Z góry uprzedzam i proszę.
Nie mordujcie mnie za końcówkę.
- Ino! Chodź, no tu. - Zawołała młoda kobieta o różowych włosach, zmartwiona zerkając na jakieś kartki. Zapisane na nich informacje były albo błędne, albo bardzo niepokojące. Chyba, że tylko jej się wydawało, przecież po nieprzespanej nocy człowiek ma prawo do pomyłki.
Ino jęknęła. Leżała rozwalona na fotelu w swoim gabinecie, nie chciała nawet myśleć o ruszaniu się, a ta wariatka o szerokim czole nie dość, że przyszła ją dręczyć, to jeszcze kazała jej się podnieść i przejść na drugą stronę pokoju. Zamiast wstawać wyciągnęła rękę w stronę drzwi.
- Pokarz. - Sakura uśmiechnęła się z politowaniem w stronę przyjaciółki. Podeszła i usiadła na oparciu fotela, wcisnęła blondynce kilka kartek.
- Powiedz co o tym sądzisz. - Yamanaka otworzyła jedno oko i przyjrzała się pobieżnie wynikom krwi, a potem składowi trucizny. Bez najmniejszego wahania powiedziała.
- Trucizna wniknęła przez skórę. Zostało podane antidotum, ale w nie wystarczającej ilości, później podano je jeszcze raz już w właściwej dawce. Skład krwi uległ jakimś tam zmianom o których nie chce mi się czytać. Powiedz pacjentowi, że przeżyje, ale będzie przechodził długą nieprzyjemną rehabilitacje.- Chciała oddać przyjaciółce kartki, ale ta gapiła się tępo na przeciwległa ścianę.
- A tobie co?
- To są wyniki Temari. - Ino w pierwszej chwili nie zrozumiała o co chodzi.
- Iiii?
- To są wyniki Temari No Sabaku.- Cała senność gdzieś ucieka, blondynka skoczyła na równe nogi i wyrwała Haruno resztę badań.
- Niemożliwe to by znaczyło, że... że podała sobie antidotum. - Spojrzała w bystre zielone oczy i dokończyła:
- Albo, że ktoś jej je podał. Przed nami. Zanim znalazł ją Nara.- Nagleoczuła się słaba, oklapła na fotel.
- Nie koniecznie, wyniki mogą być błędne, prawda?- Coś w sposobie w jaki Sakura na nią patrzyła zaniepokoiło Yamanakę. I jeszcze nadzieja w jej głosie, jakby z całego serca życzyła sobie tej pomyłki.
Ale to nie była pomyłka.
- Sakuś, mieliśmy tam najlepszych ludzi. Na podstawie ich relacji sporządzałyśmy odtrutkę. Odtrutkę która zadziała. Nie ma mowy o żadnym błędzie. - Siedząca obok niej kobieta przymknęła oczy i zagryzła dolną wargę. Gwałtownym ruchem ręki wydobyła z pliku jedną kartkę która wylądowała na kolanach błękitnookiej .
- Lepiej sprawdź te zmiany w składzie krwi. - Blondynka przebiegła tekst wzrokiem, a potem jeszcze raz i jeszcze raz. Przeczytała go bardzo powoli i dokładnie.
Reka jej zadrżała, kartka spadła na podłogę. Podniosła dłoń na wysokość oczu. Od kilku godzin chciała tylko spać, marzyła żeby wyjść ze szpitala i położyć się do łózka. Nawet teraz powieki jej ciążyły.
Spoliczkowała się, dość mocno. Jeszcze czego? Spać? Teraz? Może, jakby jej rozum odjęło.
- Ino!- Sakura wyraźnie nie rozumiała o co chodzi. Długowłosa podniosła się na nogi.
- Senność. To musi być pierwszy objaw. Skoro ja je mam, to zostało nam najwyżej 6 godzin, a później nie zdołamy tego opanować.
- Ale przecież cały czas byłaś w rękawiczkach i fartuchu nie dotknęłaś...
- Złapałam Shikamaru za ramiona, kiedy wyprowadzałam go ze szpitala, a cały był w jej krwi. To zdanie wystarczyło, żeby zrozumiała coś bardzo ważnego. Usłyszała jak Haruno głośno wciąga powietrze. Krzyknęły jednocześnie
- Shikamaru!!!- Prędkość z jaką wypadły na korytarz, wyrwała drzwi z zawiasów. Ledwo zdążyły zrobić dwa kroki, a wylądowały na podłodze.
- Kiba! Kurwa! - Wrzasnęła różowowłosa leżąc na chłopaku w którego wpadła. Uśmiechnął się zawadiacko.
- Nie, na nazwisko mam Inuzuka, ale ciekawy pomysł, może kiedyś zmienię. - Sakura zacisnęła usta, złapała leżącą obok Ino i podniosła się do dalszego biegu. Jednak chłopak zagrodzi jej drogę.
- Hana mnie wysłała, nie bij. - Pięść która zmierzała już w stronę jego policzka zatrzymała się.
- Po co? - Coś wwiercało jej się w umysł, ktoś mówił jej coś co miało związek z Haną. Ale kto i co to było?
- Ta łasica co ją wczoraj przynieśli, cała jest we krwi, a nie mogliśmy znaleźć rany. Pytałem w recepcji, ale nie wiedzieli czy była wystawiona na działanie jakiś trucizn, czy nie wie...
- Dotykałeś jej?!- Yamanaka była przerażona.
- Nie, przecież to moja siostra!- Haruno złapał go za koszulkę i docisnęła do ściany.
- Łasicy. Chodzi o łasicę, nie o Hanę. - Jej groźny ton sprawił, że zrozumiał powagę sytuacji.
- Tak dotykałem, zresztą nie tylko ja. - Miały takie miny, że zaczął się denerwować.
- Ej, co jest?- Zamiast odpowiedzieć spojrzały na siebie. Zanim się zorientował co się dzieje, został mu wciśnięty plik dokumentów.
- Zanieś to do Tsunade. Nieważne co będziesz musiał jej przerwać, ma to natychmiast przeczytać. Zrozumiano?
- Ale co się...
- To dobrze. Jakby co jesteśmy w laboratorium.- Już ich nie było. Spojrzał na pierwszą stronę i zobaczył jakieś niezrozumiałe, zapewne medyczne skróty. Zerknął na zakręt korytarza za którym zniknęły.
Co się do cholery stało ?
Ino jęknęła. Leżała rozwalona na fotelu w swoim gabinecie, nie chciała nawet myśleć o ruszaniu się, a ta wariatka o szerokim czole nie dość, że przyszła ją dręczyć, to jeszcze kazała jej się podnieść i przejść na drugą stronę pokoju. Zamiast wstawać wyciągnęła rękę w stronę drzwi.
- Pokarz. - Sakura uśmiechnęła się z politowaniem w stronę przyjaciółki. Podeszła i usiadła na oparciu fotela, wcisnęła blondynce kilka kartek.
- Powiedz co o tym sądzisz. - Yamanaka otworzyła jedno oko i przyjrzała się pobieżnie wynikom krwi, a potem składowi trucizny. Bez najmniejszego wahania powiedziała.
- Trucizna wniknęła przez skórę. Zostało podane antidotum, ale w nie wystarczającej ilości, później podano je jeszcze raz już w właściwej dawce. Skład krwi uległ jakimś tam zmianom o których nie chce mi się czytać. Powiedz pacjentowi, że przeżyje, ale będzie przechodził długą nieprzyjemną rehabilitacje.- Chciała oddać przyjaciółce kartki, ale ta gapiła się tępo na przeciwległa ścianę.
- A tobie co?
- To są wyniki Temari. - Ino w pierwszej chwili nie zrozumiała o co chodzi.
- Iiii?
- To są wyniki Temari No Sabaku.- Cała senność gdzieś ucieka, blondynka skoczyła na równe nogi i wyrwała Haruno resztę badań.
- Niemożliwe to by znaczyło, że... że podała sobie antidotum. - Spojrzała w bystre zielone oczy i dokończyła:
- Albo, że ktoś jej je podał. Przed nami. Zanim znalazł ją Nara.- Nagleoczuła się słaba, oklapła na fotel.
- Nie koniecznie, wyniki mogą być błędne, prawda?- Coś w sposobie w jaki Sakura na nią patrzyła zaniepokoiło Yamanakę. I jeszcze nadzieja w jej głosie, jakby z całego serca życzyła sobie tej pomyłki.
Ale to nie była pomyłka.
- Sakuś, mieliśmy tam najlepszych ludzi. Na podstawie ich relacji sporządzałyśmy odtrutkę. Odtrutkę która zadziała. Nie ma mowy o żadnym błędzie. - Siedząca obok niej kobieta przymknęła oczy i zagryzła dolną wargę. Gwałtownym ruchem ręki wydobyła z pliku jedną kartkę która wylądowała na kolanach błękitnookiej .
- Lepiej sprawdź te zmiany w składzie krwi. - Blondynka przebiegła tekst wzrokiem, a potem jeszcze raz i jeszcze raz. Przeczytała go bardzo powoli i dokładnie.
Reka jej zadrżała, kartka spadła na podłogę. Podniosła dłoń na wysokość oczu. Od kilku godzin chciała tylko spać, marzyła żeby wyjść ze szpitala i położyć się do łózka. Nawet teraz powieki jej ciążyły.
Spoliczkowała się, dość mocno. Jeszcze czego? Spać? Teraz? Może, jakby jej rozum odjęło.
- Ino!- Sakura wyraźnie nie rozumiała o co chodzi. Długowłosa podniosła się na nogi.
- Senność. To musi być pierwszy objaw. Skoro ja je mam, to zostało nam najwyżej 6 godzin, a później nie zdołamy tego opanować.
- Ale przecież cały czas byłaś w rękawiczkach i fartuchu nie dotknęłaś...
- Złapałam Shikamaru za ramiona, kiedy wyprowadzałam go ze szpitala, a cały był w jej krwi. To zdanie wystarczyło, żeby zrozumiała coś bardzo ważnego. Usłyszała jak Haruno głośno wciąga powietrze. Krzyknęły jednocześnie
- Shikamaru!!!- Prędkość z jaką wypadły na korytarz, wyrwała drzwi z zawiasów. Ledwo zdążyły zrobić dwa kroki, a wylądowały na podłodze.
- Kiba! Kurwa! - Wrzasnęła różowowłosa leżąc na chłopaku w którego wpadła. Uśmiechnął się zawadiacko.
- Nie, na nazwisko mam Inuzuka, ale ciekawy pomysł, może kiedyś zmienię. - Sakura zacisnęła usta, złapała leżącą obok Ino i podniosła się do dalszego biegu. Jednak chłopak zagrodzi jej drogę.
- Hana mnie wysłała, nie bij. - Pięść która zmierzała już w stronę jego policzka zatrzymała się.
- Po co? - Coś wwiercało jej się w umysł, ktoś mówił jej coś co miało związek z Haną. Ale kto i co to było?
- Ta łasica co ją wczoraj przynieśli, cała jest we krwi, a nie mogliśmy znaleźć rany. Pytałem w recepcji, ale nie wiedzieli czy była wystawiona na działanie jakiś trucizn, czy nie wie...
- Dotykałeś jej?!- Yamanaka była przerażona.
- Nie, przecież to moja siostra!- Haruno złapał go za koszulkę i docisnęła do ściany.
- Łasicy. Chodzi o łasicę, nie o Hanę. - Jej groźny ton sprawił, że zrozumiał powagę sytuacji.
- Tak dotykałem, zresztą nie tylko ja. - Miały takie miny, że zaczął się denerwować.
- Ej, co jest?- Zamiast odpowiedzieć spojrzały na siebie. Zanim się zorientował co się dzieje, został mu wciśnięty plik dokumentów.
- Zanieś to do Tsunade. Nieważne co będziesz musiał jej przerwać, ma to natychmiast przeczytać. Zrozumiano?
- Ale co się...
- To dobrze. Jakby co jesteśmy w laboratorium.- Już ich nie było. Spojrzał na pierwszą stronę i zobaczył jakieś niezrozumiałe, zapewne medyczne skróty. Zerknął na zakręt korytarza za którym zniknęły.
Co się do cholery stało ?
***
Kiedy wpadły do pomieszczenia wszyscy pracownicy spojrzeli na nie przestraszeni. Gdzieś z końca sali dobiegł odgłos tłuczonego szkła, gdy jakaś stażystka upuściła trzymaną przez siebie fiolkę. Znali się z uczennicami Piątej nie od dziś. Mało co doprowadzało je do takiego stanu, a kiedy już w nim były stać się mogło dosłownie wszystko. Lepiej było uważać.
Dopadły do najbliższego stanowiska, które natychmiast zostało uprzątnięte. Haruno wskazała na dwie pielęgniarki z dłuższym stażem.
- Przynieście mi wszystkie składniki potrzebne do wykonania odtrutki którą wczoraj podaliśmy No Sabaku. - Powiedziała spokojnie, ale stanowczo, wiążąc kucyk na krótkich włosach. Tymczasem Ino oparła się o blat, niezwykle osłabiona. Sakura położyła jej dłoń na ramieniu i powiedziała do ucha.
- Idź, odpocznij. - Chociaż z trudem, blondynka wyprostowała się i pokręciła głową.
- Musimy się pośpieszyć. Sama się nie wyrobisz. - Patrzyła na swoją przyjaciółkę. Ostatnio miała na nią coraz mniejszy wpływ.
Różowowłosa zamknęła się w sobie i odtrącała wszystkich swoich znajomych. Ino czuła się już wystarczająco okropnie po tym jak nie zdołała jej pomóc po śmierci rodziców. Nie miała zamiaru zostawić jej teraz z tym wszystkim.
Wiedziała też, że nie zdoła tak po prostu siedzieć. Tyle, że Haruno miała co innego w planach.
- Masz pierwsze objawy zatrucia organizmu, nie pozwolę ci teraz pracować. Znajdź sobie łóżko i grzecznie poczekaj, aż ktoś przyjdzie podać ci odtrutkę. - Powiedziała to na tyle głośno, żeby wszyscy w pomieszczeniu usłyszeli. Yamanaka znalazł się pod ostrzałem ich ciekawych spojrzeń. Tymczasem Sakura jeszcze nie skończyła. Zwróciła się do stojącego niedaleko lekarza.
- Odprowadź ją i przypilnuj, żeby nie zrobiła niczego głupiego.
Ino nie wierzyła własnym uszom. Jej przyjaciółka nigdy się tak nie zachowywała.
Nigdy jej nie rozkazywała, chyba, że były na misji. I nigdy, przenigdy nie upokorzyła jej z premedytacją, jak to zrobiła w tej chwili na oczach wszystkich.
Poczuła jak prostują się jej plecy, a głowa unosi lekko do góry. Przybrała dumną minę i odwróciła w kierunku wyjścia. Teraz nie mogła nic zrobić, musiała wyjść i być wyłączoną z ratowania swojego przyjaciela i wielu innych ludzi na których wpadł po drodze biegnąc wczoraj do szpitala. Ludzi o których nie wiedzieli nic, których nie znali - nie mieli pojęcia gdzie ich szukać.
Strach ścisnął jej gardło. Ktokolwiek to zorganizował, był wyszkolony, niebezpieczny i bezwzględny. Mieli tu do czynienia z ninja wysokiej rangi gotowymi do ataku.
Dopadły do najbliższego stanowiska, które natychmiast zostało uprzątnięte. Haruno wskazała na dwie pielęgniarki z dłuższym stażem.
- Przynieście mi wszystkie składniki potrzebne do wykonania odtrutki którą wczoraj podaliśmy No Sabaku. - Powiedziała spokojnie, ale stanowczo, wiążąc kucyk na krótkich włosach. Tymczasem Ino oparła się o blat, niezwykle osłabiona. Sakura położyła jej dłoń na ramieniu i powiedziała do ucha.
- Idź, odpocznij. - Chociaż z trudem, blondynka wyprostowała się i pokręciła głową.
- Musimy się pośpieszyć. Sama się nie wyrobisz. - Patrzyła na swoją przyjaciółkę. Ostatnio miała na nią coraz mniejszy wpływ.
Różowowłosa zamknęła się w sobie i odtrącała wszystkich swoich znajomych. Ino czuła się już wystarczająco okropnie po tym jak nie zdołała jej pomóc po śmierci rodziców. Nie miała zamiaru zostawić jej teraz z tym wszystkim.
Wiedziała też, że nie zdoła tak po prostu siedzieć. Tyle, że Haruno miała co innego w planach.
- Masz pierwsze objawy zatrucia organizmu, nie pozwolę ci teraz pracować. Znajdź sobie łóżko i grzecznie poczekaj, aż ktoś przyjdzie podać ci odtrutkę. - Powiedziała to na tyle głośno, żeby wszyscy w pomieszczeniu usłyszeli. Yamanaka znalazł się pod ostrzałem ich ciekawych spojrzeń. Tymczasem Sakura jeszcze nie skończyła. Zwróciła się do stojącego niedaleko lekarza.
- Odprowadź ją i przypilnuj, żeby nie zrobiła niczego głupiego.
Ino nie wierzyła własnym uszom. Jej przyjaciółka nigdy się tak nie zachowywała.
Nigdy jej nie rozkazywała, chyba, że były na misji. I nigdy, przenigdy nie upokorzyła jej z premedytacją, jak to zrobiła w tej chwili na oczach wszystkich.
Poczuła jak prostują się jej plecy, a głowa unosi lekko do góry. Przybrała dumną minę i odwróciła w kierunku wyjścia. Teraz nie mogła nic zrobić, musiała wyjść i być wyłączoną z ratowania swojego przyjaciela i wielu innych ludzi na których wpadł po drodze biegnąc wczoraj do szpitala. Ludzi o których nie wiedzieli nic, których nie znali - nie mieli pojęcia gdzie ich szukać.
Strach ścisnął jej gardło. Ktokolwiek to zorganizował, był wyszkolony, niebezpieczny i bezwzględny. Mieli tu do czynienia z ninja wysokiej rangi gotowymi do ataku.
***
Usłyszała jak drzwi zatrzaskują się ostentacyjnie. Podniosła wzrok na otaczających ją ludzi i zdała sobie sprawę, że do tej pory wbijała go w podłogę.
Jak tchórz nie była w stanie spojrzeć w oczy przyjaciółce.Nie chciała zobaczyć jej zszokowanej miny. Nie potrafiła udawać, że nie wie o co chodzi, ani nie starała się dociec dlaczego tak ją potraktowała.
O, tak.
Wiedziała, że jest tchórzem i nie przeszkadzało jej to. Czuła się z tym dobrze. Właśnie za tą akceptację się nienawidziła. Z taką samą łatwością akceptowała wszystkie zmiany wokół siebie, nie stawiając żadnego oporu. Może potrafiła być shinobi, może nawet był w tym dobra. Ale nie była wojownikiem, tam w środku nie umiała nim być.
Dlatego kiedyś zakochała się w Sasuke. Podziwiała go za to, że potrafił żądać zemsty, że potrafił jej pragnąć. Bo ona nie potrafiła. Nie potrafiła nawet wściekać się sama na siebie za to, że chciała nienawidzić. Że chciała być żądną zemsty za śmierć rodziców.
Przygryzła wewnętrzną stronę policzka, aż zabolało.
Nie czas na takie myśli. Nie kiedy miała do zrobienia coś tak ważnego. Leczenie było jedną z niewielu rzeczy które wciąż naprawdę kochała. Które chciała robić nie po to żeby nie wyjść na wariatkę, tylko dla samego leczenia. By widzieć wdzięczne twarze uratowanych i starać się nie pamiętać tych dla których było już za późno. Wczoraj się udało. Obiecała sobie, że dziś też się uda. Choćby nie wiem co, zdążą.
Po stole, przy którym stała rozsypały się składniki.
- To wszystko czego potrzeba, senpai. - Pielęgniarki były nieco zdyszane. Ledwo zerknęła na blat, pokręciła głową.
- To za mało. Zrobię z tego najwyżej trzy porcje antidotum. Przynieście więcej. Będzie ich trzeba około 20. Może 30. -Po tych słowach rozległy się szepty. Jak szum starego radia wypełniły sale. Nie czekała, aż ktoś zapyta.
- Dobrze się domyślacie. To wczorajsze to nie był pojedynczy atak. Nie znamy wszystkich ofiar, ale Piąta już organizuje poszukiwania. - "Mam nadzieje, że tak"
- Nie wolno nam panikować. Będziemy musieli pomóc tym ludziom, a panika w tym przeszkodzi. - Wzięła głęboki wdech nie tylko by zaczerpnąć powietrza, ale też, żeby na szybko zaimprowizować jakiś plan działania. Wskazała kilku lekarzy którzy pracowali z nią na oddziale zatruć. Jako ordynator znała ich i ceniła.
- Wy. Chodźcie tu. Teraz zrobię odtrutkę. Wytłumaczę wam co robię, w jakiej kolejności i dlaczego. Macie słuchać uważnie, bo nie mam czasu się powtarzać. Kiedy doniosą składniki sami będziecie robić kolejne porcje. Dacie radę? - Spojrzała im po kolei w oczy. To co w nich zobaczyła, wystarczyło za potwierdzenie. Już chciała zacząć lekcje dla swojej nowej na prędze stworzonej klasy, kiedy coś przykuło jej uwagę.
- A wy co stoicie. Miałyście przynieść składniki.- Pielęgniarki drgnęły zaskoczone jej tonem i wrogim spojrzeniem.
- H...Hai Sakura-senpai.
Jak tchórz nie była w stanie spojrzeć w oczy przyjaciółce.Nie chciała zobaczyć jej zszokowanej miny. Nie potrafiła udawać, że nie wie o co chodzi, ani nie starała się dociec dlaczego tak ją potraktowała.
O, tak.
Wiedziała, że jest tchórzem i nie przeszkadzało jej to. Czuła się z tym dobrze. Właśnie za tą akceptację się nienawidziła. Z taką samą łatwością akceptowała wszystkie zmiany wokół siebie, nie stawiając żadnego oporu. Może potrafiła być shinobi, może nawet był w tym dobra. Ale nie była wojownikiem, tam w środku nie umiała nim być.
Dlatego kiedyś zakochała się w Sasuke. Podziwiała go za to, że potrafił żądać zemsty, że potrafił jej pragnąć. Bo ona nie potrafiła. Nie potrafiła nawet wściekać się sama na siebie za to, że chciała nienawidzić. Że chciała być żądną zemsty za śmierć rodziców.
Przygryzła wewnętrzną stronę policzka, aż zabolało.
Nie czas na takie myśli. Nie kiedy miała do zrobienia coś tak ważnego. Leczenie było jedną z niewielu rzeczy które wciąż naprawdę kochała. Które chciała robić nie po to żeby nie wyjść na wariatkę, tylko dla samego leczenia. By widzieć wdzięczne twarze uratowanych i starać się nie pamiętać tych dla których było już za późno. Wczoraj się udało. Obiecała sobie, że dziś też się uda. Choćby nie wiem co, zdążą.
Po stole, przy którym stała rozsypały się składniki.
- To wszystko czego potrzeba, senpai. - Pielęgniarki były nieco zdyszane. Ledwo zerknęła na blat, pokręciła głową.
- To za mało. Zrobię z tego najwyżej trzy porcje antidotum. Przynieście więcej. Będzie ich trzeba około 20. Może 30. -Po tych słowach rozległy się szepty. Jak szum starego radia wypełniły sale. Nie czekała, aż ktoś zapyta.
- Dobrze się domyślacie. To wczorajsze to nie był pojedynczy atak. Nie znamy wszystkich ofiar, ale Piąta już organizuje poszukiwania. - "Mam nadzieje, że tak"
- Nie wolno nam panikować. Będziemy musieli pomóc tym ludziom, a panika w tym przeszkodzi. - Wzięła głęboki wdech nie tylko by zaczerpnąć powietrza, ale też, żeby na szybko zaimprowizować jakiś plan działania. Wskazała kilku lekarzy którzy pracowali z nią na oddziale zatruć. Jako ordynator znała ich i ceniła.
- Wy. Chodźcie tu. Teraz zrobię odtrutkę. Wytłumaczę wam co robię, w jakiej kolejności i dlaczego. Macie słuchać uważnie, bo nie mam czasu się powtarzać. Kiedy doniosą składniki sami będziecie robić kolejne porcje. Dacie radę? - Spojrzała im po kolei w oczy. To co w nich zobaczyła, wystarczyło za potwierdzenie. Już chciała zacząć lekcje dla swojej nowej na prędze stworzonej klasy, kiedy coś przykuło jej uwagę.
- A wy co stoicie. Miałyście przynieść składniki.- Pielęgniarki drgnęły zaskoczone jej tonem i wrogim spojrzeniem.
- H...Hai Sakura-senpai.
***
-Ile jeszcze razy będę wam powtarzać, że macie mi tu nie przyłazić?!! - Ręce blondynki na oślep szukały szlafroka w stercie ubrań leżącej na fotelu.
- Nie możecie sobie poradzić beze mnie przez kilka godzin!!- Wściekłym krokiem podeszła do włącznika światła i pstryknęła przełącznikiem. Jak się okazało wywróciła wszystko na darmo, bo szlafrok wisiał na drzwiach szafy. Uporczywe walenie do drzwi nie ustawało, denerwując ją coraz bardziej. Złapała puchaty ciuch i wymaszerowała z sypialni.
- Jest 3 nad ranem, ja też czasami muszę spać!!- Krzyczała truchtając przez korytarz i jednocześnie usiłując ubrać rękawy. Były na lewej stronie.
- Nie przyszło wam to nigdy do głowy?!!- W odpowiedzi dostała trzy natarczywe stuknięcia. Zamknęła oczy, mamrocząc pod nosem wiązkę przekleństw. Pukający odpuścił sobie uprzejmości i równo co sekundę uderzał w drzwi. Mniej więcej w połowie schodów straciła cierpliwość.
- Przesadzasz!!!- Zrobiła następny krok, a jej stopa trafiła na samotną skarpetkę walającą się na stopniu. Straciła równowagę i spadła na sam dół, obijając się po drodze. Gwałtownym ruchem wstała z podłogi, masując obolały łokieć.
" Zrobię tu jutro porządek".
Chwilowa cisza sprawiła jej ulgę, ale nie potrwała długo. Tyle tylko, że hałas był delikatniejszy, jakby natręt się wahał.
- Nie musisz udawać zmartwionego!!- Weszła do przedpokoju, poprawiła poły szlafroka i złapała za klamkę. Popchnęła drewniane skrzydło.
- Wy ANBU nie macie za grosz kultu...- Za drzwiami nikogo nie było. Bez zastanowienia ugięła kolana i podniosła gardę jeszcze zanim zauważyła postać stojącą po drugiej stronie ulicy. Znała ją. Wyprostowała się, opuściła ręce.
- Kiba, co ty wyczyniasz? - Jakoś nie mogła zrozumieć co ten chłopak robił pod jej drzwiami o takiej porze i po co stał na drugim końcu drogi.
- Przyniosłem jakieś dokumenty od Sakury i Ino. Prosiły, żebyś je natychmiast przejrzała. Były bardzo zdenerwowane. - Na dworze padało, nawet przy słabym świetle latarni ulicznych widziała, że Inuzuka ocieka wodą.
- Chodź tu i mi je daj.
- A nie będziesz się wściekać, Czcigodna?- Uśmiechnęła się lekko. Więc dlatego uciekł z pod drzwi.
- Nie, nie będę- Podbiegł do niej razem z Akamaru i czym prędzej schował się pod okap. Ze zdziwieniem zauważyła, że dokumenty które jej dał to dane medyczne Temari. Zafascynowana, zawróciła do domu by móc je przeczytać.
-Wchodź. Myślisz, że otwarte drzwi zostawiłam dla krasnoludków? - Mruknęła stojąc na środku salonu. Posłusznie wsunął się do przedpokoju i oparł o ścianę.
Nieprzespana noc dawała mu się we znaki. Naprawdę nie rozumiał dlaczego aż tak bardzo wzmocniono czujność. Oczywiście w ramach dodatkowych dyżurów musiał razem z kilkuosobową drużyną pilnować archiwów. Od zapachu pleśni rozbolała go głowa, a ledwo zdążył wrócić do domu został zmuszony do pomocy w weterynarii. Teraz zaś robił za kuriera.
Super!
- Jasna cholera. - Piąta powiedziała to cicho i chyba właśnie to przestraszyło go najbardziej. Bardziej nawet niż wrzaski oraz dziwne spojrzenia Sakury i Ino.
- Kiba? - Tsunade wpatrywała się w tekst, który miała przed sobą szeroko otwartymi oczami. - Dlaczego poszedłeś rano do szpitala? Bo tam spotkałeś dziewczyny, prawda?- Skinął głową.
- Hana miała ciężką noc w przychodni. Przynieśli dużo zwierząt i jeszcze ta cała łasica. Przyszli z nią wczoraj ze szpitala, powiedzieli, że pomagała jakiemuś shinobi i żebyśmy się nią zajęli. Siora mówi, że z początku wyglądała tylko na zmęczoną, ale później zaczęła krwawić nie wiadomo skąd. Kiedy wróciłem ze zmiany przez pół godziny próbowałem pomóc Hanie zrozumieć o co chodzi, aż w końcu kazała mi iść, zapytać się czy zwierzak nie mógł się czymś zatruć. - Mówiąc obserwował jak Hokage zagryza wargi i zamyka oczy.
- Czyli jednak nie mam zwidów. - Rzuciła kartki na zagraconą podłogę. - Sukinsyny.
- Piąta, co się dzieje? - puściła jego pytanie mimo uszu, skupiona na przywołaniu. Na niskim stoliku stojącym przed kanapą pojawiła się Katsuyu. - Pani, co mogę dla ciebie zrobić?
- Wszyscy ANBU mają się stawić w siedzibie Hokage za 10 minut. W kombinezonach ochronnych. Nie obchodzi mnie jak to zrobią, mają to zrobić! Wykonaj! - Ślimak zniknął w kłębach dymu.
Blondynka rzuciła się do wyjścia, po drodze zakładając buty na gołe stopy. Ledwo zdążyła zrobić kilka kroków już była kompletnie przemoczona. Deszcz zmienił się w ulewę. Nie zważając na mokre kosmyki przylepione do twarzy biegła najszybszą drogą do własnej siedziby. Inuzuka z trudnością ją dogonił.
- Czcigodna możesz mi powiedzieć co się...
- Nie ma czasu. Słuchaj, wróć do weterynarii, zabierz łasicę i wszystkich którzy jej dotknęli do szpitala. Nie możecie pozwolić, żeby ktokolwiek dotknął jej krwi oprócz was, to bardzo ważne. Zgłoście się do Sakury i tylko do niej. To rozkaz. - Niemal poczuła jak chłopak biegnący obok przerzuca się na tryb shinobi. O nic nie zapytał, wątpliwości zniknęły.
- Hai. - Odzieli się od niej na następnym zakręcie. Zaczęła zastanawiać się nad poprzednim dniem, nad ludźmi o których wiedziała, że na pewno są ofiarami tej trucizny. Na pierwsze miejsce wskoczył Shikamaru, potem Shizune i Hinata, pielęgniarz który przeniósł No Sabaku na łóżko. Hana, Kiba, Ino.
O tych wiedziała na pewno, a lista była pewnie o wiele dłuższa. Strażnicy przy wejściu spojrzeli na nią dziwnie, ale otworzyli bez zastanowienia. Wskakiwała po trzy stopnie do góry, byleby jak najszybciej dotrzeć do jednej z większych sal gdzie zwykle odbywała narady z ANBU. Dopiero na drugim piętrze zdała sobie sprawę, że wciąż jest ubrana w koszulę nocną do kolan i puszysty szlafrok. W dodatku ocieka wodą. Zaklęła siarczyście.
Jakoś będą musieli to znieść. Wściekła weszła do pomieszczenia pełnego zamaskowanych ninja. Reakcje na jej przybycie były różne. Niektórzy usiłowali stłumić śmiech, inni przekrzywiali głowy zdziwieni. Ale zdecydowana większość wciąż półleżała na ławkach usiłując nie zasnąć i mało ich obchodziło w co jest ubrana szefowa. Chcieli tylko, żeby przyznała, że to były tylko ćwiczenia i pozwoliła rozejść się do domów. Uderzyła pięścią w blat biurka.
- TO NIE SĄ ĆWICZENIA! - Wszystkie plecy się wyprostowały, wszystkie oczy skupiły się na niej. W ciągu jednej chwili byli gotowi do działania w pełni rozbudzeni. Czekali na jej słowa, instrukcje.
- Większość z was wie o wczorajszych wydarzeniach. Temari No Sabaku została zaatakowana i otruta w drodze do naszej Wioski. Miała szczęście, bo Shikamaru Nara znalazł ją i przetransportował tutaj. Uratowaliśmy ją. Pozornie koniec historii. Otóż, niestety, nie. Trucizna której wobec niej użyto wywoływała obfite krwawienie na całej powierzchni ciała, ale to nie wszystko. Ta substancja zamieniła jej krew w truciznę. - Widziała jak poruszyli się niespokojnie. Nie wierzyli w to co usłyszeli. Nic dziwnego ona też przed chwilą nie wierzyła.
- Jej krew, którą było pokryte całej jej ciało, była trucizną.- Powtórzyła, żeby nie mieli wątpliwości.
