czwartek, 17 września 2015

L&S- "Jestem shinobi."


Zawsze kiedy o tym myślę czuję wstyd. Chciałabym powiedzieć, że wiedziałam. Że tamtego dnia coś przeczuwałam. Ale to byłoby kłamstwo. Jeszcze tylko tego brakuje, żebym została kłamcą. Zawiódł mnie instynkt shinobi, intuicja kobiety, a nawet zwykłe przeczucie osoby która traci kogoś bliskiego. To smutne, wiesz? Boże... co za nonsens. (Śmiech) Naprawdę jestem płytka. 
Nie wyczułam, jak oni umierają. Co z tego że wiem, jak głupio to brzmi. Ta wiedza nie pomaga. Wciąż się winię.


***

- Przestań pajacować, Naruto!! Nie widzisz w jakim jesteśmy stanie!! Bądź cicho!- Blondyn zamarł, zbity z tropu i spojrzał zdziwiony na Sakurę. Na jej zmarszczone czoło padała zielona poświata chakry.
- Mógłbyś czasem pomyśleć, jak coś robisz.- Syknęła ściszonym już głosem, omiatając zniesmaczonym spojrzeniem porozrzucane po obozowisku jedzenie.- Przynajmniej nie trzaskaj tak tymi garami.- Mruknęła, skupiając się z powrotem na poranionych plecach Saia. Chłopak miał szczęście. Obrażenia były z pewnością bolesne, ale nie zbyt poważne. Naprawdę cieszyła się, że nie uszkodził kręgosłupa, ani żeber.
Mogło być gorzej. A gdyby było gorzej... Dobrze, że nie jest.
Kończyła usuwać z ciała bruneta ostatnie kamienne odłamki, podczas gdy Uzumaki w ciszy szykował posiłek. Oczywiście zimny. Rozpalenie ognia było stanowczo zbyt ryzykowne. Nie mogli dopuścić by ktoś z Akatsuki ich wytropił. Głównie dlatego, że marne mieli szanse na ucieczkę, nie mówiąc już o wygraniu starcia.
Z westchnieniem zakończyła technikę i odgarnęła włosy za ucho przymykając powieki.
- Dzięki.- Usłyszała.
- Nie ma za co, Sai.- Spróbowała rozmasować sobie kark.- Poleż jeszcze chwilę, ok? Wole nie ryzykować.
- Jasne.
Z trudem dźwignęła się na nogi i prawie nie patrząc przeszła przez obozowisko.
- I jak tam, sensei?- Zapytała Hatake. Mężczyzna siedział oparty o drzewo oddychając ciężko.  Mimo maski widziała, jak bardzo jest blady.
- Lepiej. Naprawdę.- Dodał zauważając jej nieprzekonaną minę.- I przestań mówić mi "sensei".- Uśmiechnęła się mimo woli. Spór o ten zwrot toczyli od dobrych kilku tygodni. Zmierzyła mu puls z zadowoleniem stwierdzając, że wrócił do normy.
- Mówiłem.- Mruknął.- Ja mam po prostu pecha do tego genjutsu.
- Tak. A ten pech ma błękitne oczy, blond włosy i nazywa się Uzumaki Naruto.- Wbiła wściekły wzrok w jinchuurikiego, który zwiesił głowę z poczuciem winy wymalowanym na twarzy.
- Ja naprawdę nie chciałem Kakashi-sama. Nie pomyślałem, że on może... że, noooo... że, on... Przepraszam, senseiiiiiii.- Naruto skłonił się przed nim gwałtownie, rozlewając wodę która niósł Saiowi. Zanim szarowłosy zdążył się odezwać, Sakura przystąpiła do ataku. Do tej pory starała się być opanowana, ale nie potrafiła się dłużej powstrzymywać.
- Nie pomyślałeś? Oczywiście, że nie pomyślałeś! Ty w ogóle rzadko myś...- Hatake zatkał jej usta dłonią, nie zwracając uwagi na protesty.
- Sakura ma rację.- Blondyn drgnął i pokłonił się jeszcze niżej, mrucząc coś co brzmiało, jak kolejne przeprosiny. Dziewczyna szczerze zszokowana nie zauważyła nawet, kiedy uleciała z niej złość. Zbyt była zajęta wlepianiem oczu w zamaskowaną twarz mistrza. Hatake zmieszany sposobem w jaki zostały zrozumiane jego słowa pośpieszył z wyjaśnieniem
- Przestań pajacować. Wyprostuj się. Przecież nic mi nie jest.- Na dowód tych słów Kakashi wstał i podszedł do Uzumakiego. Następnie chwycił go za ramiona, zmuszając do spojrzenia mu w oczy.
- Nic mi nie jest.- Powtórzył, kładąc naciska na każde słowo z osobna. Haruno nie była taka pewna tego twierdzenia, ale pomyślała, że lepiej nie przerywać kapitanowi.
- Naprawdę, straciłem tylko trochę chakry.- Potrząsnął lekko blondynem, bo ten dalej kulił się w sobie, wyglądając jakby się miał zaraz rozpłakać. - Poza tym mam dosyć powtarzania wam, że wszystko ze mną dobrze.
- A..ale sensei ja...- Błękitne oczy wypełniły się łzami.
- I łaskawie przestań mówić mi sensei, czuje się przez to jak zgrzybiały starzec. Myślałem, że już się oduczyłeś.- Naruto zadrgały kąciki ust. Od śmiechu, czy od płaczu, tego różowowłosa nie potrafiła stwierdzić.
- Tyko, że przeze mnie prawie...
- No właśnie. PRAWIE. Na tym zakończmy. I dość tego mazgajenia. Przyszły hokage nie może się tak zachowywać!- Chłopak czym prędzej wytarł oczy i staną na baczność.
- Tak jest Kakashi-sama. Obiecuję, że już nigdy nie zawiodę.- Odmaszerował by ponownie napełnić wodą kubek Saia. Hatake wyraźnie zadowolony ze skutków swojej przemowy zaczął przeszukiwać kieszenie spodni.  Dziewczyna podeszła do niego niepewnie.
- Nie powinieneś być dla niego taki dobry, sensei. To już drugi raz w tym tygodniu, jak naraża życie kogoś z drużyny przez swoja głupotę.- Powiedziała ściszając głos, żeby tylko on mógł ją usłyszeć.
- Sądzisz, że on sam o tym nie wie?- Wyciągną kunaia, parę shurikenów, garść papierków po cukierkach i dwumetrowy kawałek cienkiego sznurka. Ale najwyraźniej nie tego szukał, bo wrzucił wszystko z powrotem do kieszeni i ruszył do plecaka. Podreptała za nim, oczekując ciągu dalszego.
- Problem z Naruto polega na tym, że próbuje uratować wszystkich i wszystko co napotka na swojej drodze, choćby niespecjalnie chciało ratunku. - Stwierdził cicho, odsuwając suwak.- Sądzi, że w każdym jest dobro i jest bardzo pewny swego jeśli o to chodzi. Niestety, osoby takie jak członkowie Akatsuki skutecznie niszczą ten pogląd, wgniatając w ziemie jego samopoczucie. Nie zamierzam jeszcze dodatkowo pogarszać sprawy, kiedy on i tak się obwinia.
 Teraz to Sakura spuściła głowę zmieszana tym, że nie dostrzegła jak bardzo jej przyjaciel podupadł na duchu.
- Pójdę go przeprosić.- Wyszeptała do swoich butów, ale gdy spróbowała ruszyć z miejsca powstrzymała ją ręka Hatake. Przeniosła na niego zaskoczony wzrok.
- Nie mówię, że postąpiłaś źle. Ktoś powinien był mu wygarnąć, tle że nie koniecznie ja. Szczerze, to on czasami faktycznie za mało myśli.- Uśmiechnął się do niej przez maskę, by następnie popchnąć ją trochę do przodu.
- Chodźmy jeść.- Powiedział, otwierając małą, zieloną książeczkę na pierwszej stronie i odszedł, by dołączyć do Saia i Naruto.
***

Powtarzanie mi, że to nie moja wina nic nie daje.
Chociaż... Nie. 
Jednak coś daje. 
Czuje się przez to, jak ostatnia suka.
Pozwalająca wszystkim wierzyć w swoją niewinność, zołza.
Niezdolna się przed nikim przyznać do odpowiedzialności. 
Strasznej odpowiedzialności, mojej odpowiedzialności.
Ale to nie jest moja wina.
Wiem, że to nie moja wina. 
Mówię to sobie cały czas.
Chce się tak czuć.
Dziwne. 


