzwi zaczęły się otwierać, ze zgrozą uświadomiła sobie, jak wygląda. Odruchowo spróbowała poprawić włosy, ale liczne rurki doczepione do jej przegubów skutecznie uniemożliwiały ruch. Uśmiechnęła się najładniej, jak potrafiła mając nadzieję, że to choć trochę odwróci uwagę od marnie prezentującej się reszty. Albo chociaż sprawi, że docenią jej starania. 
Piątą rozpoznała niemal natychmiast, kilku przedstawicieli rady wioski również. Zagadkę zaś stanowił dla niej wysoki mężczyzna z blond włosami związanymi z tyłu w kitkę. Gdy mu się przyjrzała, stwierdziła, że pochodzi z klanu Yamanaka - był bardzo podobny do Ino. Z jakiś powodów jego obecność wywołała u niej niepokój. Umiejętności tej rodziny były powszechnie znane w świecie shinobi. Po co przyprowadzać kogoś takiego na spotkanie z ambasadorem?
Kątem oka dostrzegła, że Shikamaru przygląda się przybyłym ze zdziwieniem. Jego zmarszczone brwi utwierdziły ja w przekonaniu, że coś jest nie w porządku. Nie dała poznać po sobie tego co czuje, nie dopuściła by uśmiech znikł z jej twarzy. 
Tsunade podeszła do niej stanowczym krokiem. Patrząc w oczy kage dziewczyna poczuła, że sytuacja wymyka się z pod kontroli i mknie w bliżej nieznanym dla niej kierunku. Czcigodna zdawała się być nieczułym głazem. 
- Temari no Sabaku, jouninko, ambasadorko Ukrytej Wioski Piasku, siostro obecnego Kazekage i córko poprzedniego.- Podczas gdy mówiła reszta przybyłych ustawiła się w półkolu. Zielonooka zdała sobie nagle sprawę do czego zmierza Hokage. W jej umyśle pojawiły się tysiące możliwych odpowiedzi, miliony wyjaśnień. Najbardziej prawdopodobne brzmiały tak samo, jak powody, dla których Nara leżał z nią na sali. A ona ich nie znała bo wolała uprawiać jakąś, głupią wojnę na słowa zamiast skupić się na pracy i zwyczajnie zapytać. 
"Idiotka" 
- Jesteś zatrzymana w Ukrytej Wiosce Liścia na czas nieokreślony.- Widząc zdruzgotaną minę Shiki i całkowitą powagę Godaime pozwoliła opaść kącikom swoich ust.
- Kiedy stan twojego zdrowia to umożliwi zostaniesz przeniesiona do specjalnie przygotowanego w tym celu pomieszczenia, którego nie wolno ci będzie opuszczać. Do tego czasu pozostaniesz pod stałą obserwacją wyszkolonej jednostki. W najbliższym czasie zostaniesz przesłuchana, radzimy ci nie stawiać oporu.- To wszystko. Koniec.. Właśnie została postawiona przed faktem dokonanym. Zatrzymana nie wiadomo dlaczego. Była niewinna, ale to niekoniecznie znaczyło, że zostanie uniewinniona. Nie wiedziała w co Konohanie uwierzyli, ale jeśli kłamstwo było dobrze zaaranżowane istniała możliwość, że nie zdoła się z niego wyplątać. Pozostało jej zebrać możliwie, jak najwięcej informacji i na ich podstawie zorganizować sobie obronę. "No dobrze, to zaczynamy..." 
- Gdy będziesz w stanie się ruszyć zamieszkasz w lochu. AMBU stoją za drzwiami, a niedługo pogrzebiemy ci w umyśle by sprawdzić, czy na pewno niczego nie ukrywasz. Jakbyś miała ochotę nam w tym poprzeszkadzać to przybędzie ci kilka nowych blizn.- Przekręciła trochę głowę, w zadziornym geście.- Jeśli chcesz mówić szanowna Hokage, to wyrażaj się dosłownie, ciężko mi zrozumieć przez tego chakropochłaniacza wlewającego się do mojej żyły.- Wiedziała, że właśnie wsadziła kij w mrowisko. W gruncie rzeczy nie powiedziała nic nowego. Powtórzyła wcześniej usłyszane oświadczenie, tylko obdarła je z wszelkich upiększaczy i zostawiła suche fakty. Z doświadczenia wiedziała, że na ludzi działa to, jak płachta na byka.
