sobota, 9 maja 2015

1.Pustynia

Nieznośny blask słońca nie pozwalał podnieść wzroku na niebo i nagrzewał sypki piasek pod stopami. Każdy krok powodował wzbicie się w ciężkie powietrze chmary pyłu, który drażnił zmęczone oczy i wywoływał ataki kaszlu.  Żadne podmuchy wiatru nie łagodziły problemów z oddychaniem, ani nie dawały ulgi nagrzanej skórze.
Jednak w odczuciu młodej kunoichi biegnącej truchtem po pylistej drodze te drobne niedogodności były niczym w porównaniu z nudą. To właśnie ona najbardziej dawała się jej we znaki. Brak zajęcia którym mogła by zainteresować myśli był wprost nieznośny. Nigdy nie przepadała za misjami których jedynym celem było poprawienie stosunków zwłaszcza jeżeli owe stosunki miały się w doskonałym porządku. Brak zagrożenia powodował, że jej czujność spadała do czego w żadnym wypadku nie powinna dopuścić. Starała się skupić i przypatrywać w uwadze horyzontowi oraz wsłuchiwać się w odgłosy pustyni. Ale nic z tego. Słońce oślepiało ją uniemożliwiając poleganie na wzroku. Do uszu dobiegały jedynie odgłos jej lekkich kroków, oddechu i od czasu do czasu dźwięk wydawany przez drobne zwierzęta uciekające przed nią w panice. Pociągnęła nosem pragnąc sprawić, czy i ten zmysł nie doniesie jej o niczym niepokojącym, szczerze przekonana, że nic nie wyczuje.
Myliła się. Z przerażeniem stwierdziła, że czuje zapach ludzkiego potu. Co gorsza woni nie wydzielał nikt inny, tylko ona.
Temari zatrzymała się dość gwałtownie. Oceniając po ilości światła i kierunku z jakiego padało było koło 16 co oznaczyło, że biegnie już 10 godzin. Wystarczająco długo, żeby przy tej temperaturze się zmęczyć, nawet jak na ninja z Suny.
 Z przeciągłym westchnieniem opadła na ciepły piasek. Ściągnęła do przewieszonej przez ramie torby i zaczęła w niej szperać w poszukiwaniu wody. Zaspokoiwszy pragnienie, przemyła sobie twarz i poprawiła włosy, by niesforne kosmyki nie wpadały jej do oczu. Wyciągnęła się na ziemi, zastanawiając czy powinna coś jeść i stwierdziła, że jeszcze nie jest głodna. Ciężko było o głód w cztedziesto-kilku stopniowym upale. Mimo że nie miała ochoty na posiłek nie ruszyła się z miejsca. Miło było trochę poleżeć, zwłaszcza kiedy wiedziała, że przez przyszły tydzień nie będzie miała ku temu wielu okazji. Poruszyła ramionami, żeby wygodniej się ułożyć i opuściła odrobinę powieki.
 "Jak mi tu wygodnie". 
Ta myśl z jakiegoś powodu ja otrzeźwiła. Wiedziała doskonale, że pod żadnym pozorem nie wolno jej było zasnąć na takim słońcu. Wiedziała też, że postawa jaką prezentowała w tej chwili nie przystoi ninja na misji. Z gniewnym prychnięciem skierowanym do nieodpowiedzialnej i leniwej części jej świadomości podniosła się z ziemi. Otrzepała białą tunikę i  siateczki, które założyła na podróż zamiast sukienki ze względu na wygodę. Poprawiła wachlarz na plecach, wyprostowała się i ruszyła dalej, a piach unosił się z pod jej stóp tworząc pióropusze widoczne z daleka.
***
"Jestem najgłupszą kunoichi na tej części globu, no może z małymi wyjątkami. Jak mogłam wpaść w takie bagno i niczego nie zauważyć? To takie męczące, kłopotliwe i wkurzające". 
Takie to myśli nawiedzały Temari kiedy stała po pas zanurzona w ruchomych piaskach zapadając się powoli.
" Mało to lat spędziłam na pustyni, żeby nie pamiętać, że przy zbiornikach wodnych zazwyczaj można się spodziewać czegoś takiego ?" Odchyliła głowę do tyłu i zdała sobie sprawę, że może patrzeć w niebo i nie oślepnąć przy okazji. Słońce zachodziło zostawiając ją samą w tej trudnej sytuacji. Blondynka była pewna, że gdyby miało usta uśmiechałoby się do niej ironicznie.
Jęknęła przeciągle, opuszczając z impetem głowę i pozwalając ramionom opaść wzdłuż ciała. Tak gwałtowny ruch sprawił, że zapadła się o dobre pięć centymetrów. Zamknęła oczy myśląc intensywnie. Nie potrzebowała dużo czasu by znaleźć wyjście ze swojego kiepskiego położenia. Ze swojej podróżnej torby wygrzebała linę służącą do wieszania na niej wybuchowych notek Jakże się cieszyła, że jednak postanowiła zabrać ją ze sobą. Przywiązawszy jej koniec do kunaia popatrzyła wrogo na palmę stojącą jakieś 7 metrów dalej. To przez to drzewo miała teraz tyle kłopotów, zwabiona słodkimi daktylami rosnącymi wśród liści nie zauważyła w co się pakuje.
 Kiedy obciążona lina owinęła się wokół pnia, szarpnęła mocno by sprawdzić czy wytrzyma jej ciężar i poczuła satysfakcję, gdy owoce pod wpływem wstrząsu spadły na ziemię. Powoli zaczęła wyciągać swoje ciało z grzęzawiska. W niczym nie pomagała jej ani słaba widoczność, ani grubość linki. W czasie swoich rozmyślań zapadła się tak bardzo, że zdradliwy piach sięgał już do jej biustu.
Choć ciągnęła z całych sił zdołała tylko odrobinę przesunąć się do przodu. Zaklęła i zmieniła taktykę. Zamiast ciągnąć cały czas, szarpała krótkimi zrywami  i blokowała się w ramionach zanim zdążyła z powrotem się zapaść. Ta technika działała o wiele lepiej.
Choć z trudem i nie tak szybo jakby chciała, Temari wydostała się na bezpieczny, twardy grunt. Padła na czworaki koło palmy, dysząc ciężko.
- I co jesteś z siebie zadowolona!- Krzyknęła waląc otwartą dłonią w pień drzewa. Zabolało. Zdała sobie sprawę, że rozcięła dłonie o linkę. Z nacięć ciekła krew kontrastująca z ich pomarańczowym kolorem jej skóry.
"Pomarańczowym!?" Jej ciało i ubranie do wysokości szyi było pokryte wilgotnym, pomarańczowym piaskiem. Dziewczyna z obrzydzeniem spróbowała go strzepnąć ale, że obie ręce miała nim upaprane tylko pogorszyła sprawę. Potrząsnęła dłońmi, ale piasek trzymał się nadal- musiała poczekać, aż wyschnie i sam od niej odpadnie. Z jej obliczeń wynikało, że ( o ile się nie spóźni) będzie już wtedy w Wiosce Liścia.
"Co za farsa! Dobrze, że moim przewodnikiem jest zwykle Shika, jemu będę mogła przyłożyć jeżeli będzie się wyśmiewał i nie urazić moim zachowaniem żadnych znaczących osobistości".
 Z miną cierpiętnika podniosła się na nogi. Oblepiająca ją wilgotna masa utrudniała poruszanie. Gdy tylko zrobiła pierwszy krok pasek przytrzymujący wachlarz na plecach nieprzyjemnie otarł się o jej skórę.
 Zielone oczy otworzyły się szeroko w panice. Sięgnęła do swojej broni, modląc się by wszystko było z nią w porządku. Wielki wachlarz był cały w piaskowej skorupie. W przerażeniu zaczęła grzebać w torbie ( też, całej w piachu) w poszukiwaniu ręczniczka, który wzięła ze sobą. Nie chciała go użyć do wytarcia siebie bo jego delikatna faktura zostałaby bezpowrotnie zniszczona, ale jej ulubione narzędzie walki to co innego.  Z ostrożnością czyściła wykonane z lekkiego metalu fałdy, jej sprawne palce znawcy poruszały się z precyzją operującego chirurga.
Kiedy skończyła swój zabieg, przyjrzała się wachlarzowi ze sceptyczną miną. Oczyściła go uważnie i była pewna, że po dokładniejszym przeglądzie będzie w pełni zdatny do użytku, jednak niestety  jeszcze nie teraz. Nie zdołała przy pomocy ręcznika wyciągnąć piasku z dolnej części wachlarza- miejsca gdzie stykały się jego ramy. W rezultacie zgrzytał okropnie i zacinał się lekko. Świadoma, że nic więcej nie zdoła na razie zrobić zaczepiła broń na plecach i pobiegła przed siebie. Zapomniany przez nią ręcznik pozostał na drodze znacząc miejsce jej pobytu.
***
  • Kiedy na pustyni zachodzi słońce robi się zimno, temperatura spada niemal do zera. 
  • Większość pustyń nie jest piaskowa lecz kamienista lub żwirowa. 
  • Na pustyni trzeba uzupełniać zapasy wody zawsze, gdy nadarzy się okazja, bo może jej zabraknąć, a wtedy będzie kiepsko.

 Niby podstawowa wiedz. Powinna być czymś oczywistym dla osoby wychowanej w tym nie przyjaznym klimacie. Temari zdawała sobie sprawę z tych trzech faktów bardzo dobrze tyle, że o tym ostatnim zapomniała, a drugi nie przeszkadzałby jej gdyby nie wypełnione wilgotnym piachem byty. Co do zimna, trzęsła się jak osika i  gdyby mogła dawno zatrzymałaby się rozbijając obóz.
Tyle, że nie zamierzała być łatwą ofiarą. Przynajmniej nie łatwiejszą niż była obecnie. Jakąś godzinę po tym jak wydostała się z grzęzawiska zorientowała się, że jest śledzona. Wyczuwała obca czakrę i zdawała sobie sprawę z tego, że wie o niej tylko dla tego, że jej właściciel stracił czujność. Zdążyła już sobie przypomnieć wszystkie błędy jakie popełniła podczas tej podróży.
Gdyby naprawdę była bezpieczna jej podświadomość nie kazałaby jej utrzymać czujności. Na pustyni o szesnastej nie ma żadnych małych zwierząt, jeżeli już, to siedzią pod ziemią albo śpią, nie mogła ich słyszeć, to nie były one. Nie starała się biec tak, żeby piach nie wzbijał się w powietrze, była widoczna z daleka i ograniczała swój zasięg widzenia. Podeszła do tej palmy tak pewnie, bo już raz jadła z niej owoce - tego bagniska tam wcześniej nie było. I jakby jeszcze było mało, zostawiła ręcznik.
 Roześmiała się w myślach.
"Szkoda, że nie pomyślał, że o nim wiem i nie chce żeby mnie zgubił, może by uciekł. Wstrętny użytkownik ziemi.
 Zaraz, skąd ja to wiem? A, no tak, tylko użytkownik ziemi mógł stworzyć bagnisko. Pytanie, czy jest tylko jeden."  
Nie była pewna, czy przypadkiem nie śledzi jej grupa ludzi - wszystko dlatego, że nieprzyjazna czakra była wyczuwalna wszędzie, z każdej strony. Mogło to znaczyć albo, że jej przeciwnik nie jest sam, albo stara się tak manipulować energią, żeby nie wiedziała gdzie jest.
Odetchnęła głęboko i skupiła się na pilnowaniu tępa, nie mogła przyspieszyć kimkolwiek był zorientowałby się, że o nim wie. Skoro zdołał tak długo za nią podążać i zastawić tak sprytną pułapkę niemal na pewno nie był zwyczajnym ninja. Zastanowiwszy się nad jego tożsamością stwierdziła, że jest (lub są) jouninem, a w tym momencie polowanie na nią mogło mieć 2 wytłumaczenia.
1.Zemsta za kogoś kogo zabiła. To było możliwe zawsze.
2.Chcą skłócić Piasek z Liściem. Kto mógł tego pragnąć? Temari darowała sobie przypuszczenia - odpowiedź brzmiała : wszyscy ich wrogowie, a tych było sporo.
Teraz szanse.
Była przemarznięta i pokryta piachem, jej broń nie działała jak należy, obie ręce przecięte do krwi. Do tego nie była pewna liczby napastników i tego czy nie zastawili więcej pułapek.
" Właściwie dlaczego nie zostałam zaatakowana kiedy tkwiłam uwięziona w ruchomych piaskach?"
Nie dane jej było zastanowić się nad odpowiedzią, bo poczuła, że śledząca ją dotąd czakra zmienia charakter.
Atakowali, teraz wiedziała, że to oni. Stanęła w miejscu i szybko rozejrzała się na boki. Nikogo tam nie było." Nie zaatakują z powietrza jeżeli wiedzą kim jestem".
Wyskoczyła w górę. Ręka która wystrzeliła z pomiędzy kamieni o milimetry minęła jej kostkę. W tym samym momencie usłyszał świst broni zmierzającej do niej z prawej i zobaczyła mknący łańcuch z lewej. Pułapka.
Wygięła się niczym akrobatka unikając żelastwa. Lecąc ustalała pozycje trzech przeciwników. Kiedy wylądowała jedyną pozytywną rzeczą jakiej mogła dopatrzyć się w sytuacji stało się to, że przestało być jej zimno. Stanęła w bojowej pozycji.
Człowiek który rozpoczął całą akcje -najwyraźniej przywódca wyszedł ze swojej kryjówki bez żadnych problemów. Cała trójka miała na sobie płaszcze w odcieniach brązu, kaptury zasłaniały im twarze, nie było widać żadnej wyróżniającej się broni. Kimkolwiek byli znali się na swoim zawodzie.
Spojrzała na nich jak na ochłapy zepsutego mięsa.
-Oo, widzę, że jesteś spostrzegawcza. Zauważyłaś nas.- Głos mógł należeć do każdego, to też ćwiczyli.
- Rozumiem, że to miało być powitanie. - Niemal wy warczała te słowa.
-Nawet twój cięty język potwierdza twoją tożsamość. Jaka szkoda że nie możemy trochę podyskutować.
- Skoro nie chcecie rozmawiać to może zatańczymy!!- Krzyknęła po czym rzuciła się pędem w ich stronę. Podziałało, nie wiedząc czego się spodziewać unieśli tylko gardy i popatrzyli na nią zdumieni, kiedy przemknęła pomiędzy nimi.
Musiała przenieść tą walkę w inne bardziej sprzyjające miejsce - to była jej jedyna przewaga, znała tą przeklętą pustynie lepiej niż oni.
Biegnąc ile sił po wystających kamieniach poczuła jak ziemia zaczyna drżeć. Kiedy grunt przed nią lekko zafalował o mało się nie roześmiała. Czy ten wstrętny, ryjący w ziemi kret sądził, że nabierze się na tak nędzny fortel? Oczywiste, że miała zboczyć w którąś stronę chcąc uniknąć zauważonego niebezpieczeństwa i znaleźć się w doskonale zamaskowanej technice. Zamiast skręcić w lewo i wpaść prosto w czekające na nią ukryte bagnisko, zgromadziła czakrę w stopach i odbiła się daleko. Obok niej od razu pojawił się inny napastnik.
" Szybki jest". 
Ledwo zdążyła sięgnąć po złożony wachlarz i zdzielić go nim prosto w brzuch. Stanęła pewnie na jednym z większych głazów i chwile potem przekonała się, że to nie był głaz! Z trudnością uniknęła salwy senbon posłanych w jej stronę przez człowieka na którego plecach zrobiła sobie niechcący przystanek.
Znowu uciekła skacząc. Tuż przed tym jak jej stopy dotknęły ziemi zorientowała się w co się pakuje. Wbiła koniec wachlarza w rozmiękczoną za pomocą ninjutsu ziemie i odepchnęła się. Gdzieś pomiędzy tymi czynnościami zdążyła jeszcze przywiązać do broni linkę. Kiedy ją wyciągnęła, aż cmoknęło. Jej zmysły powiadomiły ją, że znów jest otoczona. Uśmiechnęła się półgębkiem, zaszła dalej niż przypuszczała- zostało jeszcze 50 m.
- No, no, chyba nie chciałaś nam uciec? Podobno jesteś odważną małą kunoichi. - Ostatnie słowo wymówił jak obelgę.
- A ja myślałam, że jesteś inteligentny, krecie. - Uśmiech nie schodził jej z twarzy.
-Jaka pewna siebie, aż nie wiem, czy na pewno będę skłony zabić cię od razu.- Teraz wiedziała, że nie pochodzili z żadnego z pięciu wielkich krajów shinobi. Ludzie należący do jednego z nich mieli zasady -jakieś.
Ruszyli, ona pozostała na miejscu.
Piętnaście metrów, dziesięć, pięć - tylko jej włosy zafalowały na wietrze.
Jeden z nich cofnął rękę trzymającą zaostrzoną iglice, drugi złożył ręce do pieczęci - lekko przymknęła powieki.
Dowódca całej trojki, poczuł, że to ...- jej palce drgnęły.
Senbon mająca przeszyć punkt witalny na jej szyi trafiła "drugiego" w oko zanim dokończył ostatni znak. " Kret "w ostatniej chwili zdążył się obrócić i  zablokować kunaia Temari, swoim. Patrząc na skrzywioną blondynkę wymruczał.
-...to jeszcze nie koniec.
- Nie mój.- Światło księżyca odbijało się w jej źrenicach i tworzyło iskrzące cienie na całej jej postaci. Zrobiła krok w tył i spojrzała na niego.
Spoglądał na nią skołowany - dlaczego się wycofywała? Wyraz jej oczu był jakby ...tryumfalny? Zrobiła jeszcze trzy powolne kroki, jego ocalały towarzysz podniósł się z klęczek w rękach trzymał broń.
-Zapłacisz za to!!!- Krzykną i zamierzył się. Jego zwierzchnik rzucił się czym prędzej ku niemu.
- Czekaj, głupku. Nie wolno ci jej ...-  Przerwał mu kobiecy okrzyk
- Tygrys. Burza Kamieni!!!! - Powietrze zawirowało w niesamowicie szybkim tempie. To właśnie po to starała się tu dotrzeć - w tym miejscu głazy zmieniały się w żwir umożliwiając jej wykorzystanie techniki bez pomocy wachlarza. Drobne kamienie i pył zaczęły unosić się z ziemi. Pozwoliła im jeszcze trochę powirować wokół siebie by wiatr nabrał odpowiedniej mocy. Stwierdziwszy, że stan rzeczy ją zadowala wyciągnęła rękę w kierunku przeciwników. Na 2 minuty zniknęli w szarej chmurze, a kiedy pył opadł musiała odwrócić wzrok.
Tak okropne obrażenia wywołały uderzające w ciała z zawrotną prędkością małe kamienie. Odetchnęła głośno i podniosła wzrok."To część, życia ninja".  Przełknęła ślinę i rozpoczęła rutynowe badanie swojego ciała. Poruszała każdą kończyną i oglądała się dokładnie w poszukiwaniu ran. Zadowolona nie odnotowała żadnej, krwawiły tylko jej wcześniej pokiereszowane dłonie. Ramiona jej opadły, może i nie była ranna ale za to straszne zmęczona. Teleportacja i wykonanie techniki bez wachlarza sporo ją kosztowało.
"Mimo wszystko myślałam, że wytrzymają troszkę dłużej". Spojrzała jeszcze raz na wrogów - szukanie czegoś co by zdradziło kim są nie miało sensu, nawet ANBU niewielebny z nich  wyciągnęli.
Uniosła brodę i odwróciła się na pięcie. Zlokalizowawszy właściwy kierunek, zrobiła kilka kroków. Wchodząc z powrotem na wyznaczoną drogę spojrzała w niebo- chciała wiedzieć ile czasu zmarnowała, ganiając się z tą bandą.
Ostry ból w stopie sprowadził ją na ziemie. Spięła się, wszystkimi zmysłami szukając przyczyny, zanim zobaczyła co się stało. Jedna z senbon poleciała razem z wywołanymi przez nią podmuchami i wbiła się w ziemie. A ona właśnie się na nią nadziała.
Wysoki, wibrujący krzyk przeszył pustynne powietrze. Nikt oprócz niej nie mógł usłyszeć jak cierpi, ludzie nie zapuszczali się na takie pustkowie.
***
Choć słońce dawno wzeszło ona nie mogła powstrzymać targających nią dreszczy. Dałaby wszystko, by czuć się tak jak wczoraj, by było jej duszno i gorąco. Utykała, a bandaże którymi związała stopę, dawno przesiąkły krwią, która znaczyła jej drogę.
Piasek oblepiający jej ciało wysuszył się tworząc skorupę, ta jednak nie chciała pęknąć. Czuła że oddycha nierówno, dawno zrobiłaby sobie przerwę, gdyby nie wiedziała, że później nie ruszy z miejsca.
Biegła więc urywanym, dziwacznym krokiem, samą siła woli utrzymując w pionie swoje odmawiające posłuszeństwa ciało.
Jak można mieć takiego pecha? Głupia senbon, posmarowana głupią trucizną. Mogłam się tego spodziewać, przy tak mało praktycznej broni.
Ból w nodze pulsował w tempie jej ruchów, wywołując ból głowy. Zdawała sobie sprawę, że musi jak najszybciej dotrzeć do Konochy, ale nie była pewna czy da radę. Poruszyła ramionami i w tym momencie kilka ziaren piasku odkleiło się i spadło na ziemie. Poczuła się tak, jakby razem z nimi odpadły jej kawałki skóry. Kilka sekund zajęło jej skojarzenie, że ten nie przyjemny, głośny dźwięk wydobywa się z jej gardła.
Delikatne dreszcze przeszły w spazmatyczne szarpnięcia. Do oczu napłynęły jej łzy bezradności i bólu.
Jeżeli naprawdę miała tu umrzeć to jej ciało właśnie popełniło poważny błąd. Poczuła jak w jej wnętrzu rodzi się wściekłość na samą siebie. Szybkim ruchem, który wywołał kolejną fale spazmatycznych drgawek, starła wilgoć z powiek.
O nie Temari no Sabaku, na to ci nie pozwolę. Nie będziesz się tu rozklejać. Dalej, musisz, biec dalej, musisz się dostać w pobliże Wioski Liścia tam już cię ktoś znajdzie. Tylko biegnij. 
-Biegnij, głupia. - przebierała nogami z wzrokiem wbitym w drogę przed nią. Przygryzała dolną wargę, aż poczuła słony smak krwi, zacisnęła zęby. Zimno które mroziło ją jeszcze przed chwilą teraz zmieniło się w ogień, piasek odpadał, a ona miała wrażenie, że obdzierają ją ze skóry.
Poczuła, że gorący płyn ścieka jej po ramionach. Skóra naprawdę jej odpadała, uwierzyłaby w to gdyby nie była przekonana, że ma wysoką gorączkę.
Już niedługo powinnam dotrzeć do linii lasu. Nieśmiało podniosła wzrok i w odległości nie większej niż 300 metrów zobaczyła pierwsze drzewa. Jej uwaga na chwile się rozproszyła, a ranna noga ugięła się pod nią .
Poleciała głową na przód. Gdy wylądowała na ziemi w powietrze wzbiła się fontanna piasku, który powoli opadał na jej skulone ciało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy