środa, 27 lipca 2016

Lost Angel- K&K


Ekhem...Ja wiem, wiem, zła autorka, bardzo zła. Należy poszczuć psem i dać szlaban na czekoladę. Nie dość, że kłamie( patrz lewy bok okienko z informacjami ) to jeszcze wstawia jakieś dziwne coś. Otóż pozwólcie, że wytłumaczę.
Spis blogów Lapidarium Narutowskie zorganizował konkurs do którego się zgłosiłam. W wyniku tego powstała poniższa praca. Jak się można spodziewać nie jest ona związana z opowiadaniem (w odróżnieniu od partówki SakuLee, z którą wszyscy czytający główną historię powinni się zapoznać.) Aczkolwiek występuje tam para, która i tu pewnie się pojawi.
Praca zajęła pierwsze miejsce, czego się kompletnie nie spodziewałam. Wiec, owszem, jestem z niej dumna. Zapraszam do czytania i komentowania.

Oparł głowę o kierownicę samochodu słuchając otaczającej go ciszy, zakłócanej tylko przez poranny świergot ptaków. Lekko wilgotne, szare włosy przyklejały my się do policzków. Nie miał pojęcia czemu przepchnął tego grata na pobocze skoro najwyraźniej nikt nie zamierzał nadjechać. Równie dobrze mógłby stać po środku drogi i nic by to nie zmieniło. Odetchnął głęboko dla uspokojenia. Powoli prawie się modląc przekręcił kluczyk w stacyjce, co… gówno dało.
Przekręcił jeszcze raz. Nic. Przekręcił po raz kolejny. Brak poprawnej reakcji. Przy następnej próbie walną pięścią w bok kierownicy, ale nic to nie pomogło. Po chwili okładał maskę rozdzielczą z dziką zawziętością, nijak nie mogąc sobie poradzić z ogarniającą go furią. Trochę zajęło zanim się uspokoił.
Rozprostował i zacisnął palce, zsuwając się niżej ns fotelu i czując jak uchodzi z niego resztka energii. Przejechał dłońmi po twarzy usiłując się doprowadzić do porządku. Dyszał ciężko bardziej ze złości niż ze zmęczenia. Na usta cisnęło mu się jedno słowo - kurwa.
W tamtym momencie nienawidził. Nienawidził swojej roboty. Nienawidził samolotów. Nienawidził rosyjskich lotnisk, zresztą z wzajemnością. A już z pewnością nienawidził pierdolonych islandzkich wulkanów, które musiały, po prostu musiały, wybuchnąć właśnie teraz, sprawiając że utknął na 4 doby w porcie lotniczym Moskwa. Jakby nie było innych terminów dobrych na wyrzucanie ze swojego wnętrz ton lawy. Nie, nie bo po co czekać? Lepiej wpierdolić mu się z wielką chmurą popiołu, gazu, oparów i czego to tam jeszcze na drodze do domu. Na pięć dni przed ślubem. Jego własnym ślubem. Jeszcze ten durny samochód postanowił się zepsuć dokładnie pośrodku niczego. Nawet zasięg nie był po jego stronie. Patrzył zrozpaczonym wzrokiem na wyświetlacz telefonu i autentycznie nie wierzył. Czuł się jak w jakimś horrorze, gdzie złośliwe duchy postanowiły sprawdzić jego wytrzymałość na przeciwności losu. Spróbować doprowadzić go na skraj załamania nerwowego. W myślach gratulował im skuteczność.
Wizja zapłakanej, wściekłej Kurenai wytrącała go z równowagi do tego stopnia, że trzęsły mu się dłonie. Nie chciał jej zawieść, nie w taki dzień. Za długo czekała na ten ślub. Doskonale wiedział jak bardzo jest szczęśliwa, podekscytowana i zdenerwowana. Kurcze, sam się tak czuł. A do tego dochodziło jeszcze niewyspanie. Był tak niesamowicie zmęczony po nocach spędzonych na lotnisku i kilkugodzinnym locie. W dodatku boeing 767 za nic nie chciał z nim współpracować. Mięśnie wciąż miał spięte od zbyt długiej walki z opornymi sterami. Głowa go bolała. Zamknął oczy starając się odgrodzić od otaczającej rzeczywistości.
🔺🔻
Drgnął gwałtownie słysząc stukanie w okno. Resztki snu wciąż go otumaniały. Przetarł oczy i zerknął za szybę. Czarnowłosy mężczyzna mniej więcej w jego wieku patrzył na niego zaniepokojony, przekrzywiając głowę.