- Jak śmiesz odzywać się w ten sposób do...- Usłyszała świst powietrza z prawej strony i przygotowała się na uderzenie. 
- Nie!
- Nie!
Piąta trzymała jednego ze swoich doradców za przegub, a Shikamaru patrzył na nią z niepokojem. Temari zaś nie mogła uwierzyć, że akurat ta dwójka postanowiła się za nią wstawić.
Nara skrzywił się usiłując usiąść.
- Godaime, zdawało mi się, czy coś ustaliliśmy?- Po tych słowach poziom zdziwienia No Sabaku przeskoczył z "kompletne" na "całkowite" tym samym osiągając koniec skali. Czy to powiedział Shika, czy jej się coś pomyliło?
- Wybacz Nara, ale nie mogę się teraz opierać tylko na twoich przekonaniach.
- Mówię ci Piąta, że nawet jeśli Suna jest w to zamieszana to ona o niczym nie wie. 
- A ja ci mówię, że nie znasz wszystkich faktów.
- Ktoś mnie raczył o nich powiadomić?
- Nie jesteś upoważniony do posiadania tych informacji!
- W momencie w którym znalazłem ją w lesie zostałam w to bezpośrednio zamieszany. Nie masz prawa odmawiać mi tych informacji! Kodeks shinobi...
- Ja stanowię o kodeksie shinobi, Nara!
- Hokage bez zgody Daimyo i Rady Wioski nie może wnosić zmian do kodeksu!
- Przestań mi przeszkadzać, podczas...- 
No Sabaku nic nie rozumiała z wymiany zdań tej dwójki. Jej wcześniejsze zachowanie miało co prawda na celu doprowadzić do czyjejś kłótni, ale akurat udziału czarnowłosego w niej nie przewidziała. Liczyła, że wyprowadzeni z równowagi ujawnią jakieś fakty, lecz dyskusja zbyt szybko zmieniła temat. Plan pierwszy nie wypalił. Pora na drugie podejście. Jak nie da się podstępem to trzeba działać bardziej bezpośrednio. Z trudem zaczerpnęła powietrza głębiej do płuc. 
- ŻĄDAM WYJAŚNIENIA MI SYTUACJI !!- Zabolało ją, kiedy krzyczała.- Mojej sytuacji! W odróżnieniu od tego tam, mam do tego absolutne prawo.-Na chwilę zapanowała cisza. Tsunade wyprostowała się. Wściekłym ruchem poprawiła swoje kimono, posłała Shikamaru spojrzenie zdolne zabić i odwróciła się do niej w pełni opanowana. No, powiedzmy częściowo opanowana.
- Tak, masz prawo do znajomości wysuwanego przeciw tobie oskarżenia. - Temari spojrzała na nią wyczekująco.
- Jesteś podejrzana o uczestnictwo w zamachu na obywateli Konohy. Po twoim przybyciu do miasta, w twoim ciele znaleziono zabójczą substancję, zdolną rozprzestrzeniać się poprzez dotknięcie krwi zatrutego. 27 osób zostało w ten sposób otrutych, jedna zmarła.- Kobieta spojrzała na nią stanowczo.- Wysuwamy oskarżenie ponieważ w twoim ciele znajdowała się również odtrutka.- Trochę zajęło nim blondynka przyswoiła sobie wszystko co usłyszała, a kiedy tak się stało z trudem zdołała złapać kolejny oddech. 
"Odtrutka, jaka niby odtrutka? I co to miało znaczyć, że trucizna rozprzestrzenia się poprzez krew zatrutego?" 
Nie oddawała nikomu swojej krwi, jak więc mogła się ona znaleźć w ciele kogoś innego. Chyba, że wtedy na pustyni wcale jej się nie zdawało i naprawdę cała była brudna od tej czerwonej substancji. 
Ale to nie była jej wina. Została niespodziewanie zaatakowana i raniona podczas wypełniania misji. Z pewnością nie miała zamiaru prowadzić zamachu na mieszkańców Konohy. Już chciała się odezwać, kiedy zdała sobie sprawę, że Tsunade powiedziała coś jeszcze. Coś o otrutych ludziach.
Gdyby chciała podważyć prawdziwość tego stwierdzenia wystarczyło spojrzeć w bok, na leżącego z nią na sali Shikę. Ta sama kroplówka co jej, te same maszyny, nie trudno było się domyślić, że trafił tu przez ta samą truciznę. Czy nie zastanawiała się wcześniej, dlaczego tu jest? Teraz miała odpowiedź. Jeżeli reszta była w takim samym stanie, jak on to... I jeszcze, chyba... Nie, to niemożliwe. Czy ona dobrze zrozumiała, że ktoś...
- Zmarł? - Nawet ona usłyszała, jak żałośnie brzmi jej głos. 
- Tak, jedna osoba zmarła. Pięciolatka. Cywil.- No Sabaku przygryzła wargę zamyślona. Dotąd obstawiała, że cokolwiek się działo, atak obył się bez ofiar śmiertelnych. Ta jedna, nieżywa dziewczynka zmieniała wszystko. 
Biorąc to pod uwagę zielonooka dziwiła się, że potraktowano ją tak dobrze. Gdyby role się odwróciły i byliby teraz w Sunie, oskarżony bez względu na stan zdrowia wylądowałby w lochu. A już na pewno nie miałby na sali towarzysza w postaci poszkodowanego. 
W jej obecnym położeniu lepiej było nie drażnić Konohy. Kilka nieprzemyślanych słów i będzie z nią kiepsko. A wolała nie prowokować swoich nadopiekuńczych braci do działania. Mogłoby wtedy dojść do wymiany czegoś więcej niż nieprzyjemnych uwag. 
Musiała jak najszybciej udowodnić swoją niewinność. Jeżeli był tylko jeden sposób by to zrobić, no cóż, trudno, nie pierwszy i nie ostatni raz wpuści kogoś do swoich myśli. Odchrząknęła, by mieć pewność, że wszyscy będą słuchać.  
- Jestem gotowa współpracować.- Kage zamrugała, zdziwiona tym oświadczeniem. Nie spodziewała się, że tak szybko dojdą do porozumienia.
- Nie mam nic do ukrycia, więc im szybciej przez to przebrniemy tym lepiej. Pojmujesz o co chodzi, prawda, szanowna Hokage?- Godaime drgnęły kąciki ust, jakby chciała się uśmiechnąć. Po siostrze Kazekage zawsze można było spodziewać się rozsądku. Oszczędziła im wszystkim sporej dawki nerwów. W końcu i tak by to zrobili, z jej pozwoleniem, czy bez.  
- Ależ oczywiście.- Tsunade przesunęła się i wskazała na wysokiego blondyna stojącego obok.- Poznaj Inoichiego Yamanake, jednego z naszych jouninów, to on wykona jutsu.- Inoichi uśmiechnął się do Temari, w sposób mówiący "Nie ma się czego bać." Nie wiedziała, jakim cudem, ale uwierzyła temu uśmiechowi. Tymczasem Piąta, kazała reszcie zgromadzenia wyjść i wrócić do swoich normalnych obowiązków. Wypełnili swoje zadanie będąc świadkami oskarżenia, już ich tu nie potrzebowała. Gdy wszyscy opuścili pomieszczenie, odwróciła się do Nary ciągnąc za sobą kotarę. Spojrzał na nią błagalnie, ale go zignorowała. Rozbawiło ją jego westchnienie pełne głębokiej irytacji, kiedy zaciągała zasłonę. Stanęła oparta o ścianę i skinęła ręką blondynowi, na znak, że może zaczynać. Inoichi przysiadł na skraju łóżka No Sabaku, przesuwając jej głowę na odpowiednią jego zdaniem pozycje.
- Nie ruszaj się, dobrze?- Odruchowo skinęła głową, psując jego pracę. Cierpliwie zaczął od początku. 
- Jest pan bardo podobny do Ino. 
- Widzę, że znasz moją córkę. 
- To ona mnie wybudzała. Spotkałyśmy się też wcześniej kilka razy.- Mruknęła dziewczyna. 
- Rozumiem. A teraz się nie ruszaj. Obiecuję, że nie wedrę się siłą.- Spojrzał jej w oczy i wykonał kilka szybkich znaków. Poczuła, że spada. 


***

 Znalazła się w pokoju bez ścian i pierwsze co zobaczyła to siedzący naprzeciwko Inoichi. Ona też siedziała. 
- Mogę?- Zapytał ją spokojnie, co pozwoliło jej opanować naturalny odruch natychmiastowego wyrzucenia go z umysłu. Pozwoliła mu. Mężczyzna wyciągną dłoń w kierunku w którym niczego nie było. Wszystko zniknęło.

***

Leżała na łóżku słuchając pukania do drzwi. Zeszła na dół, odebrała papiery od ninja ze swojej wioski. Piła herbatę w salonie, czytając dokumenty. Pakowała się na misję. Żegnała z Kankurou. 
Zdawało się jej, że przeżywa to wszystko od nowa, ale jednocześnie wiedziała, że to tylko wspomnienie. Inoichi nie ukrył się całkowicie, delikatnie przypominając jej o swojej obecności, by wiedziała co się dzieje i zachowała spokój. Powiedział jej, że nie zrobi niczego na siłę i nie robił. Nie była przecież jego wrogiem, przynajmniej na razie.   
Biegła przez pustynie, zatrzymała się na postój. Znów wyruszyła. Zauważyła palmę daktylową, chciała do niej podejść i czarna plama. 
Wspomnienia gwałtownie się zatrzymały. Ojciec Ino cofnął do odpowiedniego momentu. Zauważyła palmę daktylową, chciała do niej podejść i czarna plama. 
Tym razem Yamanaka nie przerwał. Działo się coś dziwnego. Wrażenie, że się zapada. Coś się zacięło, mężczyzna naparł trochę mocniej by to przełamać. Stojąca przed nią osoba w płaszczu, tłumacząca jej coś. Znowu to uczucie zacięcia. Inoichi naparł. Stała po pas zanurzona w ruchomych piaskach. Ból rozszedł się po ciele kunoichi, jakby coś chciało rozerwać ją od środka. Nie wiedziała o tym, ale ojciec Ino poczuł to samo, tracąc koncentrację. Znów znaleźli się w pokoju bez ścian. Spojrzał na Temari, przekonany, że to ona usiłuje zatuszować wspomnienie. Zdeterminowany, by do niego dotrzeć. Ale to jedno spojrzenie wystarczyło, by przekonać go, że dziewczyna nie ma bladego pojęcia co się dzieje. Ból się wzmógł, uniemożliwiając mu utrzymanie techniki. 

