środa, 13 maja 2015

3. Trucizna

"Za zielono tu" odwróciła głowę i wtuliła ją w ramię. Jaskrawy kolor raził jej oczy. Chyba ostatni zmysł który nie szwankował. Po trzykroć błogosławiła kursy medyczne na które poszła. A tak jej się jej nie chciało, ale Gaara jej kazał. Kochany, troskliwy braciszek. Gdyby nie nabyte umiejętności, nie podniosłaby się już po pierwszym upadku.
Teraz była w lesie, dosłownie i w przenośni. Nie potrafił wyznaczyć kierunku, nie potrafiła zrozumieć mapy, nie widziała słońca. Zostało jej tylko iść na przód i liczyć na to, że chakra dzięki której kontrolowała ból i zachowywała jako, taką jasność umysłu nie wyczerpie się zanim ktoś jej nie znajdzie.
Coraz bardziej malały na to szanse. Ręka którą zaciskała na gałęzi jakiegoś młodego drzewka drżała jak opętana. Mogła nie czuć bólu, ale widać było, że trucizna przejmuje kontrolę nad jej ciałem.
Skupiła się na dojściu do pnia który wyznaczyła sobie na następny przystanek. Znajdował się trzy metry dalej istniało więc spore prawdopodobieństwo, że się po drodze przewróci. Odetchnęła głęboko nim zrobiła pierwszy krok. Chwiejąc się i potykając przeszła ten niewielki kawałek. Przywarła do wilgotnego drzewa oddychając głośno. Wystarczyło tak niewiele by jej organizm się zmęczył, a jeszcze dwa dni temu mogła biec długie godziny.  Nogi nie chciały utrzymywać ciężaru ciała, czuła jak się rozjeżdżają. Zacisnęła ramiona wokół pnia nie chcąc upaść. Po raz kolejny miała wrażenie, że jeżeli znajdzie się na ziemi to już więcej się nie podniesie. Docisnęła policzek do szorstkiej kory, kiedy zaczęły nią targać dreszcze, zagryzła wargi. Powoli osunęła się na kolana wciąż oplatając ramionami drzewo. Chciała się poddać. Walczyła ze sobą wystarczająco długo. Podnosiła się wystarczająco dużo razy. Jej to wystarczało, podjęła przegraną walkę i według oczekiwań poległa. Nie mogła mieć do siebie pretensji, nikt nie mógł.
- Nie, nie, nie.- Wbiła sobie paznokcie w pokiereszowaną dłoń.- NIE! Nie wolno ci tak myśleć. Nie zrobisz tego! - Ostatnie zdanie było niemal szlochem. Każdy głębszy oddech rozdzierał jej płuca. Zmusiła się do wciągania powietrza najdłużej jak umiała i powolnego wypuszczenia go.
Kończyła jej się chakra, czerpała ze swoich najgłębszych rezerw. Dalsza droga w niczym nie pomoże, mogła tylko zadbać by ktoś ją znalazł. Skupiła niemal wszystkie siły na zachowaniu trzeźwego umysłu, pozwalając bólowi rozpanoszyć się w jej ciele. Już nie hamowała działań trucizny w swoich żyłach.
Serce którego akcję, jak dotąd spowalniała nie chcąc by szybkie krążenie krwi ułatwiło działanie wrogiej substancji ruszyło z kopyta, a każde jego uderzenie odbijało się echem w jej głowie. Bardzo powoli usiadła i oparła się plecami o pień.
Podniosła ręce do oczu, całe były pokryte krwią, ogólnie cała była we krwi. Już kilka godzin temu zauważyła, że to co z początku wzięła za omamy nie do końca nimi było. Skóra jej nie odpadła, stała się tylko okropnie wrażliwa i z nieznanych dla niej powodów pokryła się krwią. Wyglądało na to, że ciecz wypływała razem z potem. Nie były to jakieś wielkie ilości, nie na tyle, żeby się wykrwawiła, ale wystarczało by jej tors i ramiona były pokryte zakrzepłą, gdzieniegdzie jeszcze wilgotną krwią.
Musiała wyglądać jak upiór.
Cała ta sytuacja była dziwna. Trucizna działała za wolno, gdyby chcieli skłócić Liść z Piaskiem nie pozwoliliby, żeby miała szansę się uratować. Nie rozpoznała składu substancji z senbon ale to jej nie dziwiło. Poszła tylko na rozszerzony kurs dla ninja, a nie na pełne szkolenie medyczne. Trzęsącymi się dłońmi wyciągnęła z torby zwój, rozwinęła go i ułożyła sobie na udach. Wykonała pieczęcie. Chociaż nie musiała gryźć się w palec by technika zadziałała.
-Kuchiyose no jutsu!- Kiedy uderzyła dłonią o papier poczuła gwałtowny odpływ sił, oczy zaczęły jej się zamykać. Chwilę później, wyczuła na twarzy mokry język, drobne pazurki delikatnie wbiły jej się w ramie. Ocknęła się i zobaczyła tuż przed sobą zmartwiony pyszczek Kamatari.
- Dziękuję. - Wychrypiała, a zwierze skinęło jej łebkiem.- Znajdź ludzi, muszą mi pomóc.- Łasica się nie ruszyła, nie chciała zostawić swojej pani samej. Dotknęła warg dziewczyny mokrym nosem.
-Nie mam wody. Nie mogę się napić.- Na tę wieść zwierze wtuliło się w nią mocno, dając tym samym do zrozumienia, że zostaje.
Temari traciła przytomność, nie miała czasu na kłótnie z łasicą. Ostatkiem sił zepchnęła z siebie Kamatari.
- Tu się mi nie przydasz. - Piskliwe protesty zlewały się w jej głowie.- Znajdź ludzi.- Jej głos słabł.
-Sio! - Z trudem zdobyła się na stanowczy ton. Zwierze zawarczało, ale odwróciło się płynnie i pomknęło między drzewa.
Blondynka śledziła wzrokiem oddalający się długi ogon. Musiała walczyć z opadającymi powiekami bo wiedziała, że zamkniecie ich nie przyniesie niczego dobrego. Znów targnęły nią dreszcze a świat wokół zawirował. Las okalający Konochę wydawał się w tym momencie jej wrogiem. Cienie wokół tańczyły i igrały z jej ogarniętym gorączką umysłem.  Bała się wszystkich odgłosów których nie znała. Wszystkie zapachy były obce. Jej biały strój dobrze widoczny na tle zieleni. Nie potrafiła się uspokoić, jej oddech przyspieszył wywołując fale bólu. Coś ścisnęło jej żołądek.
Znała to uczucie, należało do kategorii tych nad którymi nauczyła się panować. Ale tym razem było inne. Podobne do tego które odczuwała gdy była jeszcze małym dzieckiem. Takie samo jak to które za wszelką cenę starała się ukryć, kiedy zostawała sama w pokoju z nim.
Panika. Zwierzęca panika. Urywki wspomnień powróciły.
Gdzieś w pobliżu ptak poderwał się do lotu. Szum jego skrzydeł ostatecznie zniszczył względne opanowanie które zachowywała do tej pory. Zwinęła się w kłębek, choć każdy najdrobniejszy ruch powodował protesty zatrutych mięśni. Wsadziła głowę między kolana. Drżała teraz nie od trucizny tylko z przerażenia. Odgłos własnego oddechu odbijający się od podłoża wydawał jej się czymś złym, zagrażającym bezpieczeństwu. Ale każda próba okiełznania go przynosiła odwrotny skutek. Nawet nie zauważyła kiedy po twarzy pociekły jej łzy strachu. Zacisnęła dłonie na włosach, chcąc utrzymać swoje uczucia w szczelnej klatce do której wrzucała je w takich momentach.
Zawsze działało, zadziała i teraz. Powoli spychała strach w głąb siebie. Choć chwiejne, wróciło opanowanie i...Pękła gałązka, a jej wewnętrzna klatka rozpadła się na milion kawałków. Wszystkie mięśnie napięły się sprawiając jej taki ból, że nigdy nie sądziła, że coś takiego można przeżyć.
- Zabierzcie mnie stąd!!!- Zdarła sobie gardło od krzyku, ale las był głuchy na jej szlochy.
***
Shikamaru zwinie przeskakiwał między gałęziami, rozglądając się dokładnie. Nie mógł uwierzyć w to co robił. Oto on leniwy członek klanu Nara nadstawia karku szukając dziewczyny którą miał oprowadzić po Wiosce.
Szukając obcego shinobi w dodatku nie byle jakiej rangi i umiejętności tylko dlatego, że ten spóźnił się na umówione spotkanie. "Dostaje jakieś fobii, doprawdy."  Choć usiłował sobie wytłumaczyć, że spóźnienia się zdarzają, to nie potrafił się opanować. Miał okropnie złe przeczucia, a jak wiadomo ninja nie może lekceważyć swoich przeczuć. Tak więc, kiedy tylko minęło 60 minut od umówionej godziny, wymaszerował za bramę Konohy.
Kotetsu go nie powstrzymywał, sam wyglądał na zaniepokojonego. Obiecał przekazać wieści Piątej i przysłać wsparcie, jeżeli nie wróci w ciągu godziny razem z Temari.
Shikamaru łaził po tym lesie od dobrych 3 godzin i jak na razie otrzymał tylko sokoła z wiadomością, że nikogo do pomocy nie dostanie bo wszyscy są zajęci. Jednak oprócz tego co pół godziny przylatywał gołąb od Tsunade z listem mówiącym że wysłanniczka Suny nie dotarła i pytaniem czy już ją znalazł. To go utwierdzało w przekonaniu, że dobrze robi szukając jej. Najpierw sprawdził główną drogę ale jak się spodziewał nie było jej tam. Musiała skrócić sobie trasę biegnąc przez las, w końcu się spieszyła. Utrudniła mu tym zadanie. Zaczął przeszukiwać zieloną gęstwinę metodycznie. Chodził w poprzek pasa o szerokości ok. 5 kilometrów z każdym kolejnym nawrotem oddalając się od Konochy a zbliżając do Suny. Mniej więcej z tego kierunku musiała nadejść Temari oczywiście o ile nie zboczyła z trasy.
Obecnie w linii prostej miał jakieś pół godziny do Wioski Liścia, ale martwiło go to poważnie bo oznaczało, że blondynka ma już ok. 4 i pół godziny spóźnienia. Znając ją prędzej dałaby sobie obciąć palec niż kazała na siebie czekać bez powodu.
Jeżeli nie było jej tak długo to coś się musiało stać. Shikamaru przystanął na jednym z większych konarów i zeskoczył na ziemię.
 -Czas zmienić taktykę. - Złożył dłonie w charakterystyczny znak, a jego cień pomknął w głąb lasu prosto do siedliska pewnych stworzeń. Tak było łatwiej, na przywołanie straciłby za dużo chakry. Nie musiał długo czekać by 12 jeleni przybiegło do niego i wlepiło swoje ciekawskie spojrzenia w jego twarz. Skupił się na stworzeniu z cieni podobizny Temari i pokazaniu jej zwierzętom.
- Szukajcie jej. - Zerknęły na niego przelotnie i zniknęły. Był pewien, że poradzą sobie szybciej niż on. Przysiadł na ziemi i przygotował się do wykonania techniki. Powstrzymał go jednak skrzek ptaka szybującego w jego stronę. Wysunął usłużnie rękę pozwalając gołębiowi wylądować na swoim przedramieniu. Odwiązał od jego nóżki krótki list.
Nie ma jej. Znalazłeś już ją? Pośpiesz się. 
Tsunade
Za każdym razem wiadomość od Piątej była krótsza i bardziej nerwowa ale pierwszy raz go popędzała. Coś było mocno nie w porządku. To coś było związane z tajemniczą sprawą ANBU i z jakiś powodów nikt nie chciał mu o tym nic powiedzieć. Nikomu nie chcieli o tym powiedzieć. To już przestało być ciekawe, a stało się niepokojące niepokojące.
Znajdował się sam pół godziny drogi od jakiejkolwiek pomocy i nie wiedział nic o ewentualnym wrogu. Nie miał nawet broni poza dwoma marnymi kunaiami. "W co ja się wpakowałem? E ty, mózg gdzie byłeś jak wyłaziłem z wioski nieuzbrojony?"  Teraz jego podświadomość nie była już taka skłonna do rozmów. Tylko ból głowy się wzmógł przypominając mu o wczorajszej nocy. Poruszył się niespokojnie. Nie miał zamiaru teraz zawracać.
Po części dlatego, że wierzył w osąd Piątej i w to, że nie zostawiłaby go samego gdyby groziło mu poważne niebezpieczeństwo. Po części nie pozwalała na to jego duma. Musiał mieć jednak pewność, że Tsunade zdaje sobie sprawę z sytuacji. Wyciągnął z  kieszeni długopis, który zawsze nosił przy sobie. "Ninja który zamiast broni zawsze nosi długopis. Brawa dla mnie. Chociaż ... długopisem też mogę wydłubać oko. "  Pokręcił głową, był dzisiaj absolutnie nie skupiony, a nie był to najlepszy stan, jak na te chwilę. Przekręcił list od Godaime na druga stronę gdzie kartka była czysta.
Nie znalazłem ani Temari, ani żadnego śladu po niej, ale zorganizowałem sobie pomoc          ( jelenie) więc teraz powinniśmy dowiedzieć się gdzie jest. Rozumiem, że nie mamy ludzi i nie będę kwestionował twoich decyzji w sprawie wsparcia, ale proszę przyślij mi broń. Jestem idiotą, że jej nie zabrałem, wiem o tym.
 Przeniósł ciężar ciała na pięty, była jeszcze jedna rzecz, która nie dawała mu spokoju.
Może na to za wcześnie, ale wyślij list do Gaary, jeżeli tej blondynie coś się stało będziemy pierwszymi oskarżonymi, lepiej żeby nie myślał, że chcieliśmy coś ukryć.                                   
Shikamaru Nara 
Wsunął list z powrotem do pojemniczka na nóżce ptaka i naskrobał na wieczku jedynkę, żeby wiadomość trafiła prosto do Hokage. Takie obowiązywało oznaczenie on też miał swój numer. Nie spoglądał za odlatującym stworzeniem od razu wrócił do zadania. Usiadł na ziemi po turecku i złożył ręce w odpowiedni symbol. Wokół niego zakłębiły się cienie, przez chwilę trwały w idealnym kole, a później ruszyły do przodu. Tutaj w lesie jego technika miała wręcz nieograniczony zasięg. Każdy krzew i każde drzewo rzucały cień mogący przedłużyć jego własny. Stopniowo sprawdzał w taki sposób coraz większą powierzchnię, czekając na to charakterystyczne uczucie mówiące mu, że jego Jutsu pochwyciło człowieka. Wtedy będzie wiedział jakie ilości chakry posiada ów człowiek, co pozwoli mu określić, czy złapał cywila, czy ninja. Za każdym razem chakra innych shinobi opierała mu się w większym lub mniejszym stopniu i dla każdego była to cecha zupełnie indywidualna oraz niezmienna. Jak odciski palców. Może i uwięził Temari w swojej technice niewiele razy ale pamiętał to dokładnie, był pewny, że ją rozpozna.
Chyba.
Skupił się na swoim zadaniu, oderwał całkowicie od rzeczywistości, zatracając się w świecie cieni i plam światła. Wiedział, że to niebezpieczne. Dlatego też jeden z jego rogatych przyjaciół stał na warcie pilnując swojego częściowo nieobecnego pana.
***
Przyłożyła dłoń do dużego okna swojego gabinetu i obserwowała niebo. Zanosiło się na deszcz, ale potrwa jeszcze z dwie godziny zanim lunie. Ci których przydzieliła do pilnowania ulic nie będą zachwyceni. Ktoś zapukał do drzwi. Jedno niepewne stuknięcie i otworzył je bez pytania.
- Masz kogoś Shizune?- Zapytała dość cicho jak na swoje możliwości.
- Nie Tsunade-sama zostali tylko genini i ci z wyszkoleniem medycznym.- Powiedziała jej asystentka. Mogła się tego spodziewać, większość jej ludzi była na misjiach już kiedy dowiedziała się o tych pogłoskach, a wczoraj i dzisiaj rano sama rozdzieliła zadania pozostałym. "Shikamaru, do cholery, co cię napadło?" 
- Wrócił gołąb?