Praktycznie nie myśląc kliknął odpowiedni przełącznik, a szklana przegroda zniknęła, dając mu dostęp do nieznajomego.
- Słucham?- Jego głos brzmiał jakby nie używał go od miesięcy, coś drapało go w gardle. Jeszcze tego brakowało, żeby się rozchorował.
- Wyglądałeś na trupa. Dobrze się czujesz?- Raczej niestandardowe powitanie ciemnookiego trochę go rozbudziło. Już chciał odpowiedzieć, że wszystko jest w najlepszym porządku, ale jakoś nie potrafił tego z siebie wykrztusić. Gapił się, więc na obcego z lekko rozchylonymi ustami.
- Czyli raczej nie.- Podsumował ten obrazek jego nowy towarzysz. Szarowłosy przyglądał mu się nierozumnym wzrokiem, aż w końcu jego mózg nagle dokonał wiekopomnego odkrycia.
- Jesteś człowiekiem. - Wymamrotał, nie kontrolując się. Mężczyzna wyraźnie się zaniepokoił na to jakże spotrzegawcze stwierdzenie. Pociągnął nosem szukając zapachu alkoholu.
Ten gest go ocucił. Potrząsnął mocno głową. Nie mógł uwierzyć, że zasnął. W dodatku powieki wciąż mu ciążyły, wiele wysiłku kosztowało go zmuszenie się do myślenia i kojarzenia faktów. Brunet obserwował go dochodząc do wniosku, że jednak nic mu nie będzie.
-Miałem na myśli, że się cieszę, że jesteś człowiekiem. Nie sądziłem, że ktoś tu się pojawi.- Wyjaśnił, sprawnie wysiadając z pojazdu i stając koło swojego wybawcy.- Ten rzęch się zepsuł, a nie ma nawet zasięgu.- Zerknął zdegustowany na maszynę, naprawdę miał jej dość.
- Też się cieszę, że nie jestem wiewiórką.- Mruknął nieznajomy, prawa połowa jego twarzy była cała pokryta bliznami.- W tym lesie…
Nie dokończył, bo jego rozmówca nagle wskoczył z powrotem do samochodu.  Chwycił komórkę w dłoń i spojrzał na zegar. Siódma. Całe szczęście spał tylko pół godziny. Ale jakie to miało znaczenie skoro i tak nie zdąży na swój ślub.
Odwrócił się do nowo poznanego, mężczyzna podnosił pytająco jedną brew.
-W całym lesie nie ma zasięgu. Coś ty taki nerwowy?
- Dłuższa historia.
- Aha.
Mierzyli się wzrokiem. Ciemnooki miał na sobie długie czarne spodnie, oraz skórzaną kurtkę. Jedną dłoń chował w kieszeni, a drugą bawił się kluczykami. To w nich pilot utkwił spojrzenie.
-Słuchaj mógłbyś…
- Jasne. Chodź. - Nawet nie poczekał aż dokończy swoją prośbę. Odwrócił się i ruszył. Przed oczami szarowłosego mignął napis Los Angeles wyszyty na plechach mężczyzny. Był tak zdziwiony jego propozycją, że zamarł w bezruchu.
- No chodź.- Przywołał go nowy znajomy oddalając się coraz bardziej. Irracjonalny strach, że jednak go zostawi, sprawił że niemal do niego podbiegł w locie chwytając walizkę i zamykając samochód. Weszli na jezdnię obchodząc drzewa. Na widok tego, co było za nimi opadła mu szczęka. Wielki tir z czerwoną przyczepą stał na poboczu.
Zerknął na swojego towarzysza. Za nic nie wyglądał mu na kierowcę takich potworów.
-Zaskoczony co? - Mężczyzna uśmiechnął do niego promiennie ze stopni kabiny. Jego blizny jeszcze bardziej się uwidoczniły, czyniąc ten radosny wyraz twarzy brzydkim.- Wsiadasz? Jedziesz na północ, prawda? - Dodał, widząc że tamten się waha. Jasnowłosy skinął głową, poprawiając torbę na ramieniu. Skoro ten facet miał zamiar go podwieźć to wypadałoby się chociaż przedstawić. Wyciągnął do nieznajomego rękę.
- Miło mi poznać. Kakashi Hatake.- Brunet uścisnął jego dłoń wywracając oczami.
- Obito Uchiha. Mi też jest miło, szaraku.- Jednym silnym pociągnięciem wciągnął go na siedzenie obok siebie. Hatake nie był pewien czy go lubi, czy nie, ale w tym momencie nie miał wyboru.
🔺🔻