***

 Wrócili. 
Yamanaka mało nie spadł z łóżka. Oboje ciężko dyszeli. Uczucie rozrywania mijało. Tsunade prawie odeszła od zmysłów, czekając, aż któreś będzie jej w stanie wytłumaczyć co się stało. Mężczyzna z trudem się wyprostował, już wiedział, że dzisiaj na pewno nie otrzymają odpowiedzi. 
- Założono jej blokadę. 
- Że cooo?- Usłyszeli zza kotary. 
- Milcz Nara!- Kage użyła nieznoszącego sprzeciwu tonu.
- Przepraszam. Ale ja też nie rozumiem.- Temari wciąż trzymała oczy zamknięte.  
 - A ja nie słyszę.- Jęknął Shikamaru.
- To dobrze, Nara! Trzymaj tak dalej!- Piąta zwróciła się do Inoichiego.
- Jesteś pewny?- Blondyn potwierdził. 
- Powiedz, wiedziałaś, że masz takie luki w pamięci?- Pytanie skierował do Temari. Dziewczyna zamyśliła się, czuła teraz wyraźnie, że nie pamięta niektórych momentów podróży, ale wcześniej...
- Nie. Byłam przekonana, że wszystko wiem.- Yamanaka wyglądał tak, jakby zyskał pewność.
- Typowe.- Popatrzył na Godaime.- To nie wszystko. Próbowali założyć drugą wersję wspomnień, ale im nie wyszło. Prawdziwe się przebijają.- Hokage potarła sobie brodę wyraźnie zmartwiona. No Sabaku nie pojmowała dlaczego. 
- Czyli problem rozwiązany. Skoro wiemy, jak było, pozostaje tylko zdjąć blokadę. 
- Nie do końca. To nie takie łatwe.- Ojciec Ino sprowadził ją na ziemię.-Prawdziwe i fałszywe wspomnienia przebijają się przez siebie, jestem w stanie wyczuć, że jedne to podróbka, ale nie mogę określić które.- Zielonooka przełknęła ślinę. 
- Ja naprawdę jestem niewinna. Ja...
- Skąd możesz wiedzieć skoro nie pamiętasz?- Dziewczyna zamarła. Rozumowanie Inoichiego było logiczne i całkiem proste. Skoro nie pamiętała czegoś, nie mogła być tego stuprocentowo pewna. Ale ona była, to było co najmniej dziwn... Ostry ból przeszył jej czaszkę. Minął po zaledwie chwili. Podniosła oczy na blondyna.
- Nie potrafisz powiedzieć dlaczego, ale jesteś pewna swojej niewinności. Nazywa się to wpojeniem. Nie wiem kto to robił, ale był doskonały w genjutsu.- No Sabaku zmusiła się do zachowania spokoju.
- Ile czasu zajmie usunięcie tego czegoś z mojej głowy?- Widziała, że nie tylko ona oczekuje odpowiedzi. Piąta też się niecierpliwiła. Yamanaka potrząsnął głową. 
- Nie wiem. W tej chwili nie potrafię określić ile może to zająć.- Tsunade złapała się za nasadę nosa. Przez chwilę nikt się nie odzywał. 
- Piąta, wisisz mi przeprosiny. 
- Niby dlaczego mam cie przepraszać, Nara? 
- Mówiłem, że nawet jeśli Suna jest zamieszana, to ona nic nie wie.- Temari spojrzała na Hokage.
- MILCZ!- Krzyknęły jednocześnie w stronę kotary. Brązowooka odetchnęła.
- Trudno przyznać, ale on ma rację. - Powiedziała.
- Oczywiście, że mam.- Shika najwyraźniej dobrze się bawił. 
- Za dużo przebywasz w towarzystwie Naruto, zaczyna ci się udzielać.- Tymi magicznymi słowami, Tsunade udało się w końcu uciszyć chłopaka.
- Tak, jak mówiłam, on ma rację. W obecnym stanie nie można cię uznać za kogoś niebezpiecznego. Pozostaniesz pod stałą obserwacją, ale zrezygnujemy z umieszczania cię w więzieniu. Przynajmniej do czasu złamania genjutsu. Później zareagujemy stosownie do ustalonej wersji wydarzeń. Zgadzasz się? 
- T...Tak, tak, oczywiście.- Sistra Kazekage nie miała pojęcia co o tym wszystkim sądzić. Potrzebowała czasu do namysłu. 
- Dobrze, w takim razie... Inoichi.- Podniosła się i skierowała do drzwi. Jounin podążył za nią. 
- Hokage?
- O co chodzi, No Sabaku?- Piąta obróciła głowę przez ramię. 
- Czy mój brat wie o wszystkim?
- Powiadamiamy go na bieżąco. - Dziewczyna wyglądała, jakby jej ulżyło.
- Dziękuję. - Wyszli. Zostawili ją samą z Shikamaru. I z kotarą. Starała się nie słuchać narzekań czarnowłosego i skupić na myśleniu, ale nie szło jej. Ostatecznie znów zaczęli się przekomarzać. Tak po prostu, by zapomnieć. 