- Trucizną która wnika przez skórę. Każdy kto jej dotknął jest zatruty. Zostało nam około 5 może 6 godzin zanim wszystkie te osoby zaczną krwawić. A obawiam się, że ich krew będzie działać tak samo jak Temari. - Wiedziała, że zaczynają rozumieć co to znaczy.
- Jeżeli do tego dopuścimy nie zdołamy tego powstrzymać. Z czasem cała Konoha zostanie otruta. To był zaplanowany atak na nasze miasto, mający na celu osłabienie nas. - Przełknęła ślinę. Koniec z faktami, teraz przyszedł czas na plan działania.
- Wierzę w wasze umiejętności. Trucizna ta wywołuje u zatrutego charakterystyczne, łatwo rozpoznawalne drgania chakry. Macie się podzielić na dwójki i ich poszukiwać. Każdy u którego wystąpią ma być przeniesiony do szpitala. Niech jeden czteroosobowy odział dowie się kto miał wczoraj wartę na drodze z bramy głównej do szpitala. Nie mogli przegapić Nary. Dowiedzcie się od nich, czy pamiętają jak wyglądali ci na których wpadł. Każda informacja jest dobra. Należy wysłać wiadomości do jouninów. Musimy zwiększyć czujność. Wróg sądzi, że zostaliśmy osłabieni, może zaatakować. Pytania?- Wiedziała, że jeżeli coś przegapiła oni zaraz to wyłapią. Tym razem jedną z luk w historii zostawiła specjalnie.
- Czy to ma związek z ostatnimi wiadomościami, przekazanymi przez Jiraja-sama?- Spodziewała się tego pytania.
- Wszystko na to wskazuje. - Nie zaczęli szeptać miedzy sobą. ANBU rzadko szeptali. Przyjęli jej słowa ze spokojem, chociaż wiadomość nie należała do najlepszych.
- Czcigodna, jak mamy rozpoznać drgania chakry z którymi nigdy wcześniej nie mieliśmy do czynienia?- Jeden z młodszych członków oddziału znalazł to czego nie dopowiedziała. Postarała się zapamiętać na przyszłość, tego chłopaka.
- Racja. Ale nie ma z tym większego problemu. - Zmusiła swoją chakrę do szybszego przepływu, przez co stała się bardziej "dostrzegalna" dla innych.
- Służę za przykład. - Minęły dwie sekundy zanim przetrawili i zrozumieli te słowa. Do jej uszu dobiegł odgłos szybko wciąganego powietrza. Wszyscy obecni mierzyli ją zaniepokojonym wzrokiem. Potem wzięli się w garść, ich spojrzenia stały się chłodniejsze, fachowe. Obserwowali ją jak przedstawioną na szkoleniu próbkę z jakąś substancją. I tym teraz była- próbką.
Dała im minutę na przyglądanie się. Stwierdziwszy, że to wystarczy, żeby wszystko dokładnie zapamiętali wyciszyła swoją moc.
- Ruszajcie. Mam nadzieję, że mnie nie zawiedziecie. - Wstali i szybkim krokiem skierowali się do wyjścia.
- Sai. Yamato. Wy zostajecie. - Wskazała na jedną z kunoichi.
- Ty też, chodź tu. - Dziewczyna w odróżnieniu od mężczyzn wydawała się zaniepokojona rozkazem. Piąta poczekała, aż wszyscy inni wyjdą.
- Oddaj mi kombinezon, tobie nie będzie potrzebny. - Młoda shinobi zamrugała zdziwiona, ale sięgnęła do zamka błyskawicznego.
Te kombinezony to był wymysł Tsunade. Zabezpieczenie na wypadek gdyby jej specjalny oddział musiał pałętać się po jakimś zakażonym terytorium. Jednoczęściowe, czarne i sięgające szyi ubranie wylądowało na podłodze. Biedna dziewczyna miała pod spodem tylko spodenki od piżamy i bluzkę na ramiączka. Musiała się bardzo śpieszyć wychodząc z domu.
Podała specjalny strój Hokage i nieufnie zerkając na Tenzou założyła ręce na piersi. Ślimacza księżniczka kazała zostać właśnie jej, bo miały podobną figurę. Yamato uniósł ręce w górę i obrócił głowę w bok na znak, że nie jest groźny. Sai zachichotał. Kunoich zaczerwieniła się i obróciła do nich bokiem ostentacyjnie odrzucając włosy do tyłu. Piąta do połowy ubrana w kombinezon odpowiedziała na jej oburzone spojrzenie.
- Spokojnie. Byłam przed chwilą w podobnej sytuacji- Kobieta zerknęła na swoją koszulę nocną, na którą naciągała czarny materiał.
- Nawet gorszej. Nie masz się co denerwować.- Dziewczyna nie wyglądał na w pełni przekonaną, ale Tsunade nie miała czasu poprawiać jej humoru. Miała dla niej zadanie. Zasunęła swój nowy strój, złapała pierwszą lepszą kartkę która leżała na biurku i rozejrzała się za długopisem, którego jak na złość nie było.
- Sai daj coś do pisania. - Pędzel i atrament to nie było dokładnie to czego chciała, ale musiało wystarczyć. Szybko wypisała kolejne imiona. Ino Yamanaka, Kiba Inuzuka, Hinata Hyuga...
- Wszystkie osoby, które znajdują się na tej liście są zatrute. Masz ich sprowadzić do szpitala. Żadna z nich na pewno jeszcze nie zaczęła krwawić. Mogą mieć najwyżej pierwsze objawy. - Shinobi skinęła głową, wzięła kartkę i niemal wybiegła z pomieszczenia. Piąta usłyszała rozmowę pozostałych na sali dwóch ANBU.
- Przestań się śmiać, jest nowa to dlatego.- Wysyczał Yamato prosto do ucha trzęsącego się ze śmiechu bruneta.
- Ciekawe, że to akurat ciebie z nas dwóch uznała za zboczonego. Prawda?- Sai z biegiem lat bardzo się zmienił, nie był już tym dawnym, niepotrafiącym się odnaleźć chłopakiem.
- Och to dlatego, że ty z daleka wyglądasz na geja. Stwierdziła, że nie stanowisz zagrożenia.- Blondynka postanowiła interweniować zanim zaczną się kłócić na dobre. Ach, ci ninja. Zawsze zaczynają żartować i się wygłupiać kiedy są zdenerwowani.
- Idziemy.- Władczym krokiem skierowała się do drzwi nadając ostre tępo. Zerknęli na siebie i popędzili za nią. Dogonili ją dopiero na parterze.
- Piąta, jeżeli dobrze zrozumiałem ty też zostałaś otruta. Nie powinnaś czasem iść do szpitala po odtrutkę? - Dało się wyczuć zdenerwowanie w głosie Tenzou.
- Miałam dopiero pierwsze objawy, miną jeszcze trzy godziny zanim zacznę być niebezpieczna, nie martw się. - Starała się zbagatelizować całą sprawę. Nie jest dobrze, jeżeli denerwują się najlepsi ludzie.
- A jakie są pierwsze objawy?
- Zależy od organizmu. Senność, ból głowy, wymioty, zachwiania równowagi. -Posłał jej spojrzenie pod tytułem "A jakie, ty miałaś?"
- Spadłam ze schodów. - Skręciła za róg i przyspieszyła, musieli zdążyć.
- Tsunade, a tak właściwie to gdzie my idziemy?- Blady chłopak wtrącił się do rozmowy. Nienawidziła kiedy mówiąc z nią nosili te maski.
- Do domu Shikamaru. Zdejmijcie to. Nie lubię, kiedy nosicie je gdy nie trzeba.- Posłusznie ściągnęli zakrywające twarze kawałki drewna.
- On jest teraz w najgorszym stanie. Pierwszy miał styczność z Temari. - Dodała, żeby wiedzieli czego się spodziewać. Znów skręciła i zatrzymała się przed dość wysoką bramą. Znak rodziny Nara widniał na samym jej środku.
- Nie możecie sobie poradzić beze mnie przez kilka godzin!!- Wściekłym krokiem podeszła do włącznika światła i pstryknęła przełącznikiem. Jak się okazało wywróciła wszystko na darmo, bo szlafrok wisiał na drzwiach szafy. Uporczywe walenie do drzwi nie ustawało, denerwując ją coraz bardziej. Złapała puchaty ciuch i wymaszerowała z sypialni.
- Jest 3 nad ranem, ja też czasami muszę spać!!- Krzyczała truchtając przez korytarz i jednocześnie usiłując ubrać rękawy. Były na lewej stronie.
- Nie przyszło wam to nigdy do głowy?!!- W odpowiedzi dostała trzy natarczywe stuknięcia. Zamknęła oczy, mamrocząc pod nosem wiązkę przekleństw. Pukający odpuścił sobie uprzejmości i równo co sekundę uderzał w drzwi. Mniej więcej w połowie schodów straciła cierpliwość.
- Przesadzasz!!!- Zrobiła następny krok, a jej stopa trafiła na samotną skarpetkę walającą się na stopniu. Straciła równowagę i spadła na sam dół, obijając się po drodze. Gwałtownym ruchem wstała z podłogi, masując obolały łokieć.
" Zrobię tu jutro porządek".
Chwilowa cisza sprawiła jej ulgę, ale nie potrwała długo. Tyle tylko, że hałas był delikatniejszy, jakby natręt się wahał.
- Nie musisz udawać zmartwionego!!- Weszła do przedpokoju, poprawiła poły szlafroka i złapała za klamkę. Popchnęła drewniane skrzydło.
- Wy ANBU nie macie za grosz kultu...- Za drzwiami nikogo nie było. Bez zastanowienia ugięła kolana i podniosła gardę jeszcze zanim zauważyła postać stojącą po drugiej stronie ulicy. Znała ją. Wyprostowała się, opuściła ręce.
- Kiba, co ty wyczyniasz? - Jakoś nie mogła zrozumieć co ten chłopak robił pod jej drzwiami o takiej porze i po co stał na drugim końcu drogi.
- Przyniosłem jakieś dokumenty od Sakury i Ino. Prosiły, żebyś je natychmiast przejrzała. Były bardzo zdenerwowane. - Na dworze padało, nawet przy słabym świetle latarni ulicznych widziała, że Inuzuka ocieka wodą.
- Chodź tu i mi je daj.
- A nie będziesz się wściekać, Czcigodna?- Uśmiechnęła się lekko. Więc dlatego uciekł z pod drzwi.
- Nie, nie będę- Podbiegł do niej razem z Akamaru i czym prędzej schował się pod okap. Ze zdziwieniem zauważyła, że dokumenty które jej dał to dane medyczne Temari. Zafascynowana, zawróciła do domu by móc je przeczytać.
-Wchodź. Myślisz, że otwarte drzwi zostawiłam dla krasnoludków? - Mruknęła stojąc na środku salonu. Posłusznie wsunął się do przedpokoju i oparł o ścianę.
Nieprzespana noc dawała mu się we znaki. Naprawdę nie rozumiał dlaczego aż tak bardzo wzmocniono czujność. Oczywiście w ramach dodatkowych dyżurów musiał razem z kilkuosobową drużyną pilnować archiwów. Od zapachu pleśni rozbolała go głowa, a ledwo zdążył wrócić do domu został zmuszony do pomocy w weterynarii. Teraz zaś robił za kuriera.
Super!
- Jasna cholera. - Piąta powiedziała to cicho i chyba właśnie to przestraszyło go najbardziej. Bardziej nawet niż wrzaski oraz dziwne spojrzenia Sakury i Ino.
- Kiba? - Tsunade wpatrywała się w tekst, który miała przed sobą szeroko otwartymi oczami. - Dlaczego poszedłeś rano do szpitala? Bo tam spotkałeś dziewczyny, prawda?- Skinął głową.
- Hana miała ciężką noc w przychodni. Przynieśli dużo zwierząt i jeszcze ta cała łasica. Przyszli z nią wczoraj ze szpitala, powiedzieli, że pomagała jakiemuś shinobi i żebyśmy się nią zajęli. Siora mówi, że z początku wyglądała tylko na zmęczoną, ale później zaczęła krwawić nie wiadomo skąd. Kiedy wróciłem ze zmiany przez pół godziny próbowałem pomóc Hanie zrozumieć o co chodzi, aż w końcu kazała mi iść, zapytać się czy zwierzak nie mógł się czymś zatruć. - Mówiąc obserwował jak Hokage zagryza wargi i zamyka oczy.
- Czyli jednak nie mam zwidów. - Rzuciła kartki na zagraconą podłogę. - Sukinsyny.
- Piąta, co się dzieje? - puściła jego pytanie mimo uszu, skupiona na przywołaniu. Na niskim stoliku stojącym przed kanapą pojawiła się Katsuyu. - Pani, co mogę dla ciebie zrobić?
- Wszyscy ANBU mają się stawić w siedzibie Hokage za 10 minut. W kombinezonach ochronnych. Nie obchodzi mnie jak to zrobią, mają to zrobić! Wykonaj! - Ślimak zniknął w kłębach dymu.
Blondynka rzuciła się do wyjścia, po drodze zakładając buty na gołe stopy. Ledwo zdążyła zrobić kilka kroków już była kompletnie przemoczona. Deszcz zmienił się w ulewę. Nie zważając na mokre kosmyki przylepione do twarzy biegła najszybszą drogą do własnej siedziby. Inuzuka z trudnością ją dogonił.
- Czcigodna możesz mi powiedzieć co się...
- Nie ma czasu. Słuchaj, wróć do weterynarii, zabierz łasicę i wszystkich którzy jej dotknęli do szpitala. Nie możecie pozwolić, żeby ktokolwiek dotknął jej krwi oprócz was, to bardzo ważne. Zgłoście się do Sakury i tylko do niej. To rozkaz. - Niemal poczuła jak chłopak biegnący obok przerzuca się na tryb shinobi. O nic nie zapytał, wątpliwości zniknęły.
- Hai. - Odzieli się od niej na następnym zakręcie. Zaczęła zastanawiać się nad poprzednim dniem, nad ludźmi o których wiedziała, że na pewno są ofiarami tej trucizny. Na pierwsze miejsce wskoczył Shikamaru, potem Shizune i Hinata, pielęgniarz który przeniósł No Sabaku na łóżko. Hana, Kiba, Ino.
O tych wiedziała na pewno, a lista była pewnie o wiele dłuższa. Strażnicy przy wejściu spojrzeli na nią dziwnie, ale otworzyli bez zastanowienia. Wskakiwała po trzy stopnie do góry, byleby jak najszybciej dotrzeć do jednej z większych sal gdzie zwykle odbywała narady z ANBU. Dopiero na drugim piętrze zdała sobie sprawę, że wciąż jest ubrana w koszulę nocną do kolan i puszysty szlafrok. W dodatku ocieka wodą. Zaklęła siarczyście.
Jakoś będą musieli to znieść. Wściekła weszła do pomieszczenia pełnego zamaskowanych ninja. Reakcje na jej przybycie były różne. Niektórzy usiłowali stłumić śmiech, inni przekrzywiali głowy zdziwieni. Ale zdecydowana większość wciąż półleżała na ławkach usiłując nie zasnąć i mało ich obchodziło w co jest ubrana szefowa. Chcieli tylko, żeby przyznała, że to były tylko ćwiczenia i pozwoliła rozejść się do domów. Uderzyła pięścią w blat biurka.
- TO NIE SĄ ĆWICZENIA! - Wszystkie plecy się wyprostowały, wszystkie oczy skupiły się na niej. W ciągu jednej chwili byli gotowi do działania w pełni rozbudzeni. Czekali na jej słowa, instrukcje.
- Większość z was wie o wczorajszych wydarzeniach. Temari No Sabaku została zaatakowana i otruta w drodze do naszej Wioski. Miała szczęście, bo Shikamaru Nara znalazł ją i przetransportował tutaj. Uratowaliśmy ją. Pozornie koniec historii. Otóż, niestety, nie. Trucizna której wobec niej użyto wywoływała obfite krwawienie na całej powierzchni ciała, ale to nie wszystko. Ta substancja zamieniła jej krew w truciznę. - Widziała jak poruszyli się niespokojnie. Nie wierzyli w to co usłyszeli. Nic dziwnego ona też przed chwilą nie wierzyła.
- Jej krew, którą było pokryte całej jej ciało, była trucizną.- Powtórzyła, żeby nie mieli wątpliwości.
- Trucizną która wnika przez skórę. Każdy kto jej dotknął jest zatruty. Zostało nam około 5 może 6 godzin zanim wszystkie te osoby zaczną krwawić. A obawiam się, że ich krew będzie działać tak samo jak Temari. - Wiedziała, że zaczynają rozumieć co to znaczy.
- Jeżeli do tego dopuścimy nie zdołamy tego powstrzymać. Z czasem cała Konoha zostanie otruta. To był zaplanowany atak na nasze miasto, mający na celu osłabienie nas. - Przełknęła ślinę. Koniec z faktami, teraz przyszedł czas na plan działania.
- Wierzę w wasze umiejętności. Trucizna ta wywołuje u zatrutego charakterystyczne, łatwo rozpoznawalne drgania chakry. Macie się podzielić na dwójki i ich poszukiwać. Każdy u którego wystąpią ma być przeniesiony do szpitala. Niech jeden czteroosobowy odział dowie się kto miał wczoraj wartę na drodze z bramy głównej do szpitala. Nie mogli przegapić Nary. Dowiedzcie się od nich, czy pamiętają jak wyglądali ci na których wpadł. Każda informacja jest dobra. Należy wysłać wiadomości do jouninów. Musimy zwiększyć czujność. Wróg sądzi, że zostaliśmy osłabieni, może zaatakować. Pytania?- Wiedziała, że jeżeli coś przegapiła oni zaraz to wyłapią. Tym razem jedną z luk w historii zostawiła specjalnie.
- Czy to ma związek z ostatnimi wiadomościami, przekazanymi przez Jiraja-sama?- Spodziewała się tego pytania.
- Wszystko na to wskazuje. - Nie zaczęli szeptać miedzy sobą. ANBU rzadko szeptali. Przyjęli jej słowa ze spokojem, chociaż wiadomość nie należała do najlepszych.
- Czcigodna, jak mamy rozpoznać drgania chakry z którymi nigdy wcześniej nie mieliśmy do czynienia?- Jeden z młodszych członków oddziału znalazł to czego nie dopowiedziała. Postarała się zapamiętać na przyszłość, tego chłopaka.
- Racja. Ale nie ma z tym większego problemu. - Zmusiła swoją chakrę do szybszego przepływu, przez co stała się bardziej "dostrzegalna" dla innych.
- Służę za przykład. - Minęły dwie sekundy zanim przetrawili i zrozumieli te słowa. Do jej uszu dobiegł odgłos szybko wciąganego powietrza. Wszyscy obecni mierzyli ją zaniepokojonym wzrokiem. Potem wzięli się w garść, ich spojrzenia stały się chłodniejsze, fachowe. Obserwowali ją jak przedstawioną na szkoleniu próbkę z jakąś substancją. I tym teraz była- próbką.
Dała im minutę na przyglądanie się. Stwierdziwszy, że to wystarczy, żeby wszystko dokładnie zapamiętali wyciszyła swoją moc.
- Ruszajcie. Mam nadzieję, że mnie nie zawiedziecie. - Wstali i szybkim krokiem skierowali się do wyjścia.
- Sai. Yamato. Wy zostajecie. - Wskazała na jedną z kunoichi.
- Ty też, chodź tu. - Dziewczyna w odróżnieniu od mężczyzn wydawała się zaniepokojona rozkazem. Piąta poczekała, aż wszyscy inni wyjdą.
- Oddaj mi kombinezon, tobie nie będzie potrzebny. - Młoda shinobi zamrugała zdziwiona, ale sięgnęła do zamka błyskawicznego.
Te kombinezony to był wymysł Tsunade. Zabezpieczenie na wypadek gdyby jej specjalny oddział musiał pałętać się po jakimś zakażonym terytorium. Jednoczęściowe, czarne i sięgające szyi ubranie wylądowało na podłodze. Biedna dziewczyna miała pod spodem tylko spodenki od piżamy i bluzkę na ramiączka. Musiała się bardzo śpieszyć wychodząc z domu.
Podała specjalny strój Hokage i nieufnie zerkając na Tenzou założyła ręce na piersi. Ślimacza księżniczka kazała zostać właśnie jej, bo miały podobną figurę. Yamato uniósł ręce w górę i obrócił głowę w bok na znak, że nie jest groźny. Sai zachichotał. Kunoich zaczerwieniła się i obróciła do nich bokiem ostentacyjnie odrzucając włosy do tyłu. Piąta do połowy ubrana w kombinezon odpowiedziała na jej oburzone spojrzenie.
- Spokojnie. Byłam przed chwilą w podobnej sytuacji- Kobieta zerknęła na swoją koszulę nocną, na którą naciągała czarny materiał.
- Nawet gorszej. Nie masz się co denerwować.- Dziewczyna nie wyglądał na w pełni przekonaną, ale Tsunade nie miała czasu poprawiać jej humoru. Miała dla niej zadanie. Zasunęła swój nowy strój, złapała pierwszą lepszą kartkę która leżała na biurku i rozejrzała się za długopisem, którego jak na złość nie było.
- Sai daj coś do pisania. - Pędzel i atrament to nie było dokładnie to czego chciała, ale musiało wystarczyć. Szybko wypisała kolejne imiona. Ino Yamanaka, Kiba Inuzuka, Hinata Hyuga...
- Wszystkie osoby, które znajdują się na tej liście są zatrute. Masz ich sprowadzić do szpitala. Żadna z nich na pewno jeszcze nie zaczęła krwawić. Mogą mieć najwyżej pierwsze objawy. - Shinobi skinęła głową, wzięła kartkę i niemal wybiegła z pomieszczenia. Piąta usłyszała rozmowę pozostałych na sali dwóch ANBU.
- Przestań się śmiać, jest nowa to dlatego.- Wysyczał Yamato prosto do ucha trzęsącego się ze śmiechu bruneta.
- Ciekawe, że to akurat ciebie z nas dwóch uznała za zboczonego. Prawda?- Sai z biegiem lat bardzo się zmienił, nie był już tym dawnym, niepotrafiącym się odnaleźć chłopakiem.
- Och to dlatego, że ty z daleka wyglądasz na geja. Stwierdziła, że nie stanowisz zagrożenia.- Blondynka postanowiła interweniować zanim zaczną się kłócić na dobre. Ach, ci ninja. Zawsze zaczynają żartować i się wygłupiać kiedy są zdenerwowani.
- Idziemy.- Władczym krokiem skierowała się do drzwi nadając ostre tępo. Zerknęli na siebie i popędzili za nią. Dogonili ją dopiero na parterze.
- Piąta, jeżeli dobrze zrozumiałem ty też zostałaś otruta. Nie powinnaś czasem iść do szpitala po odtrutkę? - Dało się wyczuć zdenerwowanie w głosie Tenzou.
- Miałam dopiero pierwsze objawy, miną jeszcze trzy godziny zanim zacznę być niebezpieczna, nie martw się. - Starała się zbagatelizować całą sprawę. Nie jest dobrze, jeżeli denerwują się najlepsi ludzie.
- A jakie są pierwsze objawy?
- Zależy od organizmu. Senność, ból głowy, wymioty, zachwiania równowagi. -Posłał jej spojrzenie pod tytułem "A jakie, ty miałaś?"
- Spadłam ze schodów. - Skręciła za róg i przyspieszyła, musieli zdążyć.
- Tsunade, a tak właściwie to gdzie my idziemy?- Blady chłopak wtrącił się do rozmowy. Nienawidziła kiedy mówiąc z nią nosili te maski.
- Do domu Shikamaru. Zdejmijcie to. Nie lubię, kiedy nosicie je gdy nie trzeba.- Posłusznie ściągnęli zakrywające twarze kawałki drewna.
- On jest teraz w najgorszym stanie. Pierwszy miał styczność z Temari. - Dodała, żeby wiedzieli czego się spodziewać. Znów skręciła i zatrzymała się przed dość wysoką bramą. Znak rodziny Nara widniał na samym jej środku.
***
Shikakau o mały włos nie dostał zawału.
Kiedy usłyszał jak drzwi frontowe wypadają z zawiasów wyskoczył z pościeli jak oparzony. Yoshino zerwała się i wsunęła pod łóżko. Wcześniej omawiali możliwość zaatakowania ich domu, doskonale wiedziała co robić. Co prawda ukrycie się pod materacem było mało oryginalne i wróg z pewnością by ją znalazł... Gdyby nie ukryta klapa w podłodze. Miała zostać tak długo jak to będzie możliwe, żeby później uciec i przekazać wieści.
Ojciec Shikamaru zgarnął kunaia ze stolika nocnego i przygotował się do użycia techniki cienia. Uchylił drzwi sypialni w taki sposób żeby nie zaskrzypiały i wyjrzał na korytarz. Odniósł wrażenie, że czegoś mu brakuje. Jakby czegoś ze sobą nie zabrał. Ale z drugiej strony był absolutnie nie przygotowany, miał wszelkie prawo tak się czuć. Zrobił niepewny krok na przód.
- Nie waż się ruszać. - Drgnął zaskoczony kiedy na końcu korytarza pojawiła się postać ubrana na ciemno. Pstryknął przełącznik, zaświeciło światło.
- Tsunade? - "Co ona sobie wyobrażała? Czy to miał być jakiś test? Dlaczego wyważyła drzwi?"
W tym momencie obok Hokage stanęli Sai i Yamato. Opuścił ręce, przekrzywiając pytająco głowę.
"O co chodzi?"
Chciał zapytać syna, czy widzi to samo co on, ale zdał sobie sprawę, że Shikamaru nie ma obok. Tego właśnie mu brakowało. Taki huk o czwartej rano na pewno zaniepokoiłby chłopaka. W takim razie dlaczego nie wyszedł z pokoju? Odruchowo chciał zobaczyć co z synem, ale powstrzymała go dłoń Piątej. Miała przepraszający wyraz twarzy i niepokój w oczach. Nie wróżyło to za dobrze. Otrząsnął się.
- Yoshino! Nie musisz się chować to Tsunade. - Kobieta stanęła przy nim szybciej niż się spodziewał. Wyglądała na bardziej przestraszoną niż przed chwilą.
- Godaime, co się dzieje ?- Zapytała. Blondynka zamarła z ręką na klamce drzwi do pokoju młodego Nary. Zerknęła na nich.
- Jeżeli którekolwiek z was spanikuje każę Tenzou, was wyprowadzić. - Te słowa sprawiły, że ich zdenerwowanie sięgnęło zenitu. Wmaszerowała do pokoju ich syna ze zmarszczonym czołem i skupieniem wymalowanym na twarzy. ANBU podążyli krok za nią. Minęła chwila zanim małżeństwo odważyło się pójść w ich ślady. Ostrożnie wychylili głowy za framugę.
Pierwsze co zrobił Shikakau to złapanie omdlałej Yoshino. Przymknął oczy i z trudem zmusił się do zachowania godnego ninja. Ułożył żonę delikatnie na ziemi, zrobił duży krok nad jej nogami i wszedł do pokoju.
- Piąta?- Wolałby, żeby głos mu nie drżał.
- Co to ma znaczyć? Co mu jest?- Ślimacza księżniczka klęczała na podłodze obok łóżka Shikamaru. Przyglądając się dokładnie chłopakowi usiłowała wyczuć puls na jego szyi przez materiał kombinezonu. Zerknęła na starszego mężczyznę przez kurtynę włosów opadających jej na twarz.
- Naprawdę przepraszam, że nie mam czasu ci tego tłumaczyć.- Opuściła dłoń którą wcześniej mierzyła puls. Krew skapywała na podłogę z jej palców.
- Obiecuje, że nic mu nie będzie. To wygląda gorzej niż jest naprawdę. - Wstała i odrzuciła koc którym okrył się młodszy Nara. Jego ojciec zagryzł wargi, żeby nie krzyknąć. Nie mógł uwierzyć w to co widzi.
Z żadnej z ran jaką miał nieszczęście oglądać nie wypłynęło tak wiele krwi. Jak to się stało Jeżeli ktoś zaatakował ich w nocy to dlaczego nic nie słyszał? Nic nie wyczuł, a przecież, chyba ...powinien.
"To wygląda gorzej niż jest naprawę, to wygląda gorzej niż jest naprawdę, to wygląda gorzej niż.." Ktoś coś do niego powiedział, wrócił do rzeczywistości.
- Co?- Spytał odruchowo. Hokage zmierzyła go podejrzliwym wzrokiem, ale widząc, że nad sobą panuje powtórzyła.
- Mówiłam żebyś wziął Yoshino i poszedł do szpitala. Znajdź kogoś kompetentnego i przekaż mu, że kazałam zebrać ekipę z oddziału zatruć do operacji. -Drgnął na słowo "operacja".
- Dołączymy do was za chwilę, muszę wiedzieć czy można go bezpiecznie przenieść. - Widząc, że nie ruszył się z miejsca dodała:
- Idź już. - Nie zrobił nic. Nawet gdyby chciał odejść nie potrafiłby. Nie miał pojęcia gdzie znajdują się jego nogi. Mógł tylko stać i patrzeć.
- To jest rozkaz!- Nie drgnął. Spuściła wzrok i dodała ciszej:
- Nie każ mi tego powtarzać dwa razy.
Poczuł czyjąś dłoń na ramieniu, w polu jego widzenia pojawiła się blada twarz i ciemne oczy.
- Shikaku-san, Hokage wie co robi, zaufaj jej.- Słowa Saija sprawiły, że się otrząsnął. Skinął Piątej głową i wyszedł z pomieszczenia. Jego ruchy były sztywne, mechaniczne. Nie mógł wyrzucić z głowy obrazu, który widział przed chwilą. Wziął Yoshino na ręce i ruszył do drzwi frontowych. Przynajmniej miał coś do zrobienia.
Mniej więcej w połowie drogi do szpitala ocknęła się. Spojrzała na niego półprzytomnym wzrokiem.
- Wiesz, miałam okropny sen.- Przytulił ją mocniej do siebie. Chwilę jeszcze poleżała spokojnie, a potem otworzyła szeroko oczy. Zdała sobie sprawę, że nie jest w domu.
- Shikaku?- Patrzyła na niego z takim strachem i nadzieją, że naprawdę miał ochotę ją okłamać.
- To nie był sen, kochanie.- Dawno nie używał wobec niej czułych słówek. Dzisiejszy dzień stał jednak najwyraźniej pod znakiem niezwykłych zdarzeń. Po jej policzkach popłynęły łzy. Czując jak się trzęsie przyśpieszył kroku. Ledwo starczało mu sił by kontrolować samego siebie. Nie wiedział, czy zdoła ją pocieszać.
- Piąta mówiła, że nic mu nie będzie.- Powiedział starając się zachować normalny ton. Zerknęła na jego ściągniętą twarz i poczuła jak narasta w niej wściekłość na samą siebie. Nie pomagała w taki sposób. Zanim się obejrzał wyślizgnęła mu się z rąk i biegła o własnych siłach. Nie pytała gdzie idą.
Im bliżej byli szpitala tym sytuacja robiła się dziwniejsza. Mężczyzna zauważył jak dwóch ANBU prowadzi jakąś starszą kobietę w podomce. Inne pary zamaskowanych shinobi stały na dachach, plecami do siebie wyraźnie nad czymś skupione. Zmarszczył brwi, cokolwiek się działo było zakrojone na większą skalę niż przypuszczał. Nie chodziło tylko o jego rodzinę, to było coś większego.
Nie zauważył kiedy znaleźli się w recepcji. Rozejrzał się w poszukiwaniu kogoś, jak to nazwała Tsunade "kompetentnego". Właśnie miał zapytać jednej z pielęgniarek, która wyglądała na ogarniętą, kiedy usłyszał znajomy głos. Odwrócił się w stronę młodego Inuzuki. Brunet machał do niego z końca sali. Zauważywszy, że Sakura stoi obok niego niemal natychmiast do nich podszedł. Yoshino podążyła za nim obejmując się ramionami. Miała szczęście, że jej piżama wyglądała jak luźny strój dzienny.
- Godaime kazała zebrać z oddziału zatruć, zespół do operacji.- Źle odczytał wyraz twarzy różowowłosej jako niezrozumienie.
- Shikamaru jest cały we krwi. Nie wiem dlaczego i Piąta...
- Spokojnie. Wiem o co chodzi, zajmę się tym. - Dwuskrzydłowe drzwi otworzyły się po raz kolejny. Stanęła w nich Shizune. Haruno kazała jednemu z przechodzących obok lekarzy przyprowadzić ją. Zwróciła się do Kiby.
- Wiesz gdzie masz iść i co robić?- Potwierdził.
- Zaprowadź jeszcze Shizune.- Przeniosła uwagę na małżeństwo.
- A wy, chodźcie ze mną. - Prowadziła ich skomplikowanym labiryntem korytarzy i schodów po drodze wydając polecenia spotykanym ludziom. Zatrzymali się pod drzwiami z napisem "Sala zabiegowa". Gestem pokazała im, że mają usiąść na ustawionych wzdłuż ścian plastikowych krzesłach.