***

Obudziła się czując jak jej ciało kołysze się rytmicznie.
Nie chcąc jeszcze wracać do rzeczywistości, mocniej zacisnęła powieki i wtuliła się w pościel. 
Ledwo to zrobiła, uświadomiła sobie dwie rzeczy. Po pierwsze, jej pościel się nie kołysze. Po drugie z pewnością  nie pachnie, jak Naruto.
- Trochę mnie dusisz, Sakurcia.- Powiedział blondyn, potwierdzając tym samym jej najgorsze obawy. Niósł ją. Zasnęła, a on ją niósł.
- Nie mogliście mnie obudzić?- Wymamrotała obrażona, poluźniając uścisk ramion wokół szyi blondyna.
- Wybacz, ale byłaś totalnie nieprzytomna.- Usłyszała przed sobą głos Saia. Rozejrzała się, ona i Uzumaki byli ostatni w szeregu, prowadził Kakashi. Geste korony drzew i księżyc wysoko na nocnym niebie powiedziały jej, że znajdują się znacznie bliżej Konohy niż poprzednio, oraz że są w trasie od wielu godzin.
Nie powinna spać tak długo. O czym ona myślała? W ogóle nie powinna była zasypiać. Spróbowała zeskoczyć z pleców Naruto, ale chłopak ją przytrzymał.
- Byłaś bardzo zmęczona. Straciłaś dużo chakry lecząc nas.- Powiedział, niemal czytając w jej myślach.- Nie przeszkadza mi noszenie cię, możesz zostać i tak już niedaleko.- Wiedziała, że jest to forma przeprosin. Jak miała się na niego gniewać, kiedy robił coś takiego. Nie pozwalał jej się obwiniać zanim jeszcze na dobre zaczęła. A ona wrzeszczała na niego całą misję, do tego stopnia, że jej wiecznie uśmiechniętego przyjaciela musiał pocieszać Hatake.
Położyła dłoń na głowie Uzumakiego i potargała mu włosy.
- No już przestań.- Zaczęła, przytulając się. Kakashi zrobił co mógł, ale jinchuuriki wciąż nie był do końca sobą. Wciąż był smutny.- Grunt, że wykonaliśmy misję i żyjemy. Każdemu mogło się zdarzyć.
- Trzy razy na jednym wypadzie?- Mówił tak cicho, że gdyby nie miała głowy na jego ramieniu nic by nie usłyszała.
- Oj, ale spójrz na to z innej strony. Dzięki twoim PRAWIE katastrofalnym błędom miałam okazję wypróbować moją nową technikę.- Uzumaki parsknął na wspomnienie tej akcji.- I teraz wiem, jak doskonale działa. Trzeba ją tylko trochę udoskonalić pod względem estetycznym.
- Wyrażenie "flaki latają na wszystkie strony" nabrało dzięki tobie nowego znaczenia Landryno.- Blondyn pociągnął ją za różowy kosmyk. Trzasnęła go po ręce i kontynuowała:
- A Kakashi sensei - Z przodu pochodu dobiegło ich cierpiętnicze westchnienie.- Przeciwstawił się genjutsu Itachiego. Musiałam go, co prawda, później trochę podleczyć, ale mina Uchihy była bezcenna. Nie powiesz mi, że nie.
-Ale Sai...- Naruto znów zmarkotniał. Haruno tutaj miała problem, bo nie potrafiła znaleźć pozytywów upadku z 10 metrów na skały.
- Ja trochę sobie polatałem, zawsze chciałem sprawdzić jak to jest, kiedy się nie używa do tego techniki.- Brunet obrócił się do nich z figlarnym uśmiechem na twarzy. Wszyscy troje się zaśmiali.
-Cicho.- Są takie momenty w których wiesz, że ktoś mówi poważnie i lepiej go posłuchać. To był jeden z nich. Zamarli w bezruchu wlepiając spojrzenia w plecy szarowłosego. Hatake zdjął ochraniacz z sharingana, czujnie wpatrując się w drogę prowadzącą do Konohy. Dotarli do miejsca w którym leśna ścieżka wychodziła na szeroki trakt. W oddali widać już było główną bramę oraz dym, mnóstwo czarnego, ciężkiego dymu.
- Co do...?- Sakura zsunęła się z pleców Naruto, zapewniając mu swobodę ruchu i odruchowo dotknęła saszetki z bronią.
- Wygląda na to, że nasi dali sobie radę.- Powiedział po chwili Kakashi.- Ale wschodnia cześć miasta jest w rozsypce.
- Chodźmy.- Blondyn zrobił krok do przodu i już prawie wyszedł z lasu, kiedy Hatake złapał go za tył koszulki wciągając z powrotem w bezpieczne cienie. Chłopak spojrzał z wyrzutem na swojego dawnego mistrza. - Musimy im pomóc.
Ale mężczyzna nie zwolnił uścisku, uważnie obserwując przestrzeń wokół nich. Wciągnął powietrze przez nos, dym skutecznie uniemożliwiał wyczucie czegokolwiek.
Coś tu było nie w porządku. Coś...
Potrząsną głową, żeby otrząsnąć się z tego dziwnego uczucia.
- Idziemy powoli i ostrożnie.- Szarowłosy puścił Uzumakiego, spoglądając na resztę swojej drużyny.- Nie wiem, jak wam, ale mnie się to nie podoba.
Pokonanie odcinka dzielącego ich od Konohy zajęło im pół godziny. Nie znaleźli żadnych pułapek, ciał, ani oznak walki. I właśnie to wydało im się zaskakujące. Ostrożnie minęli opuszczone stanowiska strażników. Z tego miejsca hałas miasta stawał się niemal nieznośny. Wycie ostrzegawczych syren, nawoływania ludzi, huk ognia i skwierczenie wylewanej na niego wody. Dym drapał ich w gardłach, ograniczał widoczność.
Ktoś poruszył się w ciemności za nimi. Jak na komendę dobyli broni ustawiając się w okręgu, gotowi odeprzeć każdy atak.
- Dobrze, że wróciliście.- Pomiędzy drewnianą dobudową dla strażników, a kamiennym murem siedziała Tsunade. Krew rozmazała się jej na policzku.
-Babunia?- Naruto chciał podejść do kobiety, ale po raz drugi tej nocy powstrzymał go Kakashi. Co Hokage robiła tutaj w takim momencie, kiedy można by przypuszczać, że jest potrzebna gdzie indziej? Sakura i Sai też patrzyli na nią nieufnie. Hatake zamknął prawe oko, przyglądając się blondynce za pomocą sharingana. Wyglądała na prawdziwą. Skiną jej głową, a ona powtórzyła gest, przekazując tym, że rozumie ich podejrzliwość. Rozluźnili się odrobinie, jednak nie do końca opuszczając gardy.
- Co tu robisz sensei?- Różowowłosa przekrzywiła głowę, widząc głęboką ranę na prawym udzie mistrzyni. To wzmogło jej czujność. Tsunade nie bywała ranna.
- Czekam na was. To chyba dość oczywiste.- Godaime wstała chwiejąc się trochę.- Cwaniacy.- Wskazała na swoją uszkodzoną nogę.- Jak spróbuję to wyleczyć chakrą to jestem martwa.- Jej zachowanie wydało im się nieco dziwaczne. Niby było normalne, takie jak zawsze, ale zdawało się wymuszone. Jakby coś ukrywała.
- Skąd wiesz, czcigodna?- Sai zmrużył powieki, starając się zmusić swoje łzawiące oczy do współpracy.
- Bo nie trafili tylko mnie.- Nagle stała się smutna. Wiedzieli co to znaczy. Były ofiary. Pewnie kilka osób musiało umrzeć zanim medycy zrozumieli, że zamiast pomagać, szkodzą.
- Kto to był?- Szarowłosy odrzucił resztki podejrzliwości, podchodząc do Piątej.
- ANBU usiłują ustalić.- Nie patrzyła prosto na Hatake, tylko ponad jego ramieniem. - Z jakiegoś powodu nikt nie widział tych gnojków. Dowiedzieliśmy się o nich dopiero, kiedy rozwalili mur.
Członkowie drużyny spojrzeli po sobie. Ukrywanie swojej tożsamości rozmijało się z celami Akatsuki, ale kto inny mógł wyrządzić takie szkody?
- Czego tu chcieli?- Naruto rozłożył ręce w pytającym geście.  Po tych słowach Hokage, zrobiła coś co rzadko jej się zdarzało. Pociągnęła nosem.
- Was.- Nie udało im się ukryć zaskoczenia, tym faktem.- Jak sądzę, nie tyle was, co wiadomości jakie teraz macie.- Sprostowała. Usta na chwilę ułożyły jej się w tak zwaną podkówkę, ale szybko zapanowała nad wyrazem twarzy. Wciąż patrzyła za Kakashiego.
-  Chodzi o wyniki tej misji?- Właściciel sharingana dyskretnie zerknął do tyłu, nie zobaczył tam jednak nic niezwykłego.
- Tak. Bardzo im zależało na informacjach o Itachim, Konan i całej reszcie.- Jeszcze raz pociągnęła nosem, niepokojąc ich. Co było smutnego w nieudanej próbie schwytania czwórki shinobi?
Wściekać się o zniszczenia, niepokoić pojawieniem nowych wrogów, to było coś czego spodziewali się po Tsunade. A jej zbierało się na płacz...
- Dobrze, że nie wróciliśmy szybciej.- Uzumaki spróbował uśmiechnąć się do niej pokrzepiająco. Naprawdę nie rozumiał zachowania swojej przełożonej. Inni też wyglądali na zdezorientowanych, wszyscy oprócz Sakury. Zielonooka drżała.
- Co się stało?- Przepełniony strachem głos dziewczyny zabrzmiał dziwnie głośno. Piąta przełknęła ślinę i odwróciła głowę w bok, urywając kontakt wzrokowy ze swoją byłą podopieczną.
- Czcigodna, cały czas patrzysz na mnie, jak na umierającą, co się stało?- Różowowołsa zrobiła krok do przodu odsuwając na bok Hatake.
- Nie teraz, Sakura.- Hokage przetarła ręką wilgotne oczy.- Muszę was zabrać w bezpieczniejsze miejsce.
- Tutaj nikogo nie ma. Równie dobrze możesz powiedzieć mi już!- Dziewczyna zrobiła kolejny krok zbliżając się do blondynki.
- Godaime.- Nagle złagodniała, zdając sobie sprawę, że wrzeszczy na najważniejszego ninja w Wiosce Liścia.- Chce wiedzieć. Jeśli coś mi grozi, proszę powiedz mi. Mam prawo wiedzieć.
- POWIEDZIAŁAM, ŻE NIE TERAZ!- Tsunade odepchnęła się od muru, o który się dotychczas opierała i wymachując ramionami, wydarła się na Haruno.
Natychmiast tego pożałowała. Zielone oczy jej protegowanej utkwione były w białej róży, którą dotąd chowała za sobą. Po co w ogóle przyniosła ze sobą ten głupi kwiat.
- Kto?- Sakurze głos się załamał.- Proszę powiedz mi. Kto umarł?
Piąta pokuśtykała do niej i przygarniając do siebie jednym ramieniem, spróbowała poprowadzić do miasta.
- Najpierw musicie być bezpieczni. ANBU czekają zaraz za najbliższym domem.- Dziewczyna ani drgnęła.
- Proszę.- Spojrzenie, które posłała Hokage znad drżących warg ostatecznie złamało blondynkę. Wzięła dłoń Haruno w swoją, zmuszając jej palce do zaciśnięcia się na kolczastej łodydze róży.  Otworzyła usta, by ponownie je zamknąć. Nie wiedziała, jak zacząć. Przesunęła wzrokiem po drużynie Kakashiego szukając wsparcia, ale mężczyźni raczej nie mogli jej pomóc. Westchnęła i postanowiła zrobić to szybko, licząc, że w ten sposób zaoszczędzi uczennicy bólu.
- Twoi rodzice zostali zabici.- Zamknęła oczy, czekając na reakcję Sakury. Sama nie wiedziała czego się spodziewa- szlochu, krzyku, śmiechu, uderzenia. Ale nic się nie stało, dziewczyna stała kompletnie spokojnie, pustym spojrzeniem patrząc w przestrzeń. Z jakiegoś powodu było to przerażające.
- Ci którzy to zrobili...Chcieli całej waszej czwórki, ale szczególnie ciebie.- Wyjaśnienia same wypływały z ust Piątej- Chyba miało to jakiś związek z Sasorim. Chcieli się zemścić.- Zacisnęła wargi w wąską kreskę..- I nie byli zadowoleni, kiedy się okazało, że cię nie ma.- Przytuliła rózowowłosą mocniej do siebie.
- Przepraszam, Sakura... Przybiegłam za późno... Nie mogłam ich uratować.- Zaszlochała cicho w ramię swojej byłej uczennicy, lecz dziewczyna o tym nie wiedziała. Czuła się zamroczona, jak po ciosie w głowę. Nic ze świata zewnętrznego do niej nie docierało. Kolana się pod nią ugięły. Upadły obie, bo ranna noga Tsunade nie mogła wytrzymać takiego ciężaru. Obie płakały.
Nagły wybuch niedaleko nich zbudził Kakashiego, Saia i Naruto z transu w który wcześniej wpadli. Rozejrzeli się czujnie dookoła. Ktoś musiał uruchomić pozostawioną wcześniej pułapkę, bo wrogowie wycofali się przecież dawno temu.
Kolejny huk, a po minucie jeszcze jeden, krzyki. Blondynka zmarszczyła brwi i obróciła głowę w stronę dźwięku.
- Ki diabeł.
Usłyszeli świst. Dziesięć, lub więcej kunai wbiło się przed nimi w ziemię w równym rzędzie. Do każdego przyklejona była wybuchowa notka. Odruchowo rzucili się do ucieczki. Zdążyli zrobić najwyżej pięć kroków, zanim zdali sobie sprawę, że kogoś brakuje.
- Sakuraaaaa.- Naruto obrócił się i złapał ją. Rozbłysło, a siła eksplozji zmiotła bramę z powierzchni ziemi.


***

Kiedy już przestałam się winić za śmierć rodziców, zaczęłam się obwiniać o moje załamanie. A później o sposób w jaki obciążyłam sobą przyjaciół. Ciągle znajdowałam nowe powody, żeby się za coś winić. Kiedy zabrakło tych obecnych, zaczęłam wywlekać stare. 
Byłam zbyt słaba. Zbyt głupia. Nie potrafiłam ochronić przyjaciół. Nie potrafiłam zatrzymać Sasuke. 
Taaaaak, Sasuke. 
Chyba od niego to się zaczęło. Znów nas zostawił. Wrócił, ale odszedł. Znów zrobił mi cholerną nadzieje, by później odrzucić, jak zabawkę, którą się znudził. Prawdopodobnie tym zawsze dla niego byłam. 
ZABAWKĄ. 
Nigdy więcej nią nie będę. 
Już wolę być szmatą.  

***

Otworzyła oczy powoli, modląc się, by to co zdawało jej się takie realne okazało się tylko snem. Chorym koszmarem.
Widząc starą lampę z abażurem, zajmującą większą część nocnego stolika, odetchnęła z ulgą. Kupiła ją pół roku temu na targu staroci. 
Była w domu, w swoim łóżku. Słońce drażniło ją nagrzewając skórę. Z westchnieniem przekręciła się na plecy, usiłując uciec od ciepłych promieni. Nie spodziewała się bólu, który przeszył ją od ramienia, aż po kość biodrową. Jęknęła, zaskoczona.
W sąsiednim pokoju ktoś się poruszył. Drzwi się otworzyły, ale zanim zdążyła się zaniepokoić intruzem, znajoma twarz pojawiła się w jej polu widzenia.
- Cześć.
- Cześć.- Odparła odruchowo.
- Ino nas zabije, wiesz?- Lee pochylił się nad nią i delikatnie przekręcił z powrotem na bok.- Ciebie za ruszanie się, mnie za pójście do łazienki i zostawienie cię bez opieki.
Ból stracił na intensywności. Kiedy chłopak zabierał dłonie, poczuła, że cała jest obandażowana. W jej umyśle pojawiło się wspomnienie wybuchu. Pozbawiony dźwięku obraz dymu i ognia.
Więc to nie był sen.
Konohe zaatakowano, z wschodniej części miasta zostały ruiny, dom jej rodziców pewnie zrównano z ziemią.
A ich zabito.
Dlatego, że nie dało się zabić jej.
Poczuła drżenie własnego ciała. Zacisnęła powieki, by zebrane pod nimi łzy nie miały szansy się wydostać. Czarnowłosy zauważył to, ukucnął przy łóżku, żeby nie patrzeć na nią z góry.
- Będzie lepiej, Sakura-san. Nie ma innego wyjścia. Musi być lepiej.- Uśmiechnął się do niej pocieszająco. Zdziwione, zielone spojrzenie przesunęło się po nim powoli. Pojedyncza słona kropla spłynęła po policzku dziewczyny, jednak mimo to spróbowała odwzajemnić uśmiech.
- Chyba masz racje.- Zamrugała, żeby pozbyć się reszty wilgoci.- Jestem shinobi, poradzę sobie.
- To się nazywa dobre myślenie.- W jego głosie pobrzmiewał entuzjazm, ale nie tak wyraźnie, jak zazwyczaj. Zerknęła na niego jeszcze raz, wyglądał na zmęczonego, miał podkrążone oczy.  Ostatecznie nie wiedziała jak długo tu z nią siedział.
- Mogę się czegoś napić?- Zapytała.
- Oczywiście, pójdę po wodę.- Patrzyła, jak wychodzi. Kiedy zniknął za drzwiami, wytarła twarz i starając się poruszać, jak najdelikatniej sprawdziła godzinę na ściennym zegarku.
12:38. Trochę czasu była nieprzytomna. Znów stanęła jej przed oczami eksplozja. Piąta ściskająca kolczastą łodygę pięknej, białej róży. Zacisnęła zęby, starając się odpędzić wspomnienia. Nie chciała ich teraz, musiała się zająć czymś innym.
Skupiła się na swoim wnętrzu, mając nadzieje, że zdoła się jeszcze choć odrobinę podleczyć. Sprawdzając po kolei swoje narządy przekonała się, że jej przyjaciółka nie pozostawiła jej pola do popisu. Gdyby ruszyła cokolwiek, mogłaby tylko pogorszyć sprawę, resztą musiał zająć się czas.
Rock wrócił, ze szklanką. Usiadł obok niej i podał jej naczynie.
- Proszę.- Pomógł, jej utrzymać pozycje siedzącą. Łapczywie połknęła płyn, licząc, że dzięki niemu pozbędzie się też dławiącej guli w gardle.
- Dzięki.- Oddała mu naczynie.- Gdzie jest Ino?
- Wezwali, ją do szpitala jakieś dwie godziny temu. Potrzebują tam teraz wszelkiej możliwej pomocy.- Zamilkli na chwilę, zanim Sakura zadała kolejne pytanie.
- Co się właściwie stało? Był wybuch.- Przełknęła ślinę.- Chyba straciłam przytomność.- Potrzebowała zająć czymś myśli . Bezpieczeństwo Konohy świetnie się do tego nadawało.
- Straciłaś tyle krwi, że nic dziwnego.- Westchnął, wydymając usta. Zastanawiał się nad odpowiedzią, analizując ostatnią noc.- Zaczęło się od ataku na mur od wschodniej strony, tyle że ciężko to nazwać atakiem. Przedarli się jednym uderzeniem, straż ich nie wyczuła, ani nie zauważyła. Wydawało się, że próbowali zabić, jak największą ilość ludzi. Wszędzie rozrzucali wybuchowe notki. Wielu zginęło zanim się zjawiliśmy.- Potrząsnął głową, przypominając sobie masakrę, którą zastali na ulicach.- Ale to miało za zadanie tylko odwrócić uwagę.
- Zrobili to, żeby was oszukać?- Haruno była wstrząśnięta.- Zabijali cywili, bo...
Przyjrzał się jej dokładnie. Może nie powinien był jej tego mówić, nie była w najlepszym stanie, ale nie potrafił traktować jej, jak kaleki.
- Tak. Dawali swoim sensorom czas na znalezienie was.- Wyszczerzył się.- Niezłe mieli miny, kiedy się okazało, że nie ma was w Wiosce. - Jego uśmiech przygasł.- A później, zemścili się za to...- Zanim zdążył obrzucić ją zaniepokojonym spojrzeniem, zadała kolejne pytanie.
- Ale czemu się wycofali?
- Nie mogli sobie poradzić z miażdżącą siłą naszych oddziałów.- Mrugnął do niej, prychnęła.- A tak poważnie, to nikt nie wiedział, dlaczego. Nie radziliśmy sobie z nimi, nie widzieliśmy ich, nasze techniki nie działały, albo nie trafiały.
- A oni chcieli na nas zaczekać.- Przerwała mu pustym głosem, w jednej chwili pozbawiając go resztek dobrego nastroju.
- Na to wygląda.
Zapadła ciężka, ogłuszająca cisza.
- Po tym, jak zostaliście ranni, Piąta wpadła do akcji. Nigdy nie widziałem jej w takim stanie. Była piekielnie wściekła. Rozbroiła jednego z nich i rozwaliła im tą technikę niewidzialności, szybko się ewakuowa...
- Ranni?- Sakura poderwała głowę do góry. Szybko tego pożałowała i opadłą z powrotem na poduszki, ale w zielonych tęczówkach pojawiło się ziarno paniki. Natychmiast zrozumiał swój błąd, jego mina tylko potwierdziła jej przypuszczenia. 
- Zostaliście ranni.- Powtórzyła.- Co się stało chłopakom?- Nagle stała się stanowcza, zaciskała usta, zdeterminowana. 
Potrząsnął głową, miał jej o tym nie mówić. Jak mógł tak głupio się wydać? Patrzyli na siebie jeszcze przez chwilę, a potem on nagle wylądował na ścianie. Sakura z trudem usiadła na łóżku i zanim zdążył się podnieść, stanęła już na nogach. 
- Co ty robisz? - Krzyknął, usiłując ją zatrzymać. 
- Mam dość, do cholery!- Wrzasnęła.- Przesuń się!- Nie pozwolił się jednak wyminąć. Skoczyła w lewo, ale ją zatrzymał, uskoczyła w prawo, lecz on tam był, złapał ją za ramiona. 
- Uspokój się!- Skrzywiła się z bólu i złości, rzucając się naprzód. Wyrwała mu się, ale zanim dobiegła do drzwi nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Upadła z hukiem na drewnianą podłogę. 
- Sakura!- Przyskoczył do niej, pamiętając o jej świeżo wyleczonych ranach. Kiedy wyciągnął ręce uderzyła go po raz drugi. 
- Tak jest trudno? Naprawdę tak okropnie trudno?- Cała się trzęsła. 
- O co ci chodzi?
- Nie można mi od razu powiedzieć? Mam się martwić? Tak trudno mi po prostu powiedzieć?
- Możesz jaśniej?-  Nie rozumiał, jej zachowania.
- Co się stało chłopakom, co z moją drużynom?!- Krzyczała najgłośniej, jak potrafiła, do zdarcia gardła. Miała dość tego zatajania przed nią informacji, mówienia połowy, nieudolnego udawania. Kiedy lepiej było by jej powiedzieć, skoro i tak już częściowo wiedziała. Czy nikt nie rozumiał, że gorzej było wyobrażać sobie co się stało, niż wiedzieć dokładnie? Że wykańczały ją własne domysły?
- MÓW!- Zawyła, szarpiąc się za włosy. Chwycił ją za nadgarstki i z trudem unieruchomił.
- Byli poważnie ranni, ale przeżyją.- Przestała walczyć, zamarła. W ciągu kilku sekund zapadła się w sobie i skuliła, przerażając go znacznie bardziej niż przed chwilą. Zaszlochała cicho. 
-Sakura?- Ostrożnie ją objął, ale tym razem nie miała nic przeciwko temu. Płacz stał się gwałtowniejszy. Zadławiła się własnymi łzami, zaciskając dłonie na materiale swoich spodenek.
- Oj, Sakura-san.- Objął ją mocniej, żałując, że nie potrafi zrobić nic więcej, by jej pomóc.- Będzie lepiej. Zobaczysz, że będzie.


***

Wtedy... 
kiedy opiekowałeś się mną pierwszy raz, zaraz po tym, jak się obudziłam. 
Wtedy...
jeszcze starałam się nie wyglądać na załamaną.
Zachowywać się, jak przystało na shinobi.
Być zimą i opanowaną. 
Wiedzieć, że ludzie umierają, umierali i będą umierać. 
Że ci po których rozpaczam, nie byli pierwsi, ani ostatni.
Twoja obecność, sprawiła, że chciałam taka być. 
To zawsze we mnie podziwiałeś.
To ja w sobie ceniłam.
Ale kiedy powiedziałeś mi, że reszta mojej drużyny mało nie umarła.
I tak, wiem, że tak było, inaczej powiedziałbyś mi od razu. 
Kiedy to zrozumiałam, nie mogłam już udawać. 
Nie miało to sensu.
Oni prawie zginęli.
Przeze mnie. 
Przez to, że wtedy nie potrafiłam być kunoichi.
Jaki więc, był sens w udawaniu, że teraz potrafię? 

***

Dopiero po trzech dniach Naruto postanowił wyważyć drzwi.  Wcześniej wszyscy słuchali, kiedy krzyczała, że woli być sama i prosiła, żeby nie wchodzić. Ale kiedy blondyn przyszedł tamtego popołudnia i zapukał, nie odpowiedziała. Uznał, że zasnęła, poszedł sobie. Wrócił wieczorem, ale przywitała go cisza. Usiłował wejść przez okno, lecz było szczelnie zamknięte, zasłonięte ciemnofioletowymi zasłonami. Wtedy postanowił działać. 
I dobrze, że to zrobił. 
Odkąd, zostawili ją samą, nie ruszyła się z łóżka. Nie jadła i nie piła, nie chodziła do łazienki.
Jeszcze trochę i umarłaby z odwodnienia.  Po tym, jak Uzumaki zaniósł ją do szpitala, była nieprzytomna przez prawie 24 godziny. Gdy się ocknęła nie odzywała się. Nie reagowała na ich wywody, przekonywania, nie płakała. Zdawała się nie reagować na otoczenie, jakby świat zewnętrzny kompletnie jej nie obchodził. W końcu Tsunade uznała, że różowowłosej lepiej będzie w domu.
Ustanowili dyżury. Starali się, żeby zawsze był przy niej ktoś znajomy. Naruto, Ino, Sai, Kakashi, Kiba, Shizune, nawet Piątej zdarzało się przychodzić, kiedy tylko pozwoliły jej na to obowiązki. 
Karmili ją, nie opierała się, ale też nie wykazywała zainteresowania jedzeniem. Chodziła do łazienki, jeśli zaprowadzili ją pod drzwi. Co dwa dni któraś z dziewczyn zmuszała ją do prysznica. Większość czasu spędzała w łóżku, milcząc. Jeśli płakała to tylko przez sen, dręczyły ją koszmary. 
Niektórzy, jak Ino mówili do niej, prawie bez przerwy, nigdy nie dając za wygraną. Inni od początku poświęcali jej mało uwagi, przekonani, że i tak nie pomogą. Większość jednak poddała się po pewnym czasie. Sai przestał malować obrazy specjalnie dla niej, Hinata nie gotowała już jej ulubionych dań, Hatake przestał czytać ukochane książki dziewczyny na głos. Jej stan wywierał wpływ na wszystkich, chodzili przybici i zasmuceni własną bezradnością. 
Nie zdawała sobie sprawy, jaką wyrządza im krzywkę. Nie chciała o tym wiedzieć, ani tego widzieć. Ignorowała wszystkie oznaki ich smutku. Starała się nie myśleć o poświęceniach jakie podjęli dla niej. Niektórych rzeczy trudno jednak nie zauważyć.

Hinata opierała się o drzwi do pokoju, kruczoczarne włosy związała w wysokiego koka.  Oczy miała smutne.
- Idziemy?- Zapytała, jakby jeszcze miała nadzieje na odpowiedź. Haruno nie zareagowała, nawet nie podniosła głowy.  Hyuga przeszła przez pomieszczenie, wzięła dziewczyne za rękę i pociągnęła delikatnie. - Proszę. 
Sakura powoli usiadła, opuściwszy nogi na podłogę, wstała chwiejnie. Za długo leżała, kręciło się jej w głowie. Wsparta na przyjaciółce podreptała do łazienki. 
Stanęła na wyłożonej kremowymi kafelkami podłodze, sztywno jak lalka. Patrzyła jak biało oka włącza prysznic i ustawia odpowiednią temperaturę wody, kładzie ręcznik obok kabiny, szykuje płyn. Pozwoliła Hinacie zdjąć swoją koszulkę. Gdyby była bardziej uważna, może zauważyłaby trzęsące się dłonie koleżanki.  
W ciągu tych dwóch tygodni które minęły od śmierci jej rodziców Haruno bardzo schudła. Wszystkie ubrania na niej wisiały, a kości biodrowe zaczynały niezdrowo wystawać. Bandaże zostały niedawno zdjęte, odsłaniając szpetne blizny na plecach. Hyuga z trudem oderwała wzrok od tego smutnego obrazu. Wytarte dresy i bielizna powędrowały w ślad spranej koszulki lądując na podłodze. 
Umieściwszy Sakurę pod ciepłym strumieniem, sięgnęła po szampon. Różowe kosmyki o które właścicielka zazwyczaj niezwykle dbała stopniowo traciły swój blask. Kiedy nakładała płyn na włosy dziewczyny, ta trzymała oczy otwarte nie zwracając uwagi na szczypanie. Hinata wierzchem dłoni starła jej pianę z czoła i przemyła zaczerwienione spojówki. Widząc, jak Haruno się chwieje posmutniała jeszcze bardziej. Z doświadczenia wiedziała, że młoda kunoichi nie wytrzymuje całej kąpieli na stojąco, ale czas po którym musiała usiąść wciąż się skracał. Zielonooka zsunęła się po ścianie kabiny, siadając po turecku, wsunęła ręce między nogi, zasłaniając się. Głowę miała opuszczoną. Hyuga sprawnymi ruchami zmyła pianę z jej włosów. Nie mogła powstrzymać drżenia. Jej przyjaciółka, pewna siebie, piękna dziewczyna, w tej chwili wyglądała niemal żałośnie, ociekając wodą, niezdolna ustać na własnych nogach. 
Słysząc ciche chlipnięcie Sakura zerknęła w górę. Czarnowłosa wyciskała wiśniowy płyn do ciała na dłoń.  Butelkę ściskała odrobinę za mocno. W momencie w którym właścicielka byakugana przykucnęła, przez przypadek spojrzała prosto w oczy przyjaciółki.
Przez twarz Hianty przeszedł grymas. Rozpłakała się, przyciągając różowowłosą do siebie, pozwalając by prysznic pomoczył jej ubranie. 
Wtedy Sakura zrozumiała, jak wielką krzywdę wyrządza innym swoją słabością. Objęła przyjaciółkę i płakała razem z nią. W nocy uśpiła pilnującą jej Hyuge za pomocą chakry. 
Rano, gdy dziewczyna się ocknęła, znalazła Haruno w fatalnym stanie. Niemal czarne siniaki na całym ciele i knykcie zdarte do krwi. Do głowy przyszło jej tylko jedno wyjaśnienie, ale nic nie powiedziała, po prostu wyszła. 


***

Najgorszy był moment, kiedy zrozumiałam.
To, znaczy...
Zawsze wiedziałam, że mam przyjaciół. 
Że bez nich sobie nie poradzę.
Że rzadko trafiają się tacy przyjaciele. 
Nie zawiedliście mnie. 
Wspieraliście mnie. 
Zrozumiałam jednak, że ja nie potrafię taka być.
Że nie potrafię dać wam oparcia. 
Że zawsze was zawodzę.
Że jestem słaba tak bardzo, że nie zasługuję na przyjaźń.
Myśleliście, że biję sama siebie. 
Ale to nie było tak... Przynajmniej na początku. 
Ja trenowałam.
Prawie do utraty przytomności. 
Trenowałam, tak jak jeszcze nigdy. 
Liczyłam na to, że będę silniejsza.
Że na was zasłużę.
Ale jeszcze bardziej was zmartwiłam. 
Dopiero widząc to, naprawdę zaczęłam się torturować. 

***

- Daj jej jeść, ok 18.
- Dobra.
- Ma wypić co najmniej 2 litry wody.
- Ok.
- Wiesz gdzie są jej lekarstwa, prawda?
- Już mi pokazywałaś.- Usłyszała, jak podchodzą do drzwi. 
- Aaa, i jeszcze - Ino ściszyła głos.- uważaj, żeby cię nie uśpiła. Jak tylko zaśniesz to...
- Wiem, wiem. Poradzę sobie. 
- Lee, ty mnie wcale nie słuchasz.
- Ależ słucham. Damy radę, przecież Sakura nie jest dzieckiem. 
- Tylko, że...- Wiedziała, że blondynka przestępuje teraz nerwowo z nogi na nogę.
- No co?
- Uważaj na nią, dobrze?
- Uroczyście przysięgam, że nie spuszczę z niej oka, nawet jeden różowy włos jej z głowy nie spadnie.- Mówiąc to musiał przyjąć jakąś zabawną pozę, bo jej przyjaciółka parsknęła śmiechem.
- Skoro tak mówisz... W każdym bądź razie, cześć . Trzymajcie się. Jakby coś się działo, to wiesz gdzie mnie szukać.
- Na pewno wszystko będzie w porządku. Nie martw się. Papa.- Trzasnęły drzwi.  Kroki mężczyzny skierowały się do jej pokoju, wszedł nie pytając o pozwolenie.
- Cześć, Sakura-san.- Uśmiechnął się do niej na przywitanie.- Miło cie widzieć.- Sądziła, że straci werwę, jeżeli nie usłyszy od niej odpowiedzi, miliła się jednak. Wskazał palcem na drzwi przez które przed chwilą wyszła Yamanaka. 
- Strasznie jest nadopiekuńcza, nie uważasz?- Potrząsnął głową.- Te wszystkie przesłuchania, które prowadzi, źle na nią działają. - Nie spojrzała na niego, ignorując jego słowa. Jakie to miało znaczenie, że jej najlepsza przyjaciółka się przepracowuje? Drgnęła, kiedy niespodziewanie usiadł obok niej. 
- Słuchaj, powiedziałem jej, że będę cię pilnował i zamierzam dotrzymać słowa, ale w tym celu musisz się przenieść do salonu.- Podrapał się zakłopotany po karku.- Mam cię tam zanieść, czy pójdziesz sama? - Zamrugała. On tak, na poważnie? Przecież mógł ją zostawić na chwilę, kiedy będzie robił kolacje. I on uważał Ino za nadopiekuńczą? 
Odrzuciła kołdrę i usiadła, patrząc na niego kątem oka.
- Wiedziałem, że tak zrobisz.- Widząc, że wstając zachwiała się, złapał ją pod ramię.- Jesteś pewna, że dasz radę?- Z jakiegoś powodu ją irytował. Jego żywe, energiczne ruchy sprawiały, że miała ochotę go uderzyć. Zaskoczyło ją to, już dawno straciła ochotę na cokolwiek. Wyszarpnęła ramię i pomaszerowała do salonu, nie zwracając uwagi na własne drżące kolana. Patrzył na nią przez chwilę, a później wziął kołdrę, poduszki i poszedł za nią. 
Z ulgą klapnęła na kanapę, rany które zadała sobie poprzedniej nocy piekły niemiłosiernie. Podciągnęła kolana pod brodę, wciskając się w oparcie mebla. Zadziwiające, że od prawie półtorej miesiąca udawało jej się unikać własnego salonu. 
Nagle na jej głowie wylądował ciężka pierzyna, okrywając ją szczelnie i odcinając dopływ powietrza. Szybko wygrzebała się z puchowego materiału, tylko po to, żeby oberwać poduchą. Z trudem powstrzymała się od posłania morderczego spojrzenia w stronę Rocka. 
Chwilę później na niskim stoliku przed nią pojawiły się dwa kubki z parującą herbatą. Czarnowłosy usiadł po przeciwnej stronie sofy, rozejrzał się, szukając pilota od telewizora. 
- Jutro przyjdzie do ciebie TenTen, wiesz? Byliśmy razem z Nejim i mistrzem Gaiem na misji, dlatego nie przychodziliśmy do ciebie, ale teraz postaramy się to odrobić. - Włączył urządzenie, skacząc po kanałach, by ostatecznie zatrzymać się na meczu koszykówki.  Sakura mało nie rozdziawiła ust z niedowierzania. Chciał żeby tu przyszła nie po to, żeby móc ją obserwować z otwartej na pokój kuchni, tylko żeby mógł oglądać jakieś głupie zawody sportowe. 
Co za...
Nie zdawała sobie sprawy, że piorunuje go wzrokiem. Uśmiechnął się i podał jej pilota.
- Poszukaj czegoś ciekawego. Może będzie jakiś serial, czy coś.- Wstał, kierując się w stronę lodówki, zostawiając Haruno kompletnie skołowaną. 
- Chcesz już jeść? Jest wpół do 18.- Nic nie odpowiedziała, ale zdawał się tego nie zauważać.- Co chcesz? Mamy naleśniki, wystarczy je podgrzać, albo zrobię ci kanapki, chyba że masz ochotę na płatki z mlekiem.-Spojrzał na nią przez ramię.- Co ty na to?
Czy on zapomniał, w jakim stanie była, kiedy ostatnio się spotkali? Nikt mu nie powiedział, nie uświadomił go, co się z nią działo przez ostatnie tygodnie? Musiało zajść jakieś nieporozumienie, bo on traktował ją... niemal normalnie. Nie prawił jej kazań, ani nie patrzył na nią z litością. Zachowywał się, jakby była po prostu chora na grypę, albo coś równie błahego. 
Przyglądała się, jak podgrzewa mleko, szukając w jego zachowaniu, jakieś nienaturalności. Czegoś co wskazywałoby, że tylko udaje rozluźnionego, ale nie znalazła.  Nie udawał, nie oszukiwał jej. Czyli albo sam tkwił w błędzie, albo...
No właśnie, albo co?
Co sprawiło, że nie robił wokół niej takiego zamieszania jak reszta? Czemu ona się tym przejmowała? Jeżeli jej nie współczuł, to lepiej, nie odbije się na nim jej stan. Nie będzie musiała się winić za jego smutek. 
Poczuła nietypowy skurcz w żołądku. 
Coś z nią było nie tak. Czemu czuła się taka urażona normalnym traktowaniem? Czy chciała, by zwracano na nią uwagę? Czy podświadomie miała taki cel? 
Ból brzucha się wzmógł.
- Sakura, zbladłaś, wszystko w porządku?- Lee odstawił dwie miski na blat, idąc szybko w jej kierunku. A może pragnęła, by ktoś się nią opiekował, bo straciła osoby które robiły to kiedyś? Może potrzebowała dowodu, że komuś na niej zależy? 
- Sakura.- Złapał ją za ramię i potrząsnął. Spojrzała w górę na jego zmartwioną twarz. Zakręciło jej się w głowie. Pochyliła się do przodu i zwymiotowała prosto na jego stopy.


***

Mój największy problem polegał...
Polega, na tym, że ja chcę być nieszczęśliwa. 
To w pewien sposób polepsza moje samopoczucie.
Brzmi bez sensu, ale tak jest. 
Winiłam się, pogarszałam swój stan, wy się martwiliście.
Więc ja winiłam się mocniej, pogarszałam swój stan, wy martwiliście się bardziej.
Wiedziałam o tym, więc winiłam się jeszcze bardziej i tak dalej. 
Za każdym razem, kiedy pogarszałam swój stan- unieszczęśliwiałam się, biłam.
Czułam, że postępuję właściwie. 
Że tak powinno być, bo powinnam ranić siebie tak bardzo jak ranię innych.
To był zamknięty krąg. 
Koło bez końca.
Irytowałeś mnie, bo je przerwałeś.
Może i się martwiłeś, ale nie dostrzegłam tego. 
Nie mogłam się winić, bo nie wygadałeś jakbym cię raniła.
A ja przywykłam do winienia się. 
Bo przywykłam do ranienia się.
Nie dawałeś mi uzasadnienia bym mogła to zrobić.
Chciałam to zrobić.
Ale żeby móc, musiałabym przyznać sama przed sobą, że robię to z przyzwyczajenia.
Nie dla was.
Przyznać, że to nie ma uzasadnienia. 
To mnie tak przerażało.
Sprawiło, że wpadałam w panikę.
To znaczyło, że będąc szczęśliwą, byłabym... nieszczęśliwa?  


***

- Wiesz, mleko to chyba nie jest za dobry pomysł w tym momencie.- Zerknęła na niego, starając się żeby jej mina mówiła sama za siebie. Przed sobą w ramionach trzymała dużą miskę. Lee umył się już, posprzątał i teraz zmuszał ją do picia niewyobrażalnych ilości wody. Jakby sama nie wiedziała ile płynów powinna przyjąć.
- Czym ty się właściwie zatrułaś? Mają na twoim punkcie kręćka, nie?  Nie sprawdzili daty ważności?- Wzruszyła ramionami, skąd miała wiedzieć co jej zaszkodziło skoro nie kojarzyła nawet co jadła. 
- Może dam ci suche grzanki, jak myślisz? Mimo wszystko powinnaś coś zjeść.- Skinęła potwierdzając, ale zaraz z powrotem wsadziła głowę do miski. Przytrzymał jej włosy, żeby się nie pobrudziły. 
- No, nieźle, chyba jednak wezwę Ino.- Wyciągnęła rękę, przytrzymując go za ramię, jasno dając do zrozumienia, żeby tego nie robił. Westchnął.
- Dobrze, nie wezwę jej, ale musisz mi pokazać co mam ci podać. Jak nie przejdzie ci po godzinie, ściągam Yamanakę.- Wiedziała, że był to pewnego rodzaju szantaż. Chciał, żeby się do niego odezwała. Już i tak nagięła swoje zasady porozumiewając się z nim niewerbalnie. Jeszcze miała mówić? Niedoczekanie. 
Odstawiła naczynie na bok, odepchnęła się od kanapy i spróbowała stanąć równo na nogach. Zaskoczyła go tym, ale szybko otrząsnął się, przyskakując do niej, podtrzymując ją.
- Nie powinnaś wstawać.- Zignorowała go, stawiając kolejne kroki ku łazience, gdzie nad umywalką była szafka z lekami. Mniej więcej w połowie drogi, gwałtownie opadła z sił i upadłaby, gdyby Rock nie złapał jej w tali. Jej tyłek zawisł 30 centymetrów nad podłogą.
- Jak, mówiłem, nie powinnaś. - Z trudem wykręciła głowę, tak by móc na niego spojrzeć. Uśmiechał się. 
Jak dla niej, to już była przesada. Dźwignęła się i stanęła prosto, zdecydowana nie korzystać więcej z jego pomocy, choćby się miała czołgać. Z furią otworzyła drzwiczki szafki, szukając konkretnego małego pudełeczka, starając się nie zwracać uwagi na wzmagające się mdłości. Nie pozwoliła chłopakowi wyręczyć się, ani podejść. Opierał się więc o przeciwległa ścianę z szerokim uśmiechem.
W chwili w której, znalazła właściwe leki, nie wytrzymała i zwymiotowała do umywalki. Jednocześnie, ruchem dłoni zakazała czarnowłosemu się zbliżać. Wyprostowała się, wytarła usta papierem toaletowym, łyknęła tabletki bez popitki. Cała jej postawa mówiła "Poradzę sobie sama." Zatrząsł się ze śmiechu .
-Cała ty, Sakura-san.-  Nie miał racji, na pewno nie miał racji. Nie była już starą sobą. Tamta dziewczyna umarła wraz z jej rodzicami. 
Odetchnęła z trudem, nie sądziła, że będzie w stanie wrócić do pokoju. Przynajmniej o własnych siłach. Ale nie zamierzała się do tego przyznawać. Wskazała palcem drzwi. 
-Mam wyjść?- Szybko pokiwała głową. 
- Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł.- Zmarszczył krzaczaste brwi wyraźnie zmartwiony takim obrotem spraw. Założyła ręce na piersi, zaczynając wojnę spojrzeń, gdzie obie strony nie zamierzały odpuścić. Jednak pustość wzroku Haruno, ostatecznie złamała chłopaka, uniósł dłonie w geście poddania. 
- Jestem tuż za drzwiami.- Obrócił się na pięcie i wyszedł zostawiając ją samą. Natychmiast zrezygnowała z bojowej postawy, rozluźniając obolałe mięśnie. Dlaczego on musiał się tak upierać, być takim głupkiem? Czemu zmuszał ją do walki ze sobą? Po co ona się dawała, pozwalała na to?  Nie powinna się tym przejmować, a jednak...
Skrzywiła się, gdy zadrżały jej nogi, przypominając o celu całej tej akcji. Usiadła na klapie sedesu podciągając nogawki spodni. Stare i nowe rany nakładały się na siebie, malując się na tle bogatej kolekcji siniaków. Nic dziwnego, że miała problemy z chodzeniem. 
Skupiła się i sięgnęła do własnych zasobów chakry. Mimo, że ostatnio używała jej tylko do usypiania przyjaciół, miała jej bardzo mało.  Na szybko podleczyła zranienia. Tylko na tyle, by móc poruszać się sprawnie.  Mając nadzieje, że chłopak nic nie podejrzewa spuściła wodę.
- Już?- Wywróciła oczami, wstała i otworzyła drzwi. 
- Dobra.- Skierował się z powrotem do salonu zacierając ręce.- To jak, chcesz te grzanki?- Obejrzał się za siebie, ale jej nie zobaczył. 
-Sakura?- Puls zdążył mu przyśpieszyć zanim zauważył uchylone drzwi do jej pokoju. Pokręcił głową zrezygnowany. 
- Sakura, nie możesz jeszcze iść spać, nic nie zjadłaś.- Wstawił głowę do pokoju, rozglądając się za różowowłosą.- Bawisz się w chowanegooo...o?- Zachwiał się i upadł na ziemię, nieprzytomny. Haruno stojąca tuż przy drzwiach po prawej stronie, przyjrzała mu się wydymając wargi. Odrobinę przesadziła. No cóż zasłużył sobie. 
Nie zwracając więcej na niego uwagi, podeszła do półki z książkami. Wyciągając kolejne tomiszcza opatrzone dziwacznymi tytułami, marszczyła brwi. Musiała trochę poczytać, pomyśleć, nie mogła tego robić kiedy on się na nią gapił. Przeszkadzałby. Poczuła wyrzuty sumienia związane z okazywaną przez nią znieczulicą. Kusiły ją, dawały pretekst którego potrzebowała. Ale nie poddała się im, odłożyła je na później. Usiadła na środku łóżka, rozkładając wokół siebie książki. Sięgnęła po pierwszą z nich i otworzyła na rozdziale "Psychika ludzka i jej zaburzenia". 


***
No więc tamtej nocy przeanalizowałam wszystko. Mój stan przed załamaniem i później. Liczne misje, pacjenci których straciłam, odejście Sasuke.
Śmierć moich rodziców tylko przepełniła czarę. Taki pretekst. Nic więcej. Nie byłam nawet na ich pogrzebie. Nawet przez chwilę o tym nie pomyślałam. Byłam tak skupiona na sobie, że...
Widzisz znowu zaczynam.
Już od dawna torturowałam się psychicznie. Kwestią czasu było, kiedy przejdę do czynów. To był taki mój narkotyk. Spowiedź i zadość uczynienie w jednym. Oczyszczało moje sumienie z winy i jednocześnie obciążało nową. Każda odrobina, zadanego sobie bólu była...
Przyjemnym wybawieniem.
Chciałam więcej.
Ale chyba pozostała we mnie jakaś cząstka, taka tycia, mniejsza niż drobiny kurzu. Która nie była do końca zepsuta. Która nie tylko wykorzystywała wasz smutek i współczucie, żeby się obwiniać, ale naprawdę nie chciała waszego cierpienia. I ta właśnie cząstka tak strasznie mnie wkurza. Zawsze potrafiłam ją uciszyć, ale przy tobie się budzi, walczy ze mną zacieklej niż zwykle. 
Nie lubię, kiedy to robi. 
Bo uświadomiłam sobie wtedy, że raniąc siebie uderzam w was i wiem też, że jest to złe. Że robię to tylko dla siebie. Więc muszę wymyślić sposób, żebyście tak tego nie odczuwali. Muszę!
Dlatego potrzebuję ciebie. Ty zawsze dbałeś o dobro przyjaciół, nigdy się nie poddawałeś. 
Przy tobie mam większe wyrzuty, ale te nie są wymuszone, sztuczne, są prawdziwe. Budzisz dobrą cześć mnie, której nienawidzę. Tą cześć, która każe mi udawać zdrową, każe mi naśladować ciebie. 
Jednak, kiedy się zastanowię, nie mam z tym większego problemu. 
Prawdziwa złość na siebie i wewnętrzne rozdarcie, też wywołują ból. 
Działają na mnie nawet lepiej. ( Uśmiech) 

***

Trzy dni później:


- Cześć, mam nadzieje, że dzisiaj nie masz mdłości!- Krzyknął roześmiany od progu. Nakryła sobie głowę poduszką. Czy to była forma kary za zostawienie go, nieprzytomnego na podłodze? 
Nie musiała patrzeć, aby wiedzieć, że to ludzkie tornado wparował jej właśnie do sypialni.
- Bo przyniosłem pizze!- Bardzo powoli uniosła róg poduszki. Lee trzymał dwa charakterystyczne pudełka  na wyciągniętym ramieniu, smakowity zapach dotarł do jej nosa. Usiadła i wyciągnęła rękę. Zawahał się, ale pospieszyła go ruchem dłoni, więc podał jej zapakowany posiłek.  Zjedli w łóżku. 

***

Tydzień później:

- Doszedłem do wniosku, że nie ma co liczyć na telewizje, więc wypożyczyłem parę filmów.- Powiedział, kiedy siedząc w salonie oglądali kolejny, beznadziejny kabaret. Z torby treningowej, którą dzisiaj przyniósł ze sobą, wyciągnął kilka płyt. 
- Wolisz horror, dramat, komedie, miusical czy fantastykę? - Posłała mu spojrzenie, które świadczyło, że nie da się złapać na tą żałosną próbę zmuszenia jej do mówienia. Wybrała DVD na chybił trafił, licząc na coś strasznego, lub smutnego. Widząc radość na jego twarzy zdała sobie sprawę, że tym razem nie miała szczęścia.  
- Komedia romantyczna. Spodoba ci się, zobaczysz.- Jakoś nie była tego pewna. Ze skwaszoną miną obserwowała, jak czarnowłosy podchodzi do dekodera. Zawahał się przez chwilę. 
- Eeee, Sakura?- Przekrzywiła głowę, czekając na dalszą wypowiedź.
- Jak się obsługuje twój telewizor? 

*** 
   
Dwanaście dni później:

Leżała wpatrując się w sufit i zachodząc w głowę dlaczego ten natręt uparł się żeby jej pilnować. Przecież nie musiał brać dyżurów tak często. 
Jej rozmyślania przerwał huk. Odruchowo usiadła sztywno na łóżku, rozglądając się uważnie, podświadomie szukając przeciwnika. Nawyków nabytych przez lata nie da się łatwo utracić. 
Jednak przekleństwa, które usłyszała z pomieszczenia służącego jej za składzik, sprawiły że się rozluźniła. Zeskoczyła z łóżka i poszła w tamtym kierunku. 
Lee walczył z kilkoma miotłami, mopami i zmiotkami, które przewróciły się na niego. Nic dziwnego skoro był na tyle nieopatrzny, żeby je ruszyć. Widząc ją stojącą w drzwiach z rękoma założonymi na piersiach, uśmiechnął się. Miała serdecznie dość tego uśmiechu. 
- Uznałem, że najwyższy czas posprzątać.- Sakura rozejrzała się po domu, na szafkach zebrało się trochę kurzu, ale jej to nie przeszkadzało. Reszta prezentowała się ogólnie znośnie. 
Nagle w jej rękach pojawił się mop. Zamrugała, zdziwiona patrząc na rączkę narzędzia. 
- Choć, zabieramy się do pracy!
Gdy skończyli mieszkanie lśniło. Czystsze było tylko wtedy, gdy je kupiła.


***

Czternaście dni później:

  Była w łazience, kiedy usłyszała, że Rock zabiera się do robienia obiadu. 
Prędkość z jaką wypadła przez drzwi niemal nie wyrwała ich z zawiasów. Ostatnio zauważyła, że porusza się coraz lepiej. Nic dziwnego skoro wszystkie ranny jakie miała zaczęły się już goić. W mgnieniu oka znalazła się w kuchni i stanęła pomiędzy chłopakiem, a kuchenką. 
- O co chodzi Sakura-san?- Zapytał wesoło, wykazując tylko lekkie zdumienie jej zachowaniem. Podeszła do niego i wyjęła mu garnek z dłoni. Już raz jadła obiad przyrządzony przez niego. Nie zamierzała narażać się na to doświadczenie po raz drugi.  Włączyła palnik i ustawiła garnek na ogniu nalawszy do niego wcześniej wody.
- Gotujesz?- Zapytał z takim niedowierzaniem, że zmiażdżyła go wzrokiem.- Miałem na myśli, czy dzisiaj zamierzasz zrobić obiad?- Skinęła głową. Więcej się nie odezwał, tylko obserwował ją w milczeniu. Przyrządzone przez nią spaghetti było nawet smaczne, a co najważniejsze, jadalne.    


***

Ten sam dzień, wieczór:

Dzwonek do drzwi, wyrwał go z zamyślenia. Podniósł się i podszedł do wejścia. 
- Siema Hinata.- Stojąca w progu dziewczyna zaczerwieniła się, wciąż nie mogła przywyknąć do tak luźnych powitań. 
- Witaj, Lee-kun.- Weszła do środka zostawiając buty i kurtkę w przedpokoju.
- Chyba zaczęła nam się zima. - Powiedział chłopak spoglądając przez okno na oszronione trawniki i drzewa. 
- Tak, na dworze jest lodowato.- Hyuga odruchowo objęła się ramionami na wspomnienie chłodu. 
- Może niedługo spadnie śnieg.- Uśmiechnął się z nadzieją jak dziecko. 
- Może- Czarnowłosa była zamyślona. Dawno tu nie była, chyba od półtorej tygodnia. Rozejrzała się dookoła.- Lee, gdzie jest Sakura? 
- Poszła się umyć. 
- Umyć?- Wzruszył ramionami.
- Lee ona... no wiesz ona nie...- Pokiwał głową na znak, że rozumie, przerywając wysiłki zakłopotanej dziewczyny.
- Wzięła ręcznik, pokazała mi go i poszła do łazienki.- Ściągnął brwi sam zaniepokojony nietypowym zachowaniem różowowłosej. 
- Nie słyszę prysznica.- Stwierdziła Hinata po chwili. Przysłuchiwała się jeszcze przez chwilę, a nie usłyszawszy niczego ruszyła do łazienki.
- Sakura?- Zawołała w połowie drogi do zamkniętych drzwi. W tym samym momencie klamka poruszyła się i Haruno wyszła z pomieszczenia z włosami owiniętymi czerwonym ręcznikiem, ubrana w piżamkę w misie.
Prawie podbiegła do Hyugi, objęła ją i uściskała z całych sił. Miała nadzieje, że zdoła ją w ten sposób przekonać, żeby przestała się zamartwiać.
 - Słodziutkie jesteście.- Podniosła odrobinę głowę, próbując spopielić Rocka za pomocą spojrzenia. Nawet się udało. 

***

Dwadzieścia dni później:

Stała w przedpokoju z rękoma wspartymi o biodra, przyglądając się podejrzliwie stosowi pudeł.  Od pół godziny znosili tu ich coraz więcej, a kiedy próbowała otworzyć którekolwiek nie pozwalali jej.  
- To już ostatnie. - Powiedział z westchnieniem Kiba odstawiając kolejne kartony na ziemię. 
- Dobrze to od czego zaczynamy? - Rock rozejrzał się po wnętrzu.
-  Może od kuchni? 
- Dobra. - Już chcieli się zbierać, ale dziewczyna zastąpiła im drogę z bardzo zaciętym wyrazem twarzy. Mężczyźni rzucili sobie porozumiewawcze spojrzenia. 
- Ach, pewnie chcesz wiedzieć co robimy? - Mruknął Inuzuka. Skinęła gorliwie głową. 
- No cóż, za tydzień jest Wigilia, więc postanowiliśmy trochę uładnić twój dom.- Lee jako że to on wpadł na ten pomysł dumnie wypiął pierś. Kiba szturchnął go w bok. 
- Miało być upiększyć nie uładnić. 
- Oj, cicho. - Zanim zdążyli się pokłócić, Sakura przerwała im przepychając się pomiędzy nimi i klękając przy pudełkach. Otworzyła pierwsze z brzegu, przyglądając się zawartości. 
- Podoba ci się?- Zapytał czarnowłosy. Odwróciła się do nich z szerokim uśmiechem, złapała naręcze ozdób i pobiegła do kuchni. Lee patrzyła za nią z dziwnym wyrazem twarzy. Inuzuka zachichotał, przyciągając tym uwagę kolegi, który nie rozumiał z czego tamten się śmieje. Właściciel Akamaru, spojrzał najpierw na Sakurę potem na Lee z figlarnym uśmiechem.  Rock zaczerwienił się mimo woli.
- Wymyślasz.
- Mój nos czuje o wiele więcej, niż ci się wydaje, wiesz?- Kiba zarzucił chłopakowi rękę na ramię, podbródkiem wskazał dziewczynę.- Powinniśmy jej skombinować choinkę. 

***

Dwadzieścia siedem dni później:
  
Trochę jej zajęło przekonanie wszystkich żeby nie przychodzili do niej w wigilię, uważała to za swój osobisty sukces. 
Kuzynostwo Hyuga stosunkowo łatwo dało się przekonać. W ich klanie bardzo dbano by wszyscy uczestniczyli w rodzinnych uroczystościach. Spędzając z nią czas w tym szczególnym dniu uczynili by afront klanowi, splamili swój honor, lub zrobili coś co brzmi równie głupio. Zbywając ich, wybawiła przyjaciół od konieczności czynienia tego. 
Tenten, którą Neji namówił do spędzenia wspólnie z nim całych świąt, nie stanowiła żadnego problemu. 
Za to Ino była prawdziwym wyzwaniem. W końcu Haruno, ubłagała Shikamaru, by porozmawiał z blondynką. Jakimś cudem zdołał ją przekonać. Miała zamiar być mu za to wdzięczna do końca życia.
Tsunade jak w każdą Wigilię była zawalona pracą i mimo najszczerszych chęci nie mogła przyjść. 
Naruto, Kakashi i Sai zostali wysłani na misję. Jeżeli o to chodzi, różowowłosa po prostu miała szczęście. Gdyby przyszło jej się mierzyć z szczenięcymi oczami Uzumakiego, oraz zmartwionym spojrzeniem byłego mistrza na pewno by odpuściła. 
Znalazła też prosty sposób na Kibę. Przed drzwiami i na parapetach położyła suszone grzyby, a wiedziała, że chłopak nienawidzi ich zapachu. Z tak czułym powonieniem, na pewno nie zbliży się do jej mieszkania. 
Tak więc udało jej się sprawić, że jedno z najważniejszych świąt roku spędzała sama w swoim domu, nie niepokojona przez nikogo. A dokonała tego nie wypowiadając ani jednego słowa.
Wszyscy zostawili ją w spokoju oprócz jednej osoby. Człowieka który w tej chwili dobijał się do drzwi. 
Znała tylko dwie osoby, które pukały, a nie dzwoniły dzwonkiem. Jedna była na misji, więc na korytarzu stał... 
- Te grzyby tutaj to dla Mikołaja?- Lee wyglądał na w pełni szczęśliwego, stojąc na jej wycieraczce. Jego czapka i kurtka całe były oprószone śniegiem. 
- Dość oryginalne zwykle daje się mleko i  ciasteczka.- Dodał, wchodząc do środka i zrzucając buty z nóg.  
Po raz kolejny zaskakiwał ją jego brak kontaktu z rzeczywistością. Przecież jego też prosiła, żeby nie przychodził. Wiedział, że dziewczyna nie chce nikogo widzieć. Ale mimo to był tu. 
Nie zwracając uwagi na jej niezadowolone spojrzenie przeszedł do salonu. 
- Włączyłaś światełka!- Rock wskazał na drzewko stojące w kącie pokoju. Entuzjazm w jego głosie ją zabolał. "Nie. Były włączone odkąd wczoraj przyszedłeś i je włączyłeś. Nie chciało mi się ich wygaszać". 
- Jak już mowa o choince...- spoważniał- to mam tu dla ciebie prezent.- Uśmiechnął się delikatnie, widząc jej przerażoną minę. Sięgnął do kieszeni spodni i wyciągnął małe pudełeczko. Otworzył je i spojrzał na nią.- Pomyślałem, że ci się spodoba. 
Był to wisiorek. Malutka gałązka drzewa sakury z różowym kwiatkiem na końcu łodygi, wykonana z białego złota.
Prześliczny. 
Wzięła łańcuszek w dwa palce i podniosła, żeby móc przyjrzeć się bliżej. 
- I jak?- Zapytał z nadzieją w oczach. Podniosła na niego wzrok. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy. Nim zdążył zrozumieć co się dzieje Sakura przytuliła się do niego
- Lee...


***

Przyszedłeś.
Mówiłam żebyś tego nie robił, ale nie posłuchałeś. 
Uratowałeś mnie, przede mną.
Miałam powód żeby zostać tej nocy sama. 
Miałam powód, by naostrzyć katanę mojego ojca. 
Udawanie okazało się trudne. 
Za trudne dla mnie. 
Nie potrafiłam odbudować tego co straciłam.
Nie chciałam się dłużej męczyć. 
Ale ty przyszedłeś.
Zabroniłam ci, ale to zrobiłeś.
Dałeś mi prezent.
Pokazałeś, że ci zależy.
Że ci zależy na mnie.
Tym żałosnym wraku człowieka. 
Przypomniałeś mi, że chcę żyć.   
Zrobię wszystko, żebyś został.
Bo potrzebuję, żebyś mi to przypominał tak wiele razy ile to będzie konieczne.
Na razie muszę żyć.
Muszę coś jeszcze zrobić na tym świecie.  

***

- Dziękuję ci. Dziękuję za wszystko.- Stanęła na palcach i pocałowała go delikatnie. Po jej policzkach ciekły łzy. 
- Tak strasznie ci dziękuję. 

***

Nie wyzdrowiałam.
Znalazłam siłę bym mogła udawać, że jestem zdrowa.
Co dziwne ty jesteś tą siłą. 


Wiem też, że nie zdołałam cię oszukać. 
Wszyscy inni się nabrali.
Ale nie ty.
Ty wiesz.
Wiesz że czując się źle, myśle, że tak powinno być, że robię dobrze. 
I że kiedy czuję się dobrze, mam wrażenie, że popełniam zbrodnię.
A wiesz to, bo zapomniałam, że nie da się ciebie uśpić w ten sam sposób co innych bo prawie nie masz chakry. 
I kiedy byłam przekonana, że śpisz, ty słuchałeś.
Teraz też to robisz. 
Strasznie mnie tym irytujesz. 
Dziękuję ci.   






I jak się wam podobała zepsuta psychika Sakury? Wczucie w nią zajęło mi sporo czasu, ale myślę, że wyszło mi całkiem nieźle. 
Chce się też pochwalić, że niedługo będę miała nowy szablon. Zawdzięczam go Pandzie i  k4sper której tępo pracy jest wprost niesamowite. Oklaski dla tej pani proszę!

   

Obserwatorzy