***

Śmiech? Nie, raczej chichot. Otaczający go zewsząd, napierający na niego w ciemności, a jednak taki przytłumiony. Nieszczęśliwy, ale szczery. Śmiech osoby rozbawianej własną rozpaczą. Czy on go już kiedyś nie słyszał? Nie. TAK! Nie, nie wiedział. Mało wiedział. Ten dźwięk go fascynował, wołał do siebie. Poddał się jego woli, ruszył ku niemu. Zatoczył się i oparł o ścianę. Była śliska. Wilgotna od krwi. Wszystko było wilgotne. Opadł na kolana. Śmiech umilkł, a później powrócił, brzmiąc jak szloch. Zmieniał się w wrzask. W błaganie o litość, o śmierć. Czy był to shinobi? Czy stracił swój honor, czy rodzinę? Czy to ma sens? Drzwi się uchyliły. Nie było ich tam wcześniej. Były? Nie pamiętał. Mało pamiętał. Okropnie bolał go brzuch.
Ktoś leżał na wznak na podłodze. Kobieta. Jej włosy wiły się na białych kafelkach, zlepione od potu, łez i krwi. Piękne włosy. Podniosła się powoli, trzęsąc ze śmiechu, usiadła. Cały dół jej krótkiej koszuli był szkarłatnoczerwony. Krople posoki spływały po jej udach. Spojrzała na niego, oczami w kolorze głębokiej morskiej toni w których tliło się ciepło. Wychyliła się do przodu, wyciągnęła dłoń, dwa palce prawie go dotknęły. Obraz się zmienił. 
Okrągły, nieskazitelnie czysty pokój. Siedziała po turecku, idealnie na środku podłogi. Kałuża krwi wokół niej powiększała się szybko. Miał kunaia w dłoni. Spojrzała na jego broń z uśmiechem. Oparła ręce za sobą i odchyliła głowę odsłaniając gardło. Końcówki czarnych włosów zamoczyła w brunatnej cieczy. Miał ją zabić? Dlaczego? Nie była groźna. Może musi to zrobić by stąd uciec. Niezdecydowanie mu nie pomogło. 
Znów na niego spojrzała. Przeniosła ręce na swój brzuch. Jego ruchy kopiowały jej, bez udziału woli. Został uwięziony we własnej technice, mimo że nie było żadnych cieni. Docisnęła. Zabolało, i ją i jego. Jej ramiona zadrżały od tłumionego chichotu. Nie wiedział, kiedy się zbliżyła, ale stała teraz tak blisko, że ich nosy prawie się stykały. 
Poruszyła się. Jej dłoń wisiała w powietrzu obok jego szyi, a on przykładał jej do gardła kunaia. 
Sprytna. 
- Zabij mnie.- Te słowa odbiły się echem w jego głowie.- Proszę. Wystarczy jedno cięcie.- Widział jak stara się ruszyć dłonią, by za pomocą techniki cienia zmusić go do zabójstwa. Ale chyba nie mogła tego zrobić. Coś ją blokowało. A on... Nie chciał jej zabić. Nie wyglądała jakby zasłużyła na śmierć. 
Chyba wiedziała co postanowił, bo jej oczy wypełniły się łzami. Krople spłynęły po jej twarzy i zaczęły skapywać na podłogę, mieszać się z krwią. 
- Dobrze.- Wstała, górowała nad nim. Nie pamiętał jak to się stało, ale znów był na kolanach. Obchodząc go zabrała mu broń.
- Nie chciałam żeby to się stało.- Przez chwilę nie rozumiał co miała na myśli. A później ból wycisnął mu powietrze z płuc. Zwinął się na podłodze. Miał wrażenie, że pęka mu kręgosłup, że przerywa się na pół. Chciał krzyczeć, ale nie mógł. Wstrząsnęły nim skurcze. Nigdy nie czuł czegoś takiego. Świat na zewnątrz zasnuła mgła. Tuż przed nim pojawiła się para niebieskich oczu. Zdawały się zagubione, jakby ich właścicielka nie była pewna co robić. Uśmiechnęła się delikatnie przyciskając czubek ostrza do jego czoła. Pchnęła, cały ból gdzieś uciekł. 
       
Szarpnął się, ale przytwierdzone do jego ciała rurki utrzymały go w miejscu. Jego własny oddech huczał mu w głowie, trząsł się. Maszyna mająca mierzyć rytm jego serca wyła. Ktoś biegł po korytarzu. 
Nie pamiętał gdzie jest, rozejrzał się w panice. Obrócił głowę i pierwsze co zobaczył w świetle księżyca, to para wielkich, zielonych oczu. Oczu przeglądających mu się w skupieniu. 
- Temari...  






Skończyłam :) Nie powiem, żeby ta notka należała do najlepszych. Mam nadzieje, że fani Akatsuki nie obrażą się za jej zniszczenie i zmiany wprowadzone w charakterach członków organizacji. Osobiście mam wrażenie, że spaprałam Itachiego. 

Następna notka będzie partówką, LeeSaku trochę cofniętą w czasie, powinna pojawić się nie później niż pod koniec sierpnia. W niedługim czasie składam zamówienie do szabloniarni, mam już wstępnie wybranego arta, ale nie obrażę się za podesłanie ciekawych obrazków.

Obserwatorzy