- Spróbuje wam wytłumaczyć jak najwięcej zanim zaczniemy operacje. Wczoraj Shikamaru miał oprowadzać Temari, ale się nie zjawiła więc...- Słuchali tego co mówiła z coraz większym zdziwieniem. Trudno było uwierzyć w coś takiego, ale ona nie wyglądała na taką która żartuje. Była śmiertelnie poważna. W sztucznym świetle szpitalnych lamp dało się dostrzec głębokie cienie pod jej oczami. Ludzie w kitlach wchodzili i wychodzili z sali w której miał być operowany ich syn.
Po kilu minutach zamilkła, a oni nie umieli wykrzesać z siebie dość energii by odpowiedzieć. Yoshino oparła się o męża i pozwoliła się objąć. Mężczyzna chował nos w jej włosach. Sakurze z niewyjaśnionych przyczyn zrobiło się smutno na ten widok.
Tę milcząca scenę przerwał głos Piątej i stukot kółek szpitalnego łóżka.
-Wszystko gotowe Sakura?- Młoda lekarka podniosła, opuszczoną dotąd głowę.
- Tak. Wszyscy czekają. - Płynnym ruchem wbiegła do sali, ciągnąc za sobą łóżko na którym leżał Nara. Tsunade zatrzymała się.
- Wszystko będzie dobrze.- Poprawiła lekarski fartuch narzucony na nieprzepuszczalny kombinezon.
- Obiecuję.
Drzwi sali operacyjnej się zamknęły się. Lampka umieszczona nad nimi zapaliła się czerwonym światłem. Nikt nie mógł wejść do środka bez pozwolenia. Shikaku posadził sobie żonę na kolanach i zamknął oczy. Usiłował nie myśleć o niczym poza zapachem jej włosów. Teraz nie mógł już nic zrobić. Mógł tylko czekać, aż światełko nad drzwiami zgaśnie.
Kiedy usłyszał jak drzwi frontowe wypadają z zawiasów wyskoczył z pościeli jak oparzony. Yoshino zerwała się i wsunęła pod łóżko. Wcześniej omawiali możliwość zaatakowania ich domu, doskonale wiedziała co robić. Co prawda ukrycie się pod materacem było mało oryginalne i wróg z pewnością by ją znalazł... Gdyby nie ukryta klapa w podłodze. Miała zostać tak długo jak to będzie możliwe, żeby później uciec i przekazać wieści.
Ojciec Shikamaru zgarnął kunaia ze stolika nocnego i przygotował się do użycia techniki cienia. Uchylił drzwi sypialni w taki sposób żeby nie zaskrzypiały i wyjrzał na korytarz. Odniósł wrażenie, że czegoś mu brakuje. Jakby czegoś ze sobą nie zabrał. Ale z drugiej strony był absolutnie nie przygotowany, miał wszelkie prawo tak się czuć. Zrobił niepewny krok na przód.
- Nie waż się ruszać. - Drgnął zaskoczony kiedy na końcu korytarza pojawiła się postać ubrana na ciemno. Pstryknął przełącznik, zaświeciło światło.
- Tsunade? - "Co ona sobie wyobrażała? Czy to miał być jakiś test? Dlaczego wyważyła drzwi?"
W tym momencie obok Hokage stanęli Sai i Yamato. Opuścił ręce, przekrzywiając pytająco głowę.
"O co chodzi?"
Chciał zapytać syna, czy widzi to samo co on, ale zdał sobie sprawę, że Shikamaru nie ma obok. Tego właśnie mu brakowało. Taki huk o czwartej rano na pewno zaniepokoiłby chłopaka. W takim razie dlaczego nie wyszedł z pokoju? Odruchowo chciał zobaczyć co z synem, ale powstrzymała go dłoń Piątej. Miała przepraszający wyraz twarzy i niepokój w oczach. Nie wróżyło to za dobrze. Otrząsnął się.
- Yoshino! Nie musisz się chować to Tsunade. - Kobieta stanęła przy nim szybciej niż się spodziewał. Wyglądała na bardziej przestraszoną niż przed chwilą.
- Godaime, co się dzieje ?- Zapytała. Blondynka zamarła z ręką na klamce drzwi do pokoju młodego Nary. Zerknęła na nich.
- Jeżeli którekolwiek z was spanikuje każę Tenzou, was wyprowadzić. - Te słowa sprawiły, że ich zdenerwowanie sięgnęło zenitu. Wmaszerowała do pokoju ich syna ze zmarszczonym czołem i skupieniem wymalowanym na twarzy. ANBU podążyli krok za nią. Minęła chwila zanim małżeństwo odważyło się pójść w ich ślady. Ostrożnie wychylili głowy za framugę.
Pierwsze co zrobił Shikakau to złapanie omdlałej Yoshino. Przymknął oczy i z trudem zmusił się do zachowania godnego ninja. Ułożył żonę delikatnie na ziemi, zrobił duży krok nad jej nogami i wszedł do pokoju.
- Piąta?- Wolałby, żeby głos mu nie drżał.
- Co to ma znaczyć? Co mu jest?- Ślimacza księżniczka klęczała na podłodze obok łóżka Shikamaru. Przyglądając się dokładnie chłopakowi usiłowała wyczuć puls na jego szyi przez materiał kombinezonu. Zerknęła na starszego mężczyznę przez kurtynę włosów opadających jej na twarz.
- Naprawdę przepraszam, że nie mam czasu ci tego tłumaczyć.- Opuściła dłoń którą wcześniej mierzyła puls. Krew skapywała na podłogę z jej palców.
- Obiecuje, że nic mu nie będzie. To wygląda gorzej niż jest naprawdę. - Wstała i odrzuciła koc którym okrył się młodszy Nara. Jego ojciec zagryzł wargi, żeby nie krzyknąć. Nie mógł uwierzyć w to co widzi.
Z żadnej z ran jaką miał nieszczęście oglądać nie wypłynęło tak wiele krwi. Jak to się stało Jeżeli ktoś zaatakował ich w nocy to dlaczego nic nie słyszał? Nic nie wyczuł, a przecież, chyba ...powinien.
"To wygląda gorzej niż jest naprawę, to wygląda gorzej niż jest naprawdę, to wygląda gorzej niż.." Ktoś coś do niego powiedział, wrócił do rzeczywistości.
- Co?- Spytał odruchowo. Hokage zmierzyła go podejrzliwym wzrokiem, ale widząc, że nad sobą panuje powtórzyła.
- Mówiłam żebyś wziął Yoshino i poszedł do szpitala. Znajdź kogoś kompetentnego i przekaż mu, że kazałam zebrać ekipę z oddziału zatruć do operacji. -Drgnął na słowo "operacja".
- Dołączymy do was za chwilę, muszę wiedzieć czy można go bezpiecznie przenieść. - Widząc, że nie ruszył się z miejsca dodała:
- Idź już. - Nie zrobił nic. Nawet gdyby chciał odejść nie potrafiłby. Nie miał pojęcia gdzie znajdują się jego nogi. Mógł tylko stać i patrzeć.
- To jest rozkaz!- Nie drgnął. Spuściła wzrok i dodała ciszej:
- Nie każ mi tego powtarzać dwa razy.
Poczuł czyjąś dłoń na ramieniu, w polu jego widzenia pojawiła się blada twarz i ciemne oczy.
- Shikaku-san, Hokage wie co robi, zaufaj jej.- Słowa Saija sprawiły, że się otrząsnął. Skinął Piątej głową i wyszedł z pomieszczenia. Jego ruchy były sztywne, mechaniczne. Nie mógł wyrzucić z głowy obrazu, który widział przed chwilą. Wziął Yoshino na ręce i ruszył do drzwi frontowych. Przynajmniej miał coś do zrobienia.
Mniej więcej w połowie drogi do szpitala ocknęła się. Spojrzała na niego półprzytomnym wzrokiem.
- Wiesz, miałam okropny sen.- Przytulił ją mocniej do siebie. Chwilę jeszcze poleżała spokojnie, a potem otworzyła szeroko oczy. Zdała sobie sprawę, że nie jest w domu.
- Shikaku?- Patrzyła na niego z takim strachem i nadzieją, że naprawdę miał ochotę ją okłamać.
- To nie był sen, kochanie.- Dawno nie używał wobec niej czułych słówek. Dzisiejszy dzień stał jednak najwyraźniej pod znakiem niezwykłych zdarzeń. Po jej policzkach popłynęły łzy. Czując jak się trzęsie przyśpieszył kroku. Ledwo starczało mu sił by kontrolować samego siebie. Nie wiedział, czy zdoła ją pocieszać.
- Piąta mówiła, że nic mu nie będzie.- Powiedział starając się zachować normalny ton. Zerknęła na jego ściągniętą twarz i poczuła jak narasta w niej wściekłość na samą siebie. Nie pomagała w taki sposób. Zanim się obejrzał wyślizgnęła mu się z rąk i biegła o własnych siłach. Nie pytała gdzie idą.
Im bliżej byli szpitala tym sytuacja robiła się dziwniejsza. Mężczyzna zauważył jak dwóch ANBU prowadzi jakąś starszą kobietę w podomce. Inne pary zamaskowanych shinobi stały na dachach, plecami do siebie wyraźnie nad czymś skupione. Zmarszczył brwi, cokolwiek się działo było zakrojone na większą skalę niż przypuszczał. Nie chodziło tylko o jego rodzinę, to było coś większego.
Nie zauważył kiedy znaleźli się w recepcji. Rozejrzał się w poszukiwaniu kogoś, jak to nazwała Tsunade "kompetentnego". Właśnie miał zapytać jednej z pielęgniarek, która wyglądała na ogarniętą, kiedy usłyszał znajomy głos. Odwrócił się w stronę młodego Inuzuki. Brunet machał do niego z końca sali. Zauważywszy, że Sakura stoi obok niego niemal natychmiast do nich podszedł. Yoshino podążyła za nim obejmując się ramionami. Miała szczęście, że jej piżama wyglądała jak luźny strój dzienny.
- Godaime kazała zebrać z oddziału zatruć, zespół do operacji.- Źle odczytał wyraz twarzy różowowłosej jako niezrozumienie.
- Shikamaru jest cały we krwi. Nie wiem dlaczego i Piąta...
- Spokojnie. Wiem o co chodzi, zajmę się tym. - Dwuskrzydłowe drzwi otworzyły się po raz kolejny. Stanęła w nich Shizune. Haruno kazała jednemu z przechodzących obok lekarzy przyprowadzić ją. Zwróciła się do Kiby.
- Wiesz gdzie masz iść i co robić?- Potwierdził.
- Zaprowadź jeszcze Shizune.- Przeniosła uwagę na małżeństwo.
- A wy, chodźcie ze mną. - Prowadziła ich skomplikowanym labiryntem korytarzy i schodów po drodze wydając polecenia spotykanym ludziom. Zatrzymali się pod drzwiami z napisem "Sala zabiegowa". Gestem pokazała im, że mają usiąść na ustawionych wzdłuż ścian plastikowych krzesłach.
- Spróbuje wam wytłumaczyć jak najwięcej zanim zaczniemy operacje. Wczoraj Shikamaru miał oprowadzać Temari, ale się nie zjawiła więc...- Słuchali tego co mówiła z coraz większym zdziwieniem. Trudno było uwierzyć w coś takiego, ale ona nie wyglądała na taką która żartuje. Była śmiertelnie poważna. W sztucznym świetle szpitalnych lamp dało się dostrzec głębokie cienie pod jej oczami. Ludzie w kitlach wchodzili i wychodzili z sali w której miał być operowany ich syn.
Po kilu minutach zamilkła, a oni nie umieli wykrzesać z siebie dość energii by odpowiedzieć. Yoshino oparła się o męża i pozwoliła się objąć. Mężczyzna chował nos w jej włosach. Sakurze z niewyjaśnionych przyczyn zrobiło się smutno na ten widok.
Tę milcząca scenę przerwał głos Piątej i stukot kółek szpitalnego łóżka.
-Wszystko gotowe Sakura?- Młoda lekarka podniosła, opuszczoną dotąd głowę.
- Tak. Wszyscy czekają. - Płynnym ruchem wbiegła do sali, ciągnąc za sobą łóżko na którym leżał Nara. Tsunade zatrzymała się.
- Wszystko będzie dobrze.- Poprawiła lekarski fartuch narzucony na nieprzepuszczalny kombinezon.
- Obiecuję.
Drzwi sali operacyjnej się zamknęły się. Lampka umieszczona nad nimi zapaliła się czerwonym światłem. Nikt nie mógł wejść do środka bez pozwolenia. Shikaku posadził sobie żonę na kolanach i zamknął oczy. Usiłował nie myśleć o niczym poza zapachem jej włosów. Teraz nie mógł już nic zrobić. Mógł tylko czekać, aż światełko nad drzwiami zgaśnie.
***
Zastanawiał się jakim cudem Gaary to nie denerwuje. Takim stukaniem paznokciami o blat biurka jego brat doprowadzał go do szału.
- Mógłbyś przestać?- Palce na chwilę zamarły w powietrzu. A później znów uderzyły o drewno. I jeszcze raz i znowu. Najwyraźniej nie potrafił nad tym panować.
- Spóźnia się.- Ton czerwonowłosego był spokojny, ale zdradzały go ręce.
- Odkryłeś Konohe braciszku. Twoja dedukcja powala mnie na kolana.- Nic sobie nie robił ze spojrzenia, które w założeniu miało go zmrozić. Niezbyt możliwe kiedy jest 30 stopni. O siódmej rano.
Zamiast zamilknąć wywrócił oczami.
- A może po prostu mi powiesz i będziemy mieli to z głowy.
- Kankurou...- Westchnął kage.
- Powtarzanie wiadomości dwa razy jest bezsensowne.- Dopowiedział za niego lalkarz. -Wiem. Ale tracenie czasu też.
- Daj spokój. - Jinchuuriki nie miał dziś najlepszego humoru.
- Och. Czyżby ktoś wstał dziś z łóżka lewą nogą. A może znowu zarwałeś noc. Powinieneś bardziej o siebie dbać, braciszku.- Jego ton aż ociekał sarkazmem w dodatku wiedział, jak bardzo Kazekage nienawidzi kiedy przypominał mu, że jest starszy od niego. Gaara, jednak nie odezwał się słowem, tylko dalej wybijał na blacie jakąś sobie tylko znaną melodię. Mimo, że otworzyli wszystkie okna i drzwi w gabinecie dalej było duszno.
Co za okropny klimat.
Brunet odchylił się na krześle i zaczął przyglądać sufitowi. Miał zamiar policzyć ile jest na nim plam. Wszystko, żeby odwrócić swoją uwagę od denerwującego odgłosu. Przy 127 nie wytrzymał. Złapał dłonie brata i przycisnął je do biurka.
- Przestań to robić. Dobrze?- Upewniwszy się, że czerwonowłosy zrozumiał, puścił jego ręce. Mógł się nareszcie rozkoszować ciszą. Nie na długo. Tym razem dla odmiany kage stukał kłykciami, nie paznokciami.
- Miałeś w ogóle przestać.- Nic się nie stało. Lalkarz spróbował więc od innej strony.
- Nie tylko ja od razu zauważę, że jesteś podenerwowany. TO cię zdradza. Przestań.- Kazekage spojrzał na niego spode łba, ale opuścił ręce na kolana. Upłynęło kilka minut. Gaara zaczął nerwowo potupywać stopą. Kankurou zadrżała powieka.
"On jest niemożliwy".
Do pokoju wpadła mucha. Brązowowłosy zacisnął ręce na krawędzi siedzenia. "Czy ja za dużo wymagam? Chwili ciszy? " Usłyszał kroki na schodach. Do pomieszczenia wpadła zdyszana Matsuri.
- Siadaj.- Stalowy głos kage nawet jego brata przyprawił o dreszcze. Widząc, że dziewczyna zbiera się do tłumaczenia swojego spóźnienia Kankurou poderwał się z krzesła, złapał ją za ramiona i posadził.
- A...ale...- Przyłożył sobie palec do ust i spojrzał wymownie na brata. Zamilkła, skupiła się na zadaniu które miała otrzymać. Czerwonowłosy wodził spojrzeniem od jednego do drugiego. Wyciągnął z jednej z licznych szuflad dwa listy. Rozwinął je i przesunął w ich stronę.
- Oba dotarły w nocy. Są od Konohy.- W miarę jak czytali ich oczy stawały się większe.
- Jak to nie przyszła?- Gniew lalkarza był wyczuwalny z kilometra.- Co to ma niby znaczyć?
- Przeczytaj oba, a potem gadaj. Dobra?- Brunet poderwał drugą kartkę ze stołu i przybliżył ją sobie do twarzy. Matsuri zerknęła na niego z wyrzutem. Wychyliła się próbując czytać mu przez ramię. Ledwo zaczęła kartka spadła na podłogę.
Kankurou siedział kompletnie oniemiały z wciąż uniesioną dłonią. Zdziwiona i zezłoszczona jego zachowaniem dziewczyna schyliła się pod biurko. Przeczytała list, wiadomość w nim zawarta była dość szokująca. Podała dokument Gaarze patrząc na niego współczująco. Trąciła lalkarza łokciem. Jego ręka opadła na kolano i zacisnęła się w pięść.
- Nie wiedzą jaki będzie wynik operacji. Jak to nie wiedzą? Jak można nie wiedzieć takich rzeczy?- Zdawał sobie sprawę z tego, że nie powinien się wyżywać na bracie, ale na kimś musiał. Z dwojga złego lepszy kage niż kobieta.
- Po prostu nie wiedzą Kankurou. To się medykom zdarza. Nam na misji też się zdarza.- Znali się z czerwonowłosym nie od dziś. Starszy chłopak wiedział, że mistrz piaskowych technik stwarza tylko pozory opanowania. Dlatego był taki uszczypliwy, robił to, żeby poradzić sobie z niepokojem.
Niepokojem i świadomością, że nie może pomóc, ani przekonać się o czymkolwiek na własne oczy, bo nie może ruszyć się z wioski. Lalkarz nienawidził, kiedy brat próbował udawać, że rodzina nic go nie obchodzi, że praktycznie nie ma uczuć. Bo to było tak jakby tego chciał. Jakby chciał nic wobec nich nie czuć.
- I co zamierzasz zrobić? Nasza siostra walczy o życie, a ty tylko siedzisz i jesteś taki cholernie spokojny? To jest wobec niej nie feir! - Zerwał się z krzesła. - Zasłużyła żebyśmy się o nią martwili.
- A kto przez ostatnie 20 minut powtarza żebym się uspokoił!- Kazekage puściły nerwy, tylko tego mu jeszcze brakowało, żeby jego siostra dała się zabić. Po prostu musiał udawać, że go to nie rusza. Gdyby się przyznał chociażby przed samym sobą nie byłby w stanie pracować. A musiał. Musiał pilnować, żeby jego mała, biedna w porównaniu z innymi Wioskami, Suna prosperował jak należy. To był jego honor i duma, nie zniósłby jego utraty.
- Skoro mówisz, że wiadomości przyszły w nocy, to dlaczego od razu kogoś nie posłałeś. Jak mogłeś tak długo czekać? - Od bruneta biła złość. Kage uderzył pięścią w ścianę.
- Może dla tego, że nie chciałem, żeby kolejny ninja wpadł w pułapkę w środku nocy. Sądzisz, że Temari to za mało? Ktoś inny też miał dać się otruć?- Spojrzenie jego oczu wbiło się w brata. Ten jednak nie zamierzał odpuścić.
- Nasza siostra jest warta każdego ryzyka. Rozumiemy się? Każdego!- Gaara już otworzył usta, żeby coś odwarknąć kiedy do rozmowy włączyła się Matsuri.
- Uspokójcie się, proszę.- Powiedziała cicho ze wzrokiem wbitym w kolana. Obydwoje spojrzeli na nią wybici z rytmu. Dziewczyna była stanowczo nie w ich typie. Przynajmniej w tym jednym bracia byli zgodni. Może to dlatego, że nauczyli się doceniać trudny charakter Temari. Lubili kiedy kobieta miała własne zdanie, własne pomysły. Kiedy potrafiła wyraźnie zaprotestować albo jasno wyrazić swoją akceptację. Takie zgodne, ciche panienki które wiecznie uważały, żeby nikogo nie urazić to nie dla nich.
Co nie znaczy, że nie lubili Matsuri po tak długiej znajomości mieli dla niej szacunek. Ale była tylko i wyłącznie przyjaciółką. Już mieli ją zignorować i wrócić do kłótni, kiedy postanowiła kontynuować.
- Wezwałeś nas przecież nie tylko po to, żebyśmy przeczytali listy. Wtedy mnie by tu nie było.- Zerknęła na Gaare z mieszaniną niepewności i błagania, żeby okazał się tym mądrzejszym i przeszedł w końcu do rzeczy. Zrozumiał, ochłonął. Zachowywał się jak głupi, miał dla nich misję. Opóźniając jej rozpoczęcie działał na własną niekorzyść. Opadł z powrotem na krzesło. Machnął ręką w stronę Kankurou.
- Siadaj. - Widząc, że brunet zamierza się spierać dodał.
- Myślisz, że po co was wezwałem? Jeżeli chcecie iść do Konohy to muszę wam wyjaśnić co i jak, żebyście nie zrobili czegoś głupiego. - Lalkarz choć niechętnie musiał się zgodzić. Kage złączył palce obu dłoni, nabrał tego zwyczaju jakiś czas temu i tak mu zostało.
- Temari została zaatakowana i otruta, na szczęście Konoha ją znalazła, leczy ją. Wynik leczenia nie jest tak pewny, jak byśmy chcieli.- Wiedział, że niepotrzebnie podsumowuje fakty ale nie potrafił się powstrzymać.
- Rozważałem różne możliwości i doszedłem do wniosku, że Liść nie był w to zamieszany. Wierzę, że nie mieli o niczym pojęcia. Piąta nie jest takim shinobi. Aczkolwiek Temari nie jest ich kunoichi. Uważam, że gdyby ktoś schwytał jednego z nich i zaproponował wymianę za nią, nie wahaliby się ani chwili. Na miejscu Hokage sam bym się zgodził na taki układ. Nie narażałbym też swoich ludzi, żeby chronić obcego. Gdyby w jej obronie ktoś zginął, śmiem twierdzić, że mieliby pełne prawo ją wyrzucić, nieważne w jaki stanie. - Zamilkł zanim przeszedł do dalszej części swojego monologu, dał im czas na przyswojenie wiadomości.
- Wysyłam was tam jako jej osobistych strażników. Macie prawo pełnić taką rolę, kiedy ona jest ranna. Teoretycznie nie powinniście robić nic poza bronieniem jej przed wrogimi atakami, ale daje wam pozwolenie na wszystko co uznacie za konieczne. Od chodzenia do sklepu po wykłócanie się z Piątą. Wszystko co będzie miało na celu polepszyć jej stan. - Po prostu nie dopuszczał do siebie myśli, że operacja się nie powiodła. Nie kiedy wiedział, jakich medyków ma Konoha. Nie kiedy jego rodzina już i tak straciła tylu członków. Za bardzo kochał siostrę, żeby móc tak myśleć.
- Na czas tej misji Kankurou jest dowódcą. Wybacz, że nie daję ci pełnej czteroosobowej drużyny, ale potrzebujemy ludzi na miejscu. Poza tym lepiej nie drażnić Konohy zbyt dużą liczbą naszych shinobi. Wszystko pięknie ale nikt, nikomu nie pozwoli na przeniesienie znacznych sił do swojej bazy. Radzę wam wyruszyć w ciągu godziny. Bądźcie czujni, to wcale nie musiał być pojedynczy przypadek. Mogą polować na wszystkich pochodzących z Suny. Zatrzymajcie się przed zmierzchem, idźcie główną drogą. Wtedy nie odważą się zaatakować. Nie pozwolę sobie na wyłączenie z obiegu kogokolwiek więcej. Macie uważać.- Widząc, że bratu zbiera się na dłuższy wykład, a jednocześnie chcąc go trochę uspokoić lalkarz parsknął śmiechem.
- Poradzimy sobie. Znamy zasady BHP. Nie po to zostawałem shinobi, żeby dać się łatwo zabić. - Zaczynał mieć wyrzuty sumienia, że tak naskoczył na kage. Stłumił je, nawet czerwonowłosy powinien czasem dostać opieprz. Tak dla zdrowia, żeby mu nie przyszło do głowy, że jest absolutnie bezkarny. Gaara spojrzał na niego minimalnie rozbawiony. Skinął im głową.
- Idźcie, wypełnijcie swoją misje.
- Hai!- Matsuri i brunet powiedzieli to jednocześnie. Ich połączone głosy odbiły się od ścian. Wyszli z pomieszczenia zostawiając Kazekage samego ze swoimi myślami. Pół godziny później byli już w drodze do Wioski Liścia. Oboje byli gotowi chronić Temari nawet za cenę swojego życia. Młody Jinchuuriki wiedział o tym, to go uspokoiło, przestał się martwić tak mocno jak wcześniej.
Do czasu.
Kiedy przyleciał sokół był na zebraniu ze starszyzną i ważniejszymi jouninami. Mieli omawiać sprawę rosnących wydatków. Mieli, bo nie omówili.
Ledwo przeczytał wiadomość zapomniał o wszystkim. Zapomniał jak się nazywa, zapomniał kim jest, zapomniał o swoich ideałach i postanowieniach. Wiedział tylko jedno. Z jakiś powodów nie potrafił wątpić w treść tego listu. Nie umaił podważyć słów które zostały w nim zawarte. Wyszedł, nie, on wybiegł z siedziby Kazekage. Zostawiając zdziwionych ludzi i kartkę która postanowiła zniszczyć go, po raz kolejny. Roztrzaskać jego posklejane z trudem serce na kawałki.
Niedługo zostawił też za sobą zabudowania miasta. Biegł jeszcze dalej, aż nie przekonał się, że jest zupełnie sam, że nikomu nie zagraża. Wtedy puścił wszystkie hamulce. Pozwolił mieszkającemu w nim demonowi zawładnąć swoim ciałem. Pozwolił mu szaleć. Nic go to nie obchodziło. Jego siostra nie żyła. Zginęła podczas misji, na którą sam ja wysłał. Przed oczami stanął mu tekst wiadomości. Serce mu się ścisnęło.
Dlaczego to tak cholernie boli?
"Nie dało jej się uratować. Nie przeżyła operacji. Zmarła na stole. Przepraszam.
- Mógłbyś przestać?- Palce na chwilę zamarły w powietrzu. A później znów uderzyły o drewno. I jeszcze raz i znowu. Najwyraźniej nie potrafił nad tym panować.
- Spóźnia się.- Ton czerwonowłosego był spokojny, ale zdradzały go ręce.
- Odkryłeś Konohe braciszku. Twoja dedukcja powala mnie na kolana.- Nic sobie nie robił ze spojrzenia, które w założeniu miało go zmrozić. Niezbyt możliwe kiedy jest 30 stopni. O siódmej rano.
Zamiast zamilknąć wywrócił oczami.
- A może po prostu mi powiesz i będziemy mieli to z głowy.
- Kankurou...- Westchnął kage.
- Powtarzanie wiadomości dwa razy jest bezsensowne.- Dopowiedział za niego lalkarz. -Wiem. Ale tracenie czasu też.
- Daj spokój. - Jinchuuriki nie miał dziś najlepszego humoru.
- Och. Czyżby ktoś wstał dziś z łóżka lewą nogą. A może znowu zarwałeś noc. Powinieneś bardziej o siebie dbać, braciszku.- Jego ton aż ociekał sarkazmem w dodatku wiedział, jak bardzo Kazekage nienawidzi kiedy przypominał mu, że jest starszy od niego. Gaara, jednak nie odezwał się słowem, tylko dalej wybijał na blacie jakąś sobie tylko znaną melodię. Mimo, że otworzyli wszystkie okna i drzwi w gabinecie dalej było duszno.
Co za okropny klimat.
Brunet odchylił się na krześle i zaczął przyglądać sufitowi. Miał zamiar policzyć ile jest na nim plam. Wszystko, żeby odwrócić swoją uwagę od denerwującego odgłosu. Przy 127 nie wytrzymał. Złapał dłonie brata i przycisnął je do biurka.
- Przestań to robić. Dobrze?- Upewniwszy się, że czerwonowłosy zrozumiał, puścił jego ręce. Mógł się nareszcie rozkoszować ciszą. Nie na długo. Tym razem dla odmiany kage stukał kłykciami, nie paznokciami.
- Miałeś w ogóle przestać.- Nic się nie stało. Lalkarz spróbował więc od innej strony.
- Nie tylko ja od razu zauważę, że jesteś podenerwowany. TO cię zdradza. Przestań.- Kazekage spojrzał na niego spode łba, ale opuścił ręce na kolana. Upłynęło kilka minut. Gaara zaczął nerwowo potupywać stopą. Kankurou zadrżała powieka.
"On jest niemożliwy".
Do pokoju wpadła mucha. Brązowowłosy zacisnął ręce na krawędzi siedzenia. "Czy ja za dużo wymagam? Chwili ciszy? " Usłyszał kroki na schodach. Do pomieszczenia wpadła zdyszana Matsuri.
- Siadaj.- Stalowy głos kage nawet jego brata przyprawił o dreszcze. Widząc, że dziewczyna zbiera się do tłumaczenia swojego spóźnienia Kankurou poderwał się z krzesła, złapał ją za ramiona i posadził.
- A...ale...- Przyłożył sobie palec do ust i spojrzał wymownie na brata. Zamilkła, skupiła się na zadaniu które miała otrzymać. Czerwonowłosy wodził spojrzeniem od jednego do drugiego. Wyciągnął z jednej z licznych szuflad dwa listy. Rozwinął je i przesunął w ich stronę.
- Oba dotarły w nocy. Są od Konohy.- W miarę jak czytali ich oczy stawały się większe.
- Jak to nie przyszła?- Gniew lalkarza był wyczuwalny z kilometra.- Co to ma niby znaczyć?
- Przeczytaj oba, a potem gadaj. Dobra?- Brunet poderwał drugą kartkę ze stołu i przybliżył ją sobie do twarzy. Matsuri zerknęła na niego z wyrzutem. Wychyliła się próbując czytać mu przez ramię. Ledwo zaczęła kartka spadła na podłogę.
Kankurou siedział kompletnie oniemiały z wciąż uniesioną dłonią. Zdziwiona i zezłoszczona jego zachowaniem dziewczyna schyliła się pod biurko. Przeczytała list, wiadomość w nim zawarta była dość szokująca. Podała dokument Gaarze patrząc na niego współczująco. Trąciła lalkarza łokciem. Jego ręka opadła na kolano i zacisnęła się w pięść.
- Nie wiedzą jaki będzie wynik operacji. Jak to nie wiedzą? Jak można nie wiedzieć takich rzeczy?- Zdawał sobie sprawę z tego, że nie powinien się wyżywać na bracie, ale na kimś musiał. Z dwojga złego lepszy kage niż kobieta.
- Po prostu nie wiedzą Kankurou. To się medykom zdarza. Nam na misji też się zdarza.- Znali się z czerwonowłosym nie od dziś. Starszy chłopak wiedział, że mistrz piaskowych technik stwarza tylko pozory opanowania. Dlatego był taki uszczypliwy, robił to, żeby poradzić sobie z niepokojem.
Niepokojem i świadomością, że nie może pomóc, ani przekonać się o czymkolwiek na własne oczy, bo nie może ruszyć się z wioski. Lalkarz nienawidził, kiedy brat próbował udawać, że rodzina nic go nie obchodzi, że praktycznie nie ma uczuć. Bo to było tak jakby tego chciał. Jakby chciał nic wobec nich nie czuć.
- I co zamierzasz zrobić? Nasza siostra walczy o życie, a ty tylko siedzisz i jesteś taki cholernie spokojny? To jest wobec niej nie feir! - Zerwał się z krzesła. - Zasłużyła żebyśmy się o nią martwili.
- A kto przez ostatnie 20 minut powtarza żebym się uspokoił!- Kazekage puściły nerwy, tylko tego mu jeszcze brakowało, żeby jego siostra dała się zabić. Po prostu musiał udawać, że go to nie rusza. Gdyby się przyznał chociażby przed samym sobą nie byłby w stanie pracować. A musiał. Musiał pilnować, żeby jego mała, biedna w porównaniu z innymi Wioskami, Suna prosperował jak należy. To był jego honor i duma, nie zniósłby jego utraty.
- Skoro mówisz, że wiadomości przyszły w nocy, to dlaczego od razu kogoś nie posłałeś. Jak mogłeś tak długo czekać? - Od bruneta biła złość. Kage uderzył pięścią w ścianę.
- Może dla tego, że nie chciałem, żeby kolejny ninja wpadł w pułapkę w środku nocy. Sądzisz, że Temari to za mało? Ktoś inny też miał dać się otruć?- Spojrzenie jego oczu wbiło się w brata. Ten jednak nie zamierzał odpuścić.
- Nasza siostra jest warta każdego ryzyka. Rozumiemy się? Każdego!- Gaara już otworzył usta, żeby coś odwarknąć kiedy do rozmowy włączyła się Matsuri.
- Uspokójcie się, proszę.- Powiedziała cicho ze wzrokiem wbitym w kolana. Obydwoje spojrzeli na nią wybici z rytmu. Dziewczyna była stanowczo nie w ich typie. Przynajmniej w tym jednym bracia byli zgodni. Może to dlatego, że nauczyli się doceniać trudny charakter Temari. Lubili kiedy kobieta miała własne zdanie, własne pomysły. Kiedy potrafiła wyraźnie zaprotestować albo jasno wyrazić swoją akceptację. Takie zgodne, ciche panienki które wiecznie uważały, żeby nikogo nie urazić to nie dla nich.
