Autorkę można zabić w komentarzach.
Było tak jakby nagle odebrało im mowę. Żadne z nich nie miało odwagi ani siły by się odezwać. W pokoju było gorąco, jednak powietrze nie drgało od ciepła, a od panującego wokół napięcia. Od słów których nikt nie wymówił, ale wszyscy o nich wiedzieli.
Było im nieprzyjemnie, niedobrze.
Inaczej być nie mogło.
Inaczej być nie mogło.
Będzie tylko gorzej.
Za bardzo przyzwyczaili się do pokoju.
Zbyt mocno nienawidzili jego przeciwieństwa.
Zbyt mocno nienawidzili jego przeciwieństwa.
Światło zachodzącego słońca wpadało przez ogromne okna gabinetu, nadając siedzącej na ich tle kobiecie blasku. W niektórych momentach sprawiał on, że wydawała się silniejsza, charyzmatyczna, władcza. Teraz tylko podkreślał jej zmęczenie i rezygnację. Głowę wsparła na dłoni, nieobecnym wzrokiem obserwując filiżankę pełną zimnej kawy. Fakty, przeciwko przekonaniom. Słowa, a czyny. Rzetelny raport jej najlepszych shinobi, oraz milczenie Gaary.
Wierzyła, że to wszystko kłamstwa. Chciała w to wierzyć. Wciąż oszukiwać siebie. Nie dopuścić do umysłu myśli, że zawiodła się na, jak dotąd najlepszym, sojuszniku. Ale rzeczywistość ją dopadła i brutalnie pozbawiła wszystkich złudzeń.
Z bólem przyznawała przed sobą, że dobrze, że stało się to już teraz. Później mogło być zbyt późno.
Mogliby tego nie przetrwać.
Przyłożyła szklaneczkę do ust i wypiła całą ciemną, gorzką ciecz naraz. Odstawiła naczynie ze stukotem, odrzucając włosy do tyłu.
- Jesteś pewny, Yamanaka?- Powinna była się wściec i natychmiast wydać rozkazy. Zerwać się z krzesła. Uderzyć coś. Być tą samą groźną, nieprzewidywalną kage co zwykle. Dlaczego więc czekała na potwierdzenie?
- Tak.- Głos mężczyzny zabrzmiał dziwnie cicho. Odchrząknął.- Nie ma wątpliwości. Prawdziwe wspomnienia zaczęły się przebijać. Jasno wskazują winę Suny.
Rzadko zdarzało mu się żałować wykonania misji, ale tym razem właśnie tak było. Zdążył polubić charakterną blondynkę z Piasku i wcale nie był zadowolony z tego co odkrył w jej umyśle. Co więcej, jak nikt inny wiedział, że wpojenie dalej działa, że ona wciąż myśli, że jest niewinna i nie może nic z tym zrobić. Żadne tortury, czy techniki nie pomogą, a oni i tak będą musieli je wykonać. Jeżeli był ktoś, pochodzący z Suny, komu teraz współczuł, to była to Temari.
Tsunade zacisnęła usta w wąską kreskę.
- A wy?- Zerknęła na Kakashiego i Jiraire. Miała jeszcze odrobinę głupiej nadziei.
- Absolutnie. To z każdej możliwej strony wygląda na robotę Suny.- Potwierdził Sannin, a Hatake skinął głową zgadzając się z nim. Zdali już Hokage pełen raport, potwierdzając w nim najgorszy z możliwych scenariuszy. To Wioska Piasku zorganizowała polowania na medyków. Prawdopodobnie tylko po to, żeby Konoha się o tym dowiedziała i zabroniła swoim lekarzom opuszczania bezpiecznych murów. Dzięki temu wszyscy byli na miejscu kiedy zjawiła się Temari. Była większa szansa, że zostaną zatruci. A potem umrą, zostawiając swoją Wioskę bez wsparcia.
Taka była ich wersja. A Godaime ufała im prawie bezgranicznie.
O wiele bardziej niż swoim przeczuciom.
Westchnęła, pochylając głowę. A wiec jednak. Wspomnienia No Sabaku o zapadaniu się w ruchome piaski były tylko kolejnym fortelem. Oszustwem mającym ich zmylić. Pułapką zastawioną przez Sunę.
Doskonale wiedziała, że jedna jej decyzja może zmienić bieg historii, ale po czymś takim nie mogła już zwracać uwagi na wieloletnią przyjaźń między ich krajami. Zdrajców trzeba traktować, jak zdrajców.
- Shizune, notuj.- Była dziwnie łagodna. Jej lekko roztrzęsiona asystentka szybko chwyciła za pióro. Wszyscy słuchali uważnie.- Ibiki ma się zająć Temari No Sabaku. Matsuri i Kankurou, jako wysłannicy Wioski Piasku i potencjalni szpiedzy, mają trafić do więzienia pod nadzorem ANBU, to zadanie szóstej drużyny. Yui Kanashi jest zwolniona z obserwacji i oczyszczona ze wszelkich zarzutów. Shikamaru Nara ma zostać wypisany ze szpitala. Zwołać zebranie ANBU na 22:00. Zebranie jouninów na 23:00. Jak najszybciej zorganizować mi spotkanie z Daimyo. Wydać szpitalowi, laboratoriom i składom broni nakaz sprawdzenia stanu sprzętu i magazynów, oraz gromadzenia zapasów. To samo tyczy się żywności. Poza tym chcę mieć listę wszystkich sprawnych ninja, najlepiej na wczoraj. Jutro o 14:00 wygłoszę orędzie do mieszkańców Wioski.- Wstała opierając ręce o blat biurka. Za nią pomarańczowa łuna słońca gasła, zastępowana przez ciemność nocy.- Moi drodzy, zaczynamy wojnę!
Osunął się na podłogę.
Temari patrzyła na Shike niedowierzająco. ANBU zmarli nie wiedząc jak zareagować. Sam brunet nie był pewien co właśnie zaszło. Co zrobił. Kagemane no jutsu zadziałało bezbłędnie, tyle że nie pamiętał składania pieczęci.
Przygwożdżono go do ziemi. Uderzono i ogłuszono. Przed oczami stanęły mu wszystkie gwiazdy.
- Zostawcie go!- Wrzasnęła No Subaku, ale ją także złapano. Nietoperz powoli dochodził do siebie. Zaczęła się wić i kopać. Mogła im pozwolić krzywdzić siebie, ale nie zamierzała wybaczyć krzywdzenia Nary. Nie kiedy robili to ponieważ chciał jej pomóc. Dość już ucierpiał z jej powodu.
Dowódca zamaskowanych doprowadził się do porządku. W mgnieniu oka znalazł się obok Shikamaru.
- Co ty sobie kurwa myślisz? - Poderwał go z podłogi, dwóch innych przytrzymało jego ręce. - Że niby co? - Chłopak czuł nacisk zimnej stali kunaia na szyi. - Że jak jesteś strategiem to wszystko ci wolno? Że nazwisko cie obroni?- Shika stał spokojnie. Prawda była taka, że owszem, wierzył w to że nikt z Wioski nie ośmieliłby się bez dobrego powodu zabić jedynego syna Shikaku.
- Odpowiadaj!- Został popchnięty na tyle mocno, by wpaść plecami na ścianę. - Mów czemu wbrew wszelkim zasadom pomagasz wrogowi. Komuś kto zdradził Konohe. Otruł naszych najlepszych shinobi. Zabił cywila. Czemu wspierasz kogoś kto nigdy nie był jednym z nas? - Blondynka odwróciła wzrok pod wpływem tych słów. Bolały. Bardzo. Ale nie aż tak bardzo, jak cisza która po nich nastała. Shikamaru milczał. Ale to było przecież do przewidzenia. Nie mógł przecież kłócić się z faktami. Nikt nie mógł tego robić. Nie jeżeli był ninja. A ona głupio wierzyła.
- Mam rozumieć, że to twoja wersja wydarzeń, tak? - To pytanie sprawiło, że szybko wciągnęła powietrze do płuc. A jednak... Tymczasem Nara miał wrażenie że jego szybko bijącego serca nie sposób nie usłyszeć. Sam nie do końca wiedział co się dzieje, słowa same wypływały z jego ust. Mówił szybko i mało składnie. Niosły go uczucia, których sam nie rozumiał.- Dla ciebie prawdziwa i niezmienna. Naturalna. Ale wiesz co? Ja nigdy w to nie uwierzę.- Ostatnie zdanie było przepełnione pewnością.- Choćbyś mnie wysłał na tortury razem z nią. Nigdy!- Widział zdziwienie nietoperza i nie wiadomo czemu dodatkowo go to nakręciło.- Nazywanie tej dziewczyny wrogiem, to jak mylenie słońca z księżycem. Odmawianie jej miejsca pośród nas świadczyłoby tylko o głupocie. Wysuwanie oskarżeń za które później będziemy przepraszać jest co najmniej bezsensowne, a torturowanie niewinnej osoby okryje nas hańbą, której długo nie zmyjemy. Dla mnie to jest kobieta, która lata przepracowała, by poprawić działanie naszego sojuszu. Która pomogłaby nam zawsze gdybyśmy tylko poprosili. I która ryzykowała życie na misjach, wykonywanych bynajmniej nie dla Suny. Nie obchodzi mnie co powiesz. Jakie argumenty wysuniesz. Co mi zrobisz, żeby mnie przekonać. To jest moja prawda.
Temari patrzyła na Shikę szeroko otwartymi oczami. To co właśnie zrobił nie mieściło jej się w głowie. Mówił rzeczy, których nigdy nie spodziewała się usłyszeć. Bronił jej, kiedy myślała, że została zupełnie sama. Wciąż w nią wierzył, mimo, że nawet ona zwątpiła.
Czuła ciepło, jakąś dziwaczną nadzieję, rozchodzącą się po jej ciele, jakby jego postawa mogła cokolwiek zmienić.
Co się u licha działo?
- Ach tak.- Kapitan ANBU, opuścił rękę z bronią. Dopiero teraz do Nary powoli docierało co właśnie powiedział. Zrozumiał konsekwencje, tyle, że było już za późno. A on jakoś nie żałował. Niczego nie żałował.
Jednak gwałtowny śmiech zamaskowanego wywołał u niego dreszcze.
- Ciekawe, ciekawe. Nieważne co ci zrobię.- Niebezpieczny błysk w oku mężczyzny pozwolił mu zrozumieć co się święci. Ale to już nie miało znaczenia. Bo choćby nie wiem co, nie zdąży.- A jak zrobię coś jej?- Mimo to spróbował zatrzymać ANBU. Wiedział, że nie ma szans, wiedział prawie tak dobrze jak to, że cios nie będzie śmiertelny. Widział jak Temari usztywnia się stając mocno na nogach, gotowa na przyjęcie bólu. Ale zmierzające w jej stronę ostrze skutecznie odbierało mu zdrowy rozsądek i umiejętność szybkiego myślenia. Pozostawiało pustkę.
Czarną, nieprzyjemną otchłań, która pochłaniała jego świadomość.
W przeciągu kilku milisekund, bez żadnego wcześniejszego ostrzeżenia, jego ciało odmówiło mu posłuszeństwa. Opadł na ziemie nieprzytomny.
Kolejne chwile minęły nim Temari poddała się dziwacznej senności, która znienacka ją ogarnęła. Ręka nietoperza, pierwotnie wymierzona, tak żeby musnąć kunaiem jej lewe ramie, przeleciała tuż nad jej głową, gdy nogi się pod nią ugięły.
Drużyna ANBU została postawiona przed faktem dokonanym. Zdrajczyni i sprzyjający jej osobnik nagle zamienili się w dwójkę zwyczajnych, nieprzytomnych shinobi, niemogących wyrządzić żadnych szkód. Byli tylko ninja których poziom chakry pikował gwałtownie w dół.
Zbyt gwałtownie.
- O co ci chodzi?- Odwarknęła. Chłopak spojrzał na nią nieprzytomnie. To była jego wina, że się tu znalazła. Nie wiedział jak, ani dlaczego, ale musiał przez przypadek zabrać ją tu ze sobą. Skazać ją na przeżywanie tego samego, co on przeżywał za każdym razem. - No o co!?
- Tem...- Nie dokończył. Miał wrażenie, że coś usłyszał. Po minie blondynki mógł stwierdzić, że to nie był tylko jego wymysł.
- Ekhem.- Dźwięk dochodził z prawej. No Sabaku natychmiast obróciła się w tamtą stronę, ale on odkrył, że wcale nie ma na to ochoty. Nie chciał patrzeć na to coś.- Mówiłem ci, że jeszcze się spotkamy, chłopcze.- Poczuł jak przez jego ciało przechodzi dreszcz. Znów miał to głupie wrażenie, że zna ten głos.
- Nara.- Dziewczyna lekko pociągnęła go za rękę. Jej głos brzmiał cicho i niepewnie. Odruchowo przysunęła się bliżej niego.
- Nie spodziewałem się jednak, że nastąpi to aż tak szybko.- Stuknęły buty, jakby ktoś zeskoczył z wysokiego krzesła. Osoba ta zbliżyła się o kilka kroków. Temari podniosła gardę, ale on nie mógł nic zrobić. Zaciskał tylko mocno powieki. Strach go paraliżował.