Zeskoczył na ziemię wciąż lekko zszokowany. Adrenalina pulsowała mu w żyłach. Jazda z “człowiekiem w bliznach”, jak w myślach nazywał Uchihę, przysparzała wielu wrażeń. Ze trzy razy widział ich rozbitych na jakimś drzewie, dwa razy leżących w rowie, a kiedy jakaś głupia sarna wyskoczyła im przed maskę i musieli gwałtownie hamować, mało nie dostał zawału. Innymi słowy “ Dręczenie Kakashiego przez los sezon 2”.
Czarnowłosy zaproponował, że zabierze go na skraj lasu, gdzie będzie miał szansę uzyskać połączenie telefoniczne i tak też zrobił. Hatake powoli wyciągnął komórkę z kieszeni, trochę bojąc się sprawdzić zasięg.
Dwie kreski. W końcu jakaś łaska od Boga.
Natychmiast wyszukał odpowiedni numer i czekał, opierając się o przód kabiny. Obito obserwował go z góry.
Minato odebrał po piątym sygnale.
- Cześć- Namikaze zerknął na swój domowy zegarek. Prawie dziewiąta. Uniósł brew zaskoczony telefonem przyjaciela. Przycisnął aparat policzkiem do ramienia i wrócił do przygotowywania śniadania, ale słyszał tylko ciszę.
- Jesteś tam?- Spytał.
Hatake przygryzł dolną wargę. Jak miał mu powiedzieć? Jeżeli istniał ktoś kto w tej sytuacji zdołałby myśleć trzeźwo  to właśnie blondyn. Odetchnął głęboko, szukając odpowiednich słów.
- Co się stało?- Minato wyprostował się stawiając patelnię na gazie. Na schodach pojawiła się zaspana Kushina, machając mu niemrawo. Pilot miał ochotę się roześmiać. Ojciec Naruto znał go zbyt długo, za dobrze. Stanowczo za dobrze.- Kakashi, halo? Odezwij się?
- Ja, nie...Nie.- Wymamrotał cicho.
Namikaze postawił przed czerwonowłosą kubek parującej kawy, który odruchowo złapała w dwie ręce i zabrał się za robienie naleśników.
- Kakashi, na temat.- Mruknął wylewając ciasto.- Tak będzie prościej i mi, i tobie.
- Nie dam rady. Nie zdążę.- Przykucnął, pochylając się i prawie dotykając włosami ziemi.- Nie dojadę.
- Kaka…
- Spóźnię się na własny ślub!- Uderzył głową o zderzak.- Nie wyrobię się!- Jęknął. Minato spodziewał się złych wieści, ale to... Odłożył szpatułkę do przewracania naleśników na blat i wytarł ręce o fartuch. Uzumaki podniosła na niego czujny wzrok.
- Uspokój się.- Blondyn znał Hatake od 10 lat z okładem i znalazł się z nim w wielu trudnych sytuacjach. Kiedy dowództwo przydzieliło mu do eskadry żółtodzioba prosto z akademii wojskowej był załamany. Zwłaszcza, że w tamtym okresie wróg nie odpuszczał. Jednak ku jego zdziwieniu chłopak nie zawadzał. Przez cały czas trwania swojej pierwszej misji odzywał się niewiele, zdając tylko niezbędne raporty. Kiedy zawrócili do bazy Namikaze sądził już, że wszystko przebiegnie spokojnie. Do czasu, kiedy usłyszał w słuchawce ciche wywołanie.
- Kapitanie?- Po tonie głosu spodziewał się usłyszeć, jakieś durne pytanie.
- Tak?
- Obawiam się, że mam przeciek. Tracę paliwo.- Wtedy na wysokości 11tys. kilometrów, w odległości 3 godzin od najbliższego przyjaznego lotniska, kiedy pod nimi rozpościerała się tylko błękitna toń oceanu, młody Hatake zachował wręcz nienaturalny spokój, dzięki któremu, udało mu się jakoś dotrwać do końca lotu. A teraz wyglądało na to, że kompletnie stracił panowanie nad sytuacją.
- Spokojnie- Powtórzył do telefonu, unikając wbitych w niego pytających oczu Kushiny. Kakashi był dla nich jak syn, więc wiedział, że jego żona zareaguje bardzo emocjonalnie na najnowsze wieści. - Musisz się uspokoić.
Szarowłosy zamilkł starając się opanować. Nie mógł dać się ponieść.
- Minato.- Niestety nie był w stanie się powstrzymać.- Jak do jasnej cholery mam być spokojny?! To mój ślub.- Zerwał się na nogi.- Kurenai! Kurwa! Co ja jej powiem?!- Kopnął w ziemię.
- Hatake! Spokój! Już! Przestań panikować!- Użył tonu jakim zwykle wydawał rozkazy.- Powiedz mi gdzie jesteś i dlaczego nie zdążysz?
- Samochód mu się zepsuł. Jesteśmy na północnym krańcu lasu Mogas.- Przyciśnięty do maski ciężarówki pilot usiłował się wyrwać, ale nic z tego. Obito nie wiadomo kiedy wyszedł z kabiny i wyrwał mu komórkę, unieruchamiając.
- Przepraszam, kim pan jest?- Zaskoczony głos Namikaze rozbrzmiał w słuchawce.
- Znalazłem go i tu podwiozłem, bo chciał zadzwonić, a w lesie nie ma zasięgu. Nie powiedział mi o co dokładnie chodzi.- Brunet posłał Kakashiemu takie spojrzenie, że aż przeszły go ciarki.- Gdzie ten ślub?
- W Konoha to…
- Wiem gdzie to jest. Mam po drodze. Mogę go podwieźć.
- Ok. Ale liczy się czas. Zaczynamy o 17. Czym jedziecie?- Minato od razu spodobał się ten człowiek.
- To dobra maszyna, da radę. Stawi się na czas już moja w tym głowa.- Hatake patrzył na niego, jak na wariata. Nawet sportowym samochodem mieli marne szanse, a to był tir. Tir! - Twój szarak usiłuje mi przekazać, żebyś nic nie mówił pannie młodej. Nie trzeba jej denerwować. To jak załatwisz to?       
- Oczywiście- Blondyn odsunął się od swojej żony, która skakała wokół niego niczym konik
polny z ADHD, chcąc podsłuchać rozmowę.- Nie przejmuj się nim. Nie zachowuje się dziś normalnie.
- Da się przeżyć. Najwyżej go zaknebluję. To pa.
- Cześć.
Uchiha nacisnął czerwoną słuchawkę i puścił Kakashiego, odsuwając się. Mężczyzna nie wiedział, czy go uderzyć, czy przytulić. Na początek postanowił odzyskać telefon.
- Nie, eee.- Brunet wrzucił czarne urządzonko do swojej kieszeni.- Konfiskata na czas nieokreślony. A teraz właź do środka, zapnij pasy i nic nie mów, bo tylko mnie zdenerwujesz.
🔺🔻
Siedząc pomiędzy różnorakimi papierkami po cukierkach, licznymi torbami na wynos z Maca i wszędobylskimi puszkami Red Bulla, zastanawiał się kim właściwie jest człowiek z którym przebywa. O ile wiedział kierowcy ciężarówek zwykle nie znają wojskowych chwytów. Jednak niemal od razu zrezygnował z głębszych rozmyślań. W tej chwili ważne było tylko to, że Uchicha zadeklarował, że dowiezie go do Konohy na czas. Cieszył się, że mężczyzna okazał się tak chętny do pomocy, ale wciąż dręczyła go jedna kwestia. Mianowicie jak zamierzał to zrobić? Jechali już od dobrych pięciu godzin, a każdą próbę nawiązania rozmowy Obito skutecznie udaremniał. Jedynie radio zakłócało ciszę. Kiedy nagle umilkło Hatake aż drgnął z zaskoczenia.
- Myślisz, że nie zdążymy.- Ciemnooki bardziej stwierdził niż zapytał.
- Tak.- Kakashi doszedł do wniosku, że nie ma co owijać w bawełnę.
- A jak sądzisz, ile czasu spędzimy na wjeździe do Fang City?- Spytał wymieniając nazwę miejscowości przez którą trzeba było przejechać, żeby dostać się do Konohy. Pech chciał, że była to również jedna z głównych tras prowadzących do stolicy. Wiecznie zakorkowana.
- Jakieś trzy godziny, co najmniej. A potem jeszcze pół, żeby dojechać na miejsce. Nie mamy szans.
- A jak ci powiem, że zajmie nam to godzinkę?- Szarowłosy wytrzeszczył na niego oczy. To było mniej więcej tak, jakby powiedział, że w lipcu spadnie śnieg. Obito zerknął na niego kątem oka i się uśmiechnął.- Właśnie tak szaraku. A teraz bądź łaskaw włączyć to małe cacko.- Podbródkiem wskazał czarną skrzyneczkę na którą wcześniej Hatake nie zwrócił uwagi. Jednak jedno spojrzenie wystarczyło, żeby zrozumieć. CB radio. Szybko przestawił opartą o włącznik fotografie ładnej szatynki z dwoma fioletowymi paskami na policzkach i kliknął “ON”. Wnętrze kabiny zalał szum i głosy informujące o patrolach policji. Uchiha chwycił nadajnik.
- Tu Szkarłat104. Mam pilną sprawę do wszystkich jadących w kierunku zjazdu 18, z  A trójki na City Fang. Powtarzam mam pilną sprawę, odezwijcie się.- Kakashi nie mógł się nadziwić ile osób odpowiedziało. Nie tylko mężczyzn, kobiet też. I wszyscy zdawali się znać Obito. Nie był tylko pewien, jak mają im pomóc.
- Słuchajcie.- Brunet odchrząknął uciszając gwar.- Mam ze sobą przyjaciela, który wpakował się w niezłe bagno. O 17 w Konoha ma się żenić, a musimy się jeszcze przedostać przez Fang, będziemy tam za godzinę.  
- Czego od nas chcesz?- Burknął jakiś szorstki głos.
- Chce żeby dało się tamtędy przejechać bez przeszkód.- Wyjaśnił trochę niepewnie.
- Oczekujesz że zablokujemy trasę?!- Oburzyła się kobieta.
- Po tym co dla was zrobiłem jesteście mi to winni. Dobrze wiecie, że policja was nie ruszy dopóki będzie to mój pomysł.- Obito wyglądał na zirytowanego.
- Policja nas nie obchodzi, dobrze wiesz.- Kolejna osoba przyłączyła się do dyskusji.- Ale czy Cycata Babcia wie?- Uchiha wyłączył nadajnik i zaklął szpetnie.
- Kim jest Cycata Babcia?- Hatake zmarszczył brwi wypowiadając pseudonim.
- Rządzi w całym stanie.- Wyjaśnił kierowca, a potem zwrócił się do radia.- Nie wie, ale wezmę to na siebie. Zanim się zorientuje, będzie już po wszystkim.
- MYLISZ SIĘ DURNIU!!!- Głośnik aż zapiszczał od ilości przekazanych decybeli.- Wiem co wyrabiasz! Najpierw musisz MNIE przekonać!- Szarowłosy zauważył, że Obito się krzywi. Drań, wcale nie był pewien, czy zdoła go dowieść na czas. Równie dobrze tirowcy mogli im nie pomóc.
- Wielokrotnie wyciągałem was…-
- O nie, nie, nie mój drogi.- Cycata przerwała mu zanim dobrze się rozkręcił.- Znam twoje zasługi, nie musisz mi o nich opowiadać. Chce usłyszeć co ma do powiedzenia twój przyjaciel niedorajda, co nie umie się zorganizować przed własnym ślubem. Mam ochotę na jakąś dobrą historię miłosną. Niech opowie swoją, a wtedy się zobaczy.- Niedoszły pan młody gapił się na CB radio, jak na świętą krowę, słuchając jak wszyscy aprobują pomysł krzykliwej kobiety.
- No proszę, czekamy.- Pośpieszyła go. Przerażony spojrzał na Uchihę. Kkiedy po drugiej stronie linii zaległa cisza, ten tylko podał mu nadajnik. Hatake pokręcił szybko głową nie mając pojęcia jak zacząć. Brunet zmarszczył się gniewnie, na migi pokazując mu, że ma mówić, a kiedy Kakashi odmówił współpracy, walnął go pięścią w brzuch.
- Ekh…mmm…- Jęknął szarak, sztyletując towarzysza wzrokiem i intensywnie myśląc.- Dzień dobry...emm. No...tego…- Zamknął na chwilę oczy. Jeżeli chciał zdążyć, musiał to zrobić. Jeżeli darzył szacunkiem Asumę i kochał Kurenai, nie miał innego wyjścia. Wziął głęboki wdech. “To jak zdawanie raportu. To tylko raport.”
- Tą historię trzeba chyba zacząć od Asumy- mojego przyjaciela.- Zwilżył wargi koniuszkiem języka.- Poznaliśmy się na studiach. Obydwoje byliśmy na wydziale lotnictwa w Akademii Wojskowej. Od pierwszego dnia trzymaliśmy się razem. Obydwoje kochaliśmy latać. Obydwoje zdaliśmy z wyróżnieniem i niemal od razu trafiliśmy na front. Przydzielili nas do tej samej bazy, ale do różnych eskadr.- Starał się wyłączyć. Odgrodzić od ciekawskiego spojrzenia Uchihy, od wyczekującej ciszy radia i od szumu przejeżdżających samochodów. Przenieść do tamtych wspomnień.- Była tam dziewczyna, która pracowała w dziale łączności. Poznaliśmy ją na jakimś zebraniu. Czarne włosy, niezwykłe, czerwone oczy, inteligentna i zdolna. Spodobała mi się natychmiast. Chciałem ją zaprosić, ale zanim się zebrałem, Asuma mnie ubiegł.- Usłyszał kilka cichych syków i przekleństw, swoich słuchaczy, ale szybko umilkli.- Ja...Chciałam być dobrym przyjacielem. Pomyślałem, że nie zależy mi aż tak, że nie będę się kłócił o dziewczynę. Co z tego, że aż mnie skręcało, kiedy na nich patrzyłem?- Parsknął niewesołym śmiechem.- Byli ze sobą dwa lata, a potem ona zaszła w ciążę i musiała wrócić do domu. Kilka dni przed swoją przepustką Asuma powiedział mi, że kiedy wróci zamierza się jej oświadczyć i… i tego samego dnia go zestrzelili.- Odczekał, by się upewnić, że głos nie odmówi mu posłuszeństwa.- Była zrozpaczona. Nie mogła się pozbierać. Powiedziała, że boi się mieszkać sama. Więc pozwoliłem jej zostać u siebie. Powiedziała, że nie zniosłaby, gdyby któryś z jej przyjaciół zmarł na wojnie. Więc zrezygnowałem z wojska i zostałem pilotem cywilnym. Potrzebowała pomocy po urodzeniu Mirai, więc pomogłem i jednej nocy ona powiedziała, że… A ja nie potrafiłem odpowiedzieć, że tego nie odwzajemniam i… Może i jestem okropnym przyjacielem, bo gdy tylko Asuma zniknął…
- Szkarłat!- Ktoś gwałtownie mu przerwał.- Szkarłat! Jeżeli tam jesteś przypieprz mu ode mnie! - Obito nie wahał się ani chwili. Hatake śmiało mógł stwierdzić, że jego brzuch robi dziś za cel pięści bruneta.- Niech przestanie bredzić, a ty masz przycisnąć gaz do dechy i jeżeli nie dowieziesz go na czas, osobiście wypatroszę obu!! Zróbmy porządek z tą 18! Już dawno trzeba było tam coś zdziałać!- Kakashi usłyszał ryk poparcia ze strony innych kierowców. Zajęło mu kilka sekund, zanim doszedł do siebie i zrozumiał, że się udało. Że nie uznali go za kompletnego dupka, czy zdrajcę, który wykorzystał śmierć przyjaciela. Że się zgodzili i zdąży. Naprawdę, zdąży. Usta same ułożyły mu się w uśmiech. Szturchnął przyjacielsko Uchihę.
- Chyba zapomniałem ci podzięko…
- Nie dziękuj.- W oczach bruneta czaiła się dziwna powaga. Powoli odłożył nadajnik.- Nie zmyśliłeś tego, prawda?- Patrzył prosto przed siebie, ale wcale nie na drogę.
- Nie.- Do głosu Hatake zakradła się nuta złości. To wyznanie sporo go kosztowało tymczasem ktoś śmiał podważać jego autentyczność.- A co?
- Jesteś głupkiem.- Odparł brunet, pocierając blizny na jednym z policzków. - Który dywizjon?- Zbił Kakashiego z tropu tym pytaniem.
- 213. O co ci chodzi?
- O nic.- Mężczyzna pokręcił głową.- Po prostu jesteś totalnym głupkiem.
🔺🔻
W spokojnym miasteczku Konoha, gdzie czas płynął wolniej, a nowoczesny świat i technologia nie niszczyły życia mieszkańców, panowało niezwykłe poruszenie. Było ono szczególnie widoczne w kościele. Zwłaszcza wśród gości weselnych. A generatorem całego zamieszania była pewna czerwonowłosa istota, której mąż nie zdołał utrzymać języka za zębami.
Tak więc od godziny 16 długowłosy, młody ksiądz biegał w panice w poszukiwaniu swoich okularów i telefonu. Druhny lamentowały. Drużbowie na nic się nie przydawali. A panna młoda, jako najspokojniejsza osoba w całym towarzystwie, dziękowała Bogu, że ani teściowie, ani jej rodzice nie są obecni na ślubie, bo w ich towarzystwie prawdopodobnie i jej puściłyby nerwy. W końcu jakieś pożytki z ich śmierci. Starała się właśnie, razem z Minato, przetłumaczyć rozhisteryzowanej Kushinie, że wszystko będzie dobrze, kiedy na wąskiej drodze prowadzącej do świątyni pojawił się ogromny tir, trąbiąc niemiłosiernie. Potworna maszyna zatrzymała się na podjeździe z piskiem opon. Wszyscy zamilkli patrząc na ciężarówkę i tylko Namikaze zaczął się śmiać z niepojętych dla nikogo powodów.
Z kabiny jakby nigdy nic, wyskoczył Kakashi Hatake i pędem pobiegł się w kierunku Kurenai.
- Kochanie.- Zaczął, obejmując ją i całując prosto w usta.- Przepraszam za spóźnienie.






↣Kakashi dotarł na miejsce o 16:38
Przebierając się w garnitur mało nie skręcił kostki.
Z braku czasu na układnie włosów, do ślubu przystąpił w swojej normalniej fryzurze.


↣ Cycata Babcia jak i wielu innych tirowców było obecnych na ceremonii.


↣ Policja nigdy nie ukarała nikogo za zablokowanie zjazdu 18 z A3 na Fang City.  Za to zapadła decyzja o przebudowie tej drogi.


↣ Obito nie zawsze był kierowcą ciężarówki.


↣ Kakashi nigdy nie przestał sądzić, że żeniąc się z Kurenai, zdradził przyjaciela.


↣ Rin Nohara, wielka miłość Obito, była lekarzem wojskowym. Zmarła podczas nalotu wojsk afgańskich. Trzy dni później dywizjon 213 wojsk amerykańskich wziął odwet na wrogu niszcząc go kompletnie.     


↣ Ślub Kurenai i Kakashiego odbył się 15.07.2016r.
Dokładnie w trzecią rocznicę śmierci Asumy.
Przyniosło im to szczęście.  
Żyli razem do końca swoich dni.


↣ Na tyle kurtki Obito wcale nie jest napisane “ Los Angeles”,  jak sądził Kakashi.
“Lost Angel” osobiście wyszyła tam Rin.
Bo każdy może znaleźć swojego anioła.
I każdy może go stracić.  



THE END

Obserwatorzy