Co nie znaczy, że nie lubili Matsuri po tak długiej znajomości mieli dla niej szacunek. Ale była tylko i wyłącznie przyjaciółką. Już mieli ją zignorować i wrócić do kłótni, kiedy postanowiła kontynuować.
- Wezwałeś nas przecież nie tylko po to, żebyśmy przeczytali listy. Wtedy mnie by tu nie było.- Zerknęła na Gaare z mieszaniną niepewności i błagania, żeby okazał się tym mądrzejszym i przeszedł w końcu do rzeczy. Zrozumiał, ochłonął. Zachowywał się jak głupi, miał dla nich misję. Opóźniając jej rozpoczęcie działał na własną niekorzyść. Opadł z powrotem na krzesło. Machnął ręką w stronę Kankurou.
- Siadaj. - Widząc, że brunet zamierza się spierać dodał.
- Myślisz, że po co was wezwałem? Jeżeli chcecie iść do Konohy to muszę wam wyjaśnić co i jak, żebyście nie zrobili czegoś głupiego. - Lalkarz choć niechętnie musiał się zgodzić. Kage złączył palce obu dłoni, nabrał tego zwyczaju jakiś czas temu i tak mu zostało.
- Temari została zaatakowana i otruta, na szczęście Konoha ją znalazła, leczy ją. Wynik leczenia nie jest tak pewny, jak byśmy chcieli.- Wiedział, że niepotrzebnie podsumowuje fakty ale nie potrafił się powstrzymać.
- Rozważałem różne możliwości i doszedłem do wniosku, że Liść nie był w to zamieszany. Wierzę, że nie mieli o niczym pojęcia. Piąta nie jest takim shinobi. Aczkolwiek Temari nie jest ich kunoichi. Uważam, że gdyby ktoś schwytał jednego z nich i zaproponował wymianę za nią, nie wahaliby się ani chwili. Na miejscu Hokage sam bym się zgodził na taki układ. Nie narażałbym też swoich ludzi, żeby chronić obcego. Gdyby w jej obronie ktoś zginął, śmiem twierdzić, że mieliby pełne prawo ją wyrzucić, nieważne w jaki stanie. - Zamilkł zanim przeszedł do dalszej części swojego monologu, dał im czas na przyswojenie wiadomości.
- Wysyłam was tam jako jej osobistych strażników. Macie prawo pełnić taką rolę, kiedy ona jest ranna. Teoretycznie nie powinniście robić nic poza bronieniem jej przed wrogimi atakami, ale daje wam pozwolenie na wszystko co uznacie za konieczne. Od chodzenia do sklepu po wykłócanie się z Piątą. Wszystko co będzie miało na celu polepszyć jej stan. - Po prostu nie dopuszczał do siebie myśli, że operacja się nie powiodła. Nie kiedy wiedział, jakich medyków ma Konoha. Nie kiedy jego rodzina już i tak straciła tylu członków. Za bardzo kochał siostrę, żeby móc tak myśleć.
- Na czas tej misji Kankurou jest dowódcą. Wybacz, że nie daję ci pełnej czteroosobowej drużyny, ale potrzebujemy ludzi na miejscu. Poza tym lepiej nie drażnić Konohy zbyt dużą liczbą naszych shinobi. Wszystko pięknie ale nikt, nikomu nie pozwoli na przeniesienie znacznych sił do swojej bazy. Radzę wam wyruszyć w ciągu godziny. Bądźcie czujni, to wcale nie musiał być pojedynczy przypadek. Mogą polować na wszystkich pochodzących z Suny. Zatrzymajcie się przed zmierzchem, idźcie główną drogą. Wtedy nie odważą się zaatakować. Nie pozwolę sobie na wyłączenie z obiegu kogokolwiek więcej. Macie uważać.- Widząc, że bratu zbiera się na dłuższy wykład, a jednocześnie chcąc go trochę uspokoić lalkarz parsknął śmiechem.
- Poradzimy sobie. Znamy zasady BHP. Nie po to zostawałem shinobi, żeby dać się łatwo zabić. - Zaczynał mieć wyrzuty sumienia, że tak naskoczył na kage. Stłumił je, nawet czerwonowłosy powinien czasem dostać opieprz. Tak dla zdrowia, żeby mu nie przyszło do głowy, że jest absolutnie bezkarny. Gaara spojrzał na niego minimalnie rozbawiony. Skinął im głową.
- Idźcie, wypełnijcie swoją misje.
- Hai!- Matsuri i brunet powiedzieli to jednocześnie. Ich połączone głosy odbiły się od ścian. Wyszli z pomieszczenia zostawiając Kazekage samego ze swoimi myślami. Pół godziny później byli już w drodze do Wioski Liścia. Oboje byli gotowi chronić Temari nawet za cenę swojego życia. Młody Jinchuuriki wiedział o tym, to go uspokoiło, przestał się martwić tak mocno jak wcześniej.
Do czasu.
Kiedy przyleciał sokół był na zebraniu ze starszyzną i ważniejszymi jouninami. Mieli omawiać sprawę rosnących wydatków. Mieli, bo nie omówili.
Ledwo przeczytał wiadomość zapomniał o wszystkim. Zapomniał jak się nazywa, zapomniał kim jest, zapomniał o swoich ideałach i postanowieniach. Wiedział tylko jedno. Z jakiś powodów nie potrafił wątpić w treść tego listu. Nie umaił podważyć słów które zostały w nim zawarte. Wyszedł, nie, on wybiegł z siedziby Kazekage. Zostawiając zdziwionych ludzi i kartkę która postanowiła zniszczyć go, po raz kolejny. Roztrzaskać jego posklejane z trudem serce na kawałki.
Niedługo zostawił też za sobą zabudowania miasta. Biegł jeszcze dalej, aż nie przekonał się, że jest zupełnie sam, że nikomu nie zagraża. Wtedy puścił wszystkie hamulce. Pozwolił mieszkającemu w nim demonowi zawładnąć swoim ciałem. Pozwolił mu szaleć. Nic go to nie obchodziło. Jego siostra nie żyła. Zginęła podczas misji, na którą sam ja wysłał. Przed oczami stanął mu tekst wiadomości. Serce mu się ścisnęło.
Dlaczego to tak cholernie boli?
"Nie dało jej się uratować. Nie przeżyła operacji. Zmarła na stole. Przepraszam.
Godaime Hokage"
No, dlaczego?
***
Dawno nie czuł się tak okropnie jak w tej chwili. Bolały go kości, mięśnie, głowa. Palił go żołądek. Ale z tego wszystkiego najbardziej martwiło go, że nic nie pamięta. Wiedział, że zasnął położył się do łóżka wykończony misją. I nic więcej. Żadnej walki, wybuchu, podejrzanych przedmiotów, czy ludzi. Nic. To go przerażało, dławiło od środka. Nikt nawet on nie miał szans zorientowania się w sytuacji, której nie pamiętał. Zamiast niej miał tylko pustkę. Bo przecież coś musiało się stać. Młodzi zdrowi ninja nie czują się źle bez wyraźnej przyczyny. Nie aż tak bardzo źle.
Słyszał w tle jakieś pikanie. Chciał sprawdzić co to, ale powieki okazały się zbyt ciężkie, żeby je unieść. Nie pozwolił sobie jednak na sen. Skoro był tak slaby, sen mógł go zniszczyć. Mógł się nigdy nie obudzić.
Pikanie się nasiliło. Czyjeś zimne palce dotknęły jego szyi, badając go za pomocą chakry. Nie spodziewał się tego, nie słyszał wcześniej tej osoby. Palce nacisnęły mocniej przysparzając mu więcej bólu. Jęknął choć nie sądził, że ma na to dość energii. To uświadomiło mu jak bardzo jest spragniony. Dotyk zniknął i nie wrócił. Miał ochotę zawołać za ta osobą, ale nie mógł. Chciał wiedzieć, że nie jest sam choćby miało mu to sprawić ból. Potrzebował tego.
Pikanie się nasiliło. Jego głowa przestała po prostu boleć, pulsowała teraz w rytm przenikliwego dźwięku. To chyba coś znaczyło, powinno dla niego coś znaczyć. Ale nie wiedział co. To uczucie pogorszyło jego, już i tak kiepski stan.
Pikanie się nasiliło. Poczuł coś kłującego po wewnętrznej stronie przedramienia. Powieki nagle przestały mu ciążyć. Otworzył oczy i natychmiast je zamknął. Jasność go oślepiała, wszechobecna biel wniknęła w jego umysł i drażniła wariujące zmysły. Miał wrażenie, że spada, potem, że wiruje, później, że wisi głową w dół. Błędnik mu wysiadał.
- Shi-ka-ma-ru! Słyszysz?- Głos odbijał się echem w jego czaszce, co w połączeniu z wyimaginowanymi zmianami pozycji dało irracjonalny lęk. To było gorsze niż jakakolwiek klaustrofobia, tyle, że właśnie tak się czuł. Jakby z każdej strony napierały na niego kamienne bloki. Coś dotknęło jego policzka, odruchowo uchylił powieki. Owo coś okazało się dłonią i nie pozwoliło mu ich zamknąć. Kiedy z bieli wyłoniły się zarysy kształtów pomyślał, że będzie lepiej.
Niestety. Pokój zawirował w niekontrolowany sposób. Wobec takich akrobacji jego żołądek nie mógł pozostać obojętny. Szarpnął nim odruch wymiotny bez pokrycia, bo wyglądało na to, że nie ma czym wymiotować.
- Sakura!
- Musimy przez to przejść.
Słowa docierały do niego, ale nie potrafił ich zrozumieć, były jak wypowiadane w obcym, nieznanym języku. Głosy przypominały mu o czymś, ale nie mógł ich dopasować do właścicieli. Następne kilka minut było czystą męczarnią. A potem zrozumiał.
- No dalej, Shika. Dasz radę. Do cholery! Musisz!- Sakura była zdesperowana, wściekła i zmęczona. Ale grunt w tym, że wiedział, że to ona, że pamiętał. Dopiero teraz zauważył, że świat przestał wirować w zawrotnym tempie, tylko pozostaje stale w jednej pozycji. Mdłości mijały, powoli ale zaczynał kontaktować. Wciąż nie mógł skupić na niczym wzroku z trudem zauważał i odróżniał od siebie postacie. Rozpoznawał za to głosy i słowa.
- To tyle?- Jego ojciec.
- Tak, poczekajcie chwilę, zaraz dojdzie do siebie. - Piąta.
Zamrugał, żeby widzieć wyraźniej, nie pomogło. Osiągnął tyle, że oczy zaczęły mu łzawić. Chciał zapytać co się stało, dlaczego oni wszyscy tu są, co to za miejsce i co na Boga tak pika. Utworzył usta, problem w tym, że nie potrafił wydobyć z nich dźwięku.
- Jesteś pewna?
- Tak, Shikaku jestem pewna. Sakura, daj mu wody.- Ktoś uniósł jego głowę i wlał do ust odrobinę płynu. Przełknął z trudem, ale od razu poczuł się lepiej. W obrębie jego pola widzenia pojawiła się różowa plama. Po kilku kolejnych łykach mógł ją zidentyfikować jako Haruno Sakurę. Uśmiechnął się mimo woli i bolącego ciała.
- Okropnie wyglądasz. - Dziewczyna miała worki pod oczami, rozmazany tusz do rzęs i włosy w nieładzie, była wycieńczona. Ale chyba nie powinien był jej tego mówić.
- Jak ja lubię pacjentów po narkozie. - Wysyczała sarkastycznie.- Są w tedy tacy milutcy.- Usłyszał w tle trochę histeryczny śmiech swojej matki. Yoshino przysiadła na łóżku obok niego, po jej policzkach płynęły łzy, wzięła go za rękę.
- Nie waż się mnie tak straszyć. Nigdy więcej tak nie rób. Rozumiesz - Kołysała się delikatnie w przód i w tył. Przeniósł spojrzenie na Tsunade gotów błagać ją o wyjaśnienia. Potrzebował wiedzieć co się stało. Natychmiast. Zdziwiło go, że Hokage siedzi na krześle, zamiast stać. W dodatku była podpięta do kroplówki powieszonej na przenośnym stojaku. Płyn wypełniający plastikową torebkę miał zieloną barwę. Przynajmniej jednego się dowiedział. Szpital, musieli być w szpitalu.
- Co się s..s..stało?- Jąkał się bo zęby mu szczękały. Prawdopodobnie miał gorączkę. Kage westchnęła przeciągle. Uciekła spojrzeniem od jego oczu.
- Piąta, proszę c..c..c..cię mów.
- Miałeś napad lękowy, któremu towarzyszył wzmożony ból, to normalny objaw po tym rodzaju trucizny. Trzeba się było spodziewać, że go dostaniesz podczas wybudzania się. Nie myślałam jednak, że wybudzisz się tak wcześnie. Minęło ledwo kilka godzin od operacji.- Trucizna, operacja, napad lękowy? Albo źle słyszał, albo usiłowała go zarzucić faktami, żeby się zamknął. Chyba, że kłamała, ale w to jakoś nie wierzył.
- A mogłabyś od początku? - Nawet dreszcze powoli ustawały. Spróbował się podciągnąć do pozycji siedzącej.
- Ejejej, nie tak szybko.- Sakura złapała go za jedno ramię i unieruchomiła. Kiedy spojrzał na nią z wyrzutem uniosła brwi.
- Nie będę ci przywracać przytomności po raz drugi, musi się ktoś wreszcie nauczyć szacunku do mojej pracy. Poza tym powyrywałbyś wenflony. - Nad jej głową zauważył taką samą kroplówkę, jaką miała Piąta. Tylko, że jego była większa. Po chwili zrozumiał też co wydaje nieprzyjemne pikanie, które tak mu przeszkadzało. Maszyna której nazwy nie znał i nie chciał znać, oznaczała takim dźwiękiem każde uderzenie jego serca.
- Co się dzieje?- Postarał się brzmieć stanowczo. Blondynka wyprostowała się na krześle, zezłoszczona jego dociekliwością. Jej odpowiedź w niczym mu nie pomogła.
- Jeszcze raz zada mi ktoś, dzisiaj to pytanie, a nie ręczę za siebie.- Jej ton był lodowaty. Shikamaru miał wrażenie, że coś jest bardzo nie tak. Bardzo.
- Zostałeś otruty. Podobnie jak 27 innych. - Jego ojciec opierał się o ścianę po drugiej stronie pokoju i przemawiał do podłogi. Chłopakowi opadła szczeka, nie wiedział co o tym myśleć.
"27. Jak to?"
Odruchowo rozejrzał się po sali, oprócz niego leżały tu jeszcze dwie osoby. Jedną rozpoznał od razu. Temari była podpięta pod liczną aparaturę, a pikająca maszyna obok niej wydawała dźwięki o wiele rzadziej niż ta jego.
Drugą było jakieś dziecko, którego rodzice siedzieli po obu stronach łóżka. Oddech mu przyspieszył kiedy zrozumiał, że jest to dziewczynka na którą wpadł podczas ratowania No Sabaku.
"Co ona tu robi?".
- Krew Temari.- W ustach Sakury to zabrzmiało jak hasło które powinien rozumieć.
- Co " krew Temari"? - Różowowłosa była jego jedyną szansą bo nikt inny najwyraźniej nie zamierzał udzielić mu wyjaśnień.
- Krew Temari była trucizną, która przeniknęła przez skórę do twojej krwi i mięśni. Zaczęła atakować układ nerwowy. Twoje własne ciało pokryło się krwią, także będącą trucizną. Ktokolwiek by cię dotknął zostałby zatruty. Mamy szczęście, że zorientowaliśmy się w sytuacji i Tsunade zdążyła cię zabrać do szpitala.- Spojrzała mu prosto w oczy.
- Inaczej byś umarł.- Coś mu się nie zgadzało. Skoro umarł by tak szybko, to jak Temari zdołała przetrwać tak długo? Co z pozostałymi 27 ludźmi? Co robiło tu to dziecko? Te pytania miał wymalowane na twarzy tak wyraźnie, że Sakura mało się nie roześmiała.
- Wszyscy których potrąciłeś po drodze jak niosłeś No Sabaku, zostali zatruci. Nie ma ich tu bo u nich trucizna nie zdążyła wyrządzić tylu szkód. Nie zaczęli krwawić bo byli krócej niż ty wystawieni na jej działanie.- Podążyła za jego spojrzeniem do dziewczynki, która wydawała się wyjątkowo mała na tle bieli łóżka.
- Na nią wystarczyła malutka dawka. Która zadziałała o wiele szybciej niż u dorosłego. - Powiedziała smutno. Miał wrażenie, że uderzyła go w twarz. Bo to była przecież jego wina.
- A,a...a.- Odchrząknął, żeby doprowadzić się do porządku.
- Dlaczego Temari przeżyła? Skoro miałem umrzeć prawie równo z tym jak zacząłem krwawić to dlaczego ona przetrwała tak długo?- Tym razem odpowiedziała mu kage.
- Bo podano jej antidotum. W dawce za małej by zniwelować działanie trucizny, ale wystarczająco dużej, by zdołała przeżyć 2-3 doby. - Głos miała bezbarwny.
- Jak to antidotum? Przecież ona nie jest medycznym ninja. - Nie rozumiał, nie chciał.
- Przez ranę na jej stopie wprowadzono odtrutkę, nie truciznę. Nie wiem jak ją otruli, ale nie w ten sposób który przyjęliśmy za oczywisty.- Zapadło niezręczne milczenie, którego nikt nie chciał przerwać.
- Czy Suna mogła to zorganizować?- Słowa Shikamaru zabrzmiały głucho.
- Nie bezpośrednio, ale nie mamy pewności, czy o tym nie wiedzieli.- Mówiąc to, Shikaku dla odmiany obserwował sufit.
- Ona o niczym nie wiedziała, nikt nie zdołałby tak grać.- Chłopak tego jednego był teraz pewny. Ona nie udawała. Temari nie miała o niczym pojęcia.
Piąta westchnęła głęboko.
- Nie możemy tego nijak potwierdzić.- Złapała się stojaka i podniosła. Młody Nara dopiero teraz zrozumiał, że ona też należała do grupy 27 otrutych.
- Wybaczcie ale przez to całe dzisiejsze zamieszanie zaniedbałam moje obowiązki. Muszę iść. Wy też powinniście.- Spojrzała surowo na jego rodziców.
- Nasz pacjent nie może się przemęczać i tak wybudził się w rekordowym tempie.- Yoshino pożegnała się z synem i wyciągnęła Shikaku z sali. Tsunade zerknęła na Sakurę.
- Idź do domu, musisz się przespać.- Dziewczyna usiłowała protestować.
- On ma rację. Wyglądasz okropnie. Połóż się spać. - Godaime władczym gestem rozkazała jej wyjść. Sakura odwróciła się na pięcie, opuściła pomieszczenie.
Został sam z Hokage jeżeli nie liczyć jego dwóch nieprzytomnych towarzyszek i roztrzęsionych rodziców dziewczynki.
- Tobie też to radzę Nara. Śpij. Nie myśl. To ci może teraz tylko zaszkodzić.- Wszyła nie oglądając się na niego. Wiedział, że ma rację, ale nie potrafił się powstrzymać. Popołudniowe światło wpadające do sali i ciche rozmowy prowadzone na drugim końcu sali sprawiały, że nie mógł zasnąć. Starał się, ale nie mógł.
Pozwolił myślom swobodnie błądzić i dopiero wtedy, kiedy zmęczyło go wymyślanie kolejnego scenariusza wydarzeń zaczął odpływać. Był już na granicy snu, kiedy został gwałtownie rozbudzony. Po sali niósł się donośny, przenikliwy dźwięk przywodzący na myśl ciągniecie paznokciami po tablicy. Wydawała go jedna z maszyn. Wiedział co znaczy ten odgłos. Serce jednej z osób obecnych w pomieszczeniu stanęło i nie było to bynajmniej jego serce. Rozglądał się w panice usiłując zorientować się, która z osób leżących z nim na sali czuje się gorzej. W chwili w której do jego uszu dotarł przeraźliwy krzyk, wiedział.
Słyszał w tle jakieś pikanie. Chciał sprawdzić co to, ale powieki okazały się zbyt ciężkie, żeby je unieść. Nie pozwolił sobie jednak na sen. Skoro był tak slaby, sen mógł go zniszczyć. Mógł się nigdy nie obudzić.
Pikanie się nasiliło. Czyjeś zimne palce dotknęły jego szyi, badając go za pomocą chakry. Nie spodziewał się tego, nie słyszał wcześniej tej osoby. Palce nacisnęły mocniej przysparzając mu więcej bólu. Jęknął choć nie sądził, że ma na to dość energii. To uświadomiło mu jak bardzo jest spragniony. Dotyk zniknął i nie wrócił. Miał ochotę zawołać za ta osobą, ale nie mógł. Chciał wiedzieć, że nie jest sam choćby miało mu to sprawić ból. Potrzebował tego.
Pikanie się nasiliło. Jego głowa przestała po prostu boleć, pulsowała teraz w rytm przenikliwego dźwięku. To chyba coś znaczyło, powinno dla niego coś znaczyć. Ale nie wiedział co. To uczucie pogorszyło jego, już i tak kiepski stan.
Pikanie się nasiliło. Poczuł coś kłującego po wewnętrznej stronie przedramienia. Powieki nagle przestały mu ciążyć. Otworzył oczy i natychmiast je zamknął. Jasność go oślepiała, wszechobecna biel wniknęła w jego umysł i drażniła wariujące zmysły. Miał wrażenie, że spada, potem, że wiruje, później, że wisi głową w dół. Błędnik mu wysiadał.
- Shi-ka-ma-ru! Słyszysz?- Głos odbijał się echem w jego czaszce, co w połączeniu z wyimaginowanymi zmianami pozycji dało irracjonalny lęk. To było gorsze niż jakakolwiek klaustrofobia, tyle, że właśnie tak się czuł. Jakby z każdej strony napierały na niego kamienne bloki. Coś dotknęło jego policzka, odruchowo uchylił powieki. Owo coś okazało się dłonią i nie pozwoliło mu ich zamknąć. Kiedy z bieli wyłoniły się zarysy kształtów pomyślał, że będzie lepiej.
Niestety. Pokój zawirował w niekontrolowany sposób. Wobec takich akrobacji jego żołądek nie mógł pozostać obojętny. Szarpnął nim odruch wymiotny bez pokrycia, bo wyglądało na to, że nie ma czym wymiotować.
- Sakura!
- Musimy przez to przejść.
Słowa docierały do niego, ale nie potrafił ich zrozumieć, były jak wypowiadane w obcym, nieznanym języku. Głosy przypominały mu o czymś, ale nie mógł ich dopasować do właścicieli. Następne kilka minut było czystą męczarnią. A potem zrozumiał.
- No dalej, Shika. Dasz radę. Do cholery! Musisz!- Sakura była zdesperowana, wściekła i zmęczona. Ale grunt w tym, że wiedział, że to ona, że pamiętał. Dopiero teraz zauważył, że świat przestał wirować w zawrotnym tempie, tylko pozostaje stale w jednej pozycji. Mdłości mijały, powoli ale zaczynał kontaktować. Wciąż nie mógł skupić na niczym wzroku z trudem zauważał i odróżniał od siebie postacie. Rozpoznawał za to głosy i słowa.
- To tyle?- Jego ojciec.
- Tak, poczekajcie chwilę, zaraz dojdzie do siebie. - Piąta.
Zamrugał, żeby widzieć wyraźniej, nie pomogło. Osiągnął tyle, że oczy zaczęły mu łzawić. Chciał zapytać co się stało, dlaczego oni wszyscy tu są, co to za miejsce i co na Boga tak pika. Utworzył usta, problem w tym, że nie potrafił wydobyć z nich dźwięku.
- Jesteś pewna?
- Tak, Shikaku jestem pewna. Sakura, daj mu wody.- Ktoś uniósł jego głowę i wlał do ust odrobinę płynu. Przełknął z trudem, ale od razu poczuł się lepiej. W obrębie jego pola widzenia pojawiła się różowa plama. Po kilku kolejnych łykach mógł ją zidentyfikować jako Haruno Sakurę. Uśmiechnął się mimo woli i bolącego ciała.
- Okropnie wyglądasz. - Dziewczyna miała worki pod oczami, rozmazany tusz do rzęs i włosy w nieładzie, była wycieńczona. Ale chyba nie powinien był jej tego mówić.
- Jak ja lubię pacjentów po narkozie. - Wysyczała sarkastycznie.- Są w tedy tacy milutcy.- Usłyszał w tle trochę histeryczny śmiech swojej matki. Yoshino przysiadła na łóżku obok niego, po jej policzkach płynęły łzy, wzięła go za rękę.
- Nie waż się mnie tak straszyć. Nigdy więcej tak nie rób. Rozumiesz - Kołysała się delikatnie w przód i w tył. Przeniósł spojrzenie na Tsunade gotów błagać ją o wyjaśnienia. Potrzebował wiedzieć co się stało. Natychmiast. Zdziwiło go, że Hokage siedzi na krześle, zamiast stać. W dodatku była podpięta do kroplówki powieszonej na przenośnym stojaku. Płyn wypełniający plastikową torebkę miał zieloną barwę. Przynajmniej jednego się dowiedział. Szpital, musieli być w szpitalu.
- Co się s..s..stało?- Jąkał się bo zęby mu szczękały. Prawdopodobnie miał gorączkę. Kage westchnęła przeciągle. Uciekła spojrzeniem od jego oczu.
- Piąta, proszę c..c..c..cię mów.
- Miałeś napad lękowy, któremu towarzyszył wzmożony ból, to normalny objaw po tym rodzaju trucizny. Trzeba się było spodziewać, że go dostaniesz podczas wybudzania się. Nie myślałam jednak, że wybudzisz się tak wcześnie. Minęło ledwo kilka godzin od operacji.- Trucizna, operacja, napad lękowy? Albo źle słyszał, albo usiłowała go zarzucić faktami, żeby się zamknął. Chyba, że kłamała, ale w to jakoś nie wierzył.
- A mogłabyś od początku? - Nawet dreszcze powoli ustawały. Spróbował się podciągnąć do pozycji siedzącej.
- Ejejej, nie tak szybko.- Sakura złapała go za jedno ramię i unieruchomiła. Kiedy spojrzał na nią z wyrzutem uniosła brwi.
- Nie będę ci przywracać przytomności po raz drugi, musi się ktoś wreszcie nauczyć szacunku do mojej pracy. Poza tym powyrywałbyś wenflony. - Nad jej głową zauważył taką samą kroplówkę, jaką miała Piąta. Tylko, że jego była większa. Po chwili zrozumiał też co wydaje nieprzyjemne pikanie, które tak mu przeszkadzało. Maszyna której nazwy nie znał i nie chciał znać, oznaczała takim dźwiękiem każde uderzenie jego serca.
- Co się dzieje?- Postarał się brzmieć stanowczo. Blondynka wyprostowała się na krześle, zezłoszczona jego dociekliwością. Jej odpowiedź w niczym mu nie pomogła.
- Jeszcze raz zada mi ktoś, dzisiaj to pytanie, a nie ręczę za siebie.- Jej ton był lodowaty. Shikamaru miał wrażenie, że coś jest bardzo nie tak. Bardzo.
- Zostałeś otruty. Podobnie jak 27 innych. - Jego ojciec opierał się o ścianę po drugiej stronie pokoju i przemawiał do podłogi. Chłopakowi opadła szczeka, nie wiedział co o tym myśleć.
"27. Jak to?"
Odruchowo rozejrzał się po sali, oprócz niego leżały tu jeszcze dwie osoby. Jedną rozpoznał od razu. Temari była podpięta pod liczną aparaturę, a pikająca maszyna obok niej wydawała dźwięki o wiele rzadziej niż ta jego.
Drugą było jakieś dziecko, którego rodzice siedzieli po obu stronach łóżka. Oddech mu przyspieszył kiedy zrozumiał, że jest to dziewczynka na którą wpadł podczas ratowania No Sabaku.
"Co ona tu robi?".
- Krew Temari.- W ustach Sakury to zabrzmiało jak hasło które powinien rozumieć.
- Co " krew Temari"? - Różowowłosa była jego jedyną szansą bo nikt inny najwyraźniej nie zamierzał udzielić mu wyjaśnień.
- Krew Temari była trucizną, która przeniknęła przez skórę do twojej krwi i mięśni. Zaczęła atakować układ nerwowy. Twoje własne ciało pokryło się krwią, także będącą trucizną. Ktokolwiek by cię dotknął zostałby zatruty. Mamy szczęście, że zorientowaliśmy się w sytuacji i Tsunade zdążyła cię zabrać do szpitala.- Spojrzała mu prosto w oczy.
- Inaczej byś umarł.- Coś mu się nie zgadzało. Skoro umarł by tak szybko, to jak Temari zdołała przetrwać tak długo? Co z pozostałymi 27 ludźmi? Co robiło tu to dziecko? Te pytania miał wymalowane na twarzy tak wyraźnie, że Sakura mało się nie roześmiała.
- Wszyscy których potrąciłeś po drodze jak niosłeś No Sabaku, zostali zatruci. Nie ma ich tu bo u nich trucizna nie zdążyła wyrządzić tylu szkód. Nie zaczęli krwawić bo byli krócej niż ty wystawieni na jej działanie.- Podążyła za jego spojrzeniem do dziewczynki, która wydawała się wyjątkowo mała na tle bieli łóżka.
- Na nią wystarczyła malutka dawka. Która zadziałała o wiele szybciej niż u dorosłego. - Powiedziała smutno. Miał wrażenie, że uderzyła go w twarz. Bo to była przecież jego wina.
- A,a...a.- Odchrząknął, żeby doprowadzić się do porządku.
- Dlaczego Temari przeżyła? Skoro miałem umrzeć prawie równo z tym jak zacząłem krwawić to dlaczego ona przetrwała tak długo?- Tym razem odpowiedziała mu kage.
- Bo podano jej antidotum. W dawce za małej by zniwelować działanie trucizny, ale wystarczająco dużej, by zdołała przeżyć 2-3 doby. - Głos miała bezbarwny.
- Jak to antidotum? Przecież ona nie jest medycznym ninja. - Nie rozumiał, nie chciał.
- Przez ranę na jej stopie wprowadzono odtrutkę, nie truciznę. Nie wiem jak ją otruli, ale nie w ten sposób który przyjęliśmy za oczywisty.- Zapadło niezręczne milczenie, którego nikt nie chciał przerwać.
- Czy Suna mogła to zorganizować?- Słowa Shikamaru zabrzmiały głucho.
- Nie bezpośrednio, ale nie mamy pewności, czy o tym nie wiedzieli.- Mówiąc to, Shikaku dla odmiany obserwował sufit.
- Ona o niczym nie wiedziała, nikt nie zdołałby tak grać.- Chłopak tego jednego był teraz pewny. Ona nie udawała. Temari nie miała o niczym pojęcia.
Piąta westchnęła głęboko.
- Nie możemy tego nijak potwierdzić.- Złapała się stojaka i podniosła. Młody Nara dopiero teraz zrozumiał, że ona też należała do grupy 27 otrutych.
- Wybaczcie ale przez to całe dzisiejsze zamieszanie zaniedbałam moje obowiązki. Muszę iść. Wy też powinniście.- Spojrzała surowo na jego rodziców.
- Nasz pacjent nie może się przemęczać i tak wybudził się w rekordowym tempie.- Yoshino pożegnała się z synem i wyciągnęła Shikaku z sali. Tsunade zerknęła na Sakurę.
- Idź do domu, musisz się przespać.- Dziewczyna usiłowała protestować.
- On ma rację. Wyglądasz okropnie. Połóż się spać. - Godaime władczym gestem rozkazała jej wyjść. Sakura odwróciła się na pięcie, opuściła pomieszczenie.
Został sam z Hokage jeżeli nie liczyć jego dwóch nieprzytomnych towarzyszek i roztrzęsionych rodziców dziewczynki.
- Tobie też to radzę Nara. Śpij. Nie myśl. To ci może teraz tylko zaszkodzić.- Wszyła nie oglądając się na niego. Wiedział, że ma rację, ale nie potrafił się powstrzymać. Popołudniowe światło wpadające do sali i ciche rozmowy prowadzone na drugim końcu sali sprawiały, że nie mógł zasnąć. Starał się, ale nie mógł.
Pozwolił myślom swobodnie błądzić i dopiero wtedy, kiedy zmęczyło go wymyślanie kolejnego scenariusza wydarzeń zaczął odpływać. Był już na granicy snu, kiedy został gwałtownie rozbudzony. Po sali niósł się donośny, przenikliwy dźwięk przywodzący na myśl ciągniecie paznokciami po tablicy. Wydawała go jedna z maszyn. Wiedział co znaczy ten odgłos. Serce jednej z osób obecnych w pomieszczeniu stanęło i nie było to bynajmniej jego serce. Rozglądał się w panice usiłując zorientować się, która z osób leżących z nim na sali czuje się gorzej. W chwili w której do jego uszu dotarł przeraźliwy krzyk, wiedział.
Jestem okropna.
:-)
:-)