- Nic ci nie zrobię, panienko.- Minął ją bez problemu. Nawet nie wiedziała, kiedy to zrobił.- Uspokój się, wariacie.- Stanął nad nim.- I zacznij myśleć. Nie zauważyłeś, że tym razem jest inaczej?
Znów. Z niewyjaśnionych powodów, obecność tego człowieka go uspokajała. Spojrzał na niego.
Jego wzrok prześlizgnął się po czarnych sandałach, spodniach i Konohańskiej bluzie, tylko po to by zatrzymać się na twarzy. Twarzy obcej, ale jednocześnie znajomej.
- Co do...?
No więc, opóźnione spóźnienie zbyt późno zapowiadanej notki, wreszcie jest. Wybaczcie, ale naprawdę mało miałam czasu na pisanie. Wiązało się to głównie z licznymi wyjazdami. Wiem jednak, że mnie to nie usprawiedliwia. Proszę o w miarę bezbolesną śmierć.
Ze spraw organizacyjnych pragnę wyjaśnić, że ten rozdział pełni rolę wstępu do 10, w której to wiele się wyjaśni i powinna rozwinąć się też pewna akcja. Razem z 10, przyjdzie też nowy szablon( przynajmniej mam taką nadzieję) i będzie można powiedzieć, że zakończy się pierwsza faza tego opowiadania.( Ha, jak równo mi wyszło.) Kolejna prawdopodobnie nie będzie tak długa za to zawierać będzie dużo akcji. Rozwinie się też relacja między naszą kłopotliwą dwójką. Nie mogę się tego doczekać, prawie tak samo mocno jak wy.
Mam nadzieję, że ten rozdział nie zawiódł waszych oczekiwań.
Wierzyła, że to wszystko kłamstwa. Chciała w to wierzyć. Wciąż oszukiwać siebie. Nie dopuścić do umysłu myśli, że zawiodła się na, jak dotąd najlepszym, sojuszniku. Ale rzeczywistość ją dopadła i brutalnie pozbawiła wszystkich złudzeń.
Z bólem przyznawała przed sobą, że dobrze, że stało się to już teraz. Później mogło być zbyt późno.
Mogliby tego nie przetrwać.
Przyłożyła szklaneczkę do ust i wypiła całą ciemną, gorzką ciecz naraz. Odstawiła naczynie ze stukotem, odrzucając włosy do tyłu.
- Jesteś pewny, Yamanaka?- Powinna była się wściec i natychmiast wydać rozkazy. Zerwać się z krzesła. Uderzyć coś. Być tą samą groźną, nieprzewidywalną kage co zwykle. Dlaczego więc czekała na potwierdzenie?
- Tak.- Głos mężczyzny zabrzmiał dziwnie cicho. Odchrząknął.- Nie ma wątpliwości. Prawdziwe wspomnienia zaczęły się przebijać. Jasno wskazują winę Suny.
Rzadko zdarzało mu się żałować wykonania misji, ale tym razem właśnie tak było. Zdążył polubić charakterną blondynkę z Piasku i wcale nie był zadowolony z tego co odkrył w jej umyśle. Co więcej, jak nikt inny wiedział, że wpojenie dalej działa, że ona wciąż myśli, że jest niewinna i nie może nic z tym zrobić. Żadne tortury, czy techniki nie pomogą, a oni i tak będą musieli je wykonać. Jeżeli był ktoś, pochodzący z Suny, komu teraz współczuł, to była to Temari.
Tsunade zacisnęła usta w wąską kreskę.
- A wy?- Zerknęła na Kakashiego i Jiraire. Miała jeszcze odrobinę głupiej nadziei.
- Absolutnie. To z każdej możliwej strony wygląda na robotę Suny.- Potwierdził Sannin, a Hatake skinął głową zgadzając się z nim. Zdali już Hokage pełen raport, potwierdzając w nim najgorszy z możliwych scenariuszy. To Wioska Piasku zorganizowała polowania na medyków. Prawdopodobnie tylko po to, żeby Konoha się o tym dowiedziała i zabroniła swoim lekarzom opuszczania bezpiecznych murów. Dzięki temu wszyscy byli na miejscu kiedy zjawiła się Temari. Była większa szansa, że zostaną zatruci. A potem umrą, zostawiając swoją Wioskę bez wsparcia.
Taka była ich wersja. A Godaime ufała im prawie bezgranicznie.
O wiele bardziej niż swoim przeczuciom.
Westchnęła, pochylając głowę. A wiec jednak. Wspomnienia No Sabaku o zapadaniu się w ruchome piaski były tylko kolejnym fortelem. Oszustwem mającym ich zmylić. Pułapką zastawioną przez Sunę.
Doskonale wiedziała, że jedna jej decyzja może zmienić bieg historii, ale po czymś takim nie mogła już zwracać uwagi na wieloletnią przyjaźń między ich krajami. Zdrajców trzeba traktować, jak zdrajców.
- Shizune, notuj.- Była dziwnie łagodna. Jej lekko roztrzęsiona asystentka szybko chwyciła za pióro. Wszyscy słuchali uważnie.- Ibiki ma się zająć Temari No Sabaku. Matsuri i Kankurou, jako wysłannicy Wioski Piasku i potencjalni szpiedzy, mają trafić do więzienia pod nadzorem ANBU, to zadanie szóstej drużyny. Yui Kanashi jest zwolniona z obserwacji i oczyszczona ze wszelkich zarzutów. Shikamaru Nara ma zostać wypisany ze szpitala. Zwołać zebranie ANBU na 22:00. Zebranie jouninów na 23:00. Jak najszybciej zorganizować mi spotkanie z Daimyo. Wydać szpitalowi, laboratoriom i składom broni nakaz sprawdzenia stanu sprzętu i magazynów, oraz gromadzenia zapasów. To samo tyczy się żywności. Poza tym chcę mieć listę wszystkich sprawnych ninja, najlepiej na wczoraj. Jutro o 14:00 wygłoszę orędzie do mieszkańców Wioski.- Wstała opierając ręce o blat biurka. Za nią pomarańczowa łuna słońca gasła, zastępowana przez ciemność nocy.- Moi drodzy, zaczynamy wojnę!
***
To był tylko ułamek sekundy. Króciutka chwila podczas której kapitan drużyny 4 zgiął się w pół i uderzył głową w ścianę za sobą z całej siły.
Przebiegła szybko przez opustoszałą piaszczystą drogę. Małe stópki uderzały o ziemie w równym tempie, dół zakurzonej sukienki falował w rytm jej ruchów. Cały czas się rozglądała, szukała kogoś, kogokolwiek. Ogłuszająca cisza miasta napawała ją przerażeniem. Kosmyk jasnobrązowych włosów wysunął się ze związanego na karku kucyka i przykleił do policzka dziewczynki. Dyszała ze zmęczenia, ale nie chciała przestać biec. Wiedziała, że nie powinno jej tu być. Nie teraz.
Mocniej przycisnęła do siebie małe, płócienne zawiniątko, zagłębiając się w gęstą sieć wąskich uliczek ubogiej dzielnicy. Tu czuła się o wiele lepiej niż na głównych arteriach, wśród wielkich, bogatych domów, otoczonych sztucznie nawadnianymi ogrodami. To miejsce ją wychowywało. Ale teraz bez tych wszystkich, śmierdzących potem ludzi, bez krzyków i bójek, wydawało jej się obce i groźne. Bez trudu mogła zobaczyć zalegający wszędzie bród, który już nie ginął w tłumie.
Mijała znajome domy i budy, zaglądając w pozasłaniane okna, pozastawiane wejścia. Koło niej przemknął jakiś mężczyzna w poszarpanej bluzie, a jego pociemniałe spojrzenie kazało jej przyśpieszyć. Z doświadczenia wiedziała, że takie oczy nie zwiastują niczego dobrego.
Ledwo wyrobiła na zakręcie, płosząc obdartego kota, który syknął na nią wściekle.
Już niedaleko.
Z rozpędem wpadła na obskurną klatkę schodową. Stara kobieta która zawsze siedziała na trzecim stopniu, nie podniosła na nią wzroku, mamrocząc do siebie coś niezrozumiałego. Chociaż to się nie zmieniło.
Już niedaleko.
Z rozpędem wpadła na obskurną klatkę schodową. Stara kobieta która zawsze siedziała na trzecim stopniu, nie podniosła na nią wzroku, mamrocząc do siebie coś niezrozumiałego. Chociaż to się nie zmieniło.
Dziewczynka w mgnieniu oka znalazła się na pierwszym pietrze i popchnęła budowlaną płytę, służącą za drzwi. Ta ustąpiła niechętnie, pod naporem słabych mięśni, wydając nieprzyjemny dla ucha zgrzyt. Zasunięcie jej z powrotem wcale nie było prostsze. Od betonowej podłogi, nigdy niedokończonego bloku, bił przyjemny chłód. Pozwolił on małej trochę ochłonąć. Już spokojniejsza weszła w głąb pomieszczenia.
Jej matka leżała tam gdzie ją zostawiła, oparta o zimną ścianę. Podeszła i osunęła się na ziemię obok niej, rozwijając pakunek dla którego przeprawiła się, aż na drugi koniec miasta. Zaledwie kilka wysuszonych listków, maleńka buteleczka jakiegoś płynu i kawałek chleba, a znaczyły tak wiele. Poczuła jak burczy jej w brzuchu. W przeciągu ostatniego tygodnia, zdobycie jedzenia zaczęło graniczyć z cudem. Zwłaszcza jeżeli było się nią. Tęskniła za czasami, kiedy mama była zdrowa. Wtedy zawsze miały co jeść.
Oderwała trochę chleba, resztę zostawiając na potem. Żuła powoli, licząc na to, że uda jej się oszukać żołądek. W skupieniu przypatrywała się pozostałej zawartości pakunku, usiłując sobie przypomnieć, co mówiła jej sprzątaczka medyczki, która to dla niej ukradła. Jeden liść rano, jeden wieczorem, a płyn tylko w nadzwyczajnych przypadkach. Chyba tak to było. Cała się trzęsła i trudno było zrozumieć o co jej chodzi, a przecież już nie pierwszy raz jej w ten sposób pomagała. Mówiła też coś o wystrzeganiu się ninja, ale o tym nie musiała jej powiadamiać. Wiedziała, że należy unikać ludzi z ochraniaczami, zanim wypowiedziała pierwsze słowo. Jednak pierwszy raz w życiu widziała ulice Suny kompletnie opustoszałe. W powietrzu, aż czuło się strach mieszkańców. Z zasłyszanych rozmów dorosłych wywnioskowała, że coś dziwnego działo się z miejskimi shinobi. Zaledwie dwa dni temu w ich dzielnicy pojawił się człowiek, który kazał wszystkim płacić. Zabrał ich jedyne pieniądze. Przez niego mama zemdlała i nie mogła się obudzić. Tak bardzo się zdenerwowała. Odruchowo pogładziła przedwcześnie posiwiałe włosy matki. Choć brudne, były tak cudownie miękkie. Nagle poczuła się strasznie samotna. Prawie wszyscy których znała byli starsi od niej. Dorośli nie lubili jej od zawsze, a dzieciaki nie chciały, żeby się do nich przyłączyła, bo była mała i słaba. Co z tego, że potrafiła kraść lepiej od nich?
Poczuła łzy pod powiekami. Podniosła się z trudem i podeszła do dziury w podłodze, która znajdowała się w rogu pokoju, chowała tam wszystkie swoje skarby. Obok kilku cekinów, ułamanego kunaia i nadpalonego zdjęcia ślubnego jej rodziców, leżało tam stare przenośne radio na baterie. W środku miało płytę. Włączała je bardzo rzadko, bojąc się, że przestanie działać. Robiła to tylko w takie dni, kiedy naprawdę potrzebowała usłyszeć czyjś głos.
Nastawiła na swoją ulubioną piosenkę. Miała smutne, głębokie brzmienie. Mała umiała ją śpiewać z pamięci, mimo że nie rozumiała słów. Wiedziała, że ma ładny głos. Zawsze marzyła, że ktoś ją kiedyś usłyszy i postanowi wykorzystać jej talent. Niestety, kiedy się żyje tak jak one, zdolności muzyczne nie mają znaczenia.
Śpiewając cicho, wsunęła pojedynczy liść w usta swojej matki i przypilnowała żeby ta przełknęła. Na szczęście się nie zakrztusiła.
Dziewczynka spakowała lekarstwa w płótno i już miała je odłożyć do dziury w podłodze, kiedy usłyszała potężny huk. Z sufitu posypał się kurz. Zamarła.
Gdzieś w oddali usłyszała zgiełk. Krzyki ludzi. To było tak różne od panującej wcześniej ciszy. Wyłączyła radio. Huk się powtórzył. Zadrżała razem z budynkiem.
Wybiegła z pokoju, szybko wspinając się na schody i docierając na drugie piętro. Ostatnie które było ukończone. Doskoczyła do okna, jednak okazało się być za wysoko, żeby mogła coś zobaczyć. Chwyciła za stojącą nieopodal skrzynkę po piwie i wspięła się na nią.
Zobaczyła unoszący się w powietrzu kurz. Drobinki piasku ograniczały jej widoczność. Miała jednak świadomość, że coś dzieje się przy bramie miasta.
- Wyruszają.
Mało nie spadła, słysząc zachrypnięty, skrzekliwy głos. Za nią stała stara kobieta. Ta która od zawsze siedziała na trzecim stopniu schodów. Po jej policzkach ciekły łzy. Mała nie rozumiała o co jej chodziło.
- Nie przeżyjemy tego.- Staruszka podeszła i objęła ją jednym ramieniem.- Ci głupcy sprowadzą na nas śmierć.
- Shinobi nic mi nie zrobią, jeżeli ich nie sprowokuje.- Pisnęła dziewczynka.- Tak mówi mama.
Kobieta się zaśmiała.
- I dlatego teraz tam leży, na granicy śmierci?- Powiedziała wskazując podłogę.- Zapamiętaj, dziecinko, ninja nie trzeba prowokować. Dla nich wystarczy, że jesteśmy. To wystarczy żeby spróbować nas zniszczyć.
Poczuła łzy pod powiekami. Podniosła się z trudem i podeszła do dziury w podłodze, która znajdowała się w rogu pokoju, chowała tam wszystkie swoje skarby. Obok kilku cekinów, ułamanego kunaia i nadpalonego zdjęcia ślubnego jej rodziców, leżało tam stare przenośne radio na baterie. W środku miało płytę. Włączała je bardzo rzadko, bojąc się, że przestanie działać. Robiła to tylko w takie dni, kiedy naprawdę potrzebowała usłyszeć czyjś głos.
Nastawiła na swoją ulubioną piosenkę. Miała smutne, głębokie brzmienie. Mała umiała ją śpiewać z pamięci, mimo że nie rozumiała słów. Wiedziała, że ma ładny głos. Zawsze marzyła, że ktoś ją kiedyś usłyszy i postanowi wykorzystać jej talent. Niestety, kiedy się żyje tak jak one, zdolności muzyczne nie mają znaczenia.
Śpiewając cicho, wsunęła pojedynczy liść w usta swojej matki i przypilnowała żeby ta przełknęła. Na szczęście się nie zakrztusiła.
Dziewczynka spakowała lekarstwa w płótno i już miała je odłożyć do dziury w podłodze, kiedy usłyszała potężny huk. Z sufitu posypał się kurz. Zamarła.
Gdzieś w oddali usłyszała zgiełk. Krzyki ludzi. To było tak różne od panującej wcześniej ciszy. Wyłączyła radio. Huk się powtórzył. Zadrżała razem z budynkiem.
Wybiegła z pokoju, szybko wspinając się na schody i docierając na drugie piętro. Ostatnie które było ukończone. Doskoczyła do okna, jednak okazało się być za wysoko, żeby mogła coś zobaczyć. Chwyciła za stojącą nieopodal skrzynkę po piwie i wspięła się na nią.
Zobaczyła unoszący się w powietrzu kurz. Drobinki piasku ograniczały jej widoczność. Miała jednak świadomość, że coś dzieje się przy bramie miasta.
- Wyruszają.
Mało nie spadła, słysząc zachrypnięty, skrzekliwy głos. Za nią stała stara kobieta. Ta która od zawsze siedziała na trzecim stopniu schodów. Po jej policzkach ciekły łzy. Mała nie rozumiała o co jej chodziło.
- Nie przeżyjemy tego.- Staruszka podeszła i objęła ją jednym ramieniem.- Ci głupcy sprowadzą na nas śmierć.
- Shinobi nic mi nie zrobią, jeżeli ich nie sprowokuje.- Pisnęła dziewczynka.- Tak mówi mama.
Kobieta się zaśmiała.
- I dlatego teraz tam leży, na granicy śmierci?- Powiedziała wskazując podłogę.- Zapamiętaj, dziecinko, ninja nie trzeba prowokować. Dla nich wystarczy, że jesteśmy. To wystarczy żeby spróbować nas zniszczyć.
***
Jego powóz jechał na samym przodzie kolumny wojsk. Zasłonki zaciągnięte na oknach lekko falowały, pod wpływem ruchów powietrza. Czerwonowłosy oparł się wygodnie o siedzenie zamykając oczy. Przysłuchiwał się odgłosom na zewnątrz. Tupotowi ludzi. Rżeniu koni. Regularnemu hukowi, związanemu z uruchamianiem kolejnych maszyn. Po jego wargach błąkał się uśmiech.
Ktoś podbiegł do pojazdu i podskoczył łapiąc się dolnej krawędzi okna. Kazekage otworzył oczy, mocniej zaciskając dłoń na kolanie. Baku wsadził głowę do powozu.
- Przyszedł list od Daimyo.- Zasłaniająca nos i usta, szeroka chusta tłumiła jego głos. W wyciągniętej dłoni trzymał zwitek grubego, drogiego papieru. Wielka czerwona pieczęć rzucała się w oczy.
- Spal to.- Pozbawiony wszelkich emocji głos No Sabaku, nie znosił sprzeciwu. Jounin skinął głową.
- Tak jest.- Zeskoczył na ziemie, znikając władcy z oczu. Szybkim jutsu załatwił sprawę. W mgnieniu oka z listu został tylko popiół. Wszystkie słowa, napisane przez zaniepokojonego i rozeźlonego, postawą Suny Daimyo zniknęły.
Mężczyzna dołączył do pochodu. Udało im się odbyć przygotowania w ekspresowym tempie. Wszyscy ninja, byli już gotowi by zaatakować Konohe. Wszyscy wyruszali na front. Opuszczali Wioskę Piasku. Zostawiali swój dom bez ochrony.
- Przyszedł list od Daimyo.- Zasłaniająca nos i usta, szeroka chusta tłumiła jego głos. W wyciągniętej dłoni trzymał zwitek grubego, drogiego papieru. Wielka czerwona pieczęć rzucała się w oczy.
- Spal to.- Pozbawiony wszelkich emocji głos No Sabaku, nie znosił sprzeciwu. Jounin skinął głową.
- Tak jest.- Zeskoczył na ziemie, znikając władcy z oczu. Szybkim jutsu załatwił sprawę. W mgnieniu oka z listu został tylko popiół. Wszystkie słowa, napisane przez zaniepokojonego i rozeźlonego, postawą Suny Daimyo zniknęły.
Mężczyzna dołączył do pochodu. Udało im się odbyć przygotowania w ekspresowym tempie. Wszyscy ninja, byli już gotowi by zaatakować Konohe. Wszyscy wyruszali na front. Opuszczali Wioskę Piasku. Zostawiali swój dom bez ochrony.
***
Shikamaru zmarszczył brwi, usiłując wszystko sobie poukładać. Z miny Inoichiego i z zachowania Temari, wnioskował że jounin zdołał zobaczyć coś nowego w jej wspomnieniach. I z pewnością nie było to nic dobrego.
Stłumił westchnienie, jeszcze raz zerkając na stojących teraz po ich stronie drzwi ANBU. Po tym, jak Piąta szybko opuściła pokój, przenieśli się do wnętrza sali. Nara był gotów się założyć, że gdyby spróbował się odezwać do No Sabaku, natychmiast by go uciszyli.
Wciąż nie wymyślił, jak się z nią skontaktować tak, żeby tego nie zauważyli, a sama zielonooka nie ułatwiała mu zadania siedząc ze wzrokiem wbitym w kolana. Gorączka jakiej dostała po powrocie ze świata wspomnień minęła równie szybko, jak się pojawiła. Ale ona wcale nie wyglądała lepiej. Wciąż była w kompletnym szoku. Im dłużej trwała w takim stanie tym jemu mocniej skakało ciśnienie. No bo, do jasnej cholery, co się znowu stało? Co znowu poszło nie tak? Jakoś nie był skłonny uwierzyć, że prawdziwe wspomnienia dziewczyny udowodniły winę Suny. Ale w takim razie co? Było jakieś inne wytłumaczenie?
Czuł wewnętrzny przymus, porozmawiania z blondynką. Musiał to zrobić. Ani nie miał ochoty dręczyć się dłużej domysłami, ani patrzeć, jak ona popada w to dziwne odrętwienie. Chciał jej powiedzieć, że bez względu na to co się stało on wierzy, że jest niewinna. Że na pewno jest jakieś logiczne wyjaśnienie i że oni je znajdą. Miał ochotę ją zwyczajnie pocieszyć. Od patrzenia na nią, aż coś go bolało. Jakby obraz takiej Temari burzył jego dotychczasowe wyobrażenie świata.
Chciał ją przytulić.
Przygryzł policzek od wewnątrz, usiłując się pozbyć takich myśli i skupić na czymś innym. Jednak wyimaginowane wrażenie jej ciepła pozostało, odporne na wszystkie jego starania.
Usłyszał charakterystyczny dźwięk naciskanej klamki.
- Przepraszam, ale tu nie wolno wchodzić.- ANBU nie pozwolił im zobaczyć kto stoi za drzwiami, tarasując sobą przejście. Nare jednak zmartwiło coś zupełnie innego. No Sabaku nie zareagowała na przybysza w najmniejszy sposób. Zdawała się być kompletnie oderwana od rzeczywistości.
- Mam pozwolenie ordynatora oddziału.- Wysoki, lekko drżący, kobiecy głos, dotarł do jego uszu, drażniąc bębenki. Nie miał bladego pojęcia do kogo mógł należeć.
- Nie wolno mi nikogo wpuszczać.- Odparł zamaskowany.
- Proszę zrobić wyjątek.- Kobiecie towarzyszył mężczyzna.- Sam pan rozumie...- Westchnął, tak jakby to miało wyjaśniać wszystko. Ale nie wyjaśniało, przynajmniej nie dla Shiki. Był przekonany, że ANBU odprawi ich z kwitkiem, lecz ku jego zaskoczeniu ten się zawahał.
- Mogę to pozwolenie?- Spytał po chwili namysłu. Przyjrzał się dokładnie otrzymanemu świstkowi i chyba go to usatysfakcjonowało, bo odsunął się robiąc parze przejście.
- Nie więcej niż 15 minut.- Ostrzegł ich.- No Sabaku masz gości!
Na dźwięk swojego nazwiska, dziewczyna poderwała głowę, rozglądając się po pomieszczeniu trochę panicznie, najwyraźniej wyrwana z własnych myśli. Uspokojenie się zajęło jej dobrych kilka sekund. W tym czasie pragnienie Shikamaru, żeby jej dotknąć i w jakiś sposób wesprzeć wzrosło diametralnie. Widok zagubionej siostry Kazekage, był czymś co szczególnie nie przypadło mu do gustu. Jednak wchodząca do sali kobieta, skutecznie odciągnęła jego uwagę.
"Po co tu przyszłaś? Kto ci na to pozwolił?"
Temari wpatrywała się w nią, jak w ducha. Bez trudu rozpoznała długie kruczoczarne włosy i smutne niebieskie oczy, pod którymi widniały głębokie cienie. Jej strój wskazywał na to, że jest tu pacjentką, jedną ręką kurczowo trzymała się męża. No Sabaku nie mogła uwierzyć, że pozwolono jej tu przyjść, choć nie odczuwała strachu. Bez względu na to co mówiła wcześniej Sakura, w jej oczach Yui Kanashi nie była kimś kogo należało się bać. Za to jej widok, obudził w niej ogromne wyrzuty sumienia. Jeżeli Inoichi miał rację. Jeżeli to co widziała zaledwie kilka godzin temu w swoim umyśle było prawdą, to próba zabicia jej nie dość, że była uzasadniona, to z punktu widzenia mieszkańca Konohy nawet pożądana. Czuła pulsujący ból z tyłu czaszki. Wpojenie dalej działało. Zmuszenie się do wątpienia we własną niewinność przychodziło jej z niezwykłym trudem, a patrzenie na stojącą przed nią kobietę wcale nie pomagało.
Nie miała pojęcia, co zrobi z nią Hokage kiedy Yamanaka powie jej co widział. Czy uzna przypadek z piaskiem, za coś niewartego uwagi? Czy zapewnienia Kankurou i Matsuri staną się kompletnie nieważne? Poza tym na poważnie zaczęła się zastanawiać, czy aby na pewno wszystko z nią w porządku. Nie potrafiła powiedzieć, która wersja wydarzeń jest prawdziwa. Instynktownie wybierała tą, która oczyszczała ją z zarzutów, ale przecież nic nie pamiętała. Nie chciała atakować Wioski Liścia, ani doprowadzić do śmierci swoich sojuszników. Nie chciała też nikogo ranić. Zwłaszcza Nary. Jednak wszystko wskazywało na to, że kiedyś to było jej celem. Nie potrafiła zrozumieć, co mogło tak bardzo zmienić jej nastawienie.
Nie spuszczała oka z czarnowłosej. Kanashi unikała jej wzroku, trzymając głowę nisko pochyloną i nerwowo przestępując z nogi na nogę. Jej partner również wyglądał na onieśmielonego. Blondynka wiedziała, że stan emocjonalny niedoszłej morderczyni jest bardzo chwiejny. Haruno jasno to wytłumaczyła. Jednak najwyraźniej wszystko zmierzało w dobrym kierunku. Inaczej nie pozwoliliby jej przyjść do niej w odwiedziny. Może wiadomość, że znów będzie mogła mieć dzieci podniosła ją na duchu?
A może leki w końcu zadziałały, jak należy?
Kobieta w końcu zebrała się na odwagę.
- Przepraszam.- Powiedziała tak cicho, że Temari wcale nie była pewna, czy jej się nie przesłyszało. - Nie powinnam tak szybko osądzać ludzi. - Zielonooka czuła, jak jej usta lekko się rozchylają, kiedy Yui jedną ręką szybko otarła łzy. Usłyszeć coś takiego od osoby której się zabiło dziecko...
- To ja powinnam cię przeprosić.- Słowa padły z jej ust machinalnie. Sama słyszała, jak bardzo są nijakie, mimo że naprawdę tak czuła. Te słowa były zwyczajne, a nie powinny być. Sytuacja nie była zwyczajna. Ale nie potrafiła się zdobyć na nic lepszego.- Nie mogę wiedzieć, co musiałaś czuć. Nie potrafię sobie tego wyobrazić. Skrzywdziłam cię bardziej niż ty mnie.
Kobieta drgnęła, gwałtownie podrywając głowę do góry. Jej przepiękne oczy były pełne łez, ale też czegoś innego, jakiegoś ciepła, zrozumienia. Temari nie wiedziała, jak po takim cierpieniu, udało jej się zachować tak ludzkie cechy.
- To nie była twoja wina.- W głosie czarnowłosej dało się słyszeć pewność, niewiadomego pochodzenia. Jej mąż objął ją w pasie ramieniem i skinął głową, zgadzając się z nią. - Byłaś nieprzytomna nie mogłaś wiedzieć co się działo. Ja...ja nie wiem co we mnie wstąpiło.
- Gdybym była tobą, pewnie postąpiłabym tak samo.- No Sabaku zacisnęła powieki, żeby nie musieć patrzeć na tych ludzi. Kiedyś byli szczęśliwym, zwyczajnym małżeństwem. A, teraz? A to wszystko przez nią.
- Oni mają rację, Temari. To ja wpadłem na tą małą, więc technicznie rzecz biorąc to moja wina.- Shikamaru patrzył gdzieś w ścianę.- Gdybym bardziej uważał...
- A gdybym ja była ostrożniejsza i nie dała się otruć, to nigdy nic by się nie stało.- Odparła i natychmiast pożałowała swoich słów. To brzmiało tak jakby nie brała pod uwagę drugiej opcji. Tej, w której to była wykonawcą starannie opracowanego planu zniszczenia Konohy. Ale nie mogła pozwolić mu się obwiniać. Nie mógł brać na siebie tej odpowiedzialności, tylko po to żeby jej ulżyć. Choć, czy to ona była powodem? Nie, na pewno nie, przecież mowa o Narze.
- Tem...
- Przestańcie.- Spokojny głos Kanashi jakimś cudem ich uciszył, uśmiechała się przez łzy, którym pozwoliła swobodnie spływać po policzkach.- Wiem już dlaczego tak się spieszyłeś niosąc ją tutaj.- Zwróciła się do Shiki, a jemu kilka chwil zajęło zrozumienie co zasugerowała. Poczuł ciepło na policzkach i kontem oka zauważył, jak blondynka stara się ukryć własne rumieńce.
- Nie winię żadnego z was. Długo mi to zajęło, ale zrozumiałam, że to nie była wasza wina. Tęsknię za moją malutką, ale- pociągnęła nosem, przytulając się mocniej do mężczyzny za nią- najwyraźniej tak było zapisane w gwiazdach. - Rozpłakała się na dobre. Jej towarzysz pogładził ją uspokajająco po plecach. Sam był załamany śmiercią córki, ale poświęcał wszystkie swoje myśli Yui. Szczerze bał się, że oprócz dziecka utraci żonę. Najpierw groził jej wyrok, a potem pozostał mu strach, że już nigdy nie będzie taka sama. Że śmierć ich kochanej dziewczynki zmieni ją w potwora, którym była gdy zaatakowała Temari. Na szczęście tak się nie stało. To wciąż była jego Yui. Smutna, rozdygotana i pełna sprzecznych emocji, ale dalej była tą kobietą dla której stracił głowę i dla której praca shinobi okazała się zbyt okrutna. Pozwolił jej wyślizgnąć się ze swoich ramion, gdy go o to poprosiła.
Kiedy kilkoma małymi kroczkami pokonała drogę dzielącą ją od posłania bruneta, ANBU podnieśli gardy.
- Nie ruszaj się!- Jeden z nich wydał jej ostre polecenie, ale kompletnie go zignorowała. Shikce wystarczyło jedno spojrzenie, żeby wiedzieć, że niebieskooka nie zamierza mu zrobić krzywy. Gestem ręki powstrzymał strażników od interwencji, do której i tak się nie kwapili. Pozwolił brunetce usiąść obok siebie. Nie spodziewał się jednak tego, co się stało potem. Kanashi powoli go objęła i przytuliła delikatnie, opierając głowę na jego ramieniu. Zamarł w bezruchu nie wiedząc co powinien zrobić. Zerknął na męża kobiety mając nadzieję, że ten jakoś zareaguje, ale mężczyzna tylko się uśmiechnął. Yui jedną rękę wyciągnęła w kierunku Temari. Blondynka z początku nie była pewna czego się od niej oczekuje, ale po sekundzie wahania podała dłoń osobie która nie tak dawno próbowała ją zamordować. Dwudziestodziewięciolatka przyciągnęła ją mocno do siebie, zmuszając do ześlizgnięcia się z łóżka.
- Sakura-san powiedziała mi, że to dzięki wam, znów będę mogła mieć dzieci.- Wyszeptała, tak, żeby tylko oni usłyszeli.- Nie wiem, jak wam się udało... jak sprawiliście... Ale widziałam zdjęcia USG i to mi wystarczy na dowód. Mówiła, że dużo ryzykowaliście robiąc to.- Wciąż płakała.- Jeżeli istnieje jakieś zadośćuczynienie...to wy mi je daliście. Nie obwiniajcie się, proszę. Jesteście dobrymi ludźmi.
No Sabaku wzięła głęboki drżący oddech z całych sił starając się nie pójść w ślady niebieskookiej i się nie rozpłakać. To było nierealne. Przecież ludzie nie wybaczają sobie takich krzywd, nie są w stanie, nie potrafią, to wykracza poza ich możliwości. Kim była ta kobieta, żeby mówić takie rzeczy? Przełknąć cały ból, urazę, żal i powiedzieć im coś tak... miłego? Stwierdzić, że śmierć jej dziecka nie uczyniła ich najgorszymi osobami na świecie. Że nie są potworami. Temari nie miała pojęcia co nagadała jej Haruno, ale była pewna, że mocno wyolbrzymiła ich zasługi. Zwłaszcza jej. Z każdym dniem pobytu w Konoha odkrywała coraz więcej fascynujących faktów na temat młodej lekarki. Różowa okazała się być niezłą manipulantką. Przy Matsuri i Kankurou słowem nie pisnęła o tym, że Yui wie co zrobiła dla niej ta dziwaczna technika Nary. A co więcej, stan kobiety wcale nie był taki zły jak to opisała. Cóż, zrobiła dosłownie wszystko, żeby zgodzili się na uniewinnienie.
- To Shikamaru to zrobił. Ja praktycznie nic...
- Bez jej pomocy to by nie miało szansy się udać.- Ze zdziwieniem zauważyła, że głos Nary jest lekko zachrypnięty.- Uciekła z sali, żeby mi pomóc.- Dodał. Patrzył na nią tak, jak myślała, że nikt nigdy nie popatrzy. W jego oczach kryło się coś czego nigdy nie doznała. Potrząsnęła głową.
- To nie było nic wielkiego.- Wymamrotała, przypominając sobie, jak odczepiała ramę łóżka.-Naprawdę.- Widziała, jak Nara szykuje się do odpowiedzi, ale Kanashi nie pozwoliła mu dość do słowa.
- Znowu zaczynacie.- Pociągnęła nosem, jednocześnie się uśmiechając.- Przez was rozkleję się do końca.- Zaśmiała się cicho. A może to był szloch.- Chyba zrozumiałam czemu moja lekarka powiedziała, że powinnam do was przyjść.- Odsunęła się od nich.
Dwójka młodych shinobi spojrzała po sobie.
- A jak ma na imię twoja lekarka?- Shikamaru pytająco uniósł brew przeczuwając odpowiedź.
- Hinata Hyuga.- Yui zdawała się być nieco zaskoczona ich porozumiewawczymi uśmiechami, ale postanowiła nie pytać. Wiedząc że kończy im się czas, przyciągnęła ich na chwilę mocniej do siebie.
- Widzę, że naprawdę powinnam wam wybaczyć.- Spojrzała na nich z czułością i zwróciła się do No Sabaku.- To co ci zrobiłam było złe. Lata temu zrezygnowałam z bycia shinobi, bo nie byłam w stanie patrzeć jak moi przyjaciele oddają się nienawiści, a tym razem to ja zawiodłam. Zrobiłam coś, czym pogardzałam, okazując się słabą. Ale ty. Ty jesteś silną kobietą. Silniejszą niż ja. Obiecaj mi, że nie dasz się w to wplątać. Obiecaj, że cokolwiek ci zrobią, nie będziesz dokonywać zemsty za wszelką cenę. Obiecaj.- Wielkie oczy błagały ją niemo. A jej po raz kolejny tego dnia zrobiło się niedobrze. Tylu ludzi zginęło na jej oczach. Tylu odwetów zdołała dokonać. Już jako dziecko poznała smak czystej nienawiści. Bólu i łez. A także pustkę, którą powoduje śmierć najbliższych. Była jeszcze małą dziewczynką, kiedy zrozumiała co to znaczy planować zemstę. Każdy dzień przepełniony obsesyjnymi myślami, wykańczającymi treningami, godzinami szpiegowania. A to wszystko tylko z jednego powodu.
Stojąc naprzeciw brunetki, czuła się brudna. Skalana swoją przeszłością. Wstydziła się swoich czynów i czuła ciężar swoich win bardziej niż kiedykolwiek. Bycie shinobi zobowiązuje. Uczy braku litości i jeżeli jesteś dość silny by to przetrzymać, powoli zmienia cie w nieczułą maszynę zdolną tylko do nienawiści.
- Obiecuję.- Wychrypiała, cicho.- Już nigdy więcej.- Kanashi uśmiechnęła się nikło, słysząc słowa dziewczyny.
Shika wyczuwał ile ta obietnica znaczy dla blondynki. Zanim zdążył pomyśleć, chwycił jej dłoń i lekko ścisnął. Miał nadzieję, że to w jakiś sposób jej pomoże i da choć odrobinę tego wsparcia, którego teraz potrzebowała. Kiedy odwzajemniła uścisk, poczuł jak serce mu przyspiesza.
- Ja też wam dziękuję.- Mąż roztrzęsionej kobiety stanął za nią, kładąc jej dłoń na ramieniu. - Dziękuję, że pozwoliliście jej żyć.- Temari tylko skinęła mu głową, bo bała się, że głos odmówi jej posłuszeństwa. Stali w ciszy.
- Przepraszam, ale powinni państwo wyjść.- Młoda członkini ANBU zwróciła się do małżeństwa. Shikamaru spojrzał na zegarek "Już jakieś pięć minut temu" zauważył. Zamaskowani jednak potrafili nie być chamscy, ale to prawdopodobnie tylko dlatego, że dowódcą na zmianie była kobieta. Yui i jej mąż posłusznie skierowali się do wyjścia.
Widząc zamykające się za nimi drzwi No Sabaku opadła na łóżko, głośno wypuszczając powietrze z płuc. Nawet nie wiedziała, że je wstrzymuje. Nara również odczuł ulgę. Wizyta tej dwójki, jakkolwiek niegroźna, była dla nich trudnym przeżyciem. Potrząsnął głową wciąż zszokowany słowami brunetki. Dochodząc do wniosku, że teraz ANBU nie zabronią mu rozmawiać z Temari, usiadł koło niej i już chciał coś powiedzieć, kiedy ponownie rozległo się głośne pukanie do drzwi.
Zarówno on, jak i blondynka podnieśli czujnie głowy, a ich strażnicy drgnęli zaniepokojeni. Instynkt ninja zadziałał. Ktokolwiek stał za drzwiami, jego chakra była wyraźnie wyczuwalna. Agresywna.
- Drużyno 12 ANBU. Otwórzcie przejście.- Padł rozkaz.- Jestem kapitanem 4 drużyny.
Zamaskowani przebywający w razem z nimi w sali, wymienili spojrzenia, zajmując pozycje. Broń mieli gotową do użytku.
- Podaj hasło.- Warknęła ostro kobieta-dowódca, która tym razem postanowiła zająć się przybyłymi osobiście.
- Coconut nut.- Odpowiedź nadeszła natychmiast. Kunoichi podeszła do drzwi, ale zabroniła oddziałowi opuszczać gardy. Shikamaru również przygotował się do ewentualnej obrony, czuł jak siedząca obok blondynka napina mięśnie. ANBU nacisnęła klamkę i otworzyła. Przed nią stała drużyna Konohańskich ninja. Przyjrzała im się dokładnie i skinęła głową. Kapitan podał jej jakieś pismo.
Nara pilnie wszystko obserwował. Podczas gdy kobieta czytała, nowo przybyły w masce przedstawiającej nietoperza zaglądał jej przez ramię. Jego oczy wbiły się w jakiś punkt za plecami Shiki. Powoli się odwrócił, żeby zobaczyć o co chodzi.
No Sabaku siedziała sztywno, utrzymując z ANBU kontakt wzrokowy. Ale to nie był pojedynek na spojrzenia. Zachowywała się, jak zwierze złapane przez światła reflektorów.
Brunet szturchnął ją lekko wyrywając z transu. Za długo pracował z Ino, żeby nie wiedzieć co się dzieje. Niepokój rozszedł się po jego ciele, niczym trucizna. Po jakie licho chcieli używać technik otumaniających na Temari? Odruchowo się przesunął, dając jej nieco więcej osłony.
- Nie patrz mu w oczy.- Wymamrotał tak cicho, żeby tylko ona usłyszała.
- No, nie, nie domyśliłam się.- Odwarknęła, trzymając głowę nisko.- Nara posłuchaj. Nie wtrącaj się w to.- Coś w jej głosie, dodatkowo wzmocniło jego obawy. Wszystko znów sprowadzało się do jednego strasznego wniosku. Wniosku w który nie mieścił mu się w głowie. Bo siostra Kazekage nie mogła być winna zamachu na Wioskę Liścia. Po prostu nie mogła. Nie w jego wyobrażeniu.
- Rozumiem.- Od pełniącej służbę kunoichi, aż wiało chłodem. Stanęła na baczność i lekko się skłoniła oddając papier.- Drużyno kończymy wartę.- Ogłosiła i ruszyła do wyjścia. Kiedy oglądała się na podwładnych Nara złapał jej spojrzenie. Powiedziało mu coś w rodzaju "przykro mi". Do sali weszła nowa grupa zamaskowanych. Dźwięk zatrzaskiwanego zamka, brzmiał jak groźba.
Utworzyli coś na kształt półkola, wokół miejsca gdzie siedziała dwójka młodych shinobi. No Sabaku prychnęła cicho. A więc tak się sprawy miały. Nic nie było ważne, oprócz zeznań Inoichiego. Do tej pory pokładała jeszcze nadzieje w raporcie Kakashiego i Jiraiya, ale najwyraźniej to też zawiodło. Może ktoś ich oszukał. Choć oszukanie takich ninja zakrawa na cud. Choć byli tym typem ludzi, który nigdy nie traci czujności. Choć nie znała nikogo, kto byłby zdolny tego dokonać. Może...
Czy ona była głupia?
Musiała w końcu to przyznać przed samą sobą. Najprawdopodobniej była winna. Nie, nie "najprawdopodobniej". Głowę rozsadzał jej ból wywoływany przez wpojenie, w gardle rosła gula. Ona BYŁA winna. Trzeba było przywyknąć do tej myśli. Odetchnęła głęboko, prostując się, gotowa na wszystko co mogło ją spotkać.
Tylko na oczy Shikamaru nie zdołała się przygotować. Te niedowierzające tęczówki, proszące o zaprzeczenie, którego nie mogła im zapewnić, niemal ją złamały.
- Temari no Sabaku, powinnaś wiedzieć po co tu jesteśmy.- Nietoperz zwrócił się do niej cicho. Nie spodobał jej się, jego głos. Było w nim coś...coś dziwnego. Od razu postawiła w umyśle barierę mającą zapobiegać genjutsu.
- Powinnam?- Postanowiła grać na czas i dowiedzieć się jak najwięcej o kierowanych do niej oskarżeniach.- Wiem tyle, że nie jesteście kolejną zwyczajną zmianą.
- Nie, nie jesteśmy.- Tym razem poczuła to dokładnie. Ten charakterystyczny napór na jej świadomość. Wielogodzinne przesłuchania Yamanaki na coś się przydały. Uwrażliwiły ją. Shikamaru bardzo powoli złapał za skrawek jej długiej tuniki i pociągnął. Doceniała tą próbę pomocy. Mogła jej później potrzebować.- Mamy cię zabrać.
Dobry był, skubaniec. Nic jej nie wyjawił w dodatku swoim zagadkowym stwierdzeniem zadziałał na jej psychikę.
- Dlaczego?- Jej palce niemal niedostrzegalnie drgnęły, kiedy Nara zabrał głos. Miała szczerą ochotę go zabić. Przecież kazała mu się nie wtrącać.- Dokąd?
- Ty z nią nie idziesz.- ANBU zdawał się równie mocno niezadowolony co ona.
- O co ją oskarżacie?- Naciskał chłopak.- Jako shinobi Konohy, chyba mam prawo wiedzieć.- Doskonale wiedział w jakiej sytuacji stawia odział specjalny. Chcieli uniknąć mówienia czegokolwiek przy blondynce, a jednocześnie nie powinni mu odmawiać. Takie pytania jak on teraz, zadawali zwykle głupi i niedoświadczeni ninja, na których reszta patrzyła pogardliwie. Ale nic go to nie obchodziło. Postanowił pomóc dziewczynie, pomimo wszystko. Z tego co widział, właśnie została wrogiem ich narodu. Udowodniono jej winę. Jego moralnym obowiązkiem było odczuwanie wobec niej niechęci. Postanowił to wszystko zignorować w imię... Właściwie to czego?
Zacisnął mocno szczęki, nie mogąc znaleźć właściwej odpowiedzi na to pytanie. Nie takiej którą gotów był usłyszeć.
- O umyślne spowodowanie śmierci cywila i otrucie 27 innych osób.- Nietoperz zmrużył oczy.- W tym ciebie, Shikamaru Nara.- To miało mu przypomnieć po której stronie tego konfliktu jest jego miejsce. Tyle, że on już wybrał.
- Czyli mam status więźnia.- Stwierdziła Temari, zanim zdążył się odezwać. Cała jej postawa przekazywała mu, żeby natychmiast się wycofał.- W takim razie chcę wiedzieć gdzie mnie zabieracie i po co. Wasze prawo przydziela taki przywilej więźniom.- Sporo ryzykowała, zważywszy na to, że w pomieszczeniu nie było nikogo kto mógł nakazać ANBU respektowanie zasad. No chyba, że liczyłaby bruneta.
- Nie więźniom wojennym.- Wypowiedzenie tego zdania wyraźnie sprawiło mu przyjemność. Jednocześnie dał reszcie znak do działania. Zdołali ją chwycić i odciągnąć od Nary zanim zareagowała. Shika w ostatnim momencie powstrzymał się od interwencji. To trzeba było rozgrywać mądrze. Musiał tak wspierać ambasadorkę Suny, żeby nie dało się mu nic udowodnić. Widział szok malujący się na jej twarzy, a jego samego powoli ogarnął paraliż. Czyli wszystko było skończone? Już nic nie mogło pomóc. Nie kiedy oficjalnie weszli w stan wojenny.
Tym razem kapitan drużyny 4 nie starał się ukrywać swoich zamiarów. Nim no Sabaku zaczęła się wyrywać, chwycił jej twarz w obie dłonie, zmuszając do skupienia na nim uwagi.
- Chciałaś zniszczyć nas od środka. - Moc użytej techniki unieruchomiła ją. Jego głos wdarł się do jej biednego, zmaltretowanego umysłu i wywołał nowe szkody. Nie mogła się ruszyć. - Ale nie podziałało. Nie nabierzemy się. - Z każdym kolejnym zdaniem przybliżył się do niej. Wyciągnął rękę i chwycił kosmyk włosów, który wymknął się z którejś kitki.- Teraz powiesz wszystko.
Shikamaru miał wrażenie, że siedzi na rozgrzanych węglach. Zapłonęła w nim ogromna ochota na zrobienie temu mężczyźnie czegoś bardzo nieprzyjemnego. Dałby wszystko żeby mieć prawo, by kazać mu się odsunąć od Temari. Widział co z nią robiło jego jutsu. Widział drżenie jej ciała i strach ukryty w oczach. Dla niego to było niepojęte. Jak można tak traktować kobietę? To że była ich wrogiem nie miało znaczenia. Wciąż zasługiwała na szacunek.
Dłoń nietoperza przewędrowała z włosów No Sabaku na jej szyję, a w Narze się zagotowało.
- Powiesz z własnej woli lub nie.- Zacisnął dłoń wbijając kciuk głęboko w skórę. Blondynka syknęła i skrzywiła się, ale wciąż nie była w stanie nawet opuścić głowy.- Pod koniec będziesz błagać...
- Przestań się nad nią znęcać.- I tak oto cudowny plan o dyskretnym wspieraniu wziął w łeb. Shika czuł, że złość zaraz go rozsadzi, że zraz naprawdę zrobi komuś krzywdę. Było to dla niego całkiem nowym doświadczeniem, ponieważ nie miał w zwyczaju tracić opanowania. Nigdy. A teraz z trudem się hamował.- To nie należy do twoich obowiązków.
Mężczyzna zatrzymał się. Powoli obrócił głowę w stronę Nary.
- Mogę z nią zrobić co mi się podoba.- Syknął wściekle.- Nie wtrącaj się.
- Nie masz prawa jej dręczyć dopóki jest w szpitalu. Nawet jeśli jest więźniem wojennym.- Brunet miał świadomość, że właśnie się pogrąża. Ale widział, że odciągając uwagę ANBU pomaga Temari. To motywowało go do działania. - Poza tym istnieją jakieś prawa moralne. - Mężczyzna bardzo powoli zbliżył się do niego. Zatrzymał się dopiero wtedy, kiedy ramiona jego i Shikamaru się zetknęły.
- Dobrze ci radzę trzymaj się od tego z daleka.- Mimo że tym razem nie użył techniki, było coś w jego głosie co kazało innym być posłusznymi.- Inaczej oskarżę cię o współpracę z wrogiem i zamknę razem z nią.- Te słowa były skierowane tylko do Nary. Nietoperz mówił zbyt cicho, żeby ktokolwiek inny zrozumiał.- Ona jest teraz własnością Kraju Ognia, Konohy, moją własnością.- Położył nacisk na przed ostatnie słowo, a w Shice się zagotowało. -Mogę z nią robić wszystko.- Jakby na potwierdzenie tego co powiedział, odwrócił się i pogładził dziewczynę po policzku.
-Wszy...- jego dłoń zsunęła się na ramie blondynki, a później na plecy i zaczęła wędrować niżej.- ...stko.
Stłumił westchnienie, jeszcze raz zerkając na stojących teraz po ich stronie drzwi ANBU. Po tym, jak Piąta szybko opuściła pokój, przenieśli się do wnętrza sali. Nara był gotów się założyć, że gdyby spróbował się odezwać do No Sabaku, natychmiast by go uciszyli.
Wciąż nie wymyślił, jak się z nią skontaktować tak, żeby tego nie zauważyli, a sama zielonooka nie ułatwiała mu zadania siedząc ze wzrokiem wbitym w kolana. Gorączka jakiej dostała po powrocie ze świata wspomnień minęła równie szybko, jak się pojawiła. Ale ona wcale nie wyglądała lepiej. Wciąż była w kompletnym szoku. Im dłużej trwała w takim stanie tym jemu mocniej skakało ciśnienie. No bo, do jasnej cholery, co się znowu stało? Co znowu poszło nie tak? Jakoś nie był skłonny uwierzyć, że prawdziwe wspomnienia dziewczyny udowodniły winę Suny. Ale w takim razie co? Było jakieś inne wytłumaczenie?
Czuł wewnętrzny przymus, porozmawiania z blondynką. Musiał to zrobić. Ani nie miał ochoty dręczyć się dłużej domysłami, ani patrzeć, jak ona popada w to dziwne odrętwienie. Chciał jej powiedzieć, że bez względu na to co się stało on wierzy, że jest niewinna. Że na pewno jest jakieś logiczne wyjaśnienie i że oni je znajdą. Miał ochotę ją zwyczajnie pocieszyć. Od patrzenia na nią, aż coś go bolało. Jakby obraz takiej Temari burzył jego dotychczasowe wyobrażenie świata.
Chciał ją przytulić.
Przygryzł policzek od wewnątrz, usiłując się pozbyć takich myśli i skupić na czymś innym. Jednak wyimaginowane wrażenie jej ciepła pozostało, odporne na wszystkie jego starania.
Usłyszał charakterystyczny dźwięk naciskanej klamki.
- Przepraszam, ale tu nie wolno wchodzić.- ANBU nie pozwolił im zobaczyć kto stoi za drzwiami, tarasując sobą przejście. Nare jednak zmartwiło coś zupełnie innego. No Sabaku nie zareagowała na przybysza w najmniejszy sposób. Zdawała się być kompletnie oderwana od rzeczywistości.
- Mam pozwolenie ordynatora oddziału.- Wysoki, lekko drżący, kobiecy głos, dotarł do jego uszu, drażniąc bębenki. Nie miał bladego pojęcia do kogo mógł należeć.
- Nie wolno mi nikogo wpuszczać.- Odparł zamaskowany.
- Proszę zrobić wyjątek.- Kobiecie towarzyszył mężczyzna.- Sam pan rozumie...- Westchnął, tak jakby to miało wyjaśniać wszystko. Ale nie wyjaśniało, przynajmniej nie dla Shiki. Był przekonany, że ANBU odprawi ich z kwitkiem, lecz ku jego zaskoczeniu ten się zawahał.
- Mogę to pozwolenie?- Spytał po chwili namysłu. Przyjrzał się dokładnie otrzymanemu świstkowi i chyba go to usatysfakcjonowało, bo odsunął się robiąc parze przejście.
- Nie więcej niż 15 minut.- Ostrzegł ich.- No Sabaku masz gości!
Na dźwięk swojego nazwiska, dziewczyna poderwała głowę, rozglądając się po pomieszczeniu trochę panicznie, najwyraźniej wyrwana z własnych myśli. Uspokojenie się zajęło jej dobrych kilka sekund. W tym czasie pragnienie Shikamaru, żeby jej dotknąć i w jakiś sposób wesprzeć wzrosło diametralnie. Widok zagubionej siostry Kazekage, był czymś co szczególnie nie przypadło mu do gustu. Jednak wchodząca do sali kobieta, skutecznie odciągnęła jego uwagę.
"Po co tu przyszłaś? Kto ci na to pozwolił?"
Temari wpatrywała się w nią, jak w ducha. Bez trudu rozpoznała długie kruczoczarne włosy i smutne niebieskie oczy, pod którymi widniały głębokie cienie. Jej strój wskazywał na to, że jest tu pacjentką, jedną ręką kurczowo trzymała się męża. No Sabaku nie mogła uwierzyć, że pozwolono jej tu przyjść, choć nie odczuwała strachu. Bez względu na to co mówiła wcześniej Sakura, w jej oczach Yui Kanashi nie była kimś kogo należało się bać. Za to jej widok, obudził w niej ogromne wyrzuty sumienia. Jeżeli Inoichi miał rację. Jeżeli to co widziała zaledwie kilka godzin temu w swoim umyśle było prawdą, to próba zabicia jej nie dość, że była uzasadniona, to z punktu widzenia mieszkańca Konohy nawet pożądana. Czuła pulsujący ból z tyłu czaszki. Wpojenie dalej działało. Zmuszenie się do wątpienia we własną niewinność przychodziło jej z niezwykłym trudem, a patrzenie na stojącą przed nią kobietę wcale nie pomagało.
Nie miała pojęcia, co zrobi z nią Hokage kiedy Yamanaka powie jej co widział. Czy uzna przypadek z piaskiem, za coś niewartego uwagi? Czy zapewnienia Kankurou i Matsuri staną się kompletnie nieważne? Poza tym na poważnie zaczęła się zastanawiać, czy aby na pewno wszystko z nią w porządku. Nie potrafiła powiedzieć, która wersja wydarzeń jest prawdziwa. Instynktownie wybierała tą, która oczyszczała ją z zarzutów, ale przecież nic nie pamiętała. Nie chciała atakować Wioski Liścia, ani doprowadzić do śmierci swoich sojuszników. Nie chciała też nikogo ranić. Zwłaszcza Nary. Jednak wszystko wskazywało na to, że kiedyś to było jej celem. Nie potrafiła zrozumieć, co mogło tak bardzo zmienić jej nastawienie.
Nie spuszczała oka z czarnowłosej. Kanashi unikała jej wzroku, trzymając głowę nisko pochyloną i nerwowo przestępując z nogi na nogę. Jej partner również wyglądał na onieśmielonego. Blondynka wiedziała, że stan emocjonalny niedoszłej morderczyni jest bardzo chwiejny. Haruno jasno to wytłumaczyła. Jednak najwyraźniej wszystko zmierzało w dobrym kierunku. Inaczej nie pozwoliliby jej przyjść do niej w odwiedziny. Może wiadomość, że znów będzie mogła mieć dzieci podniosła ją na duchu?
A może leki w końcu zadziałały, jak należy?
Kobieta w końcu zebrała się na odwagę.
- Przepraszam.- Powiedziała tak cicho, że Temari wcale nie była pewna, czy jej się nie przesłyszało. - Nie powinnam tak szybko osądzać ludzi. - Zielonooka czuła, jak jej usta lekko się rozchylają, kiedy Yui jedną ręką szybko otarła łzy. Usłyszeć coś takiego od osoby której się zabiło dziecko...
- To ja powinnam cię przeprosić.- Słowa padły z jej ust machinalnie. Sama słyszała, jak bardzo są nijakie, mimo że naprawdę tak czuła. Te słowa były zwyczajne, a nie powinny być. Sytuacja nie była zwyczajna. Ale nie potrafiła się zdobyć na nic lepszego.- Nie mogę wiedzieć, co musiałaś czuć. Nie potrafię sobie tego wyobrazić. Skrzywdziłam cię bardziej niż ty mnie.
Kobieta drgnęła, gwałtownie podrywając głowę do góry. Jej przepiękne oczy były pełne łez, ale też czegoś innego, jakiegoś ciepła, zrozumienia. Temari nie wiedziała, jak po takim cierpieniu, udało jej się zachować tak ludzkie cechy.
- To nie była twoja wina.- W głosie czarnowłosej dało się słyszeć pewność, niewiadomego pochodzenia. Jej mąż objął ją w pasie ramieniem i skinął głową, zgadzając się z nią. - Byłaś nieprzytomna nie mogłaś wiedzieć co się działo. Ja...ja nie wiem co we mnie wstąpiło.
- Gdybym była tobą, pewnie postąpiłabym tak samo.- No Sabaku zacisnęła powieki, żeby nie musieć patrzeć na tych ludzi. Kiedyś byli szczęśliwym, zwyczajnym małżeństwem. A, teraz? A to wszystko przez nią.
- Oni mają rację, Temari. To ja wpadłem na tą małą, więc technicznie rzecz biorąc to moja wina.- Shikamaru patrzył gdzieś w ścianę.- Gdybym bardziej uważał...
- A gdybym ja była ostrożniejsza i nie dała się otruć, to nigdy nic by się nie stało.- Odparła i natychmiast pożałowała swoich słów. To brzmiało tak jakby nie brała pod uwagę drugiej opcji. Tej, w której to była wykonawcą starannie opracowanego planu zniszczenia Konohy. Ale nie mogła pozwolić mu się obwiniać. Nie mógł brać na siebie tej odpowiedzialności, tylko po to żeby jej ulżyć. Choć, czy to ona była powodem? Nie, na pewno nie, przecież mowa o Narze.
- Tem...
- Przestańcie.- Spokojny głos Kanashi jakimś cudem ich uciszył, uśmiechała się przez łzy, którym pozwoliła swobodnie spływać po policzkach.- Wiem już dlaczego tak się spieszyłeś niosąc ją tutaj.- Zwróciła się do Shiki, a jemu kilka chwil zajęło zrozumienie co zasugerowała. Poczuł ciepło na policzkach i kontem oka zauważył, jak blondynka stara się ukryć własne rumieńce.
- Nie winię żadnego z was. Długo mi to zajęło, ale zrozumiałam, że to nie była wasza wina. Tęsknię za moją malutką, ale- pociągnęła nosem, przytulając się mocniej do mężczyzny za nią- najwyraźniej tak było zapisane w gwiazdach. - Rozpłakała się na dobre. Jej towarzysz pogładził ją uspokajająco po plecach. Sam był załamany śmiercią córki, ale poświęcał wszystkie swoje myśli Yui. Szczerze bał się, że oprócz dziecka utraci żonę. Najpierw groził jej wyrok, a potem pozostał mu strach, że już nigdy nie będzie taka sama. Że śmierć ich kochanej dziewczynki zmieni ją w potwora, którym była gdy zaatakowała Temari. Na szczęście tak się nie stało. To wciąż była jego Yui. Smutna, rozdygotana i pełna sprzecznych emocji, ale dalej była tą kobietą dla której stracił głowę i dla której praca shinobi okazała się zbyt okrutna. Pozwolił jej wyślizgnąć się ze swoich ramion, gdy go o to poprosiła.
Kiedy kilkoma małymi kroczkami pokonała drogę dzielącą ją od posłania bruneta, ANBU podnieśli gardy.
- Nie ruszaj się!- Jeden z nich wydał jej ostre polecenie, ale kompletnie go zignorowała. Shikce wystarczyło jedno spojrzenie, żeby wiedzieć, że niebieskooka nie zamierza mu zrobić krzywy. Gestem ręki powstrzymał strażników od interwencji, do której i tak się nie kwapili. Pozwolił brunetce usiąść obok siebie. Nie spodziewał się jednak tego, co się stało potem. Kanashi powoli go objęła i przytuliła delikatnie, opierając głowę na jego ramieniu. Zamarł w bezruchu nie wiedząc co powinien zrobić. Zerknął na męża kobiety mając nadzieję, że ten jakoś zareaguje, ale mężczyzna tylko się uśmiechnął. Yui jedną rękę wyciągnęła w kierunku Temari. Blondynka z początku nie była pewna czego się od niej oczekuje, ale po sekundzie wahania podała dłoń osobie która nie tak dawno próbowała ją zamordować. Dwudziestodziewięciolatka przyciągnęła ją mocno do siebie, zmuszając do ześlizgnięcia się z łóżka.
- Sakura-san powiedziała mi, że to dzięki wam, znów będę mogła mieć dzieci.- Wyszeptała, tak, żeby tylko oni usłyszeli.- Nie wiem, jak wam się udało... jak sprawiliście... Ale widziałam zdjęcia USG i to mi wystarczy na dowód. Mówiła, że dużo ryzykowaliście robiąc to.- Wciąż płakała.- Jeżeli istnieje jakieś zadośćuczynienie...to wy mi je daliście. Nie obwiniajcie się, proszę. Jesteście dobrymi ludźmi.
No Sabaku wzięła głęboki drżący oddech z całych sił starając się nie pójść w ślady niebieskookiej i się nie rozpłakać. To było nierealne. Przecież ludzie nie wybaczają sobie takich krzywd, nie są w stanie, nie potrafią, to wykracza poza ich możliwości. Kim była ta kobieta, żeby mówić takie rzeczy? Przełknąć cały ból, urazę, żal i powiedzieć im coś tak... miłego? Stwierdzić, że śmierć jej dziecka nie uczyniła ich najgorszymi osobami na świecie. Że nie są potworami. Temari nie miała pojęcia co nagadała jej Haruno, ale była pewna, że mocno wyolbrzymiła ich zasługi. Zwłaszcza jej. Z każdym dniem pobytu w Konoha odkrywała coraz więcej fascynujących faktów na temat młodej lekarki. Różowa okazała się być niezłą manipulantką. Przy Matsuri i Kankurou słowem nie pisnęła o tym, że Yui wie co zrobiła dla niej ta dziwaczna technika Nary. A co więcej, stan kobiety wcale nie był taki zły jak to opisała. Cóż, zrobiła dosłownie wszystko, żeby zgodzili się na uniewinnienie.
- To Shikamaru to zrobił. Ja praktycznie nic...
- Bez jej pomocy to by nie miało szansy się udać.- Ze zdziwieniem zauważyła, że głos Nary jest lekko zachrypnięty.- Uciekła z sali, żeby mi pomóc.- Dodał. Patrzył na nią tak, jak myślała, że nikt nigdy nie popatrzy. W jego oczach kryło się coś czego nigdy nie doznała. Potrząsnęła głową.
- To nie było nic wielkiego.- Wymamrotała, przypominając sobie, jak odczepiała ramę łóżka.-Naprawdę.- Widziała, jak Nara szykuje się do odpowiedzi, ale Kanashi nie pozwoliła mu dość do słowa.
- Znowu zaczynacie.- Pociągnęła nosem, jednocześnie się uśmiechając.- Przez was rozkleję się do końca.- Zaśmiała się cicho. A może to był szloch.- Chyba zrozumiałam czemu moja lekarka powiedziała, że powinnam do was przyjść.- Odsunęła się od nich.
Dwójka młodych shinobi spojrzała po sobie.
- A jak ma na imię twoja lekarka?- Shikamaru pytająco uniósł brew przeczuwając odpowiedź.
- Hinata Hyuga.- Yui zdawała się być nieco zaskoczona ich porozumiewawczymi uśmiechami, ale postanowiła nie pytać. Wiedząc że kończy im się czas, przyciągnęła ich na chwilę mocniej do siebie.
- Widzę, że naprawdę powinnam wam wybaczyć.- Spojrzała na nich z czułością i zwróciła się do No Sabaku.- To co ci zrobiłam było złe. Lata temu zrezygnowałam z bycia shinobi, bo nie byłam w stanie patrzeć jak moi przyjaciele oddają się nienawiści, a tym razem to ja zawiodłam. Zrobiłam coś, czym pogardzałam, okazując się słabą. Ale ty. Ty jesteś silną kobietą. Silniejszą niż ja. Obiecaj mi, że nie dasz się w to wplątać. Obiecaj, że cokolwiek ci zrobią, nie będziesz dokonywać zemsty za wszelką cenę. Obiecaj.- Wielkie oczy błagały ją niemo. A jej po raz kolejny tego dnia zrobiło się niedobrze. Tylu ludzi zginęło na jej oczach. Tylu odwetów zdołała dokonać. Już jako dziecko poznała smak czystej nienawiści. Bólu i łez. A także pustkę, którą powoduje śmierć najbliższych. Była jeszcze małą dziewczynką, kiedy zrozumiała co to znaczy planować zemstę. Każdy dzień przepełniony obsesyjnymi myślami, wykańczającymi treningami, godzinami szpiegowania. A to wszystko tylko z jednego powodu.
Stojąc naprzeciw brunetki, czuła się brudna. Skalana swoją przeszłością. Wstydziła się swoich czynów i czuła ciężar swoich win bardziej niż kiedykolwiek. Bycie shinobi zobowiązuje. Uczy braku litości i jeżeli jesteś dość silny by to przetrzymać, powoli zmienia cie w nieczułą maszynę zdolną tylko do nienawiści.
- Obiecuję.- Wychrypiała, cicho.- Już nigdy więcej.- Kanashi uśmiechnęła się nikło, słysząc słowa dziewczyny.
Shika wyczuwał ile ta obietnica znaczy dla blondynki. Zanim zdążył pomyśleć, chwycił jej dłoń i lekko ścisnął. Miał nadzieję, że to w jakiś sposób jej pomoże i da choć odrobinę tego wsparcia, którego teraz potrzebowała. Kiedy odwzajemniła uścisk, poczuł jak serce mu przyspiesza.
- Ja też wam dziękuję.- Mąż roztrzęsionej kobiety stanął za nią, kładąc jej dłoń na ramieniu. - Dziękuję, że pozwoliliście jej żyć.- Temari tylko skinęła mu głową, bo bała się, że głos odmówi jej posłuszeństwa. Stali w ciszy.
- Przepraszam, ale powinni państwo wyjść.- Młoda członkini ANBU zwróciła się do małżeństwa. Shikamaru spojrzał na zegarek "Już jakieś pięć minut temu" zauważył. Zamaskowani jednak potrafili nie być chamscy, ale to prawdopodobnie tylko dlatego, że dowódcą na zmianie była kobieta. Yui i jej mąż posłusznie skierowali się do wyjścia.
Widząc zamykające się za nimi drzwi No Sabaku opadła na łóżko, głośno wypuszczając powietrze z płuc. Nawet nie wiedziała, że je wstrzymuje. Nara również odczuł ulgę. Wizyta tej dwójki, jakkolwiek niegroźna, była dla nich trudnym przeżyciem. Potrząsnął głową wciąż zszokowany słowami brunetki. Dochodząc do wniosku, że teraz ANBU nie zabronią mu rozmawiać z Temari, usiadł koło niej i już chciał coś powiedzieć, kiedy ponownie rozległo się głośne pukanie do drzwi.
Zarówno on, jak i blondynka podnieśli czujnie głowy, a ich strażnicy drgnęli zaniepokojeni. Instynkt ninja zadziałał. Ktokolwiek stał za drzwiami, jego chakra była wyraźnie wyczuwalna. Agresywna.
- Drużyno 12 ANBU. Otwórzcie przejście.- Padł rozkaz.- Jestem kapitanem 4 drużyny.
Zamaskowani przebywający w razem z nimi w sali, wymienili spojrzenia, zajmując pozycje. Broń mieli gotową do użytku.
- Podaj hasło.- Warknęła ostro kobieta-dowódca, która tym razem postanowiła zająć się przybyłymi osobiście.
- Coconut nut.- Odpowiedź nadeszła natychmiast. Kunoichi podeszła do drzwi, ale zabroniła oddziałowi opuszczać gardy. Shikamaru również przygotował się do ewentualnej obrony, czuł jak siedząca obok blondynka napina mięśnie. ANBU nacisnęła klamkę i otworzyła. Przed nią stała drużyna Konohańskich ninja. Przyjrzała im się dokładnie i skinęła głową. Kapitan podał jej jakieś pismo.
Nara pilnie wszystko obserwował. Podczas gdy kobieta czytała, nowo przybyły w masce przedstawiającej nietoperza zaglądał jej przez ramię. Jego oczy wbiły się w jakiś punkt za plecami Shiki. Powoli się odwrócił, żeby zobaczyć o co chodzi.
No Sabaku siedziała sztywno, utrzymując z ANBU kontakt wzrokowy. Ale to nie był pojedynek na spojrzenia. Zachowywała się, jak zwierze złapane przez światła reflektorów.
Brunet szturchnął ją lekko wyrywając z transu. Za długo pracował z Ino, żeby nie wiedzieć co się dzieje. Niepokój rozszedł się po jego ciele, niczym trucizna. Po jakie licho chcieli używać technik otumaniających na Temari? Odruchowo się przesunął, dając jej nieco więcej osłony.
- Nie patrz mu w oczy.- Wymamrotał tak cicho, żeby tylko ona usłyszała.
- No, nie, nie domyśliłam się.- Odwarknęła, trzymając głowę nisko.- Nara posłuchaj. Nie wtrącaj się w to.- Coś w jej głosie, dodatkowo wzmocniło jego obawy. Wszystko znów sprowadzało się do jednego strasznego wniosku. Wniosku w który nie mieścił mu się w głowie. Bo siostra Kazekage nie mogła być winna zamachu na Wioskę Liścia. Po prostu nie mogła. Nie w jego wyobrażeniu.
- Rozumiem.- Od pełniącej służbę kunoichi, aż wiało chłodem. Stanęła na baczność i lekko się skłoniła oddając papier.- Drużyno kończymy wartę.- Ogłosiła i ruszyła do wyjścia. Kiedy oglądała się na podwładnych Nara złapał jej spojrzenie. Powiedziało mu coś w rodzaju "przykro mi". Do sali weszła nowa grupa zamaskowanych. Dźwięk zatrzaskiwanego zamka, brzmiał jak groźba.
Utworzyli coś na kształt półkola, wokół miejsca gdzie siedziała dwójka młodych shinobi. No Sabaku prychnęła cicho. A więc tak się sprawy miały. Nic nie było ważne, oprócz zeznań Inoichiego. Do tej pory pokładała jeszcze nadzieje w raporcie Kakashiego i Jiraiya, ale najwyraźniej to też zawiodło. Może ktoś ich oszukał. Choć oszukanie takich ninja zakrawa na cud. Choć byli tym typem ludzi, który nigdy nie traci czujności. Choć nie znała nikogo, kto byłby zdolny tego dokonać. Może...
Czy ona była głupia?
Musiała w końcu to przyznać przed samą sobą. Najprawdopodobniej była winna. Nie, nie "najprawdopodobniej". Głowę rozsadzał jej ból wywoływany przez wpojenie, w gardle rosła gula. Ona BYŁA winna. Trzeba było przywyknąć do tej myśli. Odetchnęła głęboko, prostując się, gotowa na wszystko co mogło ją spotkać.
Tylko na oczy Shikamaru nie zdołała się przygotować. Te niedowierzające tęczówki, proszące o zaprzeczenie, którego nie mogła im zapewnić, niemal ją złamały.
- Temari no Sabaku, powinnaś wiedzieć po co tu jesteśmy.- Nietoperz zwrócił się do niej cicho. Nie spodobał jej się, jego głos. Było w nim coś...coś dziwnego. Od razu postawiła w umyśle barierę mającą zapobiegać genjutsu.
- Powinnam?- Postanowiła grać na czas i dowiedzieć się jak najwięcej o kierowanych do niej oskarżeniach.- Wiem tyle, że nie jesteście kolejną zwyczajną zmianą.
- Nie, nie jesteśmy.- Tym razem poczuła to dokładnie. Ten charakterystyczny napór na jej świadomość. Wielogodzinne przesłuchania Yamanaki na coś się przydały. Uwrażliwiły ją. Shikamaru bardzo powoli złapał za skrawek jej długiej tuniki i pociągnął. Doceniała tą próbę pomocy. Mogła jej później potrzebować.- Mamy cię zabrać.
Dobry był, skubaniec. Nic jej nie wyjawił w dodatku swoim zagadkowym stwierdzeniem zadziałał na jej psychikę.
- Dlaczego?- Jej palce niemal niedostrzegalnie drgnęły, kiedy Nara zabrał głos. Miała szczerą ochotę go zabić. Przecież kazała mu się nie wtrącać.- Dokąd?
- Ty z nią nie idziesz.- ANBU zdawał się równie mocno niezadowolony co ona.
- O co ją oskarżacie?- Naciskał chłopak.- Jako shinobi Konohy, chyba mam prawo wiedzieć.- Doskonale wiedział w jakiej sytuacji stawia odział specjalny. Chcieli uniknąć mówienia czegokolwiek przy blondynce, a jednocześnie nie powinni mu odmawiać. Takie pytania jak on teraz, zadawali zwykle głupi i niedoświadczeni ninja, na których reszta patrzyła pogardliwie. Ale nic go to nie obchodziło. Postanowił pomóc dziewczynie, pomimo wszystko. Z tego co widział, właśnie została wrogiem ich narodu. Udowodniono jej winę. Jego moralnym obowiązkiem było odczuwanie wobec niej niechęci. Postanowił to wszystko zignorować w imię... Właściwie to czego?
Zacisnął mocno szczęki, nie mogąc znaleźć właściwej odpowiedzi na to pytanie. Nie takiej którą gotów był usłyszeć.
- O umyślne spowodowanie śmierci cywila i otrucie 27 innych osób.- Nietoperz zmrużył oczy.- W tym ciebie, Shikamaru Nara.- To miało mu przypomnieć po której stronie tego konfliktu jest jego miejsce. Tyle, że on już wybrał.
- Czyli mam status więźnia.- Stwierdziła Temari, zanim zdążył się odezwać. Cała jej postawa przekazywała mu, żeby natychmiast się wycofał.- W takim razie chcę wiedzieć gdzie mnie zabieracie i po co. Wasze prawo przydziela taki przywilej więźniom.- Sporo ryzykowała, zważywszy na to, że w pomieszczeniu nie było nikogo kto mógł nakazać ANBU respektowanie zasad. No chyba, że liczyłaby bruneta.
- Nie więźniom wojennym.- Wypowiedzenie tego zdania wyraźnie sprawiło mu przyjemność. Jednocześnie dał reszcie znak do działania. Zdołali ją chwycić i odciągnąć od Nary zanim zareagowała. Shika w ostatnim momencie powstrzymał się od interwencji. To trzeba było rozgrywać mądrze. Musiał tak wspierać ambasadorkę Suny, żeby nie dało się mu nic udowodnić. Widział szok malujący się na jej twarzy, a jego samego powoli ogarnął paraliż. Czyli wszystko było skończone? Już nic nie mogło pomóc. Nie kiedy oficjalnie weszli w stan wojenny.
Tym razem kapitan drużyny 4 nie starał się ukrywać swoich zamiarów. Nim no Sabaku zaczęła się wyrywać, chwycił jej twarz w obie dłonie, zmuszając do skupienia na nim uwagi.
- Chciałaś zniszczyć nas od środka. - Moc użytej techniki unieruchomiła ją. Jego głos wdarł się do jej biednego, zmaltretowanego umysłu i wywołał nowe szkody. Nie mogła się ruszyć. - Ale nie podziałało. Nie nabierzemy się. - Z każdym kolejnym zdaniem przybliżył się do niej. Wyciągnął rękę i chwycił kosmyk włosów, który wymknął się z którejś kitki.- Teraz powiesz wszystko.
Shikamaru miał wrażenie, że siedzi na rozgrzanych węglach. Zapłonęła w nim ogromna ochota na zrobienie temu mężczyźnie czegoś bardzo nieprzyjemnego. Dałby wszystko żeby mieć prawo, by kazać mu się odsunąć od Temari. Widział co z nią robiło jego jutsu. Widział drżenie jej ciała i strach ukryty w oczach. Dla niego to było niepojęte. Jak można tak traktować kobietę? To że była ich wrogiem nie miało znaczenia. Wciąż zasługiwała na szacunek.
Dłoń nietoperza przewędrowała z włosów No Sabaku na jej szyję, a w Narze się zagotowało.
- Powiesz z własnej woli lub nie.- Zacisnął dłoń wbijając kciuk głęboko w skórę. Blondynka syknęła i skrzywiła się, ale wciąż nie była w stanie nawet opuścić głowy.- Pod koniec będziesz błagać...
- Przestań się nad nią znęcać.- I tak oto cudowny plan o dyskretnym wspieraniu wziął w łeb. Shika czuł, że złość zaraz go rozsadzi, że zraz naprawdę zrobi komuś krzywdę. Było to dla niego całkiem nowym doświadczeniem, ponieważ nie miał w zwyczaju tracić opanowania. Nigdy. A teraz z trudem się hamował.- To nie należy do twoich obowiązków.
Mężczyzna zatrzymał się. Powoli obrócił głowę w stronę Nary.
- Mogę z nią zrobić co mi się podoba.- Syknął wściekle.- Nie wtrącaj się.
- Nie masz prawa jej dręczyć dopóki jest w szpitalu. Nawet jeśli jest więźniem wojennym.- Brunet miał świadomość, że właśnie się pogrąża. Ale widział, że odciągając uwagę ANBU pomaga Temari. To motywowało go do działania. - Poza tym istnieją jakieś prawa moralne. - Mężczyzna bardzo powoli zbliżył się do niego. Zatrzymał się dopiero wtedy, kiedy ramiona jego i Shikamaru się zetknęły.
- Dobrze ci radzę trzymaj się od tego z daleka.- Mimo że tym razem nie użył techniki, było coś w jego głosie co kazało innym być posłusznymi.- Inaczej oskarżę cię o współpracę z wrogiem i zamknę razem z nią.- Te słowa były skierowane tylko do Nary. Nietoperz mówił zbyt cicho, żeby ktokolwiek inny zrozumiał.- Ona jest teraz własnością Kraju Ognia, Konohy, moją własnością.- Położył nacisk na przed ostatnie słowo, a w Shice się zagotowało. -Mogę z nią robić wszystko.- Jakby na potwierdzenie tego co powiedział, odwrócił się i pogładził dziewczynę po policzku.
-Wszy...- jego dłoń zsunęła się na ramie blondynki, a później na plecy i zaczęła wędrować niżej.- ...stko.
Osunął się na podłogę.
Temari patrzyła na Shike niedowierzająco. ANBU zmarli nie wiedząc jak zareagować. Sam brunet nie był pewien co właśnie zaszło. Co zrobił. Kagemane no jutsu zadziałało bezbłędnie, tyle że nie pamiętał składania pieczęci.
Przygwożdżono go do ziemi. Uderzono i ogłuszono. Przed oczami stanęły mu wszystkie gwiazdy.
- Zostawcie go!- Wrzasnęła No Subaku, ale ją także złapano. Nietoperz powoli dochodził do siebie. Zaczęła się wić i kopać. Mogła im pozwolić krzywdzić siebie, ale nie zamierzała wybaczyć krzywdzenia Nary. Nie kiedy robili to ponieważ chciał jej pomóc. Dość już ucierpiał z jej powodu.
Dowódca zamaskowanych doprowadził się do porządku. W mgnieniu oka znalazł się obok Shikamaru.
- Co ty sobie kurwa myślisz? - Poderwał go z podłogi, dwóch innych przytrzymało jego ręce. - Że niby co? - Chłopak czuł nacisk zimnej stali kunaia na szyi. - Że jak jesteś strategiem to wszystko ci wolno? Że nazwisko cie obroni?- Shika stał spokojnie. Prawda była taka, że owszem, wierzył w to że nikt z Wioski nie ośmieliłby się bez dobrego powodu zabić jedynego syna Shikaku.
- Odpowiadaj!- Został popchnięty na tyle mocno, by wpaść plecami na ścianę. - Mów czemu wbrew wszelkim zasadom pomagasz wrogowi. Komuś kto zdradził Konohe. Otruł naszych najlepszych shinobi. Zabił cywila. Czemu wspierasz kogoś kto nigdy nie był jednym z nas? - Blondynka odwróciła wzrok pod wpływem tych słów. Bolały. Bardzo. Ale nie aż tak bardzo, jak cisza która po nich nastała. Shikamaru milczał. Ale to było przecież do przewidzenia. Nie mógł przecież kłócić się z faktami. Nikt nie mógł tego robić. Nie jeżeli był ninja. A ona głupio wierzyła.
- Mam rozumieć, że to twoja wersja wydarzeń, tak? - To pytanie sprawiło, że szybko wciągnęła powietrze do płuc. A jednak... Tymczasem Nara miał wrażenie że jego szybko bijącego serca nie sposób nie usłyszeć. Sam nie do końca wiedział co się dzieje, słowa same wypływały z jego ust. Mówił szybko i mało składnie. Niosły go uczucia, których sam nie rozumiał.- Dla ciebie prawdziwa i niezmienna. Naturalna. Ale wiesz co? Ja nigdy w to nie uwierzę.- Ostatnie zdanie było przepełnione pewnością.- Choćbyś mnie wysłał na tortury razem z nią. Nigdy!- Widział zdziwienie nietoperza i nie wiadomo czemu dodatkowo go to nakręciło.- Nazywanie tej dziewczyny wrogiem, to jak mylenie słońca z księżycem. Odmawianie jej miejsca pośród nas świadczyłoby tylko o głupocie. Wysuwanie oskarżeń za które później będziemy przepraszać jest co najmniej bezsensowne, a torturowanie niewinnej osoby okryje nas hańbą, której długo nie zmyjemy. Dla mnie to jest kobieta, która lata przepracowała, by poprawić działanie naszego sojuszu. Która pomogłaby nam zawsze gdybyśmy tylko poprosili. I która ryzykowała życie na misjach, wykonywanych bynajmniej nie dla Suny. Nie obchodzi mnie co powiesz. Jakie argumenty wysuniesz. Co mi zrobisz, żeby mnie przekonać. To jest moja prawda.
Temari patrzyła na Shikę szeroko otwartymi oczami. To co właśnie zrobił nie mieściło jej się w głowie. Mówił rzeczy, których nigdy nie spodziewała się usłyszeć. Bronił jej, kiedy myślała, że została zupełnie sama. Wciąż w nią wierzył, mimo, że nawet ona zwątpiła.
Czuła ciepło, jakąś dziwaczną nadzieję, rozchodzącą się po jej ciele, jakby jego postawa mogła cokolwiek zmienić.
Co się u licha działo?
- Ach tak.- Kapitan ANBU, opuścił rękę z bronią. Dopiero teraz do Nary powoli docierało co właśnie powiedział. Zrozumiał konsekwencje, tyle, że było już za późno. A on jakoś nie żałował. Niczego nie żałował.
Jednak gwałtowny śmiech zamaskowanego wywołał u niego dreszcze.
- Ciekawe, ciekawe. Nieważne co ci zrobię.- Niebezpieczny błysk w oku mężczyzny pozwolił mu zrozumieć co się święci. Ale to już nie miało znaczenia. Bo choćby nie wiem co, nie zdąży.- A jak zrobię coś jej?- Mimo to spróbował zatrzymać ANBU. Wiedział, że nie ma szans, wiedział prawie tak dobrze jak to, że cios nie będzie śmiertelny. Widział jak Temari usztywnia się stając mocno na nogach, gotowa na przyjęcie bólu. Ale zmierzające w jej stronę ostrze skutecznie odbierało mu zdrowy rozsądek i umiejętność szybkiego myślenia. Pozostawiało pustkę.
Czarną, nieprzyjemną otchłań, która pochłaniała jego świadomość.
W przeciągu kilku milisekund, bez żadnego wcześniejszego ostrzeżenia, jego ciało odmówiło mu posłuszeństwa. Opadł na ziemie nieprzytomny.
Kolejne chwile minęły nim Temari poddała się dziwacznej senności, która znienacka ją ogarnęła. Ręka nietoperza, pierwotnie wymierzona, tak żeby musnąć kunaiem jej lewe ramie, przeleciała tuż nad jej głową, gdy nogi się pod nią ugięły.
Drużyna ANBU została postawiona przed faktem dokonanym. Zdrajczyni i sprzyjający jej osobnik nagle zamienili się w dwójkę zwyczajnych, nieprzytomnych shinobi, niemogących wyrządzić żadnych szkód. Byli tylko ninja których poziom chakry pikował gwałtownie w dół.
Zbyt gwałtownie.
***
Nie musiał otwierać oczu żeby wiedzieć gdzie jest. Nie musiał zagłębiać się we wspomnienia, żeby przywołać obraz tego co go tu czeka. Nie musiał być geniuszem, żeby mieć świadomość, że nie ma szans od tego uciec.
Że się nie schowa. Nie wycofa. Nie ukryje. Nie uniknie tego pieprzonego, rozrywającego bólu, który sprawiał, że świat wokół wydawał się piekłem. Cierpienia zdolnego zmienić go w swoją marionetkę mogącą tylko błagać o jak najszybszą śmierć.
Bał się tego.
Bał się panicznie.
- Co to ma być?- Do tej pory leżał zwinięty w kłębek na twardej ziemi, rękoma zakrywając głowę. Jednak na dźwięk tego głosu drgnął. "No tak, kolejny raz to samo. Znów ona. Czemu ciągle pokazuje mi ją?" pomyślał.- Nara! Nara nie leż tak i wytłumacz mi co się stało.- Sekunda wyczekującego milczenia.- Nara co ci jest!? Hej! Wstawaj! Odpowiedz! Zrób coś do jasnej cholery!- Poczuł jak ktoś łapie go za bluzkę i potrząsa. Tego jeszcze nie przerabiali. - Rusz się, błagam, rusz się!
Do jego umysłu wkradła się okropna myśl, wpełzła nieproszona, zupełnie jak nocny złodziej do bogatego domu. Nie mógł pozwolić jej żyć własnym życiem. Otworzył oczy chcąc ją wygonić ze świadomości, tak samo jak wygoniłby rabusia z salonu.
Tyle że ten okazał się niebezpieczny i uzbrojony.
- No nareszcie.- Temari odsunęła się od niego siadając na piętach. - Już myślałam że coś ci jest.- Prawdziwa Temari, wcale nie ta senna mara. Nie demon, z którym już się poznał. Nawet nie jego anielska forma. Prawdziwa Temari No Sabaku, która jakimś cudem trafiła do tej krainy tortur razem z nim.
Wyglądało na to że złodziej uciekł z całym jego dorobkiem, zostawiając tylko wstyd, wściekłość i w tym szczególnym przypadku przerażenie. Zwłaszcza przerażenie.
- Co ty tu robisz?- Patrzył na nią i widział jak sztywnieje pod spojrzeniem jego rozszerzonych źrenic. - Co ty tu do cholery robisz!?- Udało mu się ją skutecznie przestraszyć, ale był zbyt zdenerwowany żeby zwyzywać się za to w myślach. - O co ci chodzi?- Odwarknęła. Chłopak spojrzał na nią nieprzytomnie. To była jego wina, że się tu znalazła. Nie wiedział jak, ani dlaczego, ale musiał przez przypadek zabrać ją tu ze sobą. Skazać ją na przeżywanie tego samego, co on przeżywał za każdym razem. - No o co!?
- Tem...- Nie dokończył. Miał wrażenie, że coś usłyszał. Po minie blondynki mógł stwierdzić, że to nie był tylko jego wymysł.
- Ekhem.- Dźwięk dochodził z prawej. No Sabaku natychmiast obróciła się w tamtą stronę, ale on odkrył, że wcale nie ma na to ochoty. Nie chciał patrzeć na to coś.- Mówiłem ci, że jeszcze się spotkamy, chłopcze.- Poczuł jak przez jego ciało przechodzi dreszcz. Znów miał to głupie wrażenie, że zna ten głos.
- Nara.- Dziewczyna lekko pociągnęła go za rękę. Jej głos brzmiał cicho i niepewnie. Odruchowo przysunęła się bliżej niego.
- Nie spodziewałem się jednak, że nastąpi to aż tak szybko.- Stuknęły buty, jakby ktoś zeskoczył z wysokiego krzesła. Osoba ta zbliżyła się o kilka kroków. Temari podniosła gardę, ale on nie mógł nic zrobić. Zaciskał tylko mocno powieki. Strach go paraliżował.
- Nic ci nie zrobię, panienko.- Minął ją bez problemu. Nawet nie wiedziała, kiedy to zrobił.- Uspokój się, wariacie.- Stanął nad nim.- I zacznij myśleć. Nie zauważyłeś, że tym razem jest inaczej?
Znów. Z niewyjaśnionych powodów, obecność tego człowieka go uspokajała. Spojrzał na niego.
Jego wzrok prześlizgnął się po czarnych sandałach, spodniach i Konohańskiej bluzie, tylko po to by zatrzymać się na twarzy. Twarzy obcej, ale jednocześnie znajomej.
- Co do...?
No więc, opóźnione spóźnienie zbyt późno zapowiadanej notki, wreszcie jest. Wybaczcie, ale naprawdę mało miałam czasu na pisanie. Wiązało się to głównie z licznymi wyjazdami. Wiem jednak, że mnie to nie usprawiedliwia. Proszę o w miarę bezbolesną śmierć.
Ze spraw organizacyjnych pragnę wyjaśnić, że ten rozdział pełni rolę wstępu do 10, w której to wiele się wyjaśni i powinna rozwinąć się też pewna akcja. Razem z 10, przyjdzie też nowy szablon( przynajmniej mam taką nadzieję) i będzie można powiedzieć, że zakończy się pierwsza faza tego opowiadania.( Ha, jak równo mi wyszło.) Kolejna prawdopodobnie nie będzie tak długa za to zawierać będzie dużo akcji. Rozwinie się też relacja między naszą kłopotliwą dwójką. Nie mogę się tego doczekać, prawie tak samo mocno jak wy.
Mam nadzieję, że ten rozdział nie zawiódł waszych oczekiwań.