-Tak. -Odwróciła głowę, żeby spojrzeć na młodszą kobietę, a ta podała jej kartkę. Shizune była potargana i wyglądała na zmęczoną, od rana nieźle się nabiegała. Piąta wiedziała, że to z jej winy.
- Usiądź, wyglądasz jakbyś przebiegła maraton. - Podbródkiem wskazała swoje krzesło. Jej uczennica choć zaskoczona posłuchała.  Znów zwrócona twarzą w stronę okna Godaime odczytała wiadomość. Jej dłoń zacisnęła się na papierze gniotąc go kiedy doszła do końca karteczki.
- Nie znalazł jej? - Bardziej stwierdziła niż zapytała jej była uczennica.
-Nie.- Ton głosu miała tak bezbarwny, że nawet ona wyczuwała jego sztuczność.
-I ? Wraca? -  Tsunade znała brunetkę na tyle dobrze, że nie musiała się odwracać żeby wiedzieć, jak teraz wygląda. Uniesione brwi, zmartwione spojrzenie, ręce założone na piersi. Obie liczyły, że Shikamaru uzna to co robi za zbyt niebezpieczne i po prostu wróci.
- Nie. Napisał, że nie będzie podważał moich decyzji. Wygląda na to, że mi ufa. - Na jej wargach zagościł niewesoły uśmiech, byłoby dla niego lepiej gdyby tym razem to sobie odpuścił.
- Myślisz, że się domyślił?- W głosie Shizune pobrzmiewało zmartwienie.
- To Nara. Domyślił się wczoraj, kiedy Jiraja nie powiedział mu co się działo u ANBU. - Przestała obserwować niebo i przeniosła spojrzenie na wysokość dachów domu. W równych odstępach, mimo upału ubrani w jasne płaszcze, stali na nich ninja. Wydawali się nie poruszać ale wiedziała, że uważnie przyglądają się otoczeniu, wypatrując czegokolwiek co wydałoby im się podejrzane. Jasno dała im do zrozumienia, że to ważne.                            - Musiał wyczuć, że szykuje się coś większego skoro oni to zauważyli.- Westchnęła głęboko, wskazując za okno. Jakaś kunoichi zeskoczyła na ulicę. Ciekawe co się stało?
-Wiesz co Shizune. Nienawidzę im tego robić.- Spojrzenie młodszej kobiety wbiło się w jej plecy. Odpowiedziała na nieme pytanie.
-Nienawidzę znosić tego ich spojrzenia kiedy się orientują, że ich misja to tylko część większego planu, ale nie pytają jakiego. Nienawidzę kiedy zanim przyjmą zadanie czekają chwilę, żeby się przekonać, czy nie powiem im czegoś więcej. Powinnam im przecież wytłumaczyć dlaczego narażają życie.-  Zaciśnięta w pięść dłoń zadrżała, pokazując złość Hokage. Usłyszała jak brunetka kręci się na krześle.
- A może... Napisz mu, żeby wrócił. - Jej ton był niemal błagalny.
- Nie mogę Shizune, już to przerobiłyśmy. Ktoś musi znaleźć No Sabaku - Nie ruszyła się, usiłowała zahamować swój charakter. Asystentka wzięła głęboki wdech.
- W takim razie pozwól mi po niego iść.
-Nie.
- Poradzę sobie, wezmę Sakurę i Ino. Jesteśmy jouninkami...- Impet z jakim pięść Piątej uderzyła w blat biurka przerwał jej wypowiedź.
-A ja Hokage! Ten dzieciak jest też moim przyjacielem Shizune! Ale nie jest jedyny, do cholery. Rozumiesz! Wszyscy shinobi w tym pieprzonym mieście są moją rodziną. I nie wypuszczę za jego bramy żadnego medyka. Choćby nie wiem, jak dobrym był shinobi. - oddychała ciężko przez usta.
- Tsunade to..
- Jeśli jeszcze raz zaproponujesz coś takiego... - Zamknęła oczy i pokręciła głową - Jeśli to czego się dowiedzieliśmy jest prawdą, to ledwo wyściubiłabyś koniec nosa za mury, byłabyś martwa. Wiesz przecież. - Patrzyły sobie przez chwilę w oczy, skinęły głowami na znak przeprosin i wzajemnego wybaczenia. Zegarek na biurku zabrzęczał przypominając kage o następnym spotkaniu. Shizune wstała z krzesła wzięła jakiś plik papierów i skierowała się do drzwi. Zatrzymał ją głos blondynki.
- Zrób coś dla mnie Shi. Weź największe ptaszydło jakie uda ci się u nas znaleźć, zapakuj tyle broni ile tylko zdoła unieść i wyślij do tego leniwego pacana. -  Kartki mało nie spadły na podłogę kiedy brunetka w pełni zrozumiała co znaczy polecenie.
- On nie wziął broni?
- Nie wziął. - Godaime usłyszała trzaśnięcie drzwi, gdy kobieta popędziła do ptaszarni.
***
- Zostaw mnie, zwierzaku. - Shikamaru od pięciu minut usiłował unikać drobnych ząbków z dość marnym skutkiem.
Jego technika została przerwana kiedy ta wstrętna, mała, włochata kulka futra i kłów ugryzła go w ramię. Miał nadzieje, że nie ma wścieklizny. Mały potworek zawarczał wrogo i zacisnął szczęki mocniej, kiedy Nara złapał go za ogon. Szarpiąc się ze zwierzęciem, chłopak spojrzał na jelenia, który jakby nigdy nic stał obok i nie przejmował się swoim panem. "Nie dość, że zignorował polecenie to jeszcze zostawiał mnie na pastwę tej łasicy. Będziemy się musieli za was z ojcem wzią... ŁASICY? "  Stworzenie przyczepione do jego ramienia rzeczywiście było łasicą, ale z natury łasice raczej nie noszą opasek na oko.
O ile mógł polegać na własnej pamięci to widział w życiu tylko jeden taki przypadek. Był wtedy ledwo żywy z baraku chakry, ale widział na własne oczy jak pewna blondynka przywołała je do walki.
Szczęśliwie to właśnie tej upierdliwej baby szukał.
Przestał brutalnie szarpać zwierzę i opuścił ręce wzdłuż ciała. Bystre ciemne oczko śledziło każdy jego ruch,  stworzonko rozluźniło nieco szczęki czując się bezpieczniej. "Jak ja mam do niego gadać kiedy nie wiem jak się nazywa? Temari doprawdy coś ty narobiła, że musiałaś wysłać tego potworka z dala od siebie. Czyżby ktoś cię więził? " Była jego koleżanką po fachu i sprzymierzeńcem, wolałby żeby nie pakowała się w kłopoty.
Uważnym spojrzeniem obrzucił kulkę futra której zęby dalej tkwiły w jego ramieniu.
- Możesz puścić, załapałem przekaz. - Łasica ani myślała go posłuchać. W odpowiedzi tylko podwinęła wargi do góry.
- Twoją panią jest Temari, prawda?- Zwierze nagle złagodniało, ale jeszcze nie puściło.
- Temari z Wioski Piasku. Z Suny. Szukam jej. - Kamatari opadła na ziemię obok niego. Spojrzała mu prosto w oczy i skinęła łebkiem na znak, że rozumie. Tymczasem on usiłował obejrzeć ranę, którą mu zostawiła. Nie było źle. Ale i tak przydał by się bandaż albo gaza, żeby ugryzienie nie zaczęło mocno krwawic podczas ruchu. Już złapał za dół koszulki w celu oddarcia od niej paska materiału i zrobienia prowizorycznego opatrunku, kiedy zorientował się, że łasica ruszyła naprzód. Biegła miedzy drzewami i najwyraźniej nie zamierzała na niego czekać. Zerwał się, by ją dogonić.
- Zaraz pójdziemy jej szukać. Poczekaj chwilę.  Nie pali się. - W odpowiedzi dostał ogonem po twarzy. Kamatari nie zamierzała zwolnić, ani tym bardziej poczekać. Wiążąc w biegu paski czarnego materiału, zastanawiał się co wywołało taki pośpiech.
Na pewno nie było to nic dobrego.
Zwierzę obejrzało się na niego i zobaczywszy, że skończył opatrywać ramię, przyśpieszyło. Shikamaru zmuszony był do skupienia się wyłącznie na drodze. Duży wysiłek musiał włożyć w to by jednocześnie nie zgubić swojego przewodnika i nie wpaść na jakąś przeszkodę.
W pewnym momencie przenieśli się z ziemi w korony drzew i skacząc po gałęziach jeszcze przyśpieszyli. Nara musiał używać chakry, żeby nadążyć. Szybko zorientował się, że został wyprowadzony ze strefy swoich poszukiwań. Z każdą minuta biegu oddalał się coraz bardziej od Konohy, a kierunek który obrała Kamatari prowadził tylko w głąb puszczy. W odległości 1 dnia drogi w tą stronę nie było żadnych szlaków ani miast.
Przyszło mu do głowy, że to pułapka, ale odsuną tę myśl. Nie było jak tego sprawdzić, a Temari mogła potrzebować pomocy.
Usłyszał jak coś spada, ledwo zdążył się uchylić przed sporych rozmiarów torbą, która wylądowałaby na jego głowie. Łasica obróciła się, przyczaiła i zaczęła głucho warczeć na leżący przedmiot. Shikamaru już miał złapać za pasek torby i odrzucić ją jak najdalej, kiedy usłyszał charakterystyczny okrzyk ptaka. Poderwał głowę i zobaczył krążącego nad drzewami sokoła.
Jeszcze jeden sygnał, a później dwa szybko po sobie.
Konoha.
Ostrożnie zajrzał do torby. Wypełniona była bronią wszelkiego rodzaju. Tsunade posłuchała prośby. Gwizdnął przeciągle, a ptak odleciał. Co by shinobi zrobili bez specjalnie szkolonych zwierząt? Przejrzał swój nowy arsenał i z uznaniem pokiwał głową. Postarali się. Zarzucił bagaż na plecy i spojrzał na zwierzę.
- Przed chwilą ci się spieszyło. - Kamatari wydała dźwięk podobny do prychnięcia i zaczęła kontynuować ich szaleńczy bieg.
***
- Zwolnij. Nie mogę dłużej używać chakry, bo nie będę mógł walczyć. - Zwierzę dalej biegło przed siebie nie zwracając na niego uwagi. Tłukli tą kwestię od dobrych 20 minut i przynosiła taki sam efekt.
Shika miał dość, po prostu się zatrzymał.  Minęły 4 godziny odkąd się zorientował, że łasica jest wysłanniczką Temari. Była 16, wiedział, że nie zdążą wrócić przed zmierzchem. Nie widziało mu się utracenie zdolności do obrony i szlajanie się w lesie po ciemku.
Kamatari szybko się zorientowała, że jej "zdobycz" przestałą być posłuszna.  Dopadła do chłopaka i zaczęła szarpać go za nogawkę. Nie mógł zawrócić teraz, nie teraz kiedy była tak blisko wypełnienia swojego zadania. Pociągnęła go z całej siły i w jej zębach został kawałek rozerwanego materiału. Nara patrzył na nią zdziwiony, była bardzo zdeterminowana. Jej pani musiała być w naprawdę okropnych tarapatach i prawdopodobnie był już blisko znalezienia jej. Przykucnął i pochylił się tak, żeby spojrzeć w oczy zwierzątku.
- Będę za tobą biegł, tylko zwolnij. Jeżeli będziesz tak pędzić to nie zdołam nas obronić w razie ataku. - Łasica warknęła mu w twarz, niezadowolona. Szykował się do wyciągnięcia jakiś innych racjonalnych argumentów i jednocześnie dziwił się dlaczego traci czas na kłótnie ze zwierzęciem. Już otworzył usta kiedy jego zmysły gwałtownie się wyostrzyły.
Nie wiedział czy coś usłyszał, czy zobaczył, czy może wyczuł, ale ufał szkolonemu przez lata instynktowi. Zamarł z kunaiem w ręce, maksymalnie skupiony, oczekując sam nie wiedział czego.
Po chwili zrozumiał. Cichutki z tej odległości, nie głośniejszy od szmeru, oddech. Nierówny trochę zbyt płytki oddech i od czasu do czasu jęk. Gdyby nie jego nietypowość przegapiłby go z pewnością.
Kamatari też zamarła, ale zaraz przestała zwracać na niego uwagę i zniknęła w gęstwinie, biegnąc w kierunku z którego dochodził odgłos. Nie trzeba było być geniuszem, żeby zgadnąć, że są na miejscu. Shikamaru ostrożnie zaczął skradać się przez krzaki niepewny co zastanie. Może więzili ją obcy ninja, a może była ranna i potrzebowała natychmiastowej pomocy. Coś kazało mu zignorować bezpieczeństwo i przyśpieszyć, kiedy tak pomyślał.
Zrobił niecałe dwa kroki i nagle zamiast między licznymi krzewami, stał pomiędzy rzadko rosnącymi drzewami. Uroki Konoszańskiej puszczy, możesz stracić osłonę w każdej chwili i nawet nie będziesz wiedział, kiedy to się stało.
Nie zauważyłby jej .
Gdyby Kamatari nie skakała i nie skamlała przy niej zmarnowałby kilka minut na szukanie. Wcisnęła się między konary i skuliła. Jej tunika i spodenki, były tak brudne, że zlewały się z otoczeniem. Włosy miała zlepione i pokryte czymś ciemnym, podobnie jak twarz, ramiona oraz dekolt.
Zdał sobie sprawę, że wciąż stoi w miejscu. Trochę mu zajęło zlokalizowanie własnych nóg, ale w końcu znalazł się przy niej. Łasiczka piszczała jak szalona i lizała ją po rękach usiłując wywołać jakąś reakcje.
Na próżno.
Dziewczyna była nieprzytomna. Szczęście, że słyszał jak oddycha inaczej by spanikował. Uklęknął naprzeciwko niej i odciągnął Kamatari.
- Nic jej nie będzie.- Uspokajał zarówno zwierzątko i siebie. Na łasicę chyba podziałało bo usiadła i tylko patrzyła na Temari wielkimi oczami. Na niego nie podziałało ani trochę. Wyraźnie widział, że coś jej jest, nie wiedział za to, co to może być.
Nie był medycznym ninja, znał tylko podstawy obowiązkowe dla shinobi. Jak zatamować krwawienie z rany, jak usztywnić złamaną kość, jak zrobić reanimacje. A tu nie widział jak na razie żadnych poważnych ran, żadnych złamań.
Miał przed oczami wysokiej rangi kunoichi, brudną, omdlałą kilometry drogi od miejsca w którym powinna się znajdować. I nie miał bladego pojęcia dlaczego jest w takim stanie ani, jak ją z niego wyciągnąć.
Jak dla niego wystarczający powód do nerwów.
Pochylił się i lekko dotknął jej ramienia. Miał zamiar zrobić wszystko co potrafił, żeby odzyskała przytomność, a jeżeli to nie da rezultatów w ciągu pół godziny to... To przestanie się przejmować tym, że niechcący pogorszy sprawę, weźmie ją na ręce i zaniesie do Konohy najszybciej jak będzie potrafił.
Czuł jak tętno mu przyśpiesza. "Czemu ja tak panikuje? Przecież nic takiego się nie dzieje."  Do jego uszu znów dotarł jej świszcząco-charkotliwy oddech przez co natychmiast zmienił zdanie. Mocniej zacisnął dłoń na materiale tuniki, decydując że najpierw spróbuje w tradycyjny sposób.
- Temari - Jego głos zabrzmiał dziwnie cicho. Odchrząknął poirytowany.- Temari!- Potrząsnął nią delikatnie. Kiedy jej powieki się uchyliły, odetchnął z ulgą. " Nie było tak źle..."
- Aaaaaaaa!!- Wyrwała się i wbiła plecami w drzewo. Wielkie zielone oczy otwarte na pełną szerokość wpatrywały się w niego. Krzyczała z bólu, był tego pewny bo miał spore doświadczenie w rozpoznawaniu rodzaju krzyku. Ten tu mówił o bólu i przerażeniu. Oddychała tak szybko, że zastanawiał się, czy nie pękną jej płuca.
- Ciiiiii, cichutko. Już, już dobrze. - Wyciągnął rękę, którą wcześniej trzymał na jej ramieniu i chciał jej dotknąć.
- To tylko...- Coś co dostrzegł na swojej dłoni przykuło jego uwagę, zostały na niej maleńkie bordowe drobinki.- ...ja.
Z powrotem spojrzał na jej twarz, w jej oczy.
I poczuł się jakby dostał cios pięścią w brzuch. " Krew, zaschnięta krew, cała jest we krwi".
Powrócił do niego koszmar z przed dwóch dni. Śmiech kobiety, krew na jej ciele, te wielkie oczy i kunai w jej dłoniach przyciśnięty do jego czoła.
Oczy, zielone oczy dokładnie takie same jak te które miał teraz przed sobą. " Jak to możliwe?  Przecież .... Nie to tylko ....to takie głupie wrażenie"  Usiłował przekonać sam siebie, że jego koszmary i jej stan nie mają żadnego związku, ale wiedział, że na dłuższą metę nie da rady się tak oszukiwać. Bo związek był i to wyraźnie widoczny.
Nawet nie zauważył, że instynktownie cofnął rękę i się odsunął.
Spojrzał na nią i stwierdził, że jest ostatnim głupkiem, a w dodatku palantem. Te oczy nie patrzyły na niego z nienawiścią, te oczy były pełne bólu i przerażenia. Wprost wyły o pomoc, a on śmiał porównywać ją do pełnej żądzy mordu postaci z koszmaru.
- Temari, spokojnie.-  Z powrotem się do niej przysunął, ale nie za bardzo, żeby nie poczuła się przyparta do muru.
- To ja Shikamaru. - Dalej patrzyła na niego jakby był dla niej obcy, jakby zamierzał ją skrzywdzić. " Boże, co ci się stało, dziewczyno? Kto ci to zrobił?" 
- Shikamaru Nara z Konochy. Pamiętasz? Zawsze cię oprowadzam, jak przyjeżdżasz, a ty zawsze na dzień dobry walisz mnie wachlarzem po głowie. Walczyliśmy ze sobą na egzaminie na chuunina. Ratowałaś mnie przed Tayuya. - Zagryzł wargi żeby zatrzymać potok słów.
"Zapamiętać: Ja, Shikamaru nie mogę chodzić na misje kiedy jestem na kacu, bo robię się zbyt nerwowy. I w dodatku cholernie gadatliwy. " 
- Co ci się stało,Temari? - Oddech jej się trochę uspokoił, chyba w końcu go poznała. Otworzyła usta jakby chciała odpowiedzieć, ale głowa przechylił się jej na bok.
- Temari? - Osunęła się na prawo i uderzyłaby się o wystający korzeń gdyby nie przyskoczył do niej i jej nie złapał.
- Hej, hej koleżanko,nie mdlejemy ! - Krzyknął machając jej rękoma przed twarzą. Zacisnęła dłonie w pięści na znak, że jest przytomna.
- Wo..wo..dy - Wychrypiał cichutko. Shikamaru zaczął grzebać w torbie w poszukiwaniu butelki. Po chwili delikatnie podciągnął dziewczynę do pozycji siedzącej i wlał jej płyn do ust. Wzięła duży łyk i od razu się zakrztusiła. Kaszel wyraźnie sprawił jej ogromny ból, po jej policzkach pociekły łzy żłobiąc nowe ślady w zaschniętej krwi na jej twarzy. Nara zdał sobie sprawę z tego, że już wcześniej musiała płakać.
Jej klatka piersiowa zaczęła unosić się gwałtownie, gdy rozkaszlała się mocniej. Spojrzała na niego, znowu przestraszona. Naprawdę nie wiedział co robić, nie widział rany z której mogło wypłynąć tak wiele krwi, jego dotyk sprawiał jej ból.
Jak więc miał jej pomóc?
Położył rękę na jej plecach i poklepał najdelikatniej jak umiał. Uspokoiła się po kilku minutach i  opadła na niego nie mogąc sama utrzymać siedzącej pozycji. Znowu przytknął jej do warg butelkę.
- Pij powoli, proszę. - O dziwo posłuchała, brała drobne łyczki i co chwila odpoczywała, ale nie pozwoliła mu zabrać butelki dopóki nie opróżniła jej całej. Zerknęła na niego.
- Dziękuję.- Oczy zaczęły się jej zamykać. Nawet się nie kontrolując pogładził ją  po policzku.
- Nie zasypiaj.- Skrzywiła się, ale uniosła powieki.- Mów do mnie. Co ci jest?
- Tru...trucizna b..była na senbon. - Zaczęła drżeć - ja...ja - Zęby jej zaszczękały, wyglądała jakby była tuż przed jakimś atakiem.
Chłopak przestraszył się nie na żarty. Trucizna, nie mógł tu pomóc. To nie była trudna sytuacja podczas gry w shougi, ani przeciwnik którego trzeba by przechytrzyć. O nie, to wymagało medycznej wiedzy i kontroli chakry.
"Gdyby była tu Sakura... A gdybym miał skrzydła to bym latał. Nie, tak nic nie zdziałam. Muszę się skupić i zastanowić jak jej pomóc, a nie użalać nad sobą. Bo to nie ja tu mam najgorzej"  
Przyjrzał się jej dokładnie. Dreszcze się wzmogły, ale ona nie panikowała, to musiał być stały element działania tej ohydnej substancji. Przypomniał sobie jak postępować z ofiarami padaczki.
Położył ją płasko na ziemi, a głowę ułożył sobie na kolanach i przytrzymał, żeby sobie czegoś nie zrobiła. Stale kontrolując, czy aby przypadkiem nie odpływa przyciągnął do siebie torbę i przejrzał jej zawartość. Oprócz dużej ilości broni miał do dyspozycji jeszcze jedną litrową butelkę wody, gazę i kilka rolek bandaży. Stwierdził, że jak dojdzie do Konohy to wyściska tego kto to pakował.
Jeszcze raz zlustrował wzrokiem sylwetkę No Sabaku i stwierdził, że krew pokrywa też jej łydki i wewnętrzną stronę ud. Nie płynęła z żadnych ran, musiała być wymiesza z potem i wypływać przez pory w skórze. Wzdrygnął się kiedy przyszło mu do głowy, że ta trucizna tak działa, że sprawi, że blondynka powoli wykrwawi się na śmierć.
"Ale ona powiedziała że trucizna była na senbon, to znaczy, że gdzieś musieli ją trafić... Nie ma rozdarć na ubraniu więc..."
Kiedy się zorientował się, że Temari ma przebitą na wylot lewą stopę zamarł bez ruch. Dziewczyna z koszmaru nie miała jednej stopy, przez chwilę usiłował sobie przypomnieć która to była, ale szybko pozbył się tych myśli. Teraz się nie przydadzą.
Wstrząsy przechodzące przez ciało kobiety powoli mijały. Zaczekał aż znikną ostatecznie i dopiero wtedy się podniósł. Wodziła za nim wzrokiem, jakby zastanawiała się co robi. Wyciągnął butelkę z wodą, gazę i bandaże. Odkręcił korek i się napił. Wiedział, że zaraz nie będzie już miał co pić. Wziął do ręki kunaia i spojrzał jej w twarz.
- Muszę ci zmienić opatrunek. To zaboli. - Przez chwilę bał się, że zaprotestuje ale ona tylko pokiwała głową i zagryzła dolną wargę. Przeszedł go dreszcz, nie chciał sprawiać jej bólu. Przyjrzał się rannej stopie No Sabaku. Spuchła, paski sandałka wbiły się w skórę kunoichi podobnie jak bandaże, będzie musiał je poprzecinać.
Przez chwilę zastanawiał się czy nie będzie zła na niego za to, że zniszczy jej buty i o mało nie wybuchnął śmiechem, rozbawiony własnym pomysłem.
Odetchnął głęboko i zaczął ciąć. Jęknęła dopiero wtedy, kiedy odwijał ostatnią warstwę starego opatrunku.
- Ciiiiii, już zaraz. - Zacisnął usta. Z trudem przychodziło mu ja okłamywać, a jeszcze daleko było do końca.
Przyjrzał się ranie, skóra wokół niej ściemniała, a z samej dziury pozostawionej przez broń wroga wyciekała krew i ropa. Ale przynajmniej nie śmierdziała, to dobrze. Namoczył gazę wodą i wziął Temari za rękę. Ścisnęła ją bez słowa.
Kiedy zaczął oczyszczać ranę jęczała, ale nie krzyknęła ani razu. Pracował najszybciej jak umiał, zmył ropę i krew. Porządnie zabandażował i po wszystkim.
Przyjrzał się temu co osiągnął, rana trochę krwawiła, ale nie za bardzo. Kiedyś Ino mu mówiła, że w niektórych sytuacjach to nawet lepiej, jeśli rana krwawi, bo się oczyszcza. Nie mógł sobie teraz za Boga przypomnieć, czy to właśnie jedna z takich sytuacji czy nie. Odetchnął miał jeszcze coś do zrobienia.
- Hej, koleżanko.- Zielone spojrzenie, które mu posłała było poirytowane. Ku swojemu zdziwieniu ucieszył się, że blondynka ma siłę się złościć.
 - Możesz mnie puścić?- Wskazał głową na swoją dłoń. Natychmiast rozluźniła uścisk. Nara czuł mrowienie w placach, dziewczyna miała niezłą siłę.
- Prze...praszam - Wymamrotała.
-Ale za co? To jeszcze, przecież nie koniec. - Mówiąc to namaczał wodą kolejną gazę i fragmenty bandaża.
 - Mam zamiar to z ciebie zmyć, chociaż po części, bo pewnie nie lubisz być pokryta krwią. - Nic nie powiedziała tylko patrzyła na niego z wdzięcznością. Odkąd pamiętał nigdy nie widział jej takiej bezbronnej. Zrobiło mu się jej żal i jednocześnie chciał się zemścić na tym kto ją tak skrzywdził.
Była silną, wspaniałą kunoichi, zasługiwała na uczciwą walkę, a nie na powolne wykańczalnie się od trucizny. Usiadł przy niej i zaczął przemywać jej twarz, krew zmieszana z wodą spływała jej we włosy i dostawała się do oczu.
To nie był dobry pomysł.
Pomógł jej usiąść i oprzeć się o siebie. Wziął kilka suchych bandaży i wytarł ją. Kiedy spod ciemnej substancji wyłoniła się jej twarz, poczuł jak strach ściska mu żołądek. Była blada jak upiór z siną skórą pod oczami i popękanymi ustami. Oczy miała przekrwione, a źrenice skurczyły jej się tak bardzo, że prawie nie było ich widać.
- Co się stało?- Głos miała zgrzytliwy, ale dobrze, że mówiła.
- Nie uwiera cię to?- Dotknął palcem złożonego wachlarza który miała na plecach. Nie powie jej przecież, że gapi się na nią jak głupi, bo wygląda koszmarnie. Sięgnął do jej paska  żeby odwiązać broń. Ledwo dotknął czerwonego materiału usłyszał przy swoim uchu warkot. Zapomniał wcześniej o Kamatari, która cały czas siedziała grzecznie, ale teraz zerwała się gotowa go powstrzymać.
Zamarł.
- Pozwól mu Kama... on chce pomóc.- Łasica cofnęła się, ale nie spuściła oczu z Shikamaru. Pod jej czujnym spojrzeniem odwiązał wachlarz i położył go na trawie obok siebie. Specjalistą nie był, ale wydawało mu się, że coś jest z nim nie tak. Wzruszył ramionami, odda go TenTen, ona już go doprowadzi do odpowiedniego stanu. Wziął kolejny bandaż i zaczął czyścic Temari ramiona. Skrzywiła się kiedy jej dotknął. Zabrał rękę.
- Mam przestać?
- Nie. Zmyj to... Zmyj to... Zmyj to. Proszę- Widział, że Temari  jest na skraju załamania, ale odetchnęła głęboko i uspokoiła się. Podziwiał ją za to, nie był pewny, czy sam dałby tak radę.
Zabrał się szybko do pracy.
***
Kiedy skończył nie mieli już wody, ani gazy, bandaże też były na wyczerpaniu, a Nara był bardziej umazany krwią niż dziewczyna. Jego teza się potwierdziła, bordowa ciecz wypływała razem z potem, ale na szczęście, już nie w takich ilościach jak wcześniej. Z łatwością radził sobie z jej wycieraniem.
Temari czuła się lepiej, miała jeszcze jeden napad dreszczy ale szybko jej przeszedł i nie był taki gwałtowny jak poprzedni. Zmierzył kobietę wzrokiem, teraz musiał ją tylko przetransportować do wioski. Miał nadzieje, że wytrzyma podróż. Widział, że każdy dotyk sprawia jej ból, więc będzie to ciężka przeprawa. Na dodatek będzie musiał ją kontynuować po zmroku.
Od dawna nie otrzymał żadnej wiadomości. Zastanawiał się czy Tsunade przestała pisać, czy też ptaki po prostu nie mogły go znaleźć. Jeżeli to drugie to Piąta pewnie odchodziła od zmysłów. Wstał, podniósł wachlarz i umocował go sobie na plecach, razem z resztą broni. Zielone oczy spojrzał na niego zaniepokojone.
- Zaniosę cię do Konohy. Pamiętasz, żebyś miała ze sobą coś jeszcze?
- Torbę. Ale, chyba ją zgubiłam. Jeszcze na pustyni. - Skinął głową i przykucnął przy niej. Nie sądził żeby dała rade utrzymać się na jego plecach, będzie musiał nieść ją przed sobą. Wsunął jej jedno ramię pod plecy i poczuł jak drży.
- Zimno ci. - Bardziej stwierdził niż zapytał. Ściągnął bluzę i założył jej przez głowę.
- Nie, nie. -Usiłowała protestować, ale widać było, że nie chce rozstawać się z ciepłym materiałem.- Teraz tobie będzie zimno.
- Akurat. Nie zapomniałaś przypadkiem, że muszę cię nieść przez najbliższe 4 i pół godziny. na pewno nie zmarznę biegając. - Zanim zdążyła pomyśleć nad odpowiedzią, jedno ramię chłopaka znalazło się na jej łopatkach, a drugie pod zgięciem kolan. Ziemia gwałtownie się oddaliła. Poczuła pieczenie podrażnionej skóry w miejscach gdzie jej dotykał. Starała się ukryć ból, ale i tak go zważył.
Zobaczyła, że sam lekko się krzywi i porusza ramieniem. Spojrzała na niego pytająco.
Uśmiechnął się delikatnie.
- Następnym razem powiedz proszę swojej łasicy, żeby nie gryzła potencjalnej ekipy ratunkowej.- Minęła chwila, zanim zrozumiała co to znaczy.
- Ugryzła cię? - "Oj Kamatari teraz to sobie nagrabiłaś."
- Spokojnie, nie było to jakoś specjalnie groźne.- Zerknął na przyglądające im się zwierzę.
- Co się gapisz? Prowadź do Konohy. - Odpowiedziała mu głuchym warknięciem, ale  odwróciła się i zaczęła biec. Nadała wolniejsze tempo niż poprzednio, ale z obciążeniem i tak było trudne do utrzymania.  Dziewczyna widziała jak Shikamaru nieustannie kontroluje otoczenie, ale nie przestaje gadać, żeby odciągnąć jej uwagę od bólu. Zjawił się w momencie kiedy już straciła nadzieje na ratunek. Sprawił, że przestała się bać, uspokoił ją. Był opiekuńczy i wyraźnie się o nią martwił. W normalnych warunkach poczułaby się urażona jego zachowaniem, sugerującym, że sama na pewno nie da sobie rady, ale teraz, choć z trudem, musiała przyznać, że miał rację.  
- Nara.
- Mmmm? - Zerknął na nią zaniepokojony.
- Dzięki, że mnie znalazłeś. - Wiedziała, że się tego nie spodziewał, oczekiwał po niej wszystkiego, ale nie wdzięczności. Uśmiechnął się do niej szeroko.
- Taką mam pracę. Znajdować w lesie zagubione blondynki.
- Ejjj.
***
Godzina 22: 15 
Główna brama 
Aktualne hasło: " Migać". 
Raport dla Hokage: 
Nie przybył żaden shinobi pochodzący z naszego lub innego kraju. Sokoły wysłane z wiadomością do Shikamaru Nary wróciły nie osiągnąwszy celu. Nie zarejestrowano żadnych sygnałów proszących o pomoc, ani  innej treści. Widoczne otoczenie nie nosi żadnych widocznych, słyszalnych, ani odczuwalnych śladów walki. 
Podpisał przełożony zmiany
Chuunin Wioski Liścia
 Hagane Kotetsu 
Rejestracja ninja: 012050 
Ninja zawiązał wiadomość na nóżce gołębia i wyrzucił go w powietrze. Wrócił na mur i razem ze swoją drużyną zaczął obserwować główną drogę i otaczający ją las. Od rana czuło się nerwową atmosferę, ale od kiedy Piąta kazała zdawać raport co piętnaście minut wszyscy chodzili, jak na szpilkach. Kotetsu postukiwał nogą o ziemię i spoglądał na zegar. Już miał zacząć pisać kolejny raport kiedy usłyszał krzyk.
- Kapitanie, ktoś nadbiega! - Stojący na najwyższej części muru mały genin, machał do niego ręką.
- Podaj liczbę jednostek. - Hagane postanowił trzymać się protokołu. Chłopiec zmarszczył brwi i wychylił się mocno do przodu.
- Jeden. Chyba shinobi. Porusza się bardzo szybko. - Kotetsu momentalnie znalazł się przy nim z lornetką w ręce. Drgnął, kiedy rozpoznał postać zbliżającą się do bramy.
- Wysłać wiadomość do Hokage. Shikamaru Nara wrócił z siostrą Kazekage. Obydwoje są prawdopodobnie ranni. - Krzyczał zeskakując po trzy stopnie byle jak najszybciej znaleźć się na ziemi obok wejścia do Wioski. Młody Nara biegł na swojej pełnej prędkości z ambasadorką Piasku na rękach. Wokół jego szyi owinęło ogon jakieś puszyste zwierzątko. Cała trójka była wymazana krwią.
Chłopak przemknął przez bramę ledwie na niego zerkając. Zanim zniknął za zakrętem cała zmiana usłyszała jak wykrzykuje.
- Przyprowadzicie Piątą do SZPITALA!!!!
***
Nie zwracał uwagi na protesty ludzi, których roztrącał łokciami. Biegł wyuczoną na pamięć drogą. Dziewczyną, którą niósł targały drgawki. Jego palce zaciśnięte na jej nadgarstku z trudnością wyczuwały puls.
To był chyba najszybszy sprint w jego życiu. Kiedy wypadł na ulicę na której mieścił się szpital jeszcze przyśpieszył. Siedząca na jego ramieniu Kamatari wbiła w niego pazury, żeby się utrzymać. Ledwo minął bramę szpitala ludzie zaczęli ustępować mu z drogi. W ostatniej chwili zorientował się, że jeżeli od tak wbiegnie w dwuskrzydłowe drzwi budynku to uderzy Temari. Obrócił się na pięcie i pchnął je barkiem. Jakaś dziewczynka w którą wpadł przewróciła się i zaczęła płakać. Jej matka spojrzała na niego wściekła, ale zaraz spuściła głowę i zaczęła wołać lekarzy.
Chyba wszyscy obecni w recepcji to zerkali na nich, to wołali lekarza. Sam chciał wrzeszczeć żeby się pospieszyli, ale nie mógł złapać powietrza dość głęboko, by wydobyć z siebie głos. Miał wrażenie, że płuca mu się skurczyły.
Podbiegła do nich jakaś pielęgniarka i zaczęła coś mówić. Miał trudności z rozróżnieniem słów. Potrząsnął głową, żeby choć trochę się skupić. Zachwiał się. Nagle drzwi otworzyły się z takim rozmachem, że klamki wbiły się w ściany. Do pomieszczenia wpadła Tsunade, a za nią Shizune, Sakura, Ino i Hinata. Nara odzyskał zdolność mówienia.
- Piąta...- Kobieta znalazła się przy nim w ciągu jednej chwili i podtrzymała go za ramię jakby się bała, że upadnie.
- Łóżko!!! - Zerknęła na niego.- Dwa!!! Biegiem!!!!! RUSZAĆ SIĘ!!!- Ktoś zabrał mu z rąk Temari.
- Piąta, spokojnie to nie moja krew. To ona...- Bursztynowe oczy wbiły w niego zdenerwowane spojrzenie.
- Mów.
- Trucizna dostała się do jej ciała przez ranę na lewej stopie. Wywołuje drgawki, gorączkę, napady strachu i krwawienie na całym ciele. W ciągu ostatnich 15 minut, Temari straciła przytomność, a jej puls bardzo osłabł.- Wyrzucił z siebie to wszystko na jednym oddechu i to był błąd. Zakręciło mu się w głowie. Zachwiał się znów i mało nie przewrócił, uratowało go to, że Hokage wciąż trzymała go za ramię. Słyszał jak Tsunade, wydaje polecenia.
- Sakura idziesz ze mną na salę. Ino zbierz ekipę i dołącz do nas. Shizune, Hinata zajmijcie się nim. Niech ktoś uspokoi tych ludzi. - Puściła go i pobiegła najbliższym korytarzem.
- Dajcie mi fartuch do cholery!!- Jeszcze chwilę słyszał jej krzyki, dopóki nie zagłuszył ich jego własny przyśpieszony oddech. Dyszał jak po ciężkiej walce. Poczuł czyjąś rękę na ramieniu. Odwrócił głowę i zobaczył Shizune.
- Choć. - Powiedziała.
Pokiwał głową i zrobił krok na przód. Wszystkie jego stawy wydawały mu się dziwnie luźne, nogi miał jak z waty. Zdał sobie sprawę, że to adrenalina daje mu teraz tak popalić. Wykorzystał ją, żeby zdobyć się na ten szaleńczy bieg, a teraz nim trzęsło. Wiedział, że idzie jak pijany, ale nie zwracał na to uwagi. Bardziej mu przeszkadzała nowo odkryta niechęć do światła. Zmrużył oczy i oparł się o ścianę.
- Ej, co ci jest ? - Hinata  złapała go w pasie i przełożyła sobie jego prawe ramię za głowę, ciągnąc go delikatnie. Pech chciał, że właśnie to ramie pogryzła mu łasica, a po kilku godzinach pod obciążeniem bolało go jak diabli.
Zbierało mu się na mdłości, ale starał się hamować. Nie chciał się ośmieszyć na oczach wszystkich. Kobiety spojrzały sobie w oczy i czym prędzej zaprowadziły go do pustej sali badań. Ledwo Shizune zamknęła drzwi, zgiął się w pół i zwymiotował. Hinata podprowadził go do leżanki i poklepała po plecach, kiedy z trudem łapał kolejne wdechy.
- Świa...tło. - Zamknął oczy czując, że dłużej tak nie wytrzyma. Jakimś cudem zrozumiały o co mu chodzi i zgasiły połowę lamp. Poczuł, że ktoś podtyka mu wodę pod nos. Złapał kubek i mało brakowało, a wypił by wszystko jednym haustem, ale przypomniał sobie jak to się skończyło dla Temari kilka godzin temu. Oparł się o ścianę którą miał za plecami i zaczął brać małe łyczki. Pokiwał głową.
- Lepiej?
-Trochę. - Po jednej jego stronie siedziała Hinata i mierzyła mu puls oraz tętno.
- Mało się nie wykończyłeś tym biegiem. Wiesz chyba, że ludzie muszą oddychać biegając.-Starała się go rozśmieszyć, ale jej słowa mu o czymś przypomniały. Podniósł dłoń i  pogładził po pyszczku Kamatari.
- Znalazła mnie, przyprowadziła do Temari i odprowadziła praktycznie pod samą bramę. To dla niej chyba trochę za dużo. Oddajcie ją Hanie. - Hinata spojrzała na łasiczkę, rzeczywiście zwierzątko nie wyglądało najlepiej. Wzięła je na ręce, uchyliła drzwi i zaczęła rozmawiać z pielęgniarką. Shizune zaś naciskała po kolei różne części jego ciała, żeby sprawdzić w jakim jest stanie. Kiedy dotarła do ramienia skrzywił się. Uniosła pytająco brwi.
- Ugryzła mnie. Łasica. - Shizune wywróciła oczami. Jakby mówiła" a kto inny niby?" Wzięła nożyce i jednym płynnym ruchem rozcięła mu koszulkę którą miał wcześniej pod bluzą oraz jego prowizoryczny opatrunek. Przyjrzała się ranie i zaczęła ja oczyszczać podczas gdy Hinata sprawdzała inne jego czynności życiowe. Nie minęło dużo czasu, a obie skończyły. Białooka wyszła na chwilę i wróciła z kocem i 2 litrową butelką wody. Zarzuciła mu ciepły materiał na ramiona i nalała wody do plastikowego kubka, który wylądował w jego dłoni.
- Masz lekko obniżoną temperaturę ciała i jesteś trochę odwodniony. Wolę dmuchać na zimne. Macie szczęści, że nie złapał was deszcz. Tutaj nieźle lunęło.- Potaknął, tylko deszczu mu jeszcze brakowało. Siedzieli w ciszy. On nie miał na razie siły, myśleć, ani mówić, a one zdawały sobie z tego sprawę. W końcu to on odezwał się pierwszy.
- Czy ona... przeżyje to?- Zamiast patrzeć im w oczy przyglądał się kubkowi z wodą. Czuł nieprzyjemny ucisk w żołądku. Wmawiał sobie, że to dlatego, że prawie nic nie jadł przez cały dzień.
- W tej chwili trudno powiedzieć, ale zajmują się nią najlepsi z możliwych. W dodatku operacja trwa już pół godziny to znaczy, że pokonała załamanie. Ma spore szanse.-Shizune mówiła za dużo i zbyt nerwowo, jakby przekonywała też samą siebie. Uniósł kubek do ust, wypił wszystko i znowu nalał wody z butelki. Wiedział, że nie pozwolą mu wyjść dopóki nie wypije wszystkiego. Kiedy z powrotem oparł się o ścianę wachlarz wbił mu się w plecy, przypominając o swojej obecności. Zdjął go z i położył sobie na kolanach. Nawet on widział, że to wspaniała broń. Przejechał palcami po twardej stali.
- Trzeba go oddać do naprawy. - Hinata od razu wzięła wachlarz i podeszła do drzwi.
- Myślę, że TenTen będzie zachwycona z takiej pracy. - Uchyliła drzwi i zrobiła z bronią dokładnie to samo co wcześniej z Kamatari. Przekazała ja pielęgniarce tyle, że zamiast wysłać ją do weterynarii poleciła jej iść do warsztatu swojej przyjaciółki. Shikamaru przejechał sobie dłonią po twarzy i poczuł jak drobinki zaschniętej krwi pękają na jego skórze. Zapragnął ją natychmiast zmyć.
- Możecie mi powiedzieć co grozi Wiosce, że wszyscy tak panikują? - Zauważył, że Hinata otworzyła usta, ale szybko je zamknęła. Pokręciła głową i zacisnęła wargi.
- Polują na medyków. Piąta nie chce powiedzieć kto, ani dlaczego. Wiemy tylko tyle, a to i tak więcej niż inni. Jiraja przyniósł jakieś wiadomości, ale nie powiedział nic, nikomu oprócz Hokage i ANBU . Po tym jak poszedłeś szukać Temari, Tsunade denerwowała się, ale nie chciała pozwolić, żeby ktoś poszedł jako wsparcie, bo bez misji zostali tylko ci z wyszkoleniem medycznym. Dopiero tuż przed tym jak wróciłeś, zwołała nas żebyśmy poszły cię szukać. Dlatego, kiedy Kotetsu wpadł do gabinetu pobiegłyśmy za nią. - Shizune postanowiła jednak udzielić mu wyjaśnień. Zrodziły więcej pytań niż dały odpowiedzi. Wiedział, że zamiast pójść spać będzie myślał nad możliwymi scenariuszami i rano wejdzie do gabinetu Godaime cały w nerwach z głową wypełnioną okropnymi pomysłami. Zresztą i tak by nie zasnął. Jak miał spać, kiedy osoba będąca w centrum jego zainteresowania przez cały dzień walczyła o życie? Uratował ją nie chciał, żeby jego praca poszła na marne.
Znowu zapadła cisz. Wisiała nad nimi jak złowieszcze chmury, kiedy każde pogrążyło się w swoich myślach. Wskazówki zegara wiszącego na ścianie wskazywały, że mają już nowy dzień, kiedy drzwi sali się uchyliły. Wszyscy podskoczyli jak na komendę, przestraszeni skrzypnięciem. W szparze pojawiła się głowa Ino. Była zmęczona, ale uśmiechnęła się do nich.
- To jeszcze nie koniec operacji, ale najgorsze mamy za sobą. Wyjdzie z tego. - Widząc, że nie są pewni co to znaczy dodała
- Przeżyje, na pewno. - Zauważyła, jak ramiona Shiki gwałtownie się rozluźniają. Miał dzisiaj bardzo męczący dzień. Spojrzała na swoje przyjaciółki.
- Shizune, Tsuna chciała żebyś mnie zastąpiła, a ty Hinatko miałaś spojrzeć na naszą pacjentkę za pomocą byakugana, żebyśmy się upewnili, że wszystko w porządku z jej chakrą. - Obie skinęły głowami i wyszły. Młody Nara, dalej gapił się w ścianę.
- Idź do domu.- Yamanaka podeszła do niego i zepchnęła go z siedziska. - No dalej, nikt nie będzie miał ci tego za złe.
- A... ale...- Przeniósł ciężar ciała z lewej stopy na prawą i z powrotem. Z jakiś powodów nie potrafił od tak wyjść ze szpitala, zostawiając w nim Temari. Nie umknęło to uwadze Ino. Położyła mu ręce na ramionach i zmusiła, żeby spojrzał jej w oczy.
- Nic jej nie będzie. Na nic się tu nie przydasz. Idź do domu  i odpocznij, bo będę jeszcze musiała cucić ciebie, jak zemdlejesz z wyczerpania.- Uciekł wzrokiem gdzieś w bok.
- Shika nie denerwuj mnie. Cały jesteś w jej krwi. Mogę się założyć, że chętnie byś wziął prysznic. - Zerknął na nią niepewnie.
-Z ciepłą wodą, co? Idź do domu bo twoja matka wykończy się psychicznie. - Ten argument w końcu podziałał. Ino odprowadziła go pod same drzwi, żeby mieć pewność, że nie zawróci. Oparła się o framugę i patrzyła jak odchodzi. Zachowywał się nietypowo, martwiąc się tak bardzo. Prawie żałowała, że podbiła mu wczoraj oko.
Prawie.
Westchnęła i zawróciła do szpitala, by wypełnić dokumentacje.
***
Z daleka widział, że w kuchni palą się światła. Otworzył drzwi, rzucił w kąt torbę z bronią i zaczął zdejmować buty. Jego matka wsunęła się do przedpokoju. Zamiast dzień dobry powiedział:
- To nie moja krew. - Patrzyła na niego lekko przestraszona. Nie miał siły już nic dzisiaj wyjaśniać.
Powlókł się do łazienki po drodze gubiąc ubrania. Jutro je pozbiera. Wszedł pod prysznic, woda która spływała odpływem była zabarwiona na czerwono. Rozbawiło go, że ledwie dwie noce temu stał w tym samym miejscu co chwila sprawdzając, czy nie ma właśnie tego koloru. Stał pod strumieniem wody dopóki się nie przekonał, że jest już całkowicie czysty. Wbrew jego obawą, kiedy położył się do łóżka niemal od razu zasnął.
Zdążył tylko sobie obiecać, że jutro z samego rana wyciągnie z Piątej wszystkie informacje. Spał jak zabity, nie usłyszał nawet, jak zmieniają się straże na dachach Konohy i jak grupa kilkudziesięciu ninja ciężkim krokiem kieruje się do domów.

Czego ja nie przeszłam z ta notką. Pisałam ją mając gorączkę. Dwa razy mi się skasowała. Opóźniłam jej wydanie. Ale wiecie co? Jestem z niej dumna . Ostatecznie została napisana w niecałe dwa dni. Chyba nawet mi się podoba, ale to pewnie dlatego, że jej nie sprawdziłam. Zrobię to jutro rano.  Mówiłam wam już, że potrafię pisać tylko w nocy, a sprawdzać tylko w dzień? Jednocześnie przykro mi, że was zawiodłam, miało być krócej i szybciej, a co jest? Nie dość, że pisałam ją dłużej niż poprzednią to jeszcze jest dłuższa. Tragedia totalna.
:-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy