środa, 13 maja 2015

4. Zamieszanie

 Z góry uprzedzam i proszę.
Nie mordujcie mnie za końcówkę.

- Ino! Chodź, no tu. - Zawołała młoda kobieta o różowych włosach, zmartwiona zerkając na jakieś kartki. Zapisane na nich informacje były albo błędne, albo bardzo niepokojące. Chyba, że tylko jej się wydawało, przecież po nieprzespanej nocy człowiek ma prawo do pomyłki.
Ino jęknęła. Leżała rozwalona na fotelu w swoim gabinecie, nie chciała nawet myśleć o ruszaniu się, a ta wariatka o szerokim czole nie dość, że przyszła ją dręczyć, to jeszcze kazała jej się podnieść i przejść na drugą stronę pokoju. Zamiast wstawać wyciągnęła rękę w stronę drzwi.
- Pokarz. - Sakura uśmiechnęła się z politowaniem w stronę przyjaciółki. Podeszła i usiadła na oparciu fotela, wcisnęła blondynce kilka kartek.
- Powiedz co o tym sądzisz. - Yamanaka otworzyła jedno oko i przyjrzała się pobieżnie wynikom krwi, a potem składowi trucizny. Bez najmniejszego wahania powiedziała.
- Trucizna wniknęła przez skórę. Zostało podane antidotum, ale w nie wystarczającej ilości, później podano je jeszcze raz już w właściwej dawce. Skład krwi uległ jakimś tam zmianom o których nie chce mi się czytać. Powiedz pacjentowi, że przeżyje, ale będzie przechodził długą nieprzyjemną rehabilitacje.- Chciała oddać przyjaciółce kartki, ale ta gapiła się tępo na przeciwległa ścianę.
- A tobie co?
- To są wyniki Temari. - Ino w pierwszej chwili nie zrozumiała o co chodzi.
- Iiii?
- To są wyniki Temari No Sabaku.-  Cała senność gdzieś ucieka, blondynka skoczyła na równe nogi i wyrwała Haruno resztę badań.
- Niemożliwe to by znaczyło, że... że podała sobie antidotum. - Spojrzała w bystre zielone oczy i dokończyła:
 - Albo, że ktoś jej je podał. Przed nami. Zanim znalazł ją Nara.- Nagleoczuła się słaba, oklapła na fotel.
- Nie koniecznie, wyniki mogą być błędne, prawda?- Coś w sposobie w jaki Sakura na nią patrzyła zaniepokoiło Yamanakę. I jeszcze nadzieja w jej głosie, jakby z całego serca życzyła sobie tej pomyłki.
Ale to nie była pomyłka.
- Sakuś,  mieliśmy tam najlepszych ludzi. Na podstawie ich relacji sporządzałyśmy odtrutkę. Odtrutkę która zadziała. Nie ma mowy o żadnym błędzie. - Siedząca obok niej kobieta przymknęła oczy i zagryzła dolną wargę. Gwałtownym ruchem ręki wydobyła z pliku jedną kartkę która wylądowała na kolanach błękitnookiej .
- Lepiej sprawdź te zmiany w składzie krwi. - Blondynka przebiegła tekst wzrokiem, a potem jeszcze raz i jeszcze raz. Przeczytała go bardzo powoli i dokładnie.
Reka jej zadrżała, kartka spadła na podłogę. Podniosła dłoń na wysokość oczu. Od kilku godzin chciała tylko spać, marzyła żeby wyjść ze szpitala i położyć się do łózka. Nawet teraz powieki jej ciążyły.
Spoliczkowała się, dość mocno. Jeszcze czego? Spać? Teraz? Może, jakby jej rozum odjęło.
- Ino!- Sakura wyraźnie nie rozumiała o co chodzi. Długowłosa podniosła się na nogi.
- Senność. To musi być pierwszy objaw. Skoro ja je mam, to zostało nam najwyżej 6 godzin, a później nie zdołamy tego opanować.
- Ale przecież cały czas byłaś w rękawiczkach i fartuchu nie dotknęłaś...
- Złapałam Shikamaru za ramiona, kiedy wyprowadzałam go ze szpitala, a cały był w jej krwi. To zdanie  wystarczyło, żeby zrozumiała coś bardzo ważnego. Usłyszała jak Haruno głośno wciąga powietrze. Krzyknęły jednocześnie
- Shikamaru!!!- Prędkość z jaką wypadły na korytarz, wyrwała drzwi z zawiasów. Ledwo zdążyły zrobić dwa kroki, a wylądowały na podłodze.
- Kiba! Kurwa! - Wrzasnęła różowowłosa leżąc na chłopaku w którego wpadła. Uśmiechnął się zawadiacko.
- Nie, na nazwisko mam Inuzuka, ale ciekawy pomysł, może kiedyś zmienię. - Sakura zacisnęła usta, złapała leżącą obok Ino i podniosła się do dalszego biegu. Jednak chłopak zagrodzi jej drogę.
- Hana mnie wysłała, nie bij. - Pięść która zmierzała już w stronę jego policzka zatrzymała się.
- Po co? - Coś wwiercało jej się w umysł, ktoś mówił jej coś co miało związek z Haną. Ale kto i co to było?
- Ta łasica co ją wczoraj przynieśli, cała jest we krwi, a nie mogliśmy znaleźć rany. Pytałem w recepcji, ale nie wiedzieli czy była wystawiona na działanie jakiś trucizn, czy nie wie...
- Dotykałeś jej?!- Yamanaka była przerażona.
- Nie, przecież to moja siostra!- Haruno złapał go za koszulkę i docisnęła do ściany.
- Łasicy. Chodzi o łasicę, nie o Hanę. - Jej groźny ton sprawił, że zrozumiał powagę sytuacji.
- Tak dotykałem, zresztą nie tylko ja. - Miały takie miny, że zaczął się denerwować.
- Ej, co jest?- Zamiast odpowiedzieć spojrzały na siebie. Zanim się zorientował co się dzieje, został mu wciśnięty plik dokumentów.
- Zanieś to do Tsunade. Nieważne co będziesz musiał jej przerwać, ma to natychmiast przeczytać. Zrozumiano?
- Ale co się...
- To dobrze. Jakby co jesteśmy w laboratorium.- Już ich nie było. Spojrzał na pierwszą stronę  i zobaczył jakieś niezrozumiałe, zapewne medyczne skróty. Zerknął na zakręt korytarza za którym zniknęły.
Co się do cholery stało ?
***
Kiedy wpadły do pomieszczenia wszyscy pracownicy spojrzeli na nie przestraszeni. Gdzieś z końca sali dobiegł odgłos tłuczonego szkła, gdy jakaś stażystka upuściła trzymaną przez siebie fiolkę. Znali się z uczennicami Piątej nie od dziś. Mało co doprowadzało je do takiego stanu, a kiedy już w nim były stać się mogło dosłownie wszystko.  Lepiej było uważać.
Dopadły do najbliższego stanowiska, które natychmiast zostało uprzątnięte. Haruno wskazała na dwie pielęgniarki z dłuższym stażem.
- Przynieście mi wszystkie składniki potrzebne do wykonania odtrutki którą wczoraj podaliśmy No Sabaku. - Powiedziała spokojnie, ale stanowczo, wiążąc kucyk na krótkich włosach. Tymczasem Ino oparła się o blat, niezwykle osłabiona. Sakura położyła jej dłoń na ramieniu i powiedziała do ucha.
- Idź, odpocznij.  - Chociaż z trudem, blondynka wyprostowała się i pokręciła głową.
- Musimy się pośpieszyć. Sama się nie wyrobisz. - Patrzyła na swoją przyjaciółkę. Ostatnio miała na nią coraz mniejszy wpływ.
Różowowłosa zamknęła się w sobie i odtrącała wszystkich swoich znajomych. Ino czuła się już wystarczająco okropnie po tym jak nie zdołała jej pomóc po śmierci rodziców. Nie miała zamiaru zostawić jej teraz z tym wszystkim.
Wiedziała też, że nie zdoła tak po prostu siedzieć. Tyle, że Haruno miała co innego w planach.
- Masz pierwsze objawy zatrucia organizmu, nie pozwolę ci teraz pracować. Znajdź sobie łóżko i grzecznie poczekaj, aż ktoś przyjdzie podać ci odtrutkę. - Powiedziała to na tyle głośno, żeby wszyscy w pomieszczeniu usłyszeli. Yamanaka znalazł się pod ostrzałem ich ciekawych spojrzeń. Tymczasem Sakura jeszcze nie skończyła. Zwróciła się do stojącego niedaleko lekarza.
- Odprowadź ją i przypilnuj, żeby nie zrobiła niczego głupiego.
Ino nie wierzyła własnym uszom. Jej przyjaciółka nigdy się tak nie zachowywała.
Nigdy jej nie rozkazywała, chyba, że były na misji. I nigdy, przenigdy nie upokorzyła jej z premedytacją, jak to zrobiła w tej chwili na oczach wszystkich.
Poczuła jak prostują się jej plecy, a głowa unosi lekko do góry. Przybrała dumną minę i odwróciła w kierunku wyjścia. Teraz nie mogła nic zrobić, musiała wyjść i być wyłączoną z ratowania swojego przyjaciela i  wielu innych ludzi na których wpadł po drodze biegnąc wczoraj do szpitala.  Ludzi o których nie wiedzieli nic, których nie znali - nie mieli pojęcia gdzie ich szukać.
Strach ścisnął jej gardło. Ktokolwiek to zorganizował, był wyszkolony, niebezpieczny i bezwzględny. Mieli tu do czynienia z ninja wysokiej rangi gotowymi do ataku.
***
Usłyszała jak drzwi zatrzaskują się ostentacyjnie. Podniosła wzrok na otaczających ją ludzi i zdała sobie sprawę, że do tej pory wbijała go w podłogę.
Jak tchórz nie była w stanie spojrzeć w oczy przyjaciółce.Nie chciała zobaczyć jej zszokowanej miny. Nie potrafiła udawać, że nie wie o co chodzi, ani nie starała się dociec dlaczego tak ją potraktowała.
O, tak.
Wiedziała, że jest tchórzem i nie przeszkadzało jej to. Czuła się z tym dobrze. Właśnie za tą akceptację się nienawidziła. Z taką samą łatwością akceptowała wszystkie zmiany wokół siebie, nie stawiając żadnego oporu. Może potrafiła być shinobi, może nawet był w tym dobra. Ale nie była wojownikiem, tam w środku nie umiała nim być.
Dlatego kiedyś zakochała się w Sasuke. Podziwiała go za to, że potrafił żądać zemsty, że potrafił jej pragnąć. Bo ona nie potrafiła. Nie potrafiła nawet wściekać się sama na siebie za to, że chciała nienawidzić. Że chciała być żądną zemsty za śmierć rodziców.
Przygryzła wewnętrzną stronę policzka, aż zabolało.
Nie czas na takie myśli. Nie kiedy miała do zrobienia coś tak ważnego. Leczenie było jedną z niewielu rzeczy które wciąż naprawdę kochała. Które chciała robić nie po to żeby nie wyjść na wariatkę, tylko dla samego leczenia. By widzieć wdzięczne twarze uratowanych i starać się nie pamiętać tych dla których było już za późno. Wczoraj się udało. Obiecała sobie, że dziś też się uda. Choćby nie wiem co, zdążą.
Po stole, przy którym stała rozsypały się składniki.
- To wszystko czego potrzeba, senpai. - Pielęgniarki były nieco zdyszane. Ledwo zerknęła na blat, pokręciła głową.
- To za mało. Zrobię z tego najwyżej trzy porcje antidotum. Przynieście więcej. Będzie ich trzeba około 20. Może 30. -Po tych słowach rozległy się szepty. Jak szum starego radia wypełniły sale. Nie czekała, aż ktoś zapyta.
- Dobrze się domyślacie. To wczorajsze to nie był pojedynczy atak. Nie znamy wszystkich ofiar, ale Piąta już organizuje poszukiwania. - "Mam nadzieje, że tak"
- Nie wolno nam panikować. Będziemy musieli pomóc tym ludziom, a panika w tym przeszkodzi. - Wzięła głęboki wdech nie tylko by zaczerpnąć powietrza, ale też, żeby na szybko zaimprowizować jakiś plan działania. Wskazała kilku lekarzy którzy pracowali z nią na oddziale zatruć. Jako ordynator znała ich i ceniła.
- Wy. Chodźcie tu. Teraz zrobię odtrutkę. Wytłumaczę wam co robię, w jakiej kolejności i dlaczego. Macie słuchać uważnie, bo nie mam czasu się powtarzać. Kiedy doniosą składniki sami będziecie robić kolejne porcje. Dacie radę? - Spojrzała im po kolei w oczy. To co w nich zobaczyła, wystarczyło za potwierdzenie. Już chciała zacząć lekcje dla swojej nowej na prędze stworzonej klasy, kiedy coś przykuło jej uwagę.
- A wy co stoicie. Miałyście przynieść składniki.- Pielęgniarki drgnęły zaskoczone jej tonem i wrogim spojrzeniem.
- H...Hai Sakura-senpai.
***
-Ile jeszcze razy będę wam powtarzać, że macie mi tu nie przyłazić?!! -  Ręce blondynki na oślep szukały szlafroka w stercie ubrań leżącej na fotelu.
- Nie możecie sobie poradzić beze mnie przez kilka godzin!!- Wściekłym krokiem podeszła do włącznika światła i pstryknęła przełącznikiem. Jak się okazało wywróciła wszystko na darmo, bo szlafrok wisiał na drzwiach szafy. Uporczywe walenie do drzwi nie ustawało, denerwując ją coraz bardziej. Złapała puchaty ciuch i wymaszerowała z sypialni.
 - Jest 3 nad ranem, ja też czasami muszę spać!!- Krzyczała truchtając przez korytarz i jednocześnie usiłując ubrać rękawy. Były na lewej stronie.
 - Nie przyszło wam to nigdy do głowy?!!- W odpowiedzi dostała trzy natarczywe stuknięcia. Zamknęła oczy, mamrocząc pod nosem wiązkę przekleństw. Pukający odpuścił sobie uprzejmości i równo co sekundę uderzał w drzwi. Mniej więcej w połowie schodów straciła cierpliwość.
- Przesadzasz!!!- Zrobiła następny krok, a jej stopa trafiła na samotną skarpetkę walającą się na stopniu.  Straciła równowagę i spadła na sam dół, obijając się po drodze. Gwałtownym ruchem wstała z podłogi, masując obolały łokieć.
Zrobię tu jutro porządek". 
Chwilowa cisza sprawiła jej ulgę, ale nie potrwała długo. Tyle tylko, że hałas był delikatniejszy, jakby natręt się wahał.
- Nie musisz udawać zmartwionego!!- Weszła do przedpokoju, poprawiła poły szlafroka i złapała za klamkę. Popchnęła drewniane skrzydło.
- Wy ANBU nie macie za grosz kultu...- Za drzwiami nikogo nie było. Bez zastanowienia ugięła kolana i podniosła gardę jeszcze zanim zauważyła postać stojącą po drugiej stronie ulicy. Znała ją. Wyprostowała się, opuściła ręce.
- Kiba, co ty wyczyniasz? -  Jakoś nie mogła zrozumieć co ten chłopak robił pod jej drzwiami o takiej porze i po co stał na drugim końcu drogi.
 - Przyniosłem jakieś dokumenty od Sakury i Ino. Prosiły, żebyś je natychmiast przejrzała. Były bardzo zdenerwowane. - Na dworze padało, nawet przy słabym świetle latarni ulicznych widziała, że Inuzuka ocieka wodą.
- Chodź tu i mi je daj.
 - A nie będziesz się wściekać, Czcigodna?- Uśmiechnęła się lekko. Więc dlatego uciekł z pod drzwi.
- Nie, nie będę- Podbiegł do niej razem z Akamaru i czym prędzej schował się pod okap.  Ze zdziwieniem zauważyła, że dokumenty które jej dał to dane medyczne Temari. Zafascynowana, zawróciła do domu by móc je przeczytać.
 -Wchodź. Myślisz, że otwarte drzwi zostawiłam dla krasnoludków?  - Mruknęła stojąc na środku salonu. Posłusznie wsunął się do przedpokoju i oparł o ścianę. 
Nieprzespana noc dawała mu się we znaki. Naprawdę nie rozumiał dlaczego aż tak bardzo wzmocniono czujność. Oczywiście w ramach dodatkowych dyżurów musiał razem z kilkuosobową drużyną pilnować archiwów.  Od zapachu pleśni rozbolała go głowa, a ledwo zdążył wrócić do domu został zmuszony do pomocy w weterynarii. Teraz zaś robił za kuriera. 
Super!
- Jasna cholera. - Piąta powiedziała to cicho i chyba właśnie to przestraszyło go najbardziej. Bardziej nawet niż wrzaski oraz dziwne spojrzenia Sakury i Ino. 
- Kiba? - Tsunade wpatrywała się w tekst, który miała przed sobą szeroko otwartymi oczami. - Dlaczego poszedłeś rano do szpitala? Bo tam spotkałeś dziewczyny, prawda?- Skinął głową.
- Hana miała ciężką noc w przychodni. Przynieśli dużo zwierząt i jeszcze ta cała łasica. Przyszli z nią wczoraj ze szpitala, powiedzieli, że pomagała jakiemuś shinobi i żebyśmy się nią zajęli. Siora mówi, że z początku wyglądała tylko na zmęczoną, ale później zaczęła krwawić nie wiadomo skąd. Kiedy wróciłem ze zmiany przez pół godziny próbowałem pomóc Hanie zrozumieć o co chodzi, aż w końcu kazała mi iść, zapytać się czy zwierzak nie mógł się czymś zatruć. - Mówiąc obserwował jak Hokage zagryza wargi i zamyka oczy.
 - Czyli jednak nie mam zwidów. - Rzuciła kartki na zagraconą podłogę. - Sukinsyny.
 - Piąta, co się dzieje? - puściła jego pytanie mimo uszu, skupiona na przywołaniu. Na niskim stoliku stojącym przed kanapą pojawiła się Katsuyu.  - Pani, co mogę dla ciebie zrobić?
- Wszyscy ANBU mają się stawić w siedzibie Hokage za 10 minut. W kombinezonach ochronnych. Nie obchodzi mnie jak to zrobią, mają to zrobić! Wykonaj! - Ślimak zniknął w kłębach dymu.  
Blondynka rzuciła się do wyjścia, po drodze zakładając buty na gołe stopy. Ledwo zdążyła zrobić kilka kroków już była kompletnie przemoczona. Deszcz zmienił się w ulewę. Nie zważając na mokre kosmyki przylepione do twarzy biegła najszybszą drogą do własnej siedziby. Inuzuka z trudnością ją dogonił.
- Czcigodna możesz mi powiedzieć co się...  
- Nie ma czasu. Słuchaj, wróć do weterynarii, zabierz łasicę i wszystkich którzy jej dotknęli do szpitala. Nie możecie pozwolić, żeby ktokolwiek dotknął jej krwi oprócz was, to bardzo ważne. Zgłoście się do Sakury i tylko do niej. To rozkaz. - Niemal poczuła jak chłopak biegnący obok przerzuca się na tryb shinobi. O nic nie zapytał, wątpliwości zniknęły.
 - Hai. - Odzieli się od niej na następnym zakręcie. Zaczęła zastanawiać się nad poprzednim dniem, nad ludźmi o których wiedziała, że na pewno są ofiarami tej trucizny. Na pierwsze miejsce wskoczył Shikamaru, potem Shizune i Hinata, pielęgniarz który przeniósł No Sabaku na łóżko. Hana, Kiba, Ino.  
O tych wiedziała na pewno, a lista była pewnie o wiele dłuższa.  Strażnicy przy wejściu spojrzeli na nią dziwnie, ale otworzyli bez zastanowienia.  Wskakiwała po trzy stopnie do góry, byleby jak najszybciej dotrzeć do jednej z większych sal gdzie zwykle odbywała narady z ANBU. Dopiero na drugim piętrze zdała sobie sprawę, że wciąż jest ubrana w koszulę nocną do kolan i puszysty szlafrok.  W dodatku ocieka wodą. Zaklęła siarczyście.
Jakoś będą musieli to znieść. Wściekła weszła do pomieszczenia pełnego zamaskowanych ninja. Reakcje na jej przybycie były różne. Niektórzy usiłowali stłumić śmiech, inni przekrzywiali głowy zdziwieni. Ale zdecydowana większość wciąż półleżała na ławkach usiłując nie zasnąć i mało ich obchodziło w co jest ubrana szefowa. Chcieli tylko, żeby przyznała, że to były tylko ćwiczenia i pozwoliła rozejść się do domów. Uderzyła pięścią w blat biurka.  
- TO NIE SĄ ĆWICZENIA! - Wszystkie plecy się wyprostowały, wszystkie oczy skupiły się na niej. W ciągu jednej chwili byli gotowi do działania w pełni rozbudzeni. Czekali na jej słowa, instrukcje. 
- Większość z was wie o wczorajszych wydarzeniach. Temari No Sabaku została zaatakowana i otruta w drodze do naszej Wioski. Miała szczęście, bo Shikamaru Nara znalazł ją  i przetransportował tutaj. Uratowaliśmy ją. Pozornie koniec historii. Otóż, niestety, nie. Trucizna której wobec niej użyto wywoływała obfite krwawienie na całej powierzchni ciała, ale to nie wszystko. Ta substancja zamieniła jej krew w  truciznę. -  Widziała jak poruszyli się niespokojnie. Nie wierzyli w to co usłyszeli. Nic dziwnego ona też przed chwilą nie wierzyła.
- Jej krew, którą było pokryte całej jej ciało, była trucizną.- Powtórzyła, żeby nie mieli wątpliwości.
- Trucizną która wnika przez skórę. Każdy kto jej dotknął jest zatruty. Zostało nam około 5 może 6 godzin zanim wszystkie te osoby zaczną krwawić. A obawiam się, że ich krew będzie działać tak samo jak Temari. - Wiedziała, że zaczynają rozumieć co to znaczy.
- Jeżeli do tego dopuścimy nie zdołamy tego powstrzymać. Z czasem cała Konoha zostanie otruta. To był zaplanowany atak na nasze miasto, mający na celu osłabienie nas. - Przełknęła ślinę. Koniec z faktami, teraz przyszedł czas na plan działania.
- Wierzę w wasze umiejętności. Trucizna ta wywołuje u zatrutego charakterystyczne, łatwo rozpoznawalne drgania chakry. Macie się podzielić na dwójki i ich poszukiwać. Każdy u którego wystąpią ma być przeniesiony do szpitala. Niech jeden czteroosobowy odział dowie się kto miał wczoraj wartę na drodze z bramy głównej do szpitala. Nie mogli przegapić Nary. Dowiedzcie się od nich, czy pamiętają jak wyglądali ci na których wpadł. Każda informacja jest dobra. Należy wysłać wiadomości do jouninów. Musimy zwiększyć czujność. Wróg sądzi, że zostaliśmy osłabieni, może zaatakować. Pytania?-  Wiedziała, że jeżeli coś przegapiła oni zaraz to wyłapią. Tym razem jedną z luk w historii zostawiła specjalnie.
- Czy to ma związek z ostatnimi wiadomościami, przekazanymi przez Jiraja-sama?- Spodziewała się tego pytania.
- Wszystko na to wskazuje. - Nie zaczęli szeptać miedzy sobą. ANBU rzadko szeptali.  Przyjęli jej słowa ze spokojem, chociaż wiadomość nie należała do najlepszych.
- Czcigodna, jak mamy rozpoznać drgania chakry z którymi nigdy wcześniej nie mieliśmy do czynienia?-  Jeden z młodszych członków oddziału znalazł to czego nie dopowiedziała. Postarała się zapamiętać na przyszłość, tego chłopaka.
- Racja. Ale nie ma z tym większego problemu. - Zmusiła swoją chakrę do szybszego przepływu, przez co stała się bardziej "dostrzegalna" dla innych.
- Służę za przykład. - Minęły dwie sekundy zanim przetrawili i zrozumieli te słowa. Do jej uszu dobiegł odgłos szybko wciąganego powietrza. Wszyscy obecni mierzyli ją zaniepokojonym wzrokiem. Potem wzięli się w garść, ich spojrzenia stały się chłodniejsze, fachowe. Obserwowali ją jak przedstawioną na szkoleniu próbkę z jakąś substancją. I tym teraz była- próbką.
Dała im minutę na przyglądanie się. Stwierdziwszy, że to wystarczy, żeby wszystko dokładnie zapamiętali wyciszyła swoją moc.
- Ruszajcie. Mam nadzieję, że mnie nie zawiedziecie. - Wstali i szybkim krokiem skierowali się do wyjścia.
- Sai. Yamato. Wy zostajecie. - Wskazała na jedną z kunoichi.
- Ty też, chodź tu. - Dziewczyna w odróżnieniu od mężczyzn wydawała się zaniepokojona rozkazem. Piąta poczekała, aż wszyscy inni wyjdą.
- Oddaj mi kombinezon, tobie nie będzie potrzebny. - Młoda shinobi zamrugała zdziwiona, ale sięgnęła do zamka błyskawicznego.
Te kombinezony to był wymysł Tsunade. Zabezpieczenie na wypadek gdyby jej specjalny oddział musiał pałętać się po jakimś zakażonym terytorium. Jednoczęściowe, czarne i sięgające szyi ubranie wylądowało na podłodze. Biedna dziewczyna miała pod spodem tylko spodenki od piżamy i bluzkę na ramiączka. Musiała się bardzo śpieszyć wychodząc z domu.
Podała specjalny strój Hokage i nieufnie zerkając na Tenzou założyła ręce na piersi. Ślimacza księżniczka kazała zostać właśnie jej, bo miały podobną figurę. Yamato uniósł ręce w górę i obrócił głowę w bok na znak, że nie jest groźny. Sai zachichotał. Kunoich zaczerwieniła się i obróciła do nich bokiem ostentacyjnie odrzucając włosy do tyłu. Piąta do połowy ubrana w kombinezon odpowiedziała na jej oburzone spojrzenie.
- Spokojnie. Byłam przed chwilą w podobnej sytuacji- Kobieta zerknęła na swoją koszulę nocną, na którą naciągała czarny materiał.
- Nawet gorszej. Nie masz się co denerwować.- Dziewczyna nie wyglądał na w pełni przekonaną, ale Tsunade nie miała czasu poprawiać jej humoru. Miała dla niej zadanie. Zasunęła swój nowy strój, złapała pierwszą lepszą kartkę która leżała na biurku i rozejrzała się za długopisem, którego jak na złość nie było.
- Sai daj coś do pisania. - Pędzel i atrament to nie było dokładnie to czego chciała, ale musiało wystarczyć. Szybko wypisała kolejne imiona. Ino Yamanaka, Kiba Inuzuka, Hinata Hyuga...
- Wszystkie osoby, które znajdują się na tej liście są zatrute. Masz ich sprowadzić do szpitala. Żadna z nich na pewno jeszcze nie zaczęła krwawić. Mogą mieć najwyżej pierwsze objawy. - Shinobi skinęła głową, wzięła kartkę i niemal wybiegła z pomieszczenia. Piąta usłyszała rozmowę pozostałych na sali dwóch ANBU.
- Przestań się śmiać, jest nowa to dlatego.- Wysyczał Yamato prosto do ucha trzęsącego się ze śmiechu bruneta.
- Ciekawe, że to akurat ciebie z nas dwóch uznała za zboczonego. Prawda?- Sai z biegiem lat bardzo się zmienił, nie był już tym dawnym, niepotrafiącym się odnaleźć chłopakiem.
- Och to dlatego, że ty z daleka wyglądasz na geja. Stwierdziła, że nie stanowisz zagrożenia.- Blondynka postanowiła interweniować zanim zaczną się kłócić na dobre. Ach, ci ninja. Zawsze zaczynają żartować i się wygłupiać kiedy są zdenerwowani.
- Idziemy.- Władczym krokiem skierowała się do drzwi nadając ostre tępo. Zerknęli na siebie i popędzili za nią. Dogonili ją dopiero na parterze.
- Piąta, jeżeli dobrze zrozumiałem ty też zostałaś otruta. Nie powinnaś czasem iść do szpitala po odtrutkę? - Dało się wyczuć zdenerwowanie w głosie Tenzou.
- Miałam dopiero pierwsze objawy, miną jeszcze trzy godziny zanim zacznę być niebezpieczna, nie martw się. - Starała się zbagatelizować całą sprawę. Nie jest dobrze, jeżeli denerwują się najlepsi ludzie.
- A jakie są pierwsze objawy?
- Zależy od organizmu. Senność, ból głowy, wymioty, zachwiania równowagi. -Posłał jej spojrzenie pod tytułem "A jakie, ty miałaś?"
- Spadłam ze schodów. - Skręciła za róg i przyspieszyła, musieli zdążyć.
- Tsunade, a tak właściwie to gdzie my idziemy?-  Blady chłopak wtrącił się do rozmowy. Nienawidziła kiedy mówiąc z nią nosili te maski.
- Do domu Shikamaru. Zdejmijcie to. Nie lubię, kiedy nosicie je gdy nie trzeba.- Posłusznie ściągnęli zakrywające twarze kawałki drewna.
- On jest teraz w najgorszym stanie. Pierwszy miał styczność z Temari. - Dodała, żeby wiedzieli czego się spodziewać. Znów skręciła i zatrzymała się przed dość wysoką bramą. Znak rodziny Nara widniał na samym jej środku.
***
Shikakau o mały włos nie dostał zawału.
Kiedy usłyszał jak drzwi frontowe wypadają z zawiasów wyskoczył z pościeli jak oparzony. Yoshino zerwała się i wsunęła pod łóżko. Wcześniej omawiali możliwość zaatakowania ich domu, doskonale wiedziała co robić. Co prawda ukrycie się pod materacem było mało oryginalne i wróg z pewnością by ją znalazł... Gdyby nie ukryta klapa w podłodze. Miała zostać tak długo jak to będzie możliwe, żeby później uciec i  przekazać wieści.
Ojciec Shikamaru zgarnął kunaia ze stolika nocnego i przygotował się do użycia techniki cienia. Uchylił drzwi sypialni w taki sposób żeby nie zaskrzypiały i wyjrzał na korytarz. Odniósł wrażenie, że czegoś mu brakuje. Jakby czegoś ze sobą nie zabrał. Ale z drugiej strony był absolutnie nie przygotowany, miał wszelkie prawo tak się czuć. Zrobił niepewny krok na przód.
- Nie waż się ruszać. - Drgnął zaskoczony kiedy na końcu korytarza pojawiła się postać ubrana na ciemno. Pstryknął przełącznik, zaświeciło światło.
- Tsunade? - "Co ona sobie wyobrażała? Czy to miał być jakiś test? Dlaczego wyważyła drzwi?"
W tym momencie obok Hokage stanęli Sai i Yamato. Opuścił ręce, przekrzywiając pytająco głowę.
"O co chodzi?" 
Chciał zapytać syna, czy widzi to samo co on, ale zdał sobie sprawę, że Shikamaru nie ma obok. Tego właśnie mu brakowało. Taki huk o czwartej rano na pewno zaniepokoiłby chłopaka. W takim razie dlaczego nie wyszedł z pokoju? Odruchowo chciał zobaczyć co z synem, ale powstrzymała go dłoń Piątej. Miała przepraszający wyraz twarzy i niepokój w oczach. Nie wróżyło to za dobrze. Otrząsnął się.
- Yoshino! Nie musisz się chować to Tsunade. - Kobieta stanęła przy nim szybciej niż się spodziewał. Wyglądała na bardziej przestraszoną niż przed chwilą.
- Godaime, co się dzieje ?- Zapytała. Blondynka zamarła z ręką na klamce drzwi do pokoju młodego Nary. Zerknęła na nich.
- Jeżeli którekolwiek z was spanikuje każę Tenzou, was wyprowadzić. - Te słowa sprawiły, że ich zdenerwowanie sięgnęło zenitu. Wmaszerowała do pokoju ich syna ze zmarszczonym czołem i skupieniem wymalowanym na twarzy. ANBU podążyli krok za nią. Minęła chwila zanim małżeństwo odważyło się pójść w ich ślady. Ostrożnie wychylili głowy za framugę.
Pierwsze co zrobił Shikakau to złapanie omdlałej Yoshino. Przymknął oczy i z trudem zmusił się do zachowania godnego ninja. Ułożył żonę delikatnie na ziemi, zrobił duży krok nad jej nogami i wszedł do pokoju.
- Piąta?- Wolałby, żeby głos mu nie drżał.
- Co to ma znaczyć? Co mu jest?- Ślimacza księżniczka klęczała na podłodze obok łóżka Shikamaru. Przyglądając się dokładnie chłopakowi usiłowała wyczuć puls na jego szyi przez materiał kombinezonu. Zerknęła na starszego mężczyznę przez kurtynę włosów opadających jej na twarz.
- Naprawdę przepraszam, że nie mam czasu ci tego tłumaczyć.- Opuściła dłoń którą wcześniej mierzyła puls. Krew skapywała na podłogę z jej palców.
- Obiecuje, że nic mu nie będzie. To wygląda gorzej niż jest naprawdę. - Wstała i odrzuciła koc którym okrył się młodszy Nara. Jego ojciec zagryzł wargi, żeby nie krzyknąć. Nie mógł uwierzyć w to co widzi.
Z żadnej z ran jaką miał nieszczęście oglądać nie wypłynęło tak wiele krwi. Jak to się stało Jeżeli ktoś zaatakował ich w nocy to dlaczego nic nie słyszał? Nic nie wyczuł, a przecież, chyba ...powinien.
"To wygląda gorzej niż jest naprawę, to wygląda gorzej niż jest naprawdę, to wygląda gorzej niż.." Ktoś coś do niego powiedział, wrócił do rzeczywistości.
- Co?- Spytał odruchowo. Hokage zmierzyła go podejrzliwym wzrokiem, ale widząc, że nad sobą panuje powtórzyła.
- Mówiłam żebyś wziął Yoshino i poszedł do szpitala. Znajdź kogoś kompetentnego i przekaż mu, że kazałam zebrać ekipę z oddziału zatruć do operacji. -Drgnął na słowo "operacja".
- Dołączymy do was za chwilę, muszę wiedzieć czy można go bezpiecznie przenieść. - Widząc, że nie ruszył się z miejsca dodała:
- Idź już. - Nie zrobił nic. Nawet gdyby chciał odejść nie potrafiłby. Nie miał pojęcia gdzie znajdują się jego nogi. Mógł tylko stać i patrzeć.
- To jest rozkaz!- Nie drgnął. Spuściła wzrok i dodała ciszej:
- Nie każ mi tego powtarzać dwa razy.
Poczuł czyjąś dłoń na ramieniu, w polu jego widzenia pojawiła się blada twarz i ciemne oczy.
- Shikaku-san, Hokage wie co robi, zaufaj jej.- Słowa Saija sprawiły, że się otrząsnął. Skinął Piątej głową i wyszedł z pomieszczenia. Jego ruchy były sztywne, mechaniczne. Nie mógł wyrzucić z głowy obrazu, który widział przed chwilą. Wziął Yoshino na ręce i ruszył do drzwi frontowych. Przynajmniej miał coś do zrobienia.
Mniej więcej w połowie drogi do szpitala ocknęła się. Spojrzała na niego półprzytomnym wzrokiem.
- Wiesz, miałam okropny sen.- Przytulił ją mocniej do siebie. Chwilę jeszcze poleżała spokojnie, a potem otworzyła szeroko oczy. Zdała sobie sprawę, że nie jest w domu.
- Shikaku?- Patrzyła na niego z takim strachem i nadzieją, że naprawdę miał ochotę ją okłamać.
- To nie był sen, kochanie.- Dawno nie używał wobec niej czułych słówek. Dzisiejszy dzień stał jednak najwyraźniej pod znakiem niezwykłych zdarzeń. Po jej policzkach popłynęły łzy. Czując jak się trzęsie przyśpieszył kroku. Ledwo starczało mu sił by kontrolować samego siebie. Nie wiedział, czy zdoła ją pocieszać.
- Piąta mówiła, że nic mu nie będzie.- Powiedział starając się zachować normalny ton. Zerknęła na jego ściągniętą twarz i poczuła jak narasta w niej wściekłość na samą siebie. Nie pomagała w taki sposób. Zanim się obejrzał wyślizgnęła mu się z rąk i biegła o własnych siłach. Nie pytała gdzie idą.
Im bliżej byli szpitala tym sytuacja robiła się dziwniejsza. Mężczyzna zauważył jak dwóch ANBU prowadzi jakąś starszą kobietę w podomce. Inne pary zamaskowanych shinobi stały na dachach, plecami do siebie wyraźnie nad czymś skupione. Zmarszczył brwi, cokolwiek się działo było zakrojone na większą skalę niż przypuszczał. Nie chodziło tylko o jego rodzinę, to było coś większego.
Nie zauważył kiedy znaleźli się w recepcji. Rozejrzał się w poszukiwaniu kogoś, jak to nazwała Tsunade "kompetentnego".  Właśnie miał zapytać jednej z pielęgniarek, która wyglądała na ogarniętą, kiedy usłyszał znajomy głos. Odwrócił się w stronę młodego Inuzuki. Brunet machał do niego z końca sali. Zauważywszy, że Sakura stoi obok niego niemal natychmiast do nich podszedł. Yoshino podążyła za nim obejmując się ramionami. Miała szczęście, że jej piżama wyglądała jak luźny strój dzienny.
- Godaime kazała zebrać z oddziału zatruć, zespół do operacji.- Źle odczytał wyraz twarzy różowowłosej  jako niezrozumienie.
- Shikamaru jest cały we krwi. Nie wiem dlaczego i Piąta...
- Spokojnie. Wiem o co chodzi, zajmę się tym. - Dwuskrzydłowe drzwi otworzyły się po raz kolejny. Stanęła w nich Shizune. Haruno kazała jednemu z przechodzących obok lekarzy przyprowadzić ją. Zwróciła się do Kiby.
- Wiesz gdzie masz iść i co robić?- Potwierdził.
- Zaprowadź jeszcze Shizune.- Przeniosła uwagę na małżeństwo.
- A wy, chodźcie ze mną. - Prowadziła ich skomplikowanym labiryntem korytarzy i schodów po drodze wydając polecenia spotykanym ludziom. Zatrzymali się pod drzwiami z napisem "Sala zabiegowa". Gestem pokazała im, że mają usiąść na ustawionych wzdłuż ścian plastikowych krzesłach.
- Spróbuje wam wytłumaczyć jak najwięcej zanim zaczniemy operacje. Wczoraj Shikamaru miał oprowadzać Temari, ale się nie zjawiła więc...- Słuchali tego co mówiła z coraz większym zdziwieniem. Trudno było uwierzyć w coś takiego, ale ona nie wyglądała na taką która żartuje. Była śmiertelnie poważna. W sztucznym świetle szpitalnych lamp dało się dostrzec głębokie cienie pod jej oczami. Ludzie w kitlach wchodzili i wychodzili z sali w której miał być operowany ich syn.
Po kilu minutach zamilkła, a oni nie umieli wykrzesać z siebie dość energii by odpowiedzieć. Yoshino oparła się o męża i pozwoliła się objąć. Mężczyzna chował nos w jej włosach. Sakurze z niewyjaśnionych przyczyn zrobiło się smutno na ten widok.
Tę milcząca scenę przerwał głos Piątej i stukot kółek szpitalnego łóżka.
-Wszystko gotowe Sakura?- Młoda lekarka podniosła, opuszczoną dotąd głowę.
- Tak. Wszyscy czekają. - Płynnym ruchem wbiegła do sali, ciągnąc za sobą łóżko na którym leżał Nara. Tsunade zatrzymała się.
- Wszystko będzie dobrze.- Poprawiła lekarski fartuch narzucony na nieprzepuszczalny kombinezon.
- Obiecuję.
Drzwi sali operacyjnej się zamknęły się. Lampka umieszczona nad nimi zapaliła się czerwonym światłem. Nikt nie mógł wejść do środka bez pozwolenia. Shikaku posadził sobie żonę na kolanach i zamknął oczy. Usiłował nie myśleć o niczym poza zapachem jej włosów. Teraz nie mógł już nic zrobić. Mógł tylko czekać, aż światełko nad drzwiami zgaśnie.
***
Zastanawiał się jakim cudem Gaary to nie denerwuje. Takim stukaniem paznokciami o blat biurka jego brat doprowadzał go do szału.
- Mógłbyś przestać?- Palce na chwilę zamarły w powietrzu. A później znów uderzyły o drewno. I jeszcze raz i znowu. Najwyraźniej nie potrafił nad tym panować.
- Spóźnia się.- Ton czerwonowłosego był spokojny, ale zdradzały go ręce.
- Odkryłeś Konohe braciszku. Twoja dedukcja powala mnie na kolana.- Nic sobie nie robił ze spojrzenia, które w założeniu miało go zmrozić. Niezbyt możliwe kiedy jest 30 stopni. O siódmej rano.
Zamiast zamilknąć wywrócił oczami.
- A może po prostu mi powiesz i będziemy mieli to z głowy.
- Kankurou...- Westchnął kage.
- Powtarzanie wiadomości dwa razy jest bezsensowne.- Dopowiedział za niego lalkarz. -Wiem. Ale tracenie czasu też.
- Daj spokój. - Jinchuuriki nie miał dziś najlepszego humoru.
- Och. Czyżby ktoś wstał dziś z łóżka lewą nogą. A może znowu zarwałeś noc. Powinieneś bardziej o siebie dbać, braciszku.- Jego ton aż ociekał sarkazmem w dodatku wiedział, jak bardzo Kazekage nienawidzi kiedy przypominał mu, że jest starszy od niego. Gaara, jednak nie odezwał się słowem, tylko dalej wybijał na blacie jakąś sobie tylko znaną melodię. Mimo, że otworzyli wszystkie okna i drzwi w gabinecie dalej było duszno.
Co za okropny klimat.
Brunet odchylił się na krześle i zaczął przyglądać sufitowi. Miał zamiar policzyć ile jest na nim plam. Wszystko, żeby odwrócić swoją uwagę od denerwującego odgłosu. Przy 127 nie wytrzymał. Złapał dłonie brata i przycisnął je do biurka.
- Przestań to robić. Dobrze?- Upewniwszy się, że czerwonowłosy zrozumiał, puścił jego ręce. Mógł się nareszcie rozkoszować ciszą. Nie na długo. Tym razem dla odmiany kage stukał kłykciami, nie paznokciami.
- Miałeś w ogóle przestać.- Nic się nie stało. Lalkarz spróbował więc od innej strony.
- Nie tylko ja od razu zauważę, że jesteś podenerwowany. TO cię zdradza. Przestań.-  Kazekage spojrzał na niego spode łba, ale opuścił ręce na kolana. Upłynęło kilka minut. Gaara zaczął nerwowo potupywać stopą. Kankurou zadrżała powieka.
"On jest niemożliwy". 
Do pokoju wpadła mucha. Brązowowłosy zacisnął ręce na krawędzi siedzenia. "Czy ja za dużo wymagam? Chwili ciszy? " Usłyszał kroki na schodach. Do pomieszczenia wpadła zdyszana Matsuri.
- Siadaj.- Stalowy głos kage nawet jego brata przyprawił o dreszcze. Widząc, że dziewczyna zbiera się do tłumaczenia swojego spóźnienia Kankurou poderwał się z krzesła, złapał ją za ramiona i posadził.
- A...ale...- Przyłożył sobie palec do ust i spojrzał wymownie na brata. Zamilkła, skupiła się na zadaniu które miała otrzymać. Czerwonowłosy wodził spojrzeniem od jednego do drugiego. Wyciągnął z jednej z licznych szuflad dwa listy. Rozwinął je i przesunął w ich stronę.
- Oba dotarły w nocy. Są od Konohy.- W miarę jak czytali ich oczy stawały się większe.
- Jak to nie przyszła?- Gniew lalkarza był wyczuwalny z kilometra.- Co to ma niby znaczyć?
- Przeczytaj oba, a potem gadaj. Dobra?-  Brunet poderwał drugą kartkę ze stołu i przybliżył ją sobie do twarzy. Matsuri zerknęła na niego z wyrzutem. Wychyliła się próbując czytać mu przez ramię. Ledwo zaczęła kartka spadła na podłogę.
Kankurou siedział kompletnie oniemiały z wciąż uniesioną dłonią. Zdziwiona i zezłoszczona jego zachowaniem dziewczyna schyliła się pod biurko. Przeczytała list, wiadomość w nim zawarta była dość szokująca. Podała dokument Gaarze patrząc na niego współczująco. Trąciła lalkarza łokciem. Jego ręka opadła na kolano i zacisnęła się w pięść.
- Nie wiedzą jaki będzie wynik operacji. Jak to nie wiedzą? Jak można nie wiedzieć takich rzeczy?- Zdawał sobie sprawę z tego, że nie powinien się wyżywać na bracie, ale na kimś musiał. Z dwojga złego lepszy kage niż kobieta.
- Po prostu nie wiedzą Kankurou. To się medykom zdarza. Nam na misji też się zdarza.- Znali się z czerwonowłosym nie od dziś. Starszy chłopak wiedział, że mistrz piaskowych technik stwarza tylko pozory opanowania. Dlatego był taki uszczypliwy, robił to, żeby poradzić sobie z niepokojem.
Niepokojem i świadomością, że nie może pomóc, ani przekonać się o czymkolwiek na własne oczy, bo nie może ruszyć się z wioski. Lalkarz nienawidził, kiedy brat próbował udawać, że rodzina nic go nie obchodzi, że praktycznie nie ma uczuć. Bo to było tak jakby tego chciał. Jakby chciał nic wobec nich nie czuć.
- I co zamierzasz zrobić? Nasza siostra walczy o życie, a ty tylko siedzisz i jesteś taki cholernie spokojny? To jest wobec niej nie feir! - Zerwał się z krzesła. - Zasłużyła żebyśmy się o nią martwili.
- A kto przez ostatnie 20 minut powtarza żebym się uspokoił!- Kazekage puściły nerwy, tylko tego mu jeszcze brakowało, żeby jego siostra dała się zabić. Po prostu musiał udawać, że go to nie rusza. Gdyby się przyznał chociażby przed samym sobą nie byłby w stanie pracować. A musiał. Musiał pilnować, żeby jego mała, biedna w porównaniu z innymi Wioskami, Suna prosperował jak należy. To był jego honor i duma, nie zniósłby jego utraty.
- Skoro mówisz, że wiadomości przyszły w nocy, to dlaczego od razu kogoś nie posłałeś. Jak mogłeś tak długo czekać? - Od bruneta biła złość. Kage uderzył pięścią w ścianę.
- Może dla tego, że nie chciałem, żeby kolejny ninja wpadł w pułapkę w środku nocy. Sądzisz, że Temari to za mało? Ktoś inny też miał dać się otruć?- Spojrzenie jego oczu wbiło się w brata. Ten jednak nie zamierzał odpuścić.
- Nasza siostra jest warta każdego ryzyka. Rozumiemy się? Każdego!- Gaara już otworzył usta, żeby coś odwarknąć kiedy do rozmowy włączyła się Matsuri.
- Uspokójcie się, proszę.- Powiedziała cicho ze wzrokiem wbitym w kolana. Obydwoje spojrzeli na nią wybici z rytmu. Dziewczyna była stanowczo nie w ich typie. Przynajmniej w tym jednym bracia byli zgodni. Może to dlatego, że nauczyli się doceniać trudny charakter Temari. Lubili kiedy kobieta miała własne zdanie, własne pomysły. Kiedy potrafiła wyraźnie zaprotestować albo jasno wyrazić swoją akceptację. Takie zgodne, ciche panienki które wiecznie uważały, żeby nikogo nie urazić to nie dla nich.
Co nie znaczy, że nie lubili Matsuri po tak długiej znajomości mieli dla niej szacunek. Ale była tylko i wyłącznie przyjaciółką. Już mieli ją zignorować i wrócić do kłótni, kiedy postanowiła kontynuować.
- Wezwałeś nas przecież nie tylko po to, żebyśmy przeczytali listy. Wtedy mnie by tu nie było.- Zerknęła na Gaare z mieszaniną niepewności i błagania, żeby okazał się tym mądrzejszym i przeszedł w końcu do rzeczy. Zrozumiał, ochłonął. Zachowywał się jak głupi, miał dla nich misję. Opóźniając jej rozpoczęcie działał na własną niekorzyść. Opadł z powrotem na krzesło. Machnął ręką w stronę Kankurou.
- Siadaj. - Widząc, że brunet zamierza się spierać dodał.
- Myślisz, że po co was wezwałem? Jeżeli chcecie iść do Konohy to muszę wam wyjaśnić co i jak, żebyście nie zrobili czegoś głupiego. - Lalkarz  choć niechętnie musiał się zgodzić. Kage złączył palce obu dłoni, nabrał tego zwyczaju jakiś czas temu i tak mu zostało.
- Temari została zaatakowana i otruta, na szczęście Konoha ją znalazła, leczy ją. Wynik leczenia nie jest tak pewny, jak byśmy chcieli.- Wiedział, że niepotrzebnie podsumowuje fakty ale nie potrafił się powstrzymać.
- Rozważałem różne możliwości i doszedłem do wniosku, że Liść nie był w to zamieszany. Wierzę, że nie mieli o niczym pojęcia. Piąta nie jest takim shinobi. Aczkolwiek Temari nie jest ich kunoichi. Uważam, że gdyby ktoś schwytał jednego z nich i zaproponował wymianę za nią, nie wahaliby się ani chwili. Na miejscu Hokage sam bym się zgodził na taki układ. Nie narażałbym też swoich ludzi, żeby chronić obcego. Gdyby w jej obronie ktoś zginął, śmiem twierdzić, że mieliby pełne prawo ją wyrzucić, nieważne w jaki stanie. - Zamilkł zanim przeszedł do dalszej części swojego monologu, dał im czas na przyswojenie wiadomości.
- Wysyłam was tam jako jej osobistych strażników. Macie prawo pełnić taką rolę, kiedy ona jest ranna. Teoretycznie nie powinniście robić nic poza bronieniem jej przed wrogimi atakami, ale daje wam pozwolenie na wszystko co uznacie za konieczne. Od chodzenia do sklepu po wykłócanie się z Piątą. Wszystko co będzie miało na celu polepszyć jej stan. - Po prostu nie dopuszczał do siebie myśli, że operacja się nie powiodła. Nie kiedy wiedział, jakich medyków ma Konoha. Nie kiedy jego rodzina już i tak straciła tylu członków. Za bardzo kochał siostrę, żeby móc tak myśleć.
- Na czas tej misji Kankurou jest dowódcą. Wybacz, że nie daję ci pełnej czteroosobowej drużyny, ale potrzebujemy ludzi na miejscu. Poza tym lepiej nie drażnić Konohy zbyt dużą liczbą naszych shinobi. Wszystko pięknie ale nikt, nikomu nie pozwoli na przeniesienie znacznych sił do swojej bazy. Radzę wam wyruszyć w ciągu godziny. Bądźcie czujni, to wcale nie musiał być pojedynczy przypadek. Mogą polować na wszystkich pochodzących z Suny. Zatrzymajcie się przed zmierzchem, idźcie główną drogą. Wtedy nie odważą się zaatakować. Nie pozwolę sobie na wyłączenie z obiegu kogokolwiek więcej. Macie uważać.- Widząc, że bratu zbiera się na dłuższy wykład, a jednocześnie chcąc go trochę uspokoić lalkarz parsknął śmiechem.
- Poradzimy sobie. Znamy zasady BHP. Nie po to zostawałem shinobi, żeby dać się łatwo zabić. - Zaczynał mieć wyrzuty sumienia, że tak naskoczył na kage. Stłumił je, nawet czerwonowłosy powinien czasem dostać opieprz. Tak dla zdrowia, żeby mu nie przyszło do głowy, że jest absolutnie bezkarny. Gaara spojrzał na niego minimalnie rozbawiony. Skinął im głową.
- Idźcie, wypełnijcie swoją misje.
- Hai!- Matsuri i brunet powiedzieli to jednocześnie. Ich połączone głosy odbiły się od ścian. Wyszli z pomieszczenia zostawiając Kazekage samego ze swoimi myślami. Pół godziny później byli już w drodze do Wioski Liścia. Oboje byli gotowi chronić Temari nawet za cenę swojego życia. Młody Jinchuuriki wiedział o tym, to go uspokoiło, przestał się martwić tak mocno jak wcześniej.
Do czasu.
Kiedy przyleciał sokół był na zebraniu ze starszyzną i ważniejszymi jouninami. Mieli omawiać sprawę rosnących wydatków. Mieli, bo nie omówili.
Ledwo przeczytał wiadomość zapomniał o wszystkim. Zapomniał jak się nazywa, zapomniał kim jest, zapomniał o swoich ideałach i postanowieniach. Wiedział tylko jedno. Z jakiś powodów nie potrafił wątpić w treść tego listu. Nie umaił podważyć słów które zostały w nim zawarte. Wyszedł, nie, on wybiegł z siedziby Kazekage. Zostawiając zdziwionych ludzi i kartkę która postanowiła zniszczyć go, po raz kolejny. Roztrzaskać jego posklejane z trudem serce na kawałki.
Niedługo zostawił też za sobą zabudowania miasta. Biegł jeszcze dalej, aż nie przekonał się, że jest zupełnie sam, że nikomu nie zagraża. Wtedy puścił wszystkie hamulce. Pozwolił mieszkającemu w nim demonowi zawładnąć swoim ciałem. Pozwolił mu szaleć. Nic go to nie obchodziło. Jego siostra nie żyła. Zginęła podczas misji, na którą sam ja wysłał.  Przed oczami stanął mu tekst wiadomości. Serce mu się ścisnęło.
Dlaczego to tak cholernie boli?

"Nie dało jej się uratować. Nie przeżyła operacji. Zmarła na stole. Przepraszam.
Godaime Hokage"
No, dlaczego?
***
Dawno nie czuł się tak okropnie jak w tej chwili. Bolały go kości, mięśnie, głowa. Palił go żołądek. Ale z tego wszystkiego najbardziej martwiło go, że nic nie pamięta. Wiedział, że zasnął położył się do łóżka wykończony misją. I nic więcej. Żadnej walki, wybuchu, podejrzanych przedmiotów, czy ludzi. Nic. To go przerażało, dławiło od środka. Nikt nawet on nie miał szans zorientowania się w sytuacji, której nie pamiętał. Zamiast niej miał tylko pustkę. Bo przecież coś musiało się stać. Młodzi zdrowi ninja nie czują się źle bez wyraźnej przyczyny. Nie aż tak bardzo źle.
Słyszał w tle jakieś pikanie. Chciał sprawdzić co to, ale powieki okazały się zbyt ciężkie, żeby je unieść. Nie pozwolił sobie jednak na sen. Skoro był tak slaby, sen mógł go zniszczyć. Mógł się nigdy nie obudzić.
Pikanie się nasiliło. Czyjeś zimne palce dotknęły jego szyi, badając go za pomocą chakry. Nie spodziewał się tego, nie słyszał wcześniej tej osoby. Palce nacisnęły mocniej przysparzając mu więcej bólu. Jęknął choć nie sądził, że ma na to dość energii. To uświadomiło mu jak bardzo jest spragniony. Dotyk zniknął i nie wrócił. Miał ochotę zawołać za ta osobą, ale nie mógł. Chciał wiedzieć, że nie jest sam choćby miało mu to sprawić ból. Potrzebował tego.
Pikanie się nasiliło. Jego głowa przestała po prostu boleć, pulsowała teraz w rytm przenikliwego dźwięku. To chyba coś znaczyło, powinno dla niego coś znaczyć. Ale nie wiedział co. To uczucie pogorszyło jego, już i tak kiepski stan.
Pikanie się nasiliło. Poczuł coś kłującego po wewnętrznej stronie przedramienia. Powieki nagle przestały mu ciążyć. Otworzył oczy i natychmiast je zamknął. Jasność go oślepiała, wszechobecna biel wniknęła w jego umysł i drażniła wariujące zmysły. Miał wrażenie, że spada, potem, że wiruje, później, że wisi głową w dół. Błędnik mu wysiadał.
- Shi-ka-ma-ru! Słyszysz?- Głos odbijał się echem w jego czaszce, co w połączeniu z wyimaginowanymi zmianami pozycji dało irracjonalny lęk. To było gorsze niż jakakolwiek klaustrofobia, tyle, że właśnie tak się czuł. Jakby z każdej strony napierały na niego kamienne bloki. Coś dotknęło jego policzka, odruchowo uchylił powieki. Owo coś okazało się dłonią i nie pozwoliło mu ich zamknąć. Kiedy z bieli wyłoniły się zarysy kształtów pomyślał, że będzie lepiej.
Niestety. Pokój zawirował w niekontrolowany sposób. Wobec takich akrobacji jego żołądek nie mógł pozostać obojętny. Szarpnął nim odruch wymiotny bez pokrycia, bo wyglądało na to, że nie ma czym wymiotować.
- Sakura!
- Musimy przez to przejść.
Słowa docierały do niego, ale nie potrafił ich zrozumieć, były jak wypowiadane w obcym, nieznanym języku. Głosy przypominały mu o czymś, ale nie mógł ich dopasować do właścicieli. Następne kilka minut było czystą męczarnią. A potem zrozumiał.
- No dalej, Shika. Dasz radę. Do cholery! Musisz!- Sakura była zdesperowana, wściekła i zmęczona. Ale grunt w tym, że wiedział, że to ona, że pamiętał. Dopiero teraz zauważył, że świat przestał wirować w zawrotnym tempie, tylko pozostaje stale w jednej pozycji. Mdłości mijały, powoli ale zaczynał kontaktować. Wciąż nie mógł skupić na niczym wzroku z trudem zauważał i odróżniał od siebie postacie. Rozpoznawał za to głosy i słowa.
- To tyle?- Jego ojciec.
- Tak, poczekajcie chwilę, zaraz dojdzie do siebie. - Piąta.
Zamrugał, żeby widzieć wyraźniej, nie pomogło. Osiągnął tyle, że oczy zaczęły mu łzawić. Chciał zapytać co się stało, dlaczego oni wszyscy tu są, co to za miejsce i co na Boga tak pika. Utworzył usta, problem w tym, że nie potrafił wydobyć z nich dźwięku.
- Jesteś pewna?
- Tak, Shikaku jestem pewna. Sakura, daj mu wody.- Ktoś uniósł jego głowę i wlał do ust odrobinę płynu. Przełknął z trudem, ale od razu poczuł się lepiej. W obrębie jego pola widzenia pojawiła się różowa plama. Po kilku kolejnych łykach mógł ją zidentyfikować jako Haruno Sakurę. Uśmiechnął się mimo woli i bolącego ciała.
- Okropnie wyglądasz. - Dziewczyna miała worki pod oczami, rozmazany tusz do rzęs i włosy w nieładzie, była wycieńczona. Ale chyba nie powinien był jej tego mówić.
- Jak ja lubię pacjentów po narkozie. - Wysyczała sarkastycznie.- Są w tedy tacy milutcy.- Usłyszał w tle trochę histeryczny śmiech swojej matki. Yoshino przysiadła na łóżku obok niego, po jej policzkach płynęły łzy, wzięła go za rękę.
- Nie waż się mnie tak straszyć. Nigdy więcej tak nie rób. Rozumiesz - Kołysała się delikatnie w przód i w tył. Przeniósł spojrzenie na Tsunade gotów błagać ją o wyjaśnienia. Potrzebował wiedzieć co się stało. Natychmiast. Zdziwiło go, że Hokage siedzi na krześle, zamiast stać. W dodatku była podpięta do kroplówki powieszonej na przenośnym stojaku. Płyn wypełniający plastikową torebkę miał zieloną barwę. Przynajmniej jednego się dowiedział. Szpital, musieli być w szpitalu.
- Co się s..s..stało?- Jąkał się bo zęby mu szczękały. Prawdopodobnie miał gorączkę. Kage westchnęła przeciągle. Uciekła spojrzeniem od jego oczu.
- Piąta, proszę c..c..c..cię mów.
- Miałeś napad lękowy, któremu towarzyszył wzmożony ból, to normalny objaw po tym rodzaju trucizny. Trzeba się było spodziewać, że go dostaniesz podczas wybudzania się. Nie myślałam jednak, że wybudzisz się tak wcześnie. Minęło ledwo kilka godzin od operacji.- Trucizna, operacja, napad lękowy? Albo źle słyszał, albo usiłowała go zarzucić faktami, żeby się zamknął. Chyba, że kłamała, ale w to jakoś nie wierzył.
- A mogłabyś od początku? - Nawet dreszcze powoli ustawały. Spróbował się podciągnąć do pozycji siedzącej.
- Ejejej, nie tak szybko.- Sakura złapała go za jedno ramię i unieruchomiła. Kiedy spojrzał na nią z wyrzutem uniosła brwi.
- Nie będę ci przywracać przytomności po raz drugi, musi się ktoś wreszcie nauczyć szacunku do mojej pracy. Poza tym powyrywałbyś wenflony. - Nad jej głową zauważył taką samą kroplówkę, jaką miała Piąta. Tylko, że jego była większa. Po chwili zrozumiał też co wydaje nieprzyjemne pikanie, które tak mu przeszkadzało. Maszyna której nazwy nie znał i nie chciał znać, oznaczała takim dźwiękiem każde uderzenie jego serca.
- Co się dzieje?- Postarał się brzmieć stanowczo. Blondynka wyprostowała się na krześle, zezłoszczona jego dociekliwością. Jej odpowiedź w niczym mu nie pomogła.
- Jeszcze raz zada mi ktoś, dzisiaj to pytanie, a nie ręczę za siebie.- Jej ton był lodowaty. Shikamaru miał wrażenie, że coś jest bardzo nie tak. Bardzo.
- Zostałeś otruty. Podobnie jak 27 innych. - Jego ojciec opierał się o ścianę po drugiej stronie pokoju i przemawiał do podłogi. Chłopakowi opadła szczeka, nie wiedział co o tym myśleć.
"27. Jak to?"
 Odruchowo rozejrzał się po sali, oprócz niego leżały tu jeszcze dwie osoby. Jedną rozpoznał od razu. Temari była podpięta pod liczną aparaturę, a pikająca maszyna obok niej wydawała dźwięki o wiele rzadziej niż ta jego.
Drugą było jakieś dziecko, którego rodzice siedzieli po obu stronach łóżka. Oddech mu przyspieszył kiedy zrozumiał, że jest to dziewczynka na którą wpadł podczas ratowania No Sabaku.
"Co ona tu robi?".
- Krew Temari.- W ustach Sakury to zabrzmiało jak hasło które powinien rozumieć.
- Co " krew Temari"? - Różowowłosa była jego jedyną szansą bo nikt inny najwyraźniej nie zamierzał udzielić mu wyjaśnień.
- Krew Temari była trucizną, która przeniknęła przez skórę do twojej krwi i mięśni. Zaczęła atakować układ nerwowy. Twoje własne ciało pokryło się krwią, także będącą trucizną. Ktokolwiek by cię dotknął zostałby zatruty. Mamy szczęście, że zorientowaliśmy się w sytuacji i Tsunade zdążyła cię zabrać do szpitala.- Spojrzała mu prosto w oczy.
- Inaczej byś umarł.- Coś mu się nie zgadzało. Skoro umarł by tak szybko, to jak Temari zdołała przetrwać tak długo? Co z pozostałymi 27 ludźmi? Co robiło tu to dziecko? Te pytania miał wymalowane na twarzy tak wyraźnie, że Sakura mało się nie roześmiała.
- Wszyscy których potrąciłeś po drodze jak niosłeś No Sabaku, zostali zatruci. Nie ma ich tu bo u nich trucizna nie zdążyła wyrządzić tylu szkód. Nie zaczęli krwawić bo byli krócej niż ty wystawieni na jej działanie.- Podążyła za jego spojrzeniem do dziewczynki, która wydawała się wyjątkowo mała na tle bieli łóżka.
- Na nią wystarczyła malutka dawka. Która zadziałała o wiele szybciej niż u dorosłego. - Powiedziała smutno. Miał wrażenie, że uderzyła go w twarz. Bo to była przecież jego wina.
- A,a...a.- Odchrząknął, żeby doprowadzić się  do porządku.
- Dlaczego Temari przeżyła? Skoro miałem umrzeć prawie równo z tym jak zacząłem krwawić to dlaczego ona przetrwała tak długo?- Tym razem odpowiedziała mu kage.
- Bo podano jej antidotum. W dawce za małej by zniwelować działanie trucizny, ale wystarczająco dużej, by zdołała przeżyć 2-3 doby. - Głos miała bezbarwny.
- Jak to antidotum? Przecież ona nie jest medycznym ninja. - Nie rozumiał, nie chciał.
- Przez ranę na jej stopie wprowadzono odtrutkę, nie truciznę. Nie wiem jak ją otruli, ale nie w ten sposób który przyjęliśmy za oczywisty.- Zapadło niezręczne milczenie, którego nikt nie chciał przerwać.
- Czy Suna mogła to zorganizować?- Słowa Shikamaru zabrzmiały głucho.
- Nie bezpośrednio, ale nie mamy pewności, czy o tym nie wiedzieli.- Mówiąc to, Shikaku dla odmiany obserwował sufit.
- Ona o niczym nie wiedziała, nikt nie zdołałby tak grać.- Chłopak tego jednego był teraz pewny. Ona nie udawała. Temari nie miała o niczym pojęcia.
Piąta westchnęła głęboko.
- Nie możemy tego nijak potwierdzić.- Złapała się stojaka i podniosła. Młody Nara dopiero teraz zrozumiał, że ona też należała do grupy 27 otrutych.
- Wybaczcie ale przez to całe dzisiejsze zamieszanie zaniedbałam moje obowiązki. Muszę iść. Wy też powinniście.- Spojrzała surowo na jego rodziców.
- Nasz pacjent nie może się przemęczać i tak wybudził się w rekordowym tempie.- Yoshino pożegnała się z synem i wyciągnęła Shikaku z sali. Tsunade zerknęła na Sakurę.
- Idź do domu, musisz się przespać.- Dziewczyna usiłowała protestować.
- On ma rację. Wyglądasz okropnie. Połóż się spać. - Godaime władczym gestem rozkazała jej wyjść. Sakura odwróciła się na pięcie, opuściła pomieszczenie.
Został sam z Hokage jeżeli nie liczyć jego dwóch nieprzytomnych towarzyszek i roztrzęsionych rodziców dziewczynki.
- Tobie też to radzę Nara. Śpij. Nie myśl. To ci może teraz tylko zaszkodzić.- Wszyła nie oglądając się na niego. Wiedział, że ma rację, ale nie potrafił się powstrzymać. Popołudniowe światło wpadające do sali i ciche rozmowy prowadzone na drugim końcu sali sprawiały, że nie mógł zasnąć. Starał się, ale nie mógł. 
Pozwolił myślom swobodnie błądzić i dopiero wtedy, kiedy zmęczyło go wymyślanie kolejnego scenariusza wydarzeń zaczął odpływać. Był już na granicy snu, kiedy został gwałtownie rozbudzony. Po sali niósł się donośny, przenikliwy dźwięk przywodzący na myśl ciągniecie paznokciami po tablicy. Wydawała go jedna z maszyn. Wiedział co znaczy ten odgłos. Serce jednej z osób obecnych w pomieszczeniu stanęło i nie było to bynajmniej jego serce. Rozglądał się w panice usiłując zorientować się, która z osób leżących z nim na sali czuje się gorzej. W chwili w której do jego uszu dotarł przeraźliwy krzyk, wiedział.

 Jestem okropna.
:-)

3. Trucizna

"Za zielono tu" odwróciła głowę i wtuliła ją w ramię. Jaskrawy kolor raził jej oczy. Chyba ostatni zmysł który nie szwankował. Po trzykroć błogosławiła kursy medyczne na które poszła. A tak jej się jej nie chciało, ale Gaara jej kazał. Kochany, troskliwy braciszek. Gdyby nie nabyte umiejętności, nie podniosłaby się już po pierwszym upadku.
Teraz była w lesie, dosłownie i w przenośni. Nie potrafił wyznaczyć kierunku, nie potrafiła zrozumieć mapy, nie widziała słońca. Zostało jej tylko iść na przód i liczyć na to, że chakra dzięki której kontrolowała ból i zachowywała jako, taką jasność umysłu nie wyczerpie się zanim ktoś jej nie znajdzie.
Coraz bardziej malały na to szanse. Ręka którą zaciskała na gałęzi jakiegoś młodego drzewka drżała jak opętana. Mogła nie czuć bólu, ale widać było, że trucizna przejmuje kontrolę nad jej ciałem.
Skupiła się na dojściu do pnia który wyznaczyła sobie na następny przystanek. Znajdował się trzy metry dalej istniało więc spore prawdopodobieństwo, że się po drodze przewróci. Odetchnęła głęboko nim zrobiła pierwszy krok. Chwiejąc się i potykając przeszła ten niewielki kawałek. Przywarła do wilgotnego drzewa oddychając głośno. Wystarczyło tak niewiele by jej organizm się zmęczył, a jeszcze dwa dni temu mogła biec długie godziny.  Nogi nie chciały utrzymywać ciężaru ciała, czuła jak się rozjeżdżają. Zacisnęła ramiona wokół pnia nie chcąc upaść. Po raz kolejny miała wrażenie, że jeżeli znajdzie się na ziemi to już więcej się nie podniesie. Docisnęła policzek do szorstkiej kory, kiedy zaczęły nią targać dreszcze, zagryzła wargi. Powoli osunęła się na kolana wciąż oplatając ramionami drzewo. Chciała się poddać. Walczyła ze sobą wystarczająco długo. Podnosiła się wystarczająco dużo razy. Jej to wystarczało, podjęła przegraną walkę i według oczekiwań poległa. Nie mogła mieć do siebie pretensji, nikt nie mógł.
- Nie, nie, nie.- Wbiła sobie paznokcie w pokiereszowaną dłoń.- NIE! Nie wolno ci tak myśleć. Nie zrobisz tego! - Ostatnie zdanie było niemal szlochem. Każdy głębszy oddech rozdzierał jej płuca. Zmusiła się do wciągania powietrza najdłużej jak umiała i powolnego wypuszczenia go.
Kończyła jej się chakra, czerpała ze swoich najgłębszych rezerw. Dalsza droga w niczym nie pomoże, mogła tylko zadbać by ktoś ją znalazł. Skupiła niemal wszystkie siły na zachowaniu trzeźwego umysłu, pozwalając bólowi rozpanoszyć się w jej ciele. Już nie hamowała działań trucizny w swoich żyłach.
Serce którego akcję, jak dotąd spowalniała nie chcąc by szybkie krążenie krwi ułatwiło działanie wrogiej substancji ruszyło z kopyta, a każde jego uderzenie odbijało się echem w jej głowie. Bardzo powoli usiadła i oparła się plecami o pień.
Podniosła ręce do oczu, całe były pokryte krwią, ogólnie cała była we krwi. Już kilka godzin temu zauważyła, że to co z początku wzięła za omamy nie do końca nimi było. Skóra jej nie odpadła, stała się tylko okropnie wrażliwa i z nieznanych dla niej powodów pokryła się krwią. Wyglądało na to, że ciecz wypływała razem z potem. Nie były to jakieś wielkie ilości, nie na tyle, żeby się wykrwawiła, ale wystarczało by jej tors i ramiona były pokryte zakrzepłą, gdzieniegdzie jeszcze wilgotną krwią.
Musiała wyglądać jak upiór.
Cała ta sytuacja była dziwna. Trucizna działała za wolno, gdyby chcieli skłócić Liść z Piaskiem nie pozwoliliby, żeby miała szansę się uratować. Nie rozpoznała składu substancji z senbon ale to jej nie dziwiło. Poszła tylko na rozszerzony kurs dla ninja, a nie na pełne szkolenie medyczne. Trzęsącymi się dłońmi wyciągnęła z torby zwój, rozwinęła go i ułożyła sobie na udach. Wykonała pieczęcie. Chociaż nie musiała gryźć się w palec by technika zadziałała.
-Kuchiyose no jutsu!- Kiedy uderzyła dłonią o papier poczuła gwałtowny odpływ sił, oczy zaczęły jej się zamykać. Chwilę później, wyczuła na twarzy mokry język, drobne pazurki delikatnie wbiły jej się w ramie. Ocknęła się i zobaczyła tuż przed sobą zmartwiony pyszczek Kamatari.
- Dziękuję. - Wychrypiała, a zwierze skinęło jej łebkiem.- Znajdź ludzi, muszą mi pomóc.- Łasica się nie ruszyła, nie chciała zostawić swojej pani samej. Dotknęła warg dziewczyny mokrym nosem.
-Nie mam wody. Nie mogę się napić.- Na tę wieść zwierze wtuliło się w nią mocno, dając tym samym do zrozumienia, że zostaje.
Temari traciła przytomność, nie miała czasu na kłótnie z łasicą. Ostatkiem sił zepchnęła z siebie Kamatari.
- Tu się mi nie przydasz. - Piskliwe protesty zlewały się w jej głowie.- Znajdź ludzi.- Jej głos słabł.
-Sio! - Z trudem zdobyła się na stanowczy ton. Zwierze zawarczało, ale odwróciło się płynnie i pomknęło między drzewa.
Blondynka śledziła wzrokiem oddalający się długi ogon. Musiała walczyć z opadającymi powiekami bo wiedziała, że zamkniecie ich nie przyniesie niczego dobrego. Znów targnęły nią dreszcze a świat wokół zawirował. Las okalający Konochę wydawał się w tym momencie jej wrogiem. Cienie wokół tańczyły i igrały z jej ogarniętym gorączką umysłem.  Bała się wszystkich odgłosów których nie znała. Wszystkie zapachy były obce. Jej biały strój dobrze widoczny na tle zieleni. Nie potrafiła się uspokoić, jej oddech przyspieszył wywołując fale bólu. Coś ścisnęło jej żołądek.
Znała to uczucie, należało do kategorii tych nad którymi nauczyła się panować. Ale tym razem było inne. Podobne do tego które odczuwała gdy była jeszcze małym dzieckiem. Takie samo jak to które za wszelką cenę starała się ukryć, kiedy zostawała sama w pokoju z nim.
Panika. Zwierzęca panika. Urywki wspomnień powróciły.
Gdzieś w pobliżu ptak poderwał się do lotu. Szum jego skrzydeł ostatecznie zniszczył względne opanowanie które zachowywała do tej pory. Zwinęła się w kłębek, choć każdy najdrobniejszy ruch powodował protesty zatrutych mięśni. Wsadziła głowę między kolana. Drżała teraz nie od trucizny tylko z przerażenia. Odgłos własnego oddechu odbijający się od podłoża wydawał jej się czymś złym, zagrażającym bezpieczeństwu. Ale każda próba okiełznania go przynosiła odwrotny skutek. Nawet nie zauważyła kiedy po twarzy pociekły jej łzy strachu. Zacisnęła dłonie na włosach, chcąc utrzymać swoje uczucia w szczelnej klatce do której wrzucała je w takich momentach.
Zawsze działało, zadziała i teraz. Powoli spychała strach w głąb siebie. Choć chwiejne, wróciło opanowanie i...Pękła gałązka, a jej wewnętrzna klatka rozpadła się na milion kawałków. Wszystkie mięśnie napięły się sprawiając jej taki ból, że nigdy nie sądziła, że coś takiego można przeżyć.
- Zabierzcie mnie stąd!!!- Zdarła sobie gardło od krzyku, ale las był głuchy na jej szlochy.
***
Shikamaru zwinie przeskakiwał między gałęziami, rozglądając się dokładnie. Nie mógł uwierzyć w to co robił. Oto on leniwy członek klanu Nara nadstawia karku szukając dziewczyny którą miał oprowadzić po Wiosce.
Szukając obcego shinobi w dodatku nie byle jakiej rangi i umiejętności tylko dlatego, że ten spóźnił się na umówione spotkanie. "Dostaje jakieś fobii, doprawdy."  Choć usiłował sobie wytłumaczyć, że spóźnienia się zdarzają, to nie potrafił się opanować. Miał okropnie złe przeczucia, a jak wiadomo ninja nie może lekceważyć swoich przeczuć. Tak więc, kiedy tylko minęło 60 minut od umówionej godziny, wymaszerował za bramę Konohy.
Kotetsu go nie powstrzymywał, sam wyglądał na zaniepokojonego. Obiecał przekazać wieści Piątej i przysłać wsparcie, jeżeli nie wróci w ciągu godziny razem z Temari.
Shikamaru łaził po tym lesie od dobrych 3 godzin i jak na razie otrzymał tylko sokoła z wiadomością, że nikogo do pomocy nie dostanie bo wszyscy są zajęci. Jednak oprócz tego co pół godziny przylatywał gołąb od Tsunade z listem mówiącym że wysłanniczka Suny nie dotarła i pytaniem czy już ją znalazł. To go utwierdzało w przekonaniu, że dobrze robi szukając jej. Najpierw sprawdził główną drogę ale jak się spodziewał nie było jej tam. Musiała skrócić sobie trasę biegnąc przez las, w końcu się spieszyła. Utrudniła mu tym zadanie. Zaczął przeszukiwać zieloną gęstwinę metodycznie. Chodził w poprzek pasa o szerokości ok. 5 kilometrów z każdym kolejnym nawrotem oddalając się od Konochy a zbliżając do Suny. Mniej więcej z tego kierunku musiała nadejść Temari oczywiście o ile nie zboczyła z trasy.
Obecnie w linii prostej miał jakieś pół godziny do Wioski Liścia, ale martwiło go to poważnie bo oznaczało, że blondynka ma już ok. 4 i pół godziny spóźnienia. Znając ją prędzej dałaby sobie obciąć palec niż kazała na siebie czekać bez powodu.
Jeżeli nie było jej tak długo to coś się musiało stać. Shikamaru przystanął na jednym z większych konarów i zeskoczył na ziemię.
 -Czas zmienić taktykę. - Złożył dłonie w charakterystyczny znak, a jego cień pomknął w głąb lasu prosto do siedliska pewnych stworzeń. Tak było łatwiej, na przywołanie straciłby za dużo chakry. Nie musiał długo czekać by 12 jeleni przybiegło do niego i wlepiło swoje ciekawskie spojrzenia w jego twarz. Skupił się na stworzeniu z cieni podobizny Temari i pokazaniu jej zwierzętom.
- Szukajcie jej. - Zerknęły na niego przelotnie i zniknęły. Był pewien, że poradzą sobie szybciej niż on. Przysiadł na ziemi i przygotował się do wykonania techniki. Powstrzymał go jednak skrzek ptaka szybującego w jego stronę. Wysunął usłużnie rękę pozwalając gołębiowi wylądować na swoim przedramieniu. Odwiązał od jego nóżki krótki list.
Nie ma jej. Znalazłeś już ją? Pośpiesz się. 
Tsunade
Za każdym razem wiadomość od Piątej była krótsza i bardziej nerwowa ale pierwszy raz go popędzała. Coś było mocno nie w porządku. To coś było związane z tajemniczą sprawą ANBU i z jakiś powodów nikt nie chciał mu o tym nic powiedzieć. Nikomu nie chcieli o tym powiedzieć. To już przestało być ciekawe, a stało się niepokojące niepokojące.
Znajdował się sam pół godziny drogi od jakiejkolwiek pomocy i nie wiedział nic o ewentualnym wrogu. Nie miał nawet broni poza dwoma marnymi kunaiami. "W co ja się wpakowałem? E ty, mózg gdzie byłeś jak wyłaziłem z wioski nieuzbrojony?"  Teraz jego podświadomość nie była już taka skłonna do rozmów. Tylko ból głowy się wzmógł przypominając mu o wczorajszej nocy. Poruszył się niespokojnie. Nie miał zamiaru teraz zawracać.
Po części dlatego, że wierzył w osąd Piątej i w to, że nie zostawiłaby go samego gdyby groziło mu poważne niebezpieczeństwo. Po części nie pozwalała na to jego duma. Musiał mieć jednak pewność, że Tsunade zdaje sobie sprawę z sytuacji. Wyciągnął z  kieszeni długopis, który zawsze nosił przy sobie. "Ninja który zamiast broni zawsze nosi długopis. Brawa dla mnie. Chociaż ... długopisem też mogę wydłubać oko. "  Pokręcił głową, był dzisiaj absolutnie nie skupiony, a nie był to najlepszy stan, jak na te chwilę. Przekręcił list od Godaime na druga stronę gdzie kartka była czysta.
Nie znalazłem ani Temari, ani żadnego śladu po niej, ale zorganizowałem sobie pomoc          ( jelenie) więc teraz powinniśmy dowiedzieć się gdzie jest. Rozumiem, że nie mamy ludzi i nie będę kwestionował twoich decyzji w sprawie wsparcia, ale proszę przyślij mi broń. Jestem idiotą, że jej nie zabrałem, wiem o tym.
 Przeniósł ciężar ciała na pięty, była jeszcze jedna rzecz, która nie dawała mu spokoju.
Może na to za wcześnie, ale wyślij list do Gaary, jeżeli tej blondynie coś się stało będziemy pierwszymi oskarżonymi, lepiej żeby nie myślał, że chcieliśmy coś ukryć.                                   
Shikamaru Nara 
Wsunął list z powrotem do pojemniczka na nóżce ptaka i naskrobał na wieczku jedynkę, żeby wiadomość trafiła prosto do Hokage. Takie obowiązywało oznaczenie on też miał swój numer. Nie spoglądał za odlatującym stworzeniem od razu wrócił do zadania. Usiadł na ziemi po turecku i złożył ręce w odpowiedni symbol. Wokół niego zakłębiły się cienie, przez chwilę trwały w idealnym kole, a później ruszyły do przodu. Tutaj w lesie jego technika miała wręcz nieograniczony zasięg. Każdy krzew i każde drzewo rzucały cień mogący przedłużyć jego własny. Stopniowo sprawdzał w taki sposób coraz większą powierzchnię, czekając na to charakterystyczne uczucie mówiące mu, że jego Jutsu pochwyciło człowieka. Wtedy będzie wiedział jakie ilości chakry posiada ów człowiek, co pozwoli mu określić, czy złapał cywila, czy ninja. Za każdym razem chakra innych shinobi opierała mu się w większym lub mniejszym stopniu i dla każdego była to cecha zupełnie indywidualna oraz niezmienna. Jak odciski palców. Może i uwięził Temari w swojej technice niewiele razy ale pamiętał to dokładnie, był pewny, że ją rozpozna.
Chyba.
Skupił się na swoim zadaniu, oderwał całkowicie od rzeczywistości, zatracając się w świecie cieni i plam światła. Wiedział, że to niebezpieczne. Dlatego też jeden z jego rogatych przyjaciół stał na warcie pilnując swojego częściowo nieobecnego pana.
***
Przyłożyła dłoń do dużego okna swojego gabinetu i obserwowała niebo. Zanosiło się na deszcz, ale potrwa jeszcze z dwie godziny zanim lunie. Ci których przydzieliła do pilnowania ulic nie będą zachwyceni. Ktoś zapukał do drzwi. Jedno niepewne stuknięcie i otworzył je bez pytania.
- Masz kogoś Shizune?- Zapytała dość cicho jak na swoje możliwości.
- Nie Tsunade-sama zostali tylko genini i ci z wyszkoleniem medycznym.- Powiedziała jej asystentka. Mogła się tego spodziewać, większość jej ludzi była na misjiach już kiedy dowiedziała się o tych pogłoskach, a wczoraj i dzisiaj rano sama rozdzieliła zadania pozostałym. "Shikamaru, do cholery, co cię napadło?" 
- Wrócił gołąb?
-Tak. -Odwróciła głowę, żeby spojrzeć na młodszą kobietę, a ta podała jej kartkę. Shizune była potargana i wyglądała na zmęczoną, od rana nieźle się nabiegała. Piąta wiedziała, że to z jej winy.
- Usiądź, wyglądasz jakbyś przebiegła maraton. - Podbródkiem wskazała swoje krzesło. Jej uczennica choć zaskoczona posłuchała.  Znów zwrócona twarzą w stronę okna Godaime odczytała wiadomość. Jej dłoń zacisnęła się na papierze gniotąc go kiedy doszła do końca karteczki.
- Nie znalazł jej? - Bardziej stwierdziła niż zapytała jej była uczennica.
-Nie.- Ton głosu miała tak bezbarwny, że nawet ona wyczuwała jego sztuczność.
-I ? Wraca? -  Tsunade znała brunetkę na tyle dobrze, że nie musiała się odwracać żeby wiedzieć, jak teraz wygląda. Uniesione brwi, zmartwione spojrzenie, ręce założone na piersi. Obie liczyły, że Shikamaru uzna to co robi za zbyt niebezpieczne i po prostu wróci.
- Nie. Napisał, że nie będzie podważał moich decyzji. Wygląda na to, że mi ufa. - Na jej wargach zagościł niewesoły uśmiech, byłoby dla niego lepiej gdyby tym razem to sobie odpuścił.
- Myślisz, że się domyślił?- W głosie Shizune pobrzmiewało zmartwienie.
- To Nara. Domyślił się wczoraj, kiedy Jiraja nie powiedział mu co się działo u ANBU. - Przestała obserwować niebo i przeniosła spojrzenie na wysokość dachów domu. W równych odstępach, mimo upału ubrani w jasne płaszcze, stali na nich ninja. Wydawali się nie poruszać ale wiedziała, że uważnie przyglądają się otoczeniu, wypatrując czegokolwiek co wydałoby im się podejrzane. Jasno dała im do zrozumienia, że to ważne.                            - Musiał wyczuć, że szykuje się coś większego skoro oni to zauważyli.- Westchnęła głęboko, wskazując za okno. Jakaś kunoichi zeskoczyła na ulicę. Ciekawe co się stało?
-Wiesz co Shizune. Nienawidzę im tego robić.- Spojrzenie młodszej kobiety wbiło się w jej plecy. Odpowiedziała na nieme pytanie.
-Nienawidzę znosić tego ich spojrzenia kiedy się orientują, że ich misja to tylko część większego planu, ale nie pytają jakiego. Nienawidzę kiedy zanim przyjmą zadanie czekają chwilę, żeby się przekonać, czy nie powiem im czegoś więcej. Powinnam im przecież wytłumaczyć dlaczego narażają życie.-  Zaciśnięta w pięść dłoń zadrżała, pokazując złość Hokage. Usłyszała jak brunetka kręci się na krześle.
- A może... Napisz mu, żeby wrócił. - Jej ton był niemal błagalny.
- Nie mogę Shizune, już to przerobiłyśmy. Ktoś musi znaleźć No Sabaku - Nie ruszyła się, usiłowała zahamować swój charakter. Asystentka wzięła głęboki wdech.
- W takim razie pozwól mi po niego iść.
-Nie.
- Poradzę sobie, wezmę Sakurę i Ino. Jesteśmy jouninkami...- Impet z jakim pięść Piątej uderzyła w blat biurka przerwał jej wypowiedź.
-A ja Hokage! Ten dzieciak jest też moim przyjacielem Shizune! Ale nie jest jedyny, do cholery. Rozumiesz! Wszyscy shinobi w tym pieprzonym mieście są moją rodziną. I nie wypuszczę za jego bramy żadnego medyka. Choćby nie wiem, jak dobrym był shinobi. - oddychała ciężko przez usta.
- Tsunade to..
- Jeśli jeszcze raz zaproponujesz coś takiego... - Zamknęła oczy i pokręciła głową - Jeśli to czego się dowiedzieliśmy jest prawdą, to ledwo wyściubiłabyś koniec nosa za mury, byłabyś martwa. Wiesz przecież. - Patrzyły sobie przez chwilę w oczy, skinęły głowami na znak przeprosin i wzajemnego wybaczenia. Zegarek na biurku zabrzęczał przypominając kage o następnym spotkaniu. Shizune wstała z krzesła wzięła jakiś plik papierów i skierowała się do drzwi. Zatrzymał ją głos blondynki.
- Zrób coś dla mnie Shi. Weź największe ptaszydło jakie uda ci się u nas znaleźć, zapakuj tyle broni ile tylko zdoła unieść i wyślij do tego leniwego pacana. -  Kartki mało nie spadły na podłogę kiedy brunetka w pełni zrozumiała co znaczy polecenie.
- On nie wziął broni?
- Nie wziął. - Godaime usłyszała trzaśnięcie drzwi, gdy kobieta popędziła do ptaszarni.
***
- Zostaw mnie, zwierzaku. - Shikamaru od pięciu minut usiłował unikać drobnych ząbków z dość marnym skutkiem.
Jego technika została przerwana kiedy ta wstrętna, mała, włochata kulka futra i kłów ugryzła go w ramię. Miał nadzieje, że nie ma wścieklizny. Mały potworek zawarczał wrogo i zacisnął szczęki mocniej, kiedy Nara złapał go za ogon. Szarpiąc się ze zwierzęciem, chłopak spojrzał na jelenia, który jakby nigdy nic stał obok i nie przejmował się swoim panem. "Nie dość, że zignorował polecenie to jeszcze zostawiał mnie na pastwę tej łasicy. Będziemy się musieli za was z ojcem wzią... ŁASICY? "  Stworzenie przyczepione do jego ramienia rzeczywiście było łasicą, ale z natury łasice raczej nie noszą opasek na oko.
O ile mógł polegać na własnej pamięci to widział w życiu tylko jeden taki przypadek. Był wtedy ledwo żywy z baraku chakry, ale widział na własne oczy jak pewna blondynka przywołała je do walki.
Szczęśliwie to właśnie tej upierdliwej baby szukał.
Przestał brutalnie szarpać zwierzę i opuścił ręce wzdłuż ciała. Bystre ciemne oczko śledziło każdy jego ruch,  stworzonko rozluźniło nieco szczęki czując się bezpieczniej. "Jak ja mam do niego gadać kiedy nie wiem jak się nazywa? Temari doprawdy coś ty narobiła, że musiałaś wysłać tego potworka z dala od siebie. Czyżby ktoś cię więził? " Była jego koleżanką po fachu i sprzymierzeńcem, wolałby żeby nie pakowała się w kłopoty.
Uważnym spojrzeniem obrzucił kulkę futra której zęby dalej tkwiły w jego ramieniu.
- Możesz puścić, załapałem przekaz. - Łasica ani myślała go posłuchać. W odpowiedzi tylko podwinęła wargi do góry.
- Twoją panią jest Temari, prawda?- Zwierze nagle złagodniało, ale jeszcze nie puściło.
- Temari z Wioski Piasku. Z Suny. Szukam jej. - Kamatari opadła na ziemię obok niego. Spojrzała mu prosto w oczy i skinęła łebkiem na znak, że rozumie. Tymczasem on usiłował obejrzeć ranę, którą mu zostawiła. Nie było źle. Ale i tak przydał by się bandaż albo gaza, żeby ugryzienie nie zaczęło mocno krwawic podczas ruchu. Już złapał za dół koszulki w celu oddarcia od niej paska materiału i zrobienia prowizorycznego opatrunku, kiedy zorientował się, że łasica ruszyła naprzód. Biegła miedzy drzewami i najwyraźniej nie zamierzała na niego czekać. Zerwał się, by ją dogonić.
- Zaraz pójdziemy jej szukać. Poczekaj chwilę.  Nie pali się. - W odpowiedzi dostał ogonem po twarzy. Kamatari nie zamierzała zwolnić, ani tym bardziej poczekać. Wiążąc w biegu paski czarnego materiału, zastanawiał się co wywołało taki pośpiech.
Na pewno nie było to nic dobrego.
Zwierzę obejrzało się na niego i zobaczywszy, że skończył opatrywać ramię, przyśpieszyło. Shikamaru zmuszony był do skupienia się wyłącznie na drodze. Duży wysiłek musiał włożyć w to by jednocześnie nie zgubić swojego przewodnika i nie wpaść na jakąś przeszkodę.
W pewnym momencie przenieśli się z ziemi w korony drzew i skacząc po gałęziach jeszcze przyśpieszyli. Nara musiał używać chakry, żeby nadążyć. Szybko zorientował się, że został wyprowadzony ze strefy swoich poszukiwań. Z każdą minuta biegu oddalał się coraz bardziej od Konohy, a kierunek który obrała Kamatari prowadził tylko w głąb puszczy. W odległości 1 dnia drogi w tą stronę nie było żadnych szlaków ani miast.
Przyszło mu do głowy, że to pułapka, ale odsuną tę myśl. Nie było jak tego sprawdzić, a Temari mogła potrzebować pomocy.
Usłyszał jak coś spada, ledwo zdążył się uchylić przed sporych rozmiarów torbą, która wylądowałaby na jego głowie. Łasica obróciła się, przyczaiła i zaczęła głucho warczeć na leżący przedmiot. Shikamaru już miał złapać za pasek torby i odrzucić ją jak najdalej, kiedy usłyszał charakterystyczny okrzyk ptaka. Poderwał głowę i zobaczył krążącego nad drzewami sokoła.
Jeszcze jeden sygnał, a później dwa szybko po sobie.
Konoha.
Ostrożnie zajrzał do torby. Wypełniona była bronią wszelkiego rodzaju. Tsunade posłuchała prośby. Gwizdnął przeciągle, a ptak odleciał. Co by shinobi zrobili bez specjalnie szkolonych zwierząt? Przejrzał swój nowy arsenał i z uznaniem pokiwał głową. Postarali się. Zarzucił bagaż na plecy i spojrzał na zwierzę.
- Przed chwilą ci się spieszyło. - Kamatari wydała dźwięk podobny do prychnięcia i zaczęła kontynuować ich szaleńczy bieg.
***
- Zwolnij. Nie mogę dłużej używać chakry, bo nie będę mógł walczyć. - Zwierzę dalej biegło przed siebie nie zwracając na niego uwagi. Tłukli tą kwestię od dobrych 20 minut i przynosiła taki sam efekt.
Shika miał dość, po prostu się zatrzymał.  Minęły 4 godziny odkąd się zorientował, że łasica jest wysłanniczką Temari. Była 16, wiedział, że nie zdążą wrócić przed zmierzchem. Nie widziało mu się utracenie zdolności do obrony i szlajanie się w lesie po ciemku.
Kamatari szybko się zorientowała, że jej "zdobycz" przestałą być posłuszna.  Dopadła do chłopaka i zaczęła szarpać go za nogawkę. Nie mógł zawrócić teraz, nie teraz kiedy była tak blisko wypełnienia swojego zadania. Pociągnęła go z całej siły i w jej zębach został kawałek rozerwanego materiału. Nara patrzył na nią zdziwiony, była bardzo zdeterminowana. Jej pani musiała być w naprawdę okropnych tarapatach i prawdopodobnie był już blisko znalezienia jej. Przykucnął i pochylił się tak, żeby spojrzeć w oczy zwierzątku.
- Będę za tobą biegł, tylko zwolnij. Jeżeli będziesz tak pędzić to nie zdołam nas obronić w razie ataku. - Łasica warknęła mu w twarz, niezadowolona. Szykował się do wyciągnięcia jakiś innych racjonalnych argumentów i jednocześnie dziwił się dlaczego traci czas na kłótnie ze zwierzęciem. Już otworzył usta kiedy jego zmysły gwałtownie się wyostrzyły.
Nie wiedział czy coś usłyszał, czy zobaczył, czy może wyczuł, ale ufał szkolonemu przez lata instynktowi. Zamarł z kunaiem w ręce, maksymalnie skupiony, oczekując sam nie wiedział czego.
Po chwili zrozumiał. Cichutki z tej odległości, nie głośniejszy od szmeru, oddech. Nierówny trochę zbyt płytki oddech i od czasu do czasu jęk. Gdyby nie jego nietypowość przegapiłby go z pewnością.
Kamatari też zamarła, ale zaraz przestała zwracać na niego uwagę i zniknęła w gęstwinie, biegnąc w kierunku z którego dochodził odgłos. Nie trzeba było być geniuszem, żeby zgadnąć, że są na miejscu. Shikamaru ostrożnie zaczął skradać się przez krzaki niepewny co zastanie. Może więzili ją obcy ninja, a może była ranna i potrzebowała natychmiastowej pomocy. Coś kazało mu zignorować bezpieczeństwo i przyśpieszyć, kiedy tak pomyślał.
Zrobił niecałe dwa kroki i nagle zamiast między licznymi krzewami, stał pomiędzy rzadko rosnącymi drzewami. Uroki Konoszańskiej puszczy, możesz stracić osłonę w każdej chwili i nawet nie będziesz wiedział, kiedy to się stało.
Nie zauważyłby jej .
Gdyby Kamatari nie skakała i nie skamlała przy niej zmarnowałby kilka minut na szukanie. Wcisnęła się między konary i skuliła. Jej tunika i spodenki, były tak brudne, że zlewały się z otoczeniem. Włosy miała zlepione i pokryte czymś ciemnym, podobnie jak twarz, ramiona oraz dekolt.
Zdał sobie sprawę, że wciąż stoi w miejscu. Trochę mu zajęło zlokalizowanie własnych nóg, ale w końcu znalazł się przy niej. Łasiczka piszczała jak szalona i lizała ją po rękach usiłując wywołać jakąś reakcje.
Na próżno.
Dziewczyna była nieprzytomna. Szczęście, że słyszał jak oddycha inaczej by spanikował. Uklęknął naprzeciwko niej i odciągnął Kamatari.
- Nic jej nie będzie.- Uspokajał zarówno zwierzątko i siebie. Na łasicę chyba podziałało bo usiadła i tylko patrzyła na Temari wielkimi oczami. Na niego nie podziałało ani trochę. Wyraźnie widział, że coś jej jest, nie wiedział za to, co to może być.
Nie był medycznym ninja, znał tylko podstawy obowiązkowe dla shinobi. Jak zatamować krwawienie z rany, jak usztywnić złamaną kość, jak zrobić reanimacje. A tu nie widział jak na razie żadnych poważnych ran, żadnych złamań.
Miał przed oczami wysokiej rangi kunoichi, brudną, omdlałą kilometry drogi od miejsca w którym powinna się znajdować. I nie miał bladego pojęcia dlaczego jest w takim stanie ani, jak ją z niego wyciągnąć.
Jak dla niego wystarczający powód do nerwów.
Pochylił się i lekko dotknął jej ramienia. Miał zamiar zrobić wszystko co potrafił, żeby odzyskała przytomność, a jeżeli to nie da rezultatów w ciągu pół godziny to... To przestanie się przejmować tym, że niechcący pogorszy sprawę, weźmie ją na ręce i zaniesie do Konohy najszybciej jak będzie potrafił.
Czuł jak tętno mu przyśpiesza. "Czemu ja tak panikuje? Przecież nic takiego się nie dzieje."  Do jego uszu znów dotarł jej świszcząco-charkotliwy oddech przez co natychmiast zmienił zdanie. Mocniej zacisnął dłoń na materiale tuniki, decydując że najpierw spróbuje w tradycyjny sposób.
- Temari - Jego głos zabrzmiał dziwnie cicho. Odchrząknął poirytowany.- Temari!- Potrząsnął nią delikatnie. Kiedy jej powieki się uchyliły, odetchnął z ulgą. " Nie było tak źle..."
- Aaaaaaaa!!- Wyrwała się i wbiła plecami w drzewo. Wielkie zielone oczy otwarte na pełną szerokość wpatrywały się w niego. Krzyczała z bólu, był tego pewny bo miał spore doświadczenie w rozpoznawaniu rodzaju krzyku. Ten tu mówił o bólu i przerażeniu. Oddychała tak szybko, że zastanawiał się, czy nie pękną jej płuca.
- Ciiiiii, cichutko. Już, już dobrze. - Wyciągnął rękę, którą wcześniej trzymał na jej ramieniu i chciał jej dotknąć.
- To tylko...- Coś co dostrzegł na swojej dłoni przykuło jego uwagę, zostały na niej maleńkie bordowe drobinki.- ...ja.
Z powrotem spojrzał na jej twarz, w jej oczy.
I poczuł się jakby dostał cios pięścią w brzuch. " Krew, zaschnięta krew, cała jest we krwi".
Powrócił do niego koszmar z przed dwóch dni. Śmiech kobiety, krew na jej ciele, te wielkie oczy i kunai w jej dłoniach przyciśnięty do jego czoła.
Oczy, zielone oczy dokładnie takie same jak te które miał teraz przed sobą. " Jak to możliwe?  Przecież .... Nie to tylko ....to takie głupie wrażenie"  Usiłował przekonać sam siebie, że jego koszmary i jej stan nie mają żadnego związku, ale wiedział, że na dłuższą metę nie da rady się tak oszukiwać. Bo związek był i to wyraźnie widoczny.
Nawet nie zauważył, że instynktownie cofnął rękę i się odsunął.
Spojrzał na nią i stwierdził, że jest ostatnim głupkiem, a w dodatku palantem. Te oczy nie patrzyły na niego z nienawiścią, te oczy były pełne bólu i przerażenia. Wprost wyły o pomoc, a on śmiał porównywać ją do pełnej żądzy mordu postaci z koszmaru.
- Temari, spokojnie.-  Z powrotem się do niej przysunął, ale nie za bardzo, żeby nie poczuła się przyparta do muru.
- To ja Shikamaru. - Dalej patrzyła na niego jakby był dla niej obcy, jakby zamierzał ją skrzywdzić. " Boże, co ci się stało, dziewczyno? Kto ci to zrobił?" 
- Shikamaru Nara z Konochy. Pamiętasz? Zawsze cię oprowadzam, jak przyjeżdżasz, a ty zawsze na dzień dobry walisz mnie wachlarzem po głowie. Walczyliśmy ze sobą na egzaminie na chuunina. Ratowałaś mnie przed Tayuya. - Zagryzł wargi żeby zatrzymać potok słów.
"Zapamiętać: Ja, Shikamaru nie mogę chodzić na misje kiedy jestem na kacu, bo robię się zbyt nerwowy. I w dodatku cholernie gadatliwy. " 
- Co ci się stało,Temari? - Oddech jej się trochę uspokoił, chyba w końcu go poznała. Otworzyła usta jakby chciała odpowiedzieć, ale głowa przechylił się jej na bok.
- Temari? - Osunęła się na prawo i uderzyłaby się o wystający korzeń gdyby nie przyskoczył do niej i jej nie złapał.
- Hej, hej koleżanko,nie mdlejemy ! - Krzyknął machając jej rękoma przed twarzą. Zacisnęła dłonie w pięści na znak, że jest przytomna.
- Wo..wo..dy - Wychrypiał cichutko. Shikamaru zaczął grzebać w torbie w poszukiwaniu butelki. Po chwili delikatnie podciągnął dziewczynę do pozycji siedzącej i wlał jej płyn do ust. Wzięła duży łyk i od razu się zakrztusiła. Kaszel wyraźnie sprawił jej ogromny ból, po jej policzkach pociekły łzy żłobiąc nowe ślady w zaschniętej krwi na jej twarzy. Nara zdał sobie sprawę z tego, że już wcześniej musiała płakać.
Jej klatka piersiowa zaczęła unosić się gwałtownie, gdy rozkaszlała się mocniej. Spojrzała na niego, znowu przestraszona. Naprawdę nie wiedział co robić, nie widział rany z której mogło wypłynąć tak wiele krwi, jego dotyk sprawiał jej ból.
Jak więc miał jej pomóc?
Położył rękę na jej plecach i poklepał najdelikatniej jak umiał. Uspokoiła się po kilku minutach i  opadła na niego nie mogąc sama utrzymać siedzącej pozycji. Znowu przytknął jej do warg butelkę.
- Pij powoli, proszę. - O dziwo posłuchała, brała drobne łyczki i co chwila odpoczywała, ale nie pozwoliła mu zabrać butelki dopóki nie opróżniła jej całej. Zerknęła na niego.
- Dziękuję.- Oczy zaczęły się jej zamykać. Nawet się nie kontrolując pogładził ją  po policzku.
- Nie zasypiaj.- Skrzywiła się, ale uniosła powieki.- Mów do mnie. Co ci jest?
- Tru...trucizna b..była na senbon. - Zaczęła drżeć - ja...ja - Zęby jej zaszczękały, wyglądała jakby była tuż przed jakimś atakiem.
Chłopak przestraszył się nie na żarty. Trucizna, nie mógł tu pomóc. To nie była trudna sytuacja podczas gry w shougi, ani przeciwnik którego trzeba by przechytrzyć. O nie, to wymagało medycznej wiedzy i kontroli chakry.
"Gdyby była tu Sakura... A gdybym miał skrzydła to bym latał. Nie, tak nic nie zdziałam. Muszę się skupić i zastanowić jak jej pomóc, a nie użalać nad sobą. Bo to nie ja tu mam najgorzej"  
Przyjrzał się jej dokładnie. Dreszcze się wzmogły, ale ona nie panikowała, to musiał być stały element działania tej ohydnej substancji. Przypomniał sobie jak postępować z ofiarami padaczki.
Położył ją płasko na ziemi, a głowę ułożył sobie na kolanach i przytrzymał, żeby sobie czegoś nie zrobiła. Stale kontrolując, czy aby przypadkiem nie odpływa przyciągnął do siebie torbę i przejrzał jej zawartość. Oprócz dużej ilości broni miał do dyspozycji jeszcze jedną litrową butelkę wody, gazę i kilka rolek bandaży. Stwierdził, że jak dojdzie do Konohy to wyściska tego kto to pakował.
Jeszcze raz zlustrował wzrokiem sylwetkę No Sabaku i stwierdził, że krew pokrywa też jej łydki i wewnętrzną stronę ud. Nie płynęła z żadnych ran, musiała być wymiesza z potem i wypływać przez pory w skórze. Wzdrygnął się kiedy przyszło mu do głowy, że ta trucizna tak działa, że sprawi, że blondynka powoli wykrwawi się na śmierć.
"Ale ona powiedziała że trucizna była na senbon, to znaczy, że gdzieś musieli ją trafić... Nie ma rozdarć na ubraniu więc..."
Kiedy się zorientował się, że Temari ma przebitą na wylot lewą stopę zamarł bez ruch. Dziewczyna z koszmaru nie miała jednej stopy, przez chwilę usiłował sobie przypomnieć która to była, ale szybko pozbył się tych myśli. Teraz się nie przydadzą.
Wstrząsy przechodzące przez ciało kobiety powoli mijały. Zaczekał aż znikną ostatecznie i dopiero wtedy się podniósł. Wodziła za nim wzrokiem, jakby zastanawiała się co robi. Wyciągnął butelkę z wodą, gazę i bandaże. Odkręcił korek i się napił. Wiedział, że zaraz nie będzie już miał co pić. Wziął do ręki kunaia i spojrzał jej w twarz.
- Muszę ci zmienić opatrunek. To zaboli. - Przez chwilę bał się, że zaprotestuje ale ona tylko pokiwała głową i zagryzła dolną wargę. Przeszedł go dreszcz, nie chciał sprawiać jej bólu. Przyjrzał się rannej stopie No Sabaku. Spuchła, paski sandałka wbiły się w skórę kunoichi podobnie jak bandaże, będzie musiał je poprzecinać.
Przez chwilę zastanawiał się czy nie będzie zła na niego za to, że zniszczy jej buty i o mało nie wybuchnął śmiechem, rozbawiony własnym pomysłem.
Odetchnął głęboko i zaczął ciąć. Jęknęła dopiero wtedy, kiedy odwijał ostatnią warstwę starego opatrunku.
- Ciiiiii, już zaraz. - Zacisnął usta. Z trudem przychodziło mu ja okłamywać, a jeszcze daleko było do końca.
Przyjrzał się ranie, skóra wokół niej ściemniała, a z samej dziury pozostawionej przez broń wroga wyciekała krew i ropa. Ale przynajmniej nie śmierdziała, to dobrze. Namoczył gazę wodą i wziął Temari za rękę. Ścisnęła ją bez słowa.
Kiedy zaczął oczyszczać ranę jęczała, ale nie krzyknęła ani razu. Pracował najszybciej jak umiał, zmył ropę i krew. Porządnie zabandażował i po wszystkim.
Przyjrzał się temu co osiągnął, rana trochę krwawiła, ale nie za bardzo. Kiedyś Ino mu mówiła, że w niektórych sytuacjach to nawet lepiej, jeśli rana krwawi, bo się oczyszcza. Nie mógł sobie teraz za Boga przypomnieć, czy to właśnie jedna z takich sytuacji czy nie. Odetchnął miał jeszcze coś do zrobienia.
- Hej, koleżanko.- Zielone spojrzenie, które mu posłała było poirytowane. Ku swojemu zdziwieniu ucieszył się, że blondynka ma siłę się złościć.
 - Możesz mnie puścić?- Wskazał głową na swoją dłoń. Natychmiast rozluźniła uścisk. Nara czuł mrowienie w placach, dziewczyna miała niezłą siłę.
- Prze...praszam - Wymamrotała.
-Ale za co? To jeszcze, przecież nie koniec. - Mówiąc to namaczał wodą kolejną gazę i fragmenty bandaża.
 - Mam zamiar to z ciebie zmyć, chociaż po części, bo pewnie nie lubisz być pokryta krwią. - Nic nie powiedziała tylko patrzyła na niego z wdzięcznością. Odkąd pamiętał nigdy nie widział jej takiej bezbronnej. Zrobiło mu się jej żal i jednocześnie chciał się zemścić na tym kto ją tak skrzywdził.
Była silną, wspaniałą kunoichi, zasługiwała na uczciwą walkę, a nie na powolne wykańczalnie się od trucizny. Usiadł przy niej i zaczął przemywać jej twarz, krew zmieszana z wodą spływała jej we włosy i dostawała się do oczu.
To nie był dobry pomysł.
Pomógł jej usiąść i oprzeć się o siebie. Wziął kilka suchych bandaży i wytarł ją. Kiedy spod ciemnej substancji wyłoniła się jej twarz, poczuł jak strach ściska mu żołądek. Była blada jak upiór z siną skórą pod oczami i popękanymi ustami. Oczy miała przekrwione, a źrenice skurczyły jej się tak bardzo, że prawie nie było ich widać.
- Co się stało?- Głos miała zgrzytliwy, ale dobrze, że mówiła.
- Nie uwiera cię to?- Dotknął palcem złożonego wachlarza który miała na plecach. Nie powie jej przecież, że gapi się na nią jak głupi, bo wygląda koszmarnie. Sięgnął do jej paska  żeby odwiązać broń. Ledwo dotknął czerwonego materiału usłyszał przy swoim uchu warkot. Zapomniał wcześniej o Kamatari, która cały czas siedziała grzecznie, ale teraz zerwała się gotowa go powstrzymać.
Zamarł.
- Pozwól mu Kama... on chce pomóc.- Łasica cofnęła się, ale nie spuściła oczu z Shikamaru. Pod jej czujnym spojrzeniem odwiązał wachlarz i położył go na trawie obok siebie. Specjalistą nie był, ale wydawało mu się, że coś jest z nim nie tak. Wzruszył ramionami, odda go TenTen, ona już go doprowadzi do odpowiedniego stanu. Wziął kolejny bandaż i zaczął czyścic Temari ramiona. Skrzywiła się kiedy jej dotknął. Zabrał rękę.
- Mam przestać?
- Nie. Zmyj to... Zmyj to... Zmyj to. Proszę- Widział, że Temari  jest na skraju załamania, ale odetchnęła głęboko i uspokoiła się. Podziwiał ją za to, nie był pewny, czy sam dałby tak radę.
Zabrał się szybko do pracy.
***
Kiedy skończył nie mieli już wody, ani gazy, bandaże też były na wyczerpaniu, a Nara był bardziej umazany krwią niż dziewczyna. Jego teza się potwierdziła, bordowa ciecz wypływała razem z potem, ale na szczęście, już nie w takich ilościach jak wcześniej. Z łatwością radził sobie z jej wycieraniem.
Temari czuła się lepiej, miała jeszcze jeden napad dreszczy ale szybko jej przeszedł i nie był taki gwałtowny jak poprzedni. Zmierzył kobietę wzrokiem, teraz musiał ją tylko przetransportować do wioski. Miał nadzieje, że wytrzyma podróż. Widział, że każdy dotyk sprawia jej ból, więc będzie to ciężka przeprawa. Na dodatek będzie musiał ją kontynuować po zmroku.
Od dawna nie otrzymał żadnej wiadomości. Zastanawiał się czy Tsunade przestała pisać, czy też ptaki po prostu nie mogły go znaleźć. Jeżeli to drugie to Piąta pewnie odchodziła od zmysłów. Wstał, podniósł wachlarz i umocował go sobie na plecach, razem z resztą broni. Zielone oczy spojrzał na niego zaniepokojone.
- Zaniosę cię do Konohy. Pamiętasz, żebyś miała ze sobą coś jeszcze?
- Torbę. Ale, chyba ją zgubiłam. Jeszcze na pustyni. - Skinął głową i przykucnął przy niej. Nie sądził żeby dała rade utrzymać się na jego plecach, będzie musiał nieść ją przed sobą. Wsunął jej jedno ramię pod plecy i poczuł jak drży.
- Zimno ci. - Bardziej stwierdził niż zapytał. Ściągnął bluzę i założył jej przez głowę.
- Nie, nie. -Usiłowała protestować, ale widać było, że nie chce rozstawać się z ciepłym materiałem.- Teraz tobie będzie zimno.
- Akurat. Nie zapomniałaś przypadkiem, że muszę cię nieść przez najbliższe 4 i pół godziny. na pewno nie zmarznę biegając. - Zanim zdążyła pomyśleć nad odpowiedzią, jedno ramię chłopaka znalazło się na jej łopatkach, a drugie pod zgięciem kolan. Ziemia gwałtownie się oddaliła. Poczuła pieczenie podrażnionej skóry w miejscach gdzie jej dotykał. Starała się ukryć ból, ale i tak go zważył.
Zobaczyła, że sam lekko się krzywi i porusza ramieniem. Spojrzała na niego pytająco.
Uśmiechnął się delikatnie.
- Następnym razem powiedz proszę swojej łasicy, żeby nie gryzła potencjalnej ekipy ratunkowej.- Minęła chwila, zanim zrozumiała co to znaczy.
- Ugryzła cię? - "Oj Kamatari teraz to sobie nagrabiłaś."
- Spokojnie, nie było to jakoś specjalnie groźne.- Zerknął na przyglądające im się zwierzę.
- Co się gapisz? Prowadź do Konohy. - Odpowiedziała mu głuchym warknięciem, ale  odwróciła się i zaczęła biec. Nadała wolniejsze tempo niż poprzednio, ale z obciążeniem i tak było trudne do utrzymania.  Dziewczyna widziała jak Shikamaru nieustannie kontroluje otoczenie, ale nie przestaje gadać, żeby odciągnąć jej uwagę od bólu. Zjawił się w momencie kiedy już straciła nadzieje na ratunek. Sprawił, że przestała się bać, uspokoił ją. Był opiekuńczy i wyraźnie się o nią martwił. W normalnych warunkach poczułaby się urażona jego zachowaniem, sugerującym, że sama na pewno nie da sobie rady, ale teraz, choć z trudem, musiała przyznać, że miał rację.  
- Nara.
- Mmmm? - Zerknął na nią zaniepokojony.
- Dzięki, że mnie znalazłeś. - Wiedziała, że się tego nie spodziewał, oczekiwał po niej wszystkiego, ale nie wdzięczności. Uśmiechnął się do niej szeroko.
- Taką mam pracę. Znajdować w lesie zagubione blondynki.
- Ejjj.
***
Godzina 22: 15 
Główna brama 
Aktualne hasło: " Migać". 
Raport dla Hokage: 
Nie przybył żaden shinobi pochodzący z naszego lub innego kraju. Sokoły wysłane z wiadomością do Shikamaru Nary wróciły nie osiągnąwszy celu. Nie zarejestrowano żadnych sygnałów proszących o pomoc, ani  innej treści. Widoczne otoczenie nie nosi żadnych widocznych, słyszalnych, ani odczuwalnych śladów walki. 
Podpisał przełożony zmiany
Chuunin Wioski Liścia
 Hagane Kotetsu 
Rejestracja ninja: 012050 
Ninja zawiązał wiadomość na nóżce gołębia i wyrzucił go w powietrze. Wrócił na mur i razem ze swoją drużyną zaczął obserwować główną drogę i otaczający ją las. Od rana czuło się nerwową atmosferę, ale od kiedy Piąta kazała zdawać raport co piętnaście minut wszyscy chodzili, jak na szpilkach. Kotetsu postukiwał nogą o ziemię i spoglądał na zegar. Już miał zacząć pisać kolejny raport kiedy usłyszał krzyk.
- Kapitanie, ktoś nadbiega! - Stojący na najwyższej części muru mały genin, machał do niego ręką.
- Podaj liczbę jednostek. - Hagane postanowił trzymać się protokołu. Chłopiec zmarszczył brwi i wychylił się mocno do przodu.
- Jeden. Chyba shinobi. Porusza się bardzo szybko. - Kotetsu momentalnie znalazł się przy nim z lornetką w ręce. Drgnął, kiedy rozpoznał postać zbliżającą się do bramy.
- Wysłać wiadomość do Hokage. Shikamaru Nara wrócił z siostrą Kazekage. Obydwoje są prawdopodobnie ranni. - Krzyczał zeskakując po trzy stopnie byle jak najszybciej znaleźć się na ziemi obok wejścia do Wioski. Młody Nara biegł na swojej pełnej prędkości z ambasadorką Piasku na rękach. Wokół jego szyi owinęło ogon jakieś puszyste zwierzątko. Cała trójka była wymazana krwią.
Chłopak przemknął przez bramę ledwie na niego zerkając. Zanim zniknął za zakrętem cała zmiana usłyszała jak wykrzykuje.
- Przyprowadzicie Piątą do SZPITALA!!!!
***
Nie zwracał uwagi na protesty ludzi, których roztrącał łokciami. Biegł wyuczoną na pamięć drogą. Dziewczyną, którą niósł targały drgawki. Jego palce zaciśnięte na jej nadgarstku z trudnością wyczuwały puls.
To był chyba najszybszy sprint w jego życiu. Kiedy wypadł na ulicę na której mieścił się szpital jeszcze przyśpieszył. Siedząca na jego ramieniu Kamatari wbiła w niego pazury, żeby się utrzymać. Ledwo minął bramę szpitala ludzie zaczęli ustępować mu z drogi. W ostatniej chwili zorientował się, że jeżeli od tak wbiegnie w dwuskrzydłowe drzwi budynku to uderzy Temari. Obrócił się na pięcie i pchnął je barkiem. Jakaś dziewczynka w którą wpadł przewróciła się i zaczęła płakać. Jej matka spojrzała na niego wściekła, ale zaraz spuściła głowę i zaczęła wołać lekarzy.
Chyba wszyscy obecni w recepcji to zerkali na nich, to wołali lekarza. Sam chciał wrzeszczeć żeby się pospieszyli, ale nie mógł złapać powietrza dość głęboko, by wydobyć z siebie głos. Miał wrażenie, że płuca mu się skurczyły.
Podbiegła do nich jakaś pielęgniarka i zaczęła coś mówić. Miał trudności z rozróżnieniem słów. Potrząsnął głową, żeby choć trochę się skupić. Zachwiał się. Nagle drzwi otworzyły się z takim rozmachem, że klamki wbiły się w ściany. Do pomieszczenia wpadła Tsunade, a za nią Shizune, Sakura, Ino i Hinata. Nara odzyskał zdolność mówienia.
- Piąta...- Kobieta znalazła się przy nim w ciągu jednej chwili i podtrzymała go za ramię jakby się bała, że upadnie.
- Łóżko!!! - Zerknęła na niego.- Dwa!!! Biegiem!!!!! RUSZAĆ SIĘ!!!- Ktoś zabrał mu z rąk Temari.
- Piąta, spokojnie to nie moja krew. To ona...- Bursztynowe oczy wbiły w niego zdenerwowane spojrzenie.
- Mów.
- Trucizna dostała się do jej ciała przez ranę na lewej stopie. Wywołuje drgawki, gorączkę, napady strachu i krwawienie na całym ciele. W ciągu ostatnich 15 minut, Temari straciła przytomność, a jej puls bardzo osłabł.- Wyrzucił z siebie to wszystko na jednym oddechu i to był błąd. Zakręciło mu się w głowie. Zachwiał się znów i mało nie przewrócił, uratowało go to, że Hokage wciąż trzymała go za ramię. Słyszał jak Tsunade, wydaje polecenia.
- Sakura idziesz ze mną na salę. Ino zbierz ekipę i dołącz do nas. Shizune, Hinata zajmijcie się nim. Niech ktoś uspokoi tych ludzi. - Puściła go i pobiegła najbliższym korytarzem.
- Dajcie mi fartuch do cholery!!- Jeszcze chwilę słyszał jej krzyki, dopóki nie zagłuszył ich jego własny przyśpieszony oddech. Dyszał jak po ciężkiej walce. Poczuł czyjąś rękę na ramieniu. Odwrócił głowę i zobaczył Shizune.
- Choć. - Powiedziała.
Pokiwał głową i zrobił krok na przód. Wszystkie jego stawy wydawały mu się dziwnie luźne, nogi miał jak z waty. Zdał sobie sprawę, że to adrenalina daje mu teraz tak popalić. Wykorzystał ją, żeby zdobyć się na ten szaleńczy bieg, a teraz nim trzęsło. Wiedział, że idzie jak pijany, ale nie zwracał na to uwagi. Bardziej mu przeszkadzała nowo odkryta niechęć do światła. Zmrużył oczy i oparł się o ścianę.
- Ej, co ci jest ? - Hinata  złapała go w pasie i przełożyła sobie jego prawe ramię za głowę, ciągnąc go delikatnie. Pech chciał, że właśnie to ramie pogryzła mu łasica, a po kilku godzinach pod obciążeniem bolało go jak diabli.
Zbierało mu się na mdłości, ale starał się hamować. Nie chciał się ośmieszyć na oczach wszystkich. Kobiety spojrzały sobie w oczy i czym prędzej zaprowadziły go do pustej sali badań. Ledwo Shizune zamknęła drzwi, zgiął się w pół i zwymiotował. Hinata podprowadził go do leżanki i poklepała po plecach, kiedy z trudem łapał kolejne wdechy.
- Świa...tło. - Zamknął oczy czując, że dłużej tak nie wytrzyma. Jakimś cudem zrozumiały o co mu chodzi i zgasiły połowę lamp. Poczuł, że ktoś podtyka mu wodę pod nos. Złapał kubek i mało brakowało, a wypił by wszystko jednym haustem, ale przypomniał sobie jak to się skończyło dla Temari kilka godzin temu. Oparł się o ścianę którą miał za plecami i zaczął brać małe łyczki. Pokiwał głową.
- Lepiej?
-Trochę. - Po jednej jego stronie siedziała Hinata i mierzyła mu puls oraz tętno.
- Mało się nie wykończyłeś tym biegiem. Wiesz chyba, że ludzie muszą oddychać biegając.-Starała się go rozśmieszyć, ale jej słowa mu o czymś przypomniały. Podniósł dłoń i  pogładził po pyszczku Kamatari.
- Znalazła mnie, przyprowadziła do Temari i odprowadziła praktycznie pod samą bramę. To dla niej chyba trochę za dużo. Oddajcie ją Hanie. - Hinata spojrzała na łasiczkę, rzeczywiście zwierzątko nie wyglądało najlepiej. Wzięła je na ręce, uchyliła drzwi i zaczęła rozmawiać z pielęgniarką. Shizune zaś naciskała po kolei różne części jego ciała, żeby sprawdzić w jakim jest stanie. Kiedy dotarła do ramienia skrzywił się. Uniosła pytająco brwi.
- Ugryzła mnie. Łasica. - Shizune wywróciła oczami. Jakby mówiła" a kto inny niby?" Wzięła nożyce i jednym płynnym ruchem rozcięła mu koszulkę którą miał wcześniej pod bluzą oraz jego prowizoryczny opatrunek. Przyjrzała się ranie i zaczęła ja oczyszczać podczas gdy Hinata sprawdzała inne jego czynności życiowe. Nie minęło dużo czasu, a obie skończyły. Białooka wyszła na chwilę i wróciła z kocem i 2 litrową butelką wody. Zarzuciła mu ciepły materiał na ramiona i nalała wody do plastikowego kubka, który wylądował w jego dłoni.
- Masz lekko obniżoną temperaturę ciała i jesteś trochę odwodniony. Wolę dmuchać na zimne. Macie szczęści, że nie złapał was deszcz. Tutaj nieźle lunęło.- Potaknął, tylko deszczu mu jeszcze brakowało. Siedzieli w ciszy. On nie miał na razie siły, myśleć, ani mówić, a one zdawały sobie z tego sprawę. W końcu to on odezwał się pierwszy.
- Czy ona... przeżyje to?- Zamiast patrzeć im w oczy przyglądał się kubkowi z wodą. Czuł nieprzyjemny ucisk w żołądku. Wmawiał sobie, że to dlatego, że prawie nic nie jadł przez cały dzień.
- W tej chwili trudno powiedzieć, ale zajmują się nią najlepsi z możliwych. W dodatku operacja trwa już pół godziny to znaczy, że pokonała załamanie. Ma spore szanse.-Shizune mówiła za dużo i zbyt nerwowo, jakby przekonywała też samą siebie. Uniósł kubek do ust, wypił wszystko i znowu nalał wody z butelki. Wiedział, że nie pozwolą mu wyjść dopóki nie wypije wszystkiego. Kiedy z powrotem oparł się o ścianę wachlarz wbił mu się w plecy, przypominając o swojej obecności. Zdjął go z i położył sobie na kolanach. Nawet on widział, że to wspaniała broń. Przejechał palcami po twardej stali.
- Trzeba go oddać do naprawy. - Hinata od razu wzięła wachlarz i podeszła do drzwi.
- Myślę, że TenTen będzie zachwycona z takiej pracy. - Uchyliła drzwi i zrobiła z bronią dokładnie to samo co wcześniej z Kamatari. Przekazała ja pielęgniarce tyle, że zamiast wysłać ją do weterynarii poleciła jej iść do warsztatu swojej przyjaciółki. Shikamaru przejechał sobie dłonią po twarzy i poczuł jak drobinki zaschniętej krwi pękają na jego skórze. Zapragnął ją natychmiast zmyć.
- Możecie mi powiedzieć co grozi Wiosce, że wszyscy tak panikują? - Zauważył, że Hinata otworzyła usta, ale szybko je zamknęła. Pokręciła głową i zacisnęła wargi.
- Polują na medyków. Piąta nie chce powiedzieć kto, ani dlaczego. Wiemy tylko tyle, a to i tak więcej niż inni. Jiraja przyniósł jakieś wiadomości, ale nie powiedział nic, nikomu oprócz Hokage i ANBU . Po tym jak poszedłeś szukać Temari, Tsunade denerwowała się, ale nie chciała pozwolić, żeby ktoś poszedł jako wsparcie, bo bez misji zostali tylko ci z wyszkoleniem medycznym. Dopiero tuż przed tym jak wróciłeś, zwołała nas żebyśmy poszły cię szukać. Dlatego, kiedy Kotetsu wpadł do gabinetu pobiegłyśmy za nią. - Shizune postanowiła jednak udzielić mu wyjaśnień. Zrodziły więcej pytań niż dały odpowiedzi. Wiedział, że zamiast pójść spać będzie myślał nad możliwymi scenariuszami i rano wejdzie do gabinetu Godaime cały w nerwach z głową wypełnioną okropnymi pomysłami. Zresztą i tak by nie zasnął. Jak miał spać, kiedy osoba będąca w centrum jego zainteresowania przez cały dzień walczyła o życie? Uratował ją nie chciał, żeby jego praca poszła na marne.
Znowu zapadła cisz. Wisiała nad nimi jak złowieszcze chmury, kiedy każde pogrążyło się w swoich myślach. Wskazówki zegara wiszącego na ścianie wskazywały, że mają już nowy dzień, kiedy drzwi sali się uchyliły. Wszyscy podskoczyli jak na komendę, przestraszeni skrzypnięciem. W szparze pojawiła się głowa Ino. Była zmęczona, ale uśmiechnęła się do nich.
- To jeszcze nie koniec operacji, ale najgorsze mamy za sobą. Wyjdzie z tego. - Widząc, że nie są pewni co to znaczy dodała
- Przeżyje, na pewno. - Zauważyła, jak ramiona Shiki gwałtownie się rozluźniają. Miał dzisiaj bardzo męczący dzień. Spojrzała na swoje przyjaciółki.
- Shizune, Tsuna chciała żebyś mnie zastąpiła, a ty Hinatko miałaś spojrzeć na naszą pacjentkę za pomocą byakugana, żebyśmy się upewnili, że wszystko w porządku z jej chakrą. - Obie skinęły głowami i wyszły. Młody Nara, dalej gapił się w ścianę.
- Idź do domu.- Yamanaka podeszła do niego i zepchnęła go z siedziska. - No dalej, nikt nie będzie miał ci tego za złe.
- A... ale...- Przeniósł ciężar ciała z lewej stopy na prawą i z powrotem. Z jakiś powodów nie potrafił od tak wyjść ze szpitala, zostawiając w nim Temari. Nie umknęło to uwadze Ino. Położyła mu ręce na ramionach i zmusiła, żeby spojrzał jej w oczy.
- Nic jej nie będzie. Na nic się tu nie przydasz. Idź do domu  i odpocznij, bo będę jeszcze musiała cucić ciebie, jak zemdlejesz z wyczerpania.- Uciekł wzrokiem gdzieś w bok.
- Shika nie denerwuj mnie. Cały jesteś w jej krwi. Mogę się założyć, że chętnie byś wziął prysznic. - Zerknął na nią niepewnie.
-Z ciepłą wodą, co? Idź do domu bo twoja matka wykończy się psychicznie. - Ten argument w końcu podziałał. Ino odprowadziła go pod same drzwi, żeby mieć pewność, że nie zawróci. Oparła się o framugę i patrzyła jak odchodzi. Zachowywał się nietypowo, martwiąc się tak bardzo. Prawie żałowała, że podbiła mu wczoraj oko.
Prawie.
Westchnęła i zawróciła do szpitala, by wypełnić dokumentacje.
***
Z daleka widział, że w kuchni palą się światła. Otworzył drzwi, rzucił w kąt torbę z bronią i zaczął zdejmować buty. Jego matka wsunęła się do przedpokoju. Zamiast dzień dobry powiedział:
- To nie moja krew. - Patrzyła na niego lekko przestraszona. Nie miał siły już nic dzisiaj wyjaśniać.
Powlókł się do łazienki po drodze gubiąc ubrania. Jutro je pozbiera. Wszedł pod prysznic, woda która spływała odpływem była zabarwiona na czerwono. Rozbawiło go, że ledwie dwie noce temu stał w tym samym miejscu co chwila sprawdzając, czy nie ma właśnie tego koloru. Stał pod strumieniem wody dopóki się nie przekonał, że jest już całkowicie czysty. Wbrew jego obawą, kiedy położył się do łóżka niemal od razu zasnął.
Zdążył tylko sobie obiecać, że jutro z samego rana wyciągnie z Piątej wszystkie informacje. Spał jak zabity, nie usłyszał nawet, jak zmieniają się straże na dachach Konohy i jak grupa kilkudziesięciu ninja ciężkim krokiem kieruje się do domów.

Czego ja nie przeszłam z ta notką. Pisałam ją mając gorączkę. Dwa razy mi się skasowała. Opóźniłam jej wydanie. Ale wiecie co? Jestem z niej dumna . Ostatecznie została napisana w niecałe dwa dni. Chyba nawet mi się podoba, ale to pewnie dlatego, że jej nie sprawdziłam. Zrobię to jutro rano.  Mówiłam wam już, że potrafię pisać tylko w nocy, a sprawdzać tylko w dzień? Jednocześnie przykro mi, że was zawiodłam, miało być krócej i szybciej, a co jest? Nie dość, że pisałam ją dłużej niż poprzednią to jeszcze jest dłuższa. Tragedia totalna.
:-)

Obserwatorzy