sobota, 12 listopada 2016

10. Nasze Cienie

Wiem, że znów minęły prawie trzy miesiące od ostatniej publikacji i bardzo za to przepraszam. 
Tak więc gomen, głęboki ukłon i zapraszam do czytania.


Owinęła bandaże wokół łydek. Mocno, odrobinę za mocno. Na stole ułożyła wybuchowe notki. Wiele, o wiele więcej niż potrzebowała. Sprawdziła, czy ma wszystko. Choć nie przywykła tego robić. 
Złapała za płaszcz przewieszony przez oparcie łóżka. Zbyt długie rękawy ukryły drżące, zimne dłonie. Lustro pozwalało jej patrzeć we własne oczy. Przestraszone, jak nigdy. 
Wątpliwości. Wątpliwości, których nie miewała. W tych oczach zalęgły się wątpliwości. 
Dość już miała luster. 
- Idziemy.- Jak zawsze niewyczuwalny. 
- Jeszcze chwile. 
- Nie mamy chwili. 
Nienawidziła gdy miał tak oczywistą rację. Mimo to nie ruszyła się. Nie zamierzała drgnąć. Zamknął drzwi i westchnął. Smutno, niepewnie, jak człowiek zmęczony życiem. To był pierwszy raz gdy słyszała, żeby wydał z siebie taki dźwięk. 
- Konan...
- Pożegnania są trudne, wiesz?- Położyła dłoń na ścianie z dziwną czułością. Nienawidziła tego miejsca, ale ono było tylko symbolem czegoś co kiedyś kochała. 
- I ty, i ja, pożegnaliśmy się dawno temu.- Starał się żeby zabrzmiało to pewnie. Uśmiechnęła się niewyraźnie, jedną stroną ust. Nie potrafił tego przyznać, ale strasznie brakowało mu tego co było kiedyś, normalnego życia, prawdziwych przyjaciół, Konohy. Jednak starannie ukrywał swoją tęsknotę. Cóż nie wypadało czuć czegoś takiego do wrogów. Jej sprawa miała się nieco inaczej. Bo z umarłymi nie dało się nawet walczyć. 
Dłoń zacisnęła się w pięść. Knykcie otarły się o chropowatą ścianę. Zamknęła powieki.
Przytulił ją. 
- Jesteś tego pewny?- Wiedział, o co pyta. I nie była to jego wcześniejsza wypowiedź. Objął ramionami jej brzuch, brodę oparł na kobiecym ramieniu. 
- Jestem.- Znów spojrzała w lustro. Tym razem po to, by odnaleźć jego czarne tęczówki. Były przerażone jak jej, ale nie czaiły się w nich wątpliwości. Zastała tam determinację. 
Więc wyruszyli. Zostawili zimne podziemia, wychodząc do jasnych, palących promieni słońca. Poprowadzili swoje wojska w kierunku pustyni. Z dala od sił Gaary, unikając prężnej armii Konohy. Ich celem była słaba, niebroniona Suna. Wioskę czekała nie tyle inwazja, co kompletna destrukcja. Meiro wydawał się tym zachwycony. Nie zwracając uwagi na swoich kompanów, radował się wizją bezkarnej przemocy. To im było na rękę. Zwłaszcza, że niemal z każdym krokiem ich niepokój wzrastał. Problem w tym, że żadne z nich nie martwiło się o siebie. 


***

Nie wiedziała czy ma się śmiać, czy płakać. A może powinna uciekać? Patrzyła w oczy kobiety. Osoby która wyglądała, jak ona. No, powiedzmy, prawie jak ona. 
Obdarta z ubrań, wychudzona kreatura uśmiechała się do niej radośnie. Przykucnęła  ledwie dziesięć, może piętnaście centymetrów od niej. Dłonią bez dwóch palców machała, jak na przywitanie. A towarzyszący jej mężczyzna może i zachowywał się przyjaźnie, ale wcale nie pomagał zabić rodzącego się w sercu strachu. To jak wyglądał...
Shikamaru nie mógł drgnąć. Dobrze, może i ten człowiek miał rację. Może i nie było tak jak zwykle. Nie było korytarza, drzwi i białego, okrągłego pokoju. Nie było bólu. 
Ok. To wszystko można było zaliczyć na plus." Zawsze szukaj pozytywów sytuacji"- usłyszał w głowie głos Ino i nagle zachciało mu się śmiać. No bo, kurwa, jak...
- Tylko mi nie mów, że ci teraz odbiło.- Mężczyzna zmarszczył brwi, zdziwiony jego głupkowatym uśmiechem.- To by było bardzo kłopotliwe. 
Ostatnie słowo przesiąknęło ironią losu do podszewki. Temari zaczęła brać niekontrolowanie głośne wdechy. 
- Oj.- Siedzące przed No Sabaku "coś" odwróciło się i zmierzyło groźnym spojrzeniem rozmówcę Nary.- Umawialiśmy się. Tylko ich bardziej zdenerwowałeś. Miałeś nie używać tego słowa, przynajmniej dopóki im wszystkiego nie wyjaśnisz. 
- Tak jakoś wyszło. Przeżyją.- Odwarknął. 
- Przeżyją, przeżyją. A co byś powiedział, będąc na ich miejscu? Spójrz na nich. Nie mają pojęcia co się dzieje, a ty jeszcze dokładasz im stresu.- Wstała. 
- Tak? A kto się zachowuje, jak jakiś ostatni popapraniec w stosunku do tej dziewczyny?- Zamaszystym gestem wskazał na blondynkę.
- Ja się przynajmniej staram.- Poharatana zjawa potrząsnęła głową, mrużąc gniewnie oczy, a deja vu uderzyło w Narę, jak worek cegieł. Czuł jak Temari przylega do jego boku i mocno ściska za przedramię. Jej klatka piersiowa unosiła się stanowczo zbyt szybko. 
- Przestańcie.- Głos mu nie zadrżał, co było niemałym sukcesem, zważywszy na to, że nim również zaczynało telepać. Biorąc pod uwagę to co działo się wokół nie trudno było o załamanie nerwowe. - Proszę, przestańcie. 
- Widzisz, co narobiłeś.- Mara posłała swojemu towarzyszowi gromiące spojrzenie i obróciła się do nich. Jej poranione ciało funkcjonowało nad wyraz sprawnie.- Postarajcie się uspokoić. Wiem, że to może się wam wydawać odrobinę nierealne i pewnie nawet takie jest.- Podrapała się po policzku, odrobinę skonsternowana.- Ale zaraz wszystko wam wyjaśnimy i naprawdę nie ma się czym martwić, nic wam tu nie grozi.- Zerknęła na niedowierzającego Shikamaru i położyła sobie rękę na sercu. O ile miała serce.- Przysięgam. 
Westchnęła widząc, że jej mowa niczego nie zmieniła. Może nawet udało się jej pogorszyć stan dwójki ludzi. Podparła się pod boki, a jej zakrwawione ubranie zafalowało. Nim zdążyła coś jeszcze powiedzieć, mężczyzna który wcześniej pomagał Shice postanowił przejąć pałeczkę. Klepnął ją lekko po ramieniu dając znak, że on się tym zajmie. 
- Ok.- Usiadł naprzeciwko nich.- Po pierwsze, ona ma rację, nie musicie się nas bać. Nic wam nie zrobimy.- Spojrzał im w oczy, chcąc się upewnić, że ten przekaz do nich dotarł.- Po drugie, wiem, że ty- wskazał na blondynkę- jesteś tu pierwszy raz i masz prawo być zdezorientowana, a ty- przeniósł wzrok na Narę- masz stąd złe wspomnienia i za grosz nam nie ufasz, ale proszę was oboje żebyście najpierw mnie wysłuchali, zamiast panikować.- Temari powoli skinęła głową, a brunet poszedł w jej ślady.- Dobrze, tak trzymać.
Zarówno chłopak, jak i ambasadorka Suny wyprostowali się ze swojej dotąd skulonej pozycji i usiedli w miarę normalnie. Wciąż trzymali się blisko siebie, ale przynajmniej trochę ochłonęli. 
- No masz ci los, jak to możliwe, że mniej boicie się jego niż mnie?- Jęknęła pretensjonalnie zjawa, czym udało się jej wywołać u nich nieśmiałe uśmiechy. Mężczyzna po raz kolejny przesunął po nich spojrzeniem, oceniając ich stan. Nagle wyciągnął do Shiki rękę.
- Co prawda już się spotkaliśmy, ale raczej się ze mną zgodzisz, że nie mieliśmy okazji do przywitania.- Zrobił znaczącą minę. Faktycznie, trudno było się przedstawiać zwijając się z bólu.- Shikarui Nara. Czwarta głowa klanu. Ty będziesz szesnastą o ile się nie mylę. 

***

Bezwiednie oparł się o framugę przyglądając się jej. Długie, pudrowo-różowe włosy rozsypały się po poduszce, ręce kurczowo zaciskała na kołdrze wtulając się w materac. Uderzyła w niego nagła potrzeba jej ciepła. Potrząsnął głową, uśmiechając się do siebie. 
Mimo dość wczesnej pory była na tyle nieprzytomna by nie słyszeć jak wszedł. Cóż nie dziwił się. Ostatnio wciąż była wykończona. Specjalnie brała nadgodziny w szpitalu, kompletowała stare, dawno zapomniane raporty, pomagała sąsiadom. A potem padała nieżywa na łóżko. Wypierał ze świadomości fakt, że dzieje się z nią coś złego, dopóki wczoraj nie zastał jej robiącej generalne porządki po raz trzeci w ciągu tygodnia. Czyściła niewidzialny brud z sufitu. Potem zrozumiał, że jego skarpetki poukładane są rzędami według kolorów i zauważył, że wyprasowała majtki. Szczerze mówiąc lekko spanikował. Odkąd zamieszkali razem Sakura Haruno jasno i wyraźnie dała mu do zrozumienia, że obowiązkami domowymi dzielą się na pół, a ta mniejsza połowa przypada jej. To co robiła teraz, było... Po prostu stanowczo odstawało od normy. 
I co on miał z tym zrobić?
Przysiadł koło niej na materacu. Była taka śliczna. Przyłapał się na tym, że odruchowo wyciąga rękę by pogładzić ją po głowie. Powstrzymał się. Nie chciał jej budzić, jeszcze nie. Nie miał ochoty zaczynać tej rozmowy. 
Niewiele było momentów w jego życiu kiedy miał wrażenie, że uszła z niego cała energia, ale to był właśnie jeden z nich. Położył się obok niej. Dwa dni temu wrócił z kolejnej krótkiej misji. Dwóch z trzech jego towarzyszy zostało rannych, jeden poważnie. Walczył o życie w szpitalu. Chciał ją poprosić żeby przejęła jego leczenie, ale nie mógł się na to zdobyć. Nie kiedy była taka.
 Spróbował się rozluźnić i zamknął oczy. Kiedy je otworzył, dwa zielone ślepia przyglądały mu się z uwagą. 
- Nie wyczułam cię.- Ładne przywitanie, pomyślał. Zamiast odpowiedzieć przewrócił się na bok, przyciągnął ją do siebie i schował twarz w jej włosach. Usiłował zebrać się w sobie. Była na tyle zaskoczona jego zachowaniem, że nie zareagowała. Nie zrobiła kompletnie nic. Mimo że podświadomie wiedziała, że on chce, żeby chociaż go objęła. Żeby udowodniła, że wszystko jest w porządku. 
Pragnął przestać się o nią martwić, uwierzyć w jej zdrowie i siłę psychiczną. Ale nie mógł. Czasami nawet on nie potrafił.
- Saku powiedz mi co się dzieje.- Przycisnął się do niej mocniej.- Proszę. 
Wbiła wzrok w ścianę żeby na niego nie patrzeć. 
- Nic. Nic się nie dzieje.
- To nie jest odpowiedź. 
- Jest. Jest nawet bardzo grzeczna. 
- Sakura bądź poważna.- Puścił ją i podparł się na łokciach. Sam nie wierzył, że to powiedział w dodatku tak ostrym tonem. Wiedział, że zrobił straszną głupotę. 
- Jestem. I nic się nie dzieje.- Obróciła się do niego tyłem. Westchnął. Chwilę potem znów patrzyła w jego oczy, czując jak jego ciało przygniata ją do łóżka. Stuknął ją palcem w nos. 
- Przecież widzę.- Starał się jakoś naprawić poprzednią gafę, uśmiechnął się. Nie odwzajemniła tego.- No, proszę cię. 
Zamiast coś odpowiedzieć wyplątała się jakoś spod niego i wstała. Patrzył jak wychodzi z pokoju. Jęknął, gwałtownie opadając na materac i niechcący rozpłaszczając sobie o niego nos. 
Już jakiś czas temu zauważył, że nie umie z nią rozmawiać. Za bardzo się bał, że jedno niewłaściwe słowo wystarczy by odeszła. Wstydził się tego sam przed sobą. Taki strach nie leżał ani w jego charakterze, ani w granicach jego dumy. Tyle, że bolesna świadomość tego, jak bardzo jednostronne jest wszystko w ich związku, skutecznie pozbawiała go pewności siebie. I wcale nie było to łatwe do przezwyciężenia. 
Warknął odpychając się energicznie od posłania i przeskakując nad łóżkiem. 
Za cholerę nie było łatwe. 
Zastał ją w kuchni. Opierała się tyłkiem o blat, obdarowując sufit nieobecnym spojrzeniem. Nie zwróciła na niego uwagi, choć stanął blisko niej. 
- Saku, ostatnio zachowujesz się... inaczej.- W ostatniej chwili powstrzymał się od powiedzenia "dziwnie". Położył jej rękę na ramieniu.- Martwię się. 
Powoli zwróciła na niego wzrok, a on odruchowo przełknął głośno ślinę. Jej oczy były takie puste. 
- Nie powinieneś. To cie nie dotyczy.- Bezbarwność tonu, brak emocji wypisanych na twarzy, to wszystko napawało go złym przeczuciem. Obrócił ją przodem do siebie. 
- Jeżeli to dotyczy ciebie, to dotyczy także mnie.- Nie drgnął jej najmniejszy mięsień. Wyblakłe zielone tęczówki bezmyślnie patrzyły w jego własne. Mimo że się pochylał, musiała zadzierać głowę. 
- Nieprawda.- Strząsnęła jego dłonie ze swoich ramion i wmaszerowała do salonu. Zmarszczył brwi. 
Wyprzedził ją w połowie drogi do kanapy, blokując jej przejście. Bez słowa spróbowała go wyminąć, ale jej na to nie pozwolił. 
- Przestań.- Głowę odwróciła gdzieś w bok i znów chciała go obejść, tym razem z drugiej strony.
- Nie.- Zatrzymał ją. Widział jak marszczy się gniewnie. I dobrze. Wszystko było lepsze od tej, zwiastującej załamanie, pustki. 
- Przestań mówię.- Warknęła, napierając na niego.
- Nie. 
- Przestań cholera!- Chciała go pchnąć, ale złapał jej ręce nim zdążyła to zrobić. Wyprowadziła go z równowagi. 
- Nie!- Trzymał ją mocno, choć się wyrywała.- Nie, Sakura to ty przestań! Przestań uciekać i porozmawiaj ze mną, jak człowiek!- Zamarła, zacisnęła usta. Wyjątkowo silnym szarpnięciem wyswobodziła się z jego uścisku i nim się zorientował odwróciła się na pięcie z zamiarem odejścia. Mógł się tego spodziewać. Jak z dzieckiem. 
Chwycił ją mocno za łokieć, by chwilę później przekonać się, że było to błędem. Nie zdążył się uchylić przed ciosem i w rezultacie wylądował na podłodze, mocno obejmując swój brzuch. Już widział tego siniaka. 
Wściekły, ubrany w krótkie spodenki od piżamy i puszysty sweterek, demon łypał na niego z góry roziskrzonym spojrzeniem. 
- Czego ty chcesz ?!- Pisnęła, przez zaciśnięte gardło. Dawno nie słyszał u niej czegoś takiego. Wyraźnie traciła nad sobą kontrolę. - Czego ty ode mnie chcesz? Musisz się mnie czepiać?
Trzęsła się ze złości. Nie zwracając uwagi na jej stan, dźwignął się powoli na nogi. Niepewnie wyciągnął do niej ramiona, ale uzyskał tyle, że się odsunęła. 
- Chce tylko porozmawiać.- "Spójrz na siebie i powiedz mi, że nie muszę." Złożył ręce, jak do błagania.- Proszę. 
Cofnęła się o kolejny krok. Nie chciała. Nie potrafiła. Nie mogła. O czym niby mieliby rozmawiać? Co miała mu wytłumaczyć? Że wykorzystywanie jego czułości nagle zaczęło jej przeszkadzać. Że świadomość tego, że go rani, z dnia na dzień stała się nieznośna. Godził się na wszystko co robiła, zawsze ją wspierał, był cierpliwy, dawał swoje ciepło, energie i dobre słowo. A ona tylko brała. I było dobrze. Osiem miesięcy było dobrze. A teraz z jakiś szurniętych powodów jej sumienie postanowiło dać o sobie znać, przypominając jej jak bardzo beznadziejną osobą jest. 
- Nie.- Odparła beznamiętnie, tylko dzięki sile woli ignorując błagające, szczenięce oczy. Musiała jakoś zniknąć z jego pola widzenia, żeby przestał ją męczyć. Znów przesunęła się nieznacznie w tył, w kierunku drzwi wejściowych. Widział to, musiał widzieć. 
- Przecież nic ci nie zrobię. Cokolwiek to jest, obiecuję, że cię wysłucham.- Desperacja aż od niego biła. Nie przestała się wycofywać.- Obiecuje, że ci pomogę. Zrobię cokolwiek. Sakura.- Dopiero kiedy wypowiedział te słowa doszło do niego, że tu wcale nie musi chodzić o coś zewnętrznego. Kiedy tak było, zawsze mu się zwierzała. Problemy w szpitalu, kłótnie z Ino i Tsunade, misje. Słyszał o tym tyle razy, a teraz nie mógł wydusić z niej słowa. 
Powodem jej obecnego zachowania mógł być on sam. Ze zgrozą uświadomił sobie, że Haruno mogła się zwyczajnie znudzić i uznać, że już dłużej go nie potrzebuje. To go przerażało.
Wykorzystując jego zamyślenie, dziewczyna odwróciła się i spróbowała pędem dopaść drzwi. Ku jej najszczerszemu zdziwieniu, nie pozwolił jej na to. Nim się obejrzała siedziała na kanapie, zakleszczona pomiędzy oparciem, a torsem bruneta. 
- Porozmawiaj ze mną.- To było błaganie. Zdał sobie sprawę z tego, jak dawno temu rozmawiali o czymś innym niż błahostkach. 
Różowowłosa zaczerpnęła głęboko powietrza. Jeżeli nie można uciec, należy kłamać. 
- Pamiętasz, jak ci mówiłam, że znów pożarłam się z Ino.- Spojrzenie wbijała w swoje kolana.- Odkąd wróciła z misji nie odzywa się do mnie i...- Poczuła jak Rock chwyta jej twarz w dłonie i unosi. Ich oczy się spotkały. Mogła doskonale zobaczyć, jak wielką krzywdę mu właśnie zrobiła. 
- To nie praw...- Zaczął, ale ona nie mogła tego słuchać. Zrobiła więc jedyną rzecz jaka przyszła jej do głowy. Pocałowała go. Mocno i namiętnie, wkładając w to wszystkie kłębiące się w niej uczucia. Jeszcze nigdy go tak nie całowała. 
Zamarł, nie wiedząc co robić, jego usta drgnęły rozwierając się lekko. Pozwolił jej wpleść palce w swoje włosy. Pozwolił się przytulić. Kilka niemiłosiernie długich chwil walczył ze sobą, z pragnieniami, które zawsze budziła jej bliskość, z własnym umysłem i ciałem. Potem ją odepchnął. Może trochę za mocno. 
Jej drobne ciało wbiło się w oparcie kanapy, policzki miała uroczo zarumienione, włosy otaczały jej twarz układając się w fale. Jakaś część jego osoby pożałowała, że nie pozwolił sytuacji się rozwinąć. Ale ta druga wiedziała, że to był tylko pretekst, że chciała uśpić jego czujność i uciec. Znów uciec. Ciągle to robiła. Zachowywała się jak tchórz. Jak nie ona. Jak ktoś obcy. Ktoś kogo nie znał. Nie kochał. 
Poczuła zmianę jego nastawienia. To jak w przeciągu kilku chwil oddala się od niej o lata świetlne. Jego chłód z pewnością zwaliłby ją z nóg, gdyby nie siedziała. 
Teraz to on się odsunął. Nie mogła złapać z nim kontaktu wzrokowego choć bardzo się starała. Do oczu napłynęły jej łzy. Nim zrobił kolejny krok, chwyciła go za dłoń. 
- Lee...- Wyszeptała. Jej ręka była taka mała w porównaniu do jego, palce takie szczupłe. Bez problemu wyswobodził się z jej uścisku. Poczuła się źle. Poczuła się gorzej, kiedy zrozumiała ile razy ona zrobiła coś takiego jemu. Nie tylko dziś, w ogóle. Zostawiała go, porzucała, znikała bez wyjaśnienia, mówiła "nie" bez żadnego powodu. Palące poczucie winny trawiło ją, na wspomnienie każdego uśmiechu którym ją wtedy obdarowywał.
I nie było w tym nic właściwego. Nie znalazła w tym ukojenia. Obwinianie się to było za mało. Żaden ból nie mógł stanowić zadość uczynienia. Nie tym razem. Mogła tylko...
- Przepraszam Lee!- Zdążył przejść pół pokoju zanim w niego wpadła, prawie przewracając ich na ziemię. Przylgnęła do jego pleców z całej siły obwiązując go ramionami. Cała dygotała, miotana szlochem.- Przepraszam! Przepraszam! Przepraszam!
Przyciskała twarz do jego pleców. Czuł jak zawzięcie kręci głową. 
- Już nigdy taka nie będę! Obie...Obiecuję!- Przycisnęła się do niego jeszcze mocniej. Nogi się pod nią ugięły. Uklęknął na podłodze razem z nią.- Prze...prze...przepraszam!! Nie zrobię tak więcej! Nigdy! Nigdy! Nigdy! Nigdy!
Z trudem obrócił się do niej przodem i spojrzał w zapłakaną buzie. Jej dolna warga drżała. 
- Przepraszam.- Wyjęczała. Westchnął. Nim się obejrzała otoczył ją własnymi ramionami i czule pogładził po plecach. Nie wiedział, czemu było to dla niego takie trudne. Dlaczego jej dotyk tak nagle zaczął budzić obrzydzenie. Nie miał pojęcia czym był ten ciężar w jego żołądku. Nie znał tej niszczącej, ciemnej energii, która przez chwilę prawie nim zawładnęła. 
- Przestań.- I czemu to brzmiało, tak nijako?- To nic. 
Zakwiliła cicho, usiłując dosłownie zniknąć w jego ramionach. Przełknął ślinę. Musiał. Po prostu musiał mieć jakiś dowód. Cokolwiek, co by pozwoliło mu sądzić, że jednak nie jest dla niej tylko...
Tylko rzeczą którą można do woli wykorzystywać. 
Czuł, że nie wytrzyma z tą świadomością ani chwili dłużej. Pierwszy raz odkrył, że też ma jakiś psychiczny limit. Że jego też można postawić pod ścianą. Że potrzebuje odrobiny ciepła, zrozumienia. Że jednak nie może tylko dawać. 
- Sakura.- Bardzo delikatnie złapał ją za ramiona i odsunął od siebie. Widział jak usiłuje wyczytać coś z jego oczu. Po jej policzkach lały się strugi łez. Starł je i poczekał, aż trochę się uspokoi.- Powiedz. Zależy ci na mnie, choć trochę? 
Drgnęła. Nie spodziewała się tak bezpośredniego pytania. Rock był śmiertelnie poważny. Kontem oka widziała, jak drżą mu ręce. Co miała odpowiedzieć? Że kiedy pozwoliła mu się do siebie przywiązać, robiła to tylko dla własnej wygody. Miała radośnie stwierdzić, że użyła go jak antydepresantu? Z premedytacją i wyrachowaniem złamać mu serce? 
Nie. Bo nie potrafiła być dla niego tak okrutna.
A może powinna zacząć od początku i wyjaśnić, że od tamtego czasu jednak coś się zmieniło? Że coś poczuła, ale nie ma pojęcia co to jest. 
Nie. Nie miała tyle odwagi. Nie była dość śmiała, żeby powiedzieć szczere "nie wiem", a bała się kłamać i mówić "tak". 
- Lee, ja...
Pukanie do drzwi. Właściwie to walenie.
- Sakura Haruno, Lee Rock. Mamy wam coś do przekazania.- Typowy styl ANBU. 
-...pójdę otworzyć.


***

Wdech, wydech, wdech, wydech. Spokojnie. Tylko spokojnie. 
- Miło mi Pana poznać.- Ścisnął jego wyciągniętą dłoń i puścił niemal w tej samej chwili w której ich skóra się zetknęła. Nie wiedział, czy świadomość, że osoba martwa od wieków jest ciepła, pociesza go, czy dobija.- Nie myli się Pan. Będę 16 głową rodziny.- Już wiedział dlaczego ten mężczyzna wydawał mu się tak znajomy. Był nie tylko niesamowicie podobny do jego ojca, ale i do niego samego. 
Siedząca obok Temari odetchnęła głośno i potrząsnęła głową, przyjmując do wiadomości najnowszą rewelacje. Rozmowa z trupem to przecież nic takiego. Wszystko na porządku dziennym. Potem jeszcze tylko kolacja z zombi. 
- Wystarczy Shikarui. Albo Rui.- Młody Nara spiął wszystkie mięśnie, kiedy mężczyzna poklepał go po ramieniu.- Punkt, za opanowanie, młody. 
Poraniona kobieta, opadła na ziemie obok swojego kolegi i dała mu porządnego kuksańca w ramię. 
- Dureń.- Warknęła na niego, mierząc zaniepokojonym wzrokiem Shike.- Nie przejmuj się nim. On tak ma. 
- Jest ok.- Ciało z nim nie współpracowało, serce boleśnie obijało się o żebra. Nie mógł tak szybko zapomnieć, że wcześniej, zawsze kiedy znajdował się w tym świecie, każdy dotyk, nie zainicjowany przez niego, wiązał się z niewysłowionym cierpieniem. Nie miał wpływu na ten strach. No Sabaku posłała mu wymowne spojrzenie. W zawartym w nim przekazie na pewno było coś o tchórzu. - To nic takiego. Kwestia przyzwyczajenia.-Nie mógł zapanować nad głośnym oddechem. W jego krwi płynęło zbyt dużo adrenaliny. Był na to wściekły. Był na siebie wściekły.
Shikarui współczująco pokiwał głową. 
- Masz racje na początku jest okropnie.
 Siostra Kazekage zamrugała. 
- Co ma pan na myśli?- Spytała cicho, odzywając się po raz pierwszy odkąd tu trafili. 
- Mmh. Chyba powinienem się zabrać za wyjaśnienia, co?- Klasnął w dłonie i spojrzał na uszkodzoną, kopie blondynki.- To od czego powinniśmy zacząć?
- Eeeeee...- Zastukała palcem wskazującym w dolną wargę.- Może najpierw trochę takich, no, rzeczy ogólnych. Potem teoria, a potem praktyka. A właściwie, to nie. Teorie i praktykę lepiej połączyć, bo sama teoria jest w chuj nie zrozumiała. Ale mmm... Myślę że nie zdążymy dziś zrobić praktyki więc...- W tym momencie jej oczy padły na dwóję shinobi, których twarze zdawały się niemal krzyczeć. "Jaka, kurwa teoria, jaka praktyka? O co tu w ogóle chodzi?" - A może zacznijmy od nazwy tego miejsca?- Zasugerowała. 
Faktycznie mogło to być ciekawe zagadnienie, zwłaszcza, że dopiero teraz zarówno Nara, jak i Temari rozejrzeli się dookoła. I okazało się, że był to bardzo niedobry pomysł. Wcześniej byli zbyt pochłonięci swoimi wewnętrznymi przeżyciami, sobą nawzajem i dwójką przybyszy, żeby zauważyć na czym tak właściwie siedzą. A raczej na czym nie siedzą. 
Z każdej strony, otaczała ich wszechogarniająca czerń. Czerń zamiast sufitu, czerń zamiast ścian, czerń zamiast podłogi. Czerń z typu tych o których się wie, że nie mają końca. Otchłań. Były więc dwie opcje, obie niezbyt dobre: Siedzą na jej dnie, lub wiszą gdzieś po środku magicznym sposobem zawieszeni w powietrzu. 
Zielonookiej od razu zrobiło się niedobrze. 
Najciekawszą anomalią owej czerni, było to, że siebie nawzajem widzieli doskonale. Brunet powoli podniósł pytający wzrok na siedzącego naprzeciw człowieka. 
- Moi drodzy witamy w Yokogitte, zwanej też Krainą Cieni. 


***

Znów przeskoczyła z nogi na nogę, czujnie wbijając wzrok w horyzont. Stopy ją bolały, ale nie śmiała przestać obserwować. Nie widziałaby nic siedząc, a przecież nie było parapetu. Tylko dziura. Wyłom w ścianie. Nie miała pojęcia gdzie znikła starucha z trzeciego stopnia schodów, ale polazła gdzieś i już od dłuższego czasu nie wracała. A obiecała przecież, że jej nie zostawi. 
Obiecała, tak?
Ale czy ludziom można ufać? Nie. Nie można. To zawsze powtarzała jej matka. Stojąc w tym zimnym, ciemnym, pokoiku niemal słyszała, jak ściany szepczą jej zmartwionym głosem, " Nigdy nie ufaj". Tylko dzięki tej maksymie jeszcze żyła. 
Miała wrażenie, że nad wioską gromadzą się burzowe chmury. Czuć było jakąś dziwaczną energię, niepokój mieszkańców. Powietrze zazwyczaj było duszne, ale teraz odnosiło się wrażenie, że zbyt głęboki wdech może zabić, tak ciężkie było od wibrującego napięcia. Ludzie przemykali po ulicach niczym cienie. Chowali się po kątach. Nie wiedziała co o tym myśleć. Nie miała pojęcia. 
W dłoniach ściskała uchwyt starego, zardzewiałego, nadłamanego kunaia. Był tępy. Ale dawał jej przynajmniej ułudę bezpieczeństwa. Większość bezpieczeństwa jakiego doświadczyła w życiu była złudna. 
- To aż niemożliwe.- Jej serce stanęło, a potem zaczęło bić z zatrważającą prędkością, kiedy odwróciła się na pięcie, wyciągając przed siebie bezużyteczną broń. Rozejrzała się w panice, wytężając wszystkie zmysły, nie znalazła jednak właściciela głosu. 
- Najsilniejsza pozostawiona w Wiosce osoba...- Dźwięk się przemieszczał, obracała się tak, żeby zawsze być przodem do miejsca, gdzie jak sądziła jest człowiek. Ta osoba przemieszcza się w ciemności tuż za granicą jej pola widzenia. Przerażał ją brak odgłosu kroków. - Pod względem ilości chakry oczywiście.- Czyjeś włosy połaskotały ją po karku. Twarz pojawiła się nad jej ramieniem. Zesztywniała na mili sekundę. Potem spróbowała wbić mu ( bo to był z pewnością mężczyzna), kunaia prosto w oko. 
Złapał ją za nadgarstek. Nogi się jej zaplątały i zawisła całym ciężarem na trzymanej przez obcego ręce. Wypuściła ostrze. Brzdęknęło dźwięcznie o betonową podłogę. 
- Dobra reakcja.- Szarpała się. Starała się uwolnić. Wiedziała. Od momentu w którym się pojawił, wiedziała, że nie jest tylko zwykłym rzezimieszkiem z ulicy. Był kimś znacznie niebezpieczniejszym. Zimna dłoń strachu chwyciła ją za gardło.- Może jednak będzie z ciebie pożytek.
Rysy jego twarzy ukrywał kaptur, za to oczy mogła zobaczyć doskonale. Świeciły się w ciemności, jak kocie, tyle że na czerwono. Odnosiła wrażenie, że mogłaby patrzeć w nie godzinami, były takie hipnotyzujące. 
Nigdy nie patrz, żadnemu shinobiemu w oczy. To może go sprowokować. Poza tym niektórzy z nich...
- Co z nimi, mamusiu?
- Nic, kochanie, nic. Po prostu nie patrz im w oczy. 
Zacisnęła powieki. 
- Doprawdy intrygujące.- Puścił ją. Upadła na czworaki, zdzierając skórę z kolan i dłoni. Po omacku szukała kunaia. W ostatniej chwili zanim jej drobna rączka dosięgnęła narzędzia, przydepnął je. A potem przykucnął naprzeciw niej. Od razu odskoczyła.
- W waszej Wiosce nie ma shinobi.- Odruchowo wiedziała, że należy się od niego odsunąć, zwłaszcza gdy patrzył na nią w ten sposób, przekrzywiając głowę w bok, niczym ciekawska wrona. Po jej policzkach ciekły łzy. Bała się go, tak strasznie się bała.- Wiesz? - Oczekiwał od niej odpowiedzi. Musiała jej udzielić.
- Wiem.- Pisnęła cichutko. Usta jej drżały, więc miała problemy z wypowiedzeniem nawet tego krótkiego słowa. Długie lata prowadziła niebezpieczne życie bezdomnej. Nauczyła się, że nigdy pod żadnym pozorem nie należy popadać w histerię. Tylko dlatego jeszcze nie zmieniła się w dygoczący na podłodze kłębek.
- Nikt jej nie chroni.- Znów pauza. Czekał.
- Wiem. 
- Jeżeli przyjdzie ktoś, kto będzie chciał was skrzywdzić, nie będzie miał go kto powstrzymać. 
- Wiem.- Za trzecim razem to stało się łatwe. Kimkolwiek był ten człowiek, na razie jej nie skrzywdził. I coś jej mówiło, że nie zamierza tego zrobić. Tylko nie wiedziała co. Wszystko co mogła zobaczyć, kazało jej raczej uciekać. Jego oczy zamknęły się i otworzyły, stając się teraz równie czarne co noc na zewnątrz. 
- Zabierz stąd tych ludzi.- Mówił do niej inaczej, niż wszyscy.- Pokaże ci jak i gdzie. 
- A...ale.- Mała strasznie drżała. Ten mężczyzna w czarnym płaszczu pojawił się znikąd. Przestraszył ją. A teraz mówił do niej, tak jak czasami mówiła mama. Tak jakby jej coś powierzał. Jakby wierzył, że coś jej się uda. Jakby jej ufał. 
Nie ufaj, nie ufaj, nie ufaj. 
- Ale moja mama.- Zdołała w końcu wykrztusić. Intruz odwrócił głowę do leżącej przy ścianie kobiety. 
- Dla niej to już nie ma znaczenia.- Jego oczy pochwyciły jej. Znów były czerwone. Znów hipnotyzujące. Tylko mocniej. Dużo mocniej. Zanim cały otaczający ją świat zniknął, zdążyła jeszcze zauważyć, że ciało przybysza rozpada się. I że ogromne, wrony wylatują przez wyrwę w ścianie, kracząc złowrogo. 


***

- Krainą Cieni? - Powtórzyła niczym echo Temari. 
- Dokładnie.- Rui posłał jej pokrzepiające spojrzenie. Blondynka miała poważne kłopoty z nadążeniem za biegiem wydarzeń dnia dzisiejszego. O mało nie pocałowała Shikamaru. Piąta powiedziała jej, że jest nie winna zamachu na Konohe. Potem na przesłuchaniu Yamanaki okazało  się, że jednak jest. Na to wszystko wizyta Yui. 
Została obmacana przez jakiegoś obleśnego ANBU, grożącego jej torturami i w samym środku rozmowy z nim straciła przytomność tylko po to, żeby ocknąć się zawieszona w przestrzeni, u boku przerażonego Shiki. Poznała się ze swoją zmasakrowaną kopią i dawno nie żyjącą głową klanu Nara, oraz dowiedziała się, że przebywa w miejscu zwanym Yokogitte. Czyli dosłownie "Po drugiej stronie".
Czy ona ostatnio nie narzekała na monotonie?  
- Istnieje w pewien sposób, równolegle do normalnego świata. Nazywa się tak po części, ze względu na żyjące tu istoty.- Ciągnął Shikarui, w taki sposób jakby w ogóle nie zauważył, że młodzi shinobi dosłownie spijają każde słowo z jego ust.- Są to Cienie duszy. Odzwierciedlenie ludzi, żyjących "na powierzchni". 
- Chcesz mi powiedzie...?- Shikamaru szeroko otworzył oczy. Do jego umysłu momentalnie wdarło się kilkanaście różnych koncepcji i pomysłów dotyczących przestrzeni w której się obecnie znajdywali. 
-Przestań myśleć patałachu.- Zanim się zorientował oberwał pięścią po głowę od No Sabakopodobnej zjawy.- Nic dobrego z tego nie wyniknie.- Pogroziła mu palcem. 
- Ktoś musi.- Odgryzł się odruchowo, a demoniczne stworzenie aż się zapowietrzyło. 
- Jak śmiesz, ty...
- Chu, właśnie zrozumiałem co wy, przy nas czujecie. - Wymamrotał Rui w kierunku siostry Kazekage lekko masując sobie dłonią skroń. Dziewczyna uniosła do góry kąciki ust, widząc jego delikatnie zszokowaną minę. Nagle uderzyła w nią świadomość, że ta sytuacja jest nowa także dla ich towarzyszy. 
- Ej, uciszcie się!- Warknęła na kłócącą się dwójkę.- Nara, ona ma rację. Przestań myśleć bo jeszcze się przemęczysz.- Miażdżący wzrok Shiki nie zrobił na niej żadnego wrażenia. 
- Ha! No właśnie. Takie leniwe stworzenia, jak wy powinny unikać wysilania szarych komórek.- Mara uśmiechnęła się radośnie, wskazując na mężczyzn i przyskoczyła do boku zielonookiej.- Tak trzymaj. Z nimi na spokojnie się nie da.- Wyciągnęła do niej pieść, licząc na żółwika, którego Temari niepewnie przybiła. Shikamaru zamrugał gwałtownie, kompletnie zaskoczony zachowaniem i jednej i drugiej, a Czwarta głowa klanu tylko wywróciła oczami. Poraniona kobieta, zarzuciła rękę na ramiona ambasadorki Suny.
- A przecież ja zapomniałam się przedstawić. Jestem Iramet.- Opadła na ziemię obok dziewczyny, posyłając jej promienny uśmiech. Sama No Sabaku zdawała się raczej zszokowana jej wylewnością.  
- Temari- Iramet.- Wymamrotał pod nosem brunet, marszcząc brwi. Wszyscy go usłyszeli. Blondynka o czterech kitkach zesztywniała wyłapując zależność między imionami.
- Tak.- Shikarui odpowiedział na nie zadane pytanie.- Jak mówiłem tą Krainę zamieszkują Cienie Duszy żyjących ludzi. Iramet jest jednym z nich.- Kobieta wyszczerzyła się do nich w uśmiechu. Dopiero teraz Shika zauważył, że brakuje jej górnego, lewego kła. - Można powiedzieć, że to odbicie prawdziwego człowieka. Cienie nie są zdolne do udawania, nie potrafią ukrywać prawdziwych skłonności, ukazują rany jakie ponosi czyjaś osobowość. To inny wymiar, ale całkowicie uzależniony od waszego świata. 
Nara przeniósł wzrok z Temari, na Iramet i z powrotem. "Ukazują rany jakie ponosi czyjaś osobowość"? 
- Jeżeli to inny wymiar, to jakim cudem się tu znaleźliśmy?- Siostra Kazekage, patrzyła prosto na Ruiego nie zwracając najmniejszej uwagi na swój "Cień", czy jak to tam się nazywało. Niektóre wspomnienia usiłowały się brutalnie wepchnąć do jej głowy i uświadomić ją jeszcze dokładniej, dlaczego to stworzenie wygląda tak, a nie inaczej. 
- I to jest właśnie pytanie wieczoru.- Dawny shinobi puścił do niej oczko, a następnie gwałtownie spoważniał. Jego oczy spotkały spojrzenie Shikamaru.
- To klanowa umiejętność.- Powiedział ciszej niż wcześniej.- Zaawansowana forma kekkei genkai, możliwa do opanowania, a raczej do przebudzenia tylko u członków klanu Nara. Jedna z najsilniejszych technik leczniczych na świecie. I nie, nie przerywaj mi.- Dodał widząc, jak młodszy brunet otwiera usta.- Nie ma żadnej zauważalnej na pierwszy rzut oka zasady mówiącej, czy dana osoba ma do tego predyspozycje, czy też nie. Ilość czakry, wytrzymałość, czystość krwi, odporność ciała, wiek i inne takie bzdety nie mają najmniejszego znaczenia. Nie ma żadnej powtarzalności, cecha ta nie występuje co drugie pokolenie, czy co czwarte a całkowicie losowo. Opanował ją mój pradziadek, dziadek potem ja, a następny jesteś ty. Nie da się tego wypracować, bez znaczenia na ilość treningu. Z tym trzeba się urodzić. No i jeszcze nie zginąć gdzieś po drodze.- Przerwał, dając Shikamaru chwilę na przyswojenie sobie nowej porcji informacji, która dość mocno rąbnęła w jego wyobrażenie o własnej mocy. Już nie mówiąc o klanie. Rui nie pozwolił mu jednak otrząsnąć się na tyle, by mógł sformować jakieś sensowne pytanie.   
- A przechodząc do czysto technicznego działania; Na własne życzenie, lub silne wezwanie z tego świata twoja dusza przenosi się tutaj. Jesteś czymś w rodzaju ostatniej deski ratunku. Jest to możliwe ponieważ nie masz swojego Cienia. Jako jedna z nielicznych osób nie masz odpowiednika. Kiedy twoja dusza przebywa tutaj twoje ciało jest bezbronne. Cały czas tracisz chakrę dlatego długość naszego spotkania jest ograniczona.- Skupił swoją uwagę na No Sabaku.- Ty jesteś częścią jego techniki. Jego Towarzyszem. To twoje wywołanie, a konkretniej wywołanie Iramet, było dość silne by ściągnąć go tu po raz pierwszy. Wytworzyło to między wami pewną więź. Oprócz możliwości pojawienia się tu, dało ci to kilka innych specjalnych umiejętności. Niektóre z nich już pewnie zauważyłaś. 
Od razu przypomniało jej się jak wybudziła Narę ze śpiączki. Lekkie dotknięcie wystarczyło, żeby dosłownie ich ze sobą zespawać. Jego ciało wysysało z niej chakrę, jak  przez słomkę, kiedy nikt inny nie mógł go zmusić do przyjęcia czegokolwiek. 
-Co...?- Shika przymknął oczy. Usłyszane słowa kłębiły się i mieszały w jego głowie. Dawały wiele odpowiedzi i budziły jeszcze więcej niepewności. Nie był w stanie skupić się dość mocno by zrozumieć ogólny sens przekazu. Miał wrażenie, że coś słyszy. Jakby ze skraju jego świadomości ktoś krzyczał, wywołując echo w jego umyśle. Nie był w stanie rozróżnić słów. Przycisnął dłonie do skroni, czując gwałtowny, pulsujący ból.  - Ja...
- No, rzesz w cholerę, nic się nie da z nimi ustalić.- Poczuł jak mówiący do nich przed chwilą mężczyzna odciąga jego dłonie i w zamian kładzie swoje. Wymamrotał coś pod nosem i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wszystkie dolegliwości natychmiast ustąpiły.- Przepraszam za to. Powinienem był tego lepiej pilnować, nie sądziłem że mogą być aż tak bezczelni. 
- Ale kto?- Spytała jednocześnie dwójka młodych ninja. Temari widząc, że coś niedobrego dzieje się z chłopakiem automatycznie znalazła się bliżej niego i teraz miała doskonały widok na świecący niebieskawym światłem, symbol bariery na jego czole. 
Shikarui westchnął głęboko. 
- Cienie. A kto inny?- Wymamrotał bez przekonania i pomasował sobie kark.- Same z nimi problemy. To takie upierdliwe. 
Pojedyncze urywki zdań przewinęły się przez myśli młodego bruneta. " Technik leczniczych. Wezwanie z tego świata. Ostatnia deska ratunku." Przełknął głośno ślinę, dochodząc do zadziwiających wniosków. 
- Dobrze kombinujesz.- Rui parsknął cichym śmiechem, kiedy Nara gwałtownie drgnął słysząc jego stwierdzenie. 
- Skąd wiedzia...
- Bo to słychać tępa istoto.- Iramet leżała na plecach patrząc w przestrzeń.- Strasznie głośno myślisz.
- Głośno myślę?- Powtórzył po niej odruchowo. Dawno rozbita skala dziwności dnia zaliczyła kolejne uszkodzenie. Tym razem zmarły wieki temu przywódca klanu zaśmiał się głośniej, opanowując się po dopiero po upływie kilku minut. W tym czasie siostra Kazekage i strateg Konohy zdążyli się poważnie zmartwić. 
- Spokojnie, to nic takiego.- Shikarui przygryzł sobie wargę, powstrzymując wesołość.- Po jakimś czasie nauczycie się to kontrolować. 
- Chcesz mi powiedzieć, że słychać nasze myśli!?- Wrzasnęła Temari.
- A jakże. Drzecie się, jakby was ktoś ze skóry obdzierał.-Odpowiedział jej, własny Cień. Zarówno dziewczyna, jak i Shika na szybko przewertowali wszystko co zdążyli do tej pory pomyśleć w obecności dziwacznej dwójki, w poszukiwaniu czegokolwiek tajnego, sprośnego, czy zwyczajnie głupiego. Oczywiście zaprowadziło ich do właśnie takich myśli i poskutkowało tym, że Rui zwinął się w kłębek ze śmiechu, a dłoń Imaret z głośnym plaśnięciem wylądowała na jej twarzy. 
- Na wszystkich Kage, ogarnijcie się! To wcale nie pomaga.- Warknęła na nich mara, a osiągnęła tyle, że zamiast dwójki zaskoczonych, złych shinobi, miała dwójkę skrajnie zawstydzonych. 
- Ok, ok. Koniec!- Ich towarzysz, przerwał tą farsę machając gwałtownie rękoma.- Koniec bo umrę ze śmiechu.
- Drugi raz się jeszcze nikomu nie udało.- Nie omieszkała uświadomić go poraniona kobieta. 
- Przestań!- Zacisnął usta w wąską kreskę starając się utrzymać poważny wyraz twarzy.- To była miła przerwa, ale wracając do sprawy... Tak, dobrze my...- Spojrzał na młodego Narę i ugryzł się w język w ostatniej chwili.- Miałeś dobry pomysł. Wezwanie cię tu przez którąś z dusz wygląda mniej, więcej tak: Jakaś osoba bardzo cierpi. Niekoniecznie jest to cierpienie czysto fizyczne. Dochodzi do takiego punktu, gdzie praktycznie wyje o pomoc.- Przez krótką chwilę utrzymał kontakt wzrokowy z Temari, ale ta odwróciła głowę. Doskonale pamiętała co działo się z nią w tamtym lesie. Domyślała się, że to właśnie wtedy udało jej się uruchomić tą technikę.- Skoro dusza błaga o pomoc, to samo robi jej cień, wysyłając,- zawahał się szukając słowa- fale myślowe, na które ty jesteś wrażliwy- Wskazał na Shikamaru.- To co działo się z tobą kilka minut temu to właśnie był początek tej techniki. To co słyszałeś to ich wołanie. Jeżeli jest wystarczająco mocne reagujesz odruchowo, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Trafiasz razem z tym Cieniem do Domu Zamiany. - Mina młodszego bruneta mówiła dokładnie jakie zdanie ma o tym miejscu, które według niego na pewno nie zasługiwało na tak niewinną nazwę. Kąciki ust Ruiego uniosły się w niewesołym półuśmiechu.- Nazywanego też Domem Cierpienia. Wszystko co się tam dzieje ma ścisły porządek. Głównie chodzi o to, że ty przejmujesz ból tego kto cię wezwał, a on, lub ona zyskują twoje zdrowie. Wymieniacie się. W ten sposób znikają rany przyzywającej cie osoby, bo lecząc dolegliwości duszy, leczysz też ciało. Jako, że twoja dusza to... no wiesz, dusza, a nie jej Cień, sama się zregeneruje, wykorzystując twoją chakrę. Żeby to wszystko zadziałało musisz zostawić z tu jeszcze odrobinę swojej mocy, dlatego pod koniec zawsze cię zabijają. To znaczy nie zabijają, ale po prostu powoduje to natychmiastowe przerwanie techniki i nie daje ci możliwości na zdziałanie czegokolwiek. Największym niebezpieczeństwem w całym procesie jest to, że stracisz za wiele energii i twoje ciało umrze. - Odetchnął głęboko kończąc zawikłaną wypowiedź. Wyjaśnienie tego okazało się trudniejsze niż się spodziewał. Shikamaru powoli dopasowywał kolejne elementy wykładu do tego, co działo się za każdym razem kiedy pojawiał się w Yokogitte, niepewnie pokiwał głową. 
- Trochę to skomplikowane, ale chyba ma sens.- Temari podrapała się w policzek.- Mam  pytanie. Czemu to miejsce nazywa się Domem Cierpienia skoro dusza automatycznie się leczy i skoro po wezwaniu zawsze się tam trafia, dlaczego my tam nie jesteśmy?- Przekrzywiła głowę. Shika zorientował się, że z nich dwojga to ona jest bardziej przytomna. Zdążyła się zdystansować do sprawy i traktowała to już, jak kolejny problem badawczy, z którym przyszło jej się zmierzyć. Tymczasem wszystko o czym mówili dotyczyło go bezpośrednio i każda nowa informacja zaburzała odrobinę wypracowany przez niego wewnętrzny porządek. Ni stąd ni zowąd okazało się, że bez pytania go o zdanie zostało mu zapisane w genach ryzykowanie życia na rzecz  jakiś tam Cieni Dusz, które po wszystkim jeszcze usiłowały go uśmiercić. Nie żeby jakoś specjalnie mu to przeszkadzało, był w stanie to zaakceptować i jakoś z tym żyć. Po prostu potrzebował czasu, żeby się przyzwyczaić do myśli, że w każdej chwili może stracić przytomność i przejść istne katusze. Było to... dość problematyczne. 
- Dusza odruchowo się leczy. Ale zanim się wyleczy mija trochę czasu.- Widząc jej minę od razu pożałował, że się odezwał. Uciekł wzrokiem przed jej współczującym spojrzeniem. 
- Dlatego słowa " Nie, kurwa, tylko nie znowu to" są tam drugim co do częstości używania zwrotem. Pierwszym jest " Dajcie mi już umrzeć".- Shikarui dodatkowo ubarwił cały opis.- I tak owszem trafia się tam zawsze, lub prawie zawsze jeżeli wzywa cię dusza. Ale was nie wezwała dusza. - Zrobił pauzę, by dodać swojej wypowiedzi dramatyzmu. Iramet wywróciła oczami. - Tylko ja. 
- Aha.- Blondynka wpadła na tą jakże błyskotliwą odpowiedź, unosząc wysoko brew. 
- Emm... Chwila.- Wtrącił się Shika.- Czy ty przypadkiem nie powiedziałeś wcześniej,  że nie spodziewałeś się nas tak szybko.
- Powiedziałem.- Starszy Nara skinął głową.- Ustawiłem czas waszego przywołania, na moment w którym będziesz miał dostateczną ilość chakry. Jako, że wcześniej kompletnie się wyczerpałeś nie sądziłem, że jej poziom tak szybko dobije do normalnego. Dalej nie wiem jak to jest możliwe.
"A ja chyba wiem" przeszło Shikamaru przez myśl. Prawdopodobnie złość wywołana zachowaniem ANBU wobec Temari, sprawiła, że jego organizm wyprodukował więcej energii na raz niż to miał w zwyczaju. Do tej pory, kiedy tylko przypominał sobie, jak tamten mężczyzna dotyka zielonookiej...
- To mi schlebia.- Ze śmiechem powiadomiła go zjawa. No tak, znów zapomniał kontrolować myśli.  Ale to wcale nie znaczyło że musiała od razu powiadamiać o tym cały świat. Przez sekundę miał ochotę się z nią pokłócić ale szybko zrezygnował, widząc jak prawdziwa No Sabaku przygląda mu się podejrzliwie. Zamiast tego zwrócił się do Shikaruiego. 
- Jeżeli to ty nas tu przyzwałeś, to kim właściwie jesteś, bo chyba nie Cieniem?- Przekrzywił głowę. 
- I dlaczego nas przyzwałeś?- Dodała natychmiast siostra Kazekage. Wszystko to czego się dowiedziała zaczynało powoli przyprawiać ją o ból głowy. Naprawdę miała już dość. Obserwując ich rozmówce odniosła wrażenie, że on też. 
Coś w postawie mężczyzny uległo gwałtownej zmianie. Kąciki jego ust opadły, podobnie jak ramiona. Iramet, która dotychczas leżała wpatrując się w przestrzeń odniosła się do siadu. Krzyżując nogi. 
- Nie jestem Cieniem. Umarli nie mają Cieni.- Sprostował.- Nawet gdyby mieli, to ja, podobnie jak Shikamaru, nigdy go nie posiadałem.- Poruszył się niespokojnie.- Na razie przyjmijcie, że jestem zwyczajną anomalią tego świata. Zostanie tu kosztowało mnie sporo wysiłku, i było raczej skomplikowanym procesem.
- W takim razie po co to zrobiłeś?- Głos Shiki zabrzmiał ciszej, niż chłopak się spodziewał. 
- Ktoś musiał was przypilnować.- Odparł Rui.- Zostałem, żeby być przewodnikiem i nauczycielem, dla tego kto się tu dostanie. I tu dochodzimy do odpowiedzi na twoje pytanie, panienko.- Znów ten zwrot. Użył go w stosunku do niej już drugi raz. Wyglądało na to, że to nawyk, który nie do końca umiał kontrolować. Cały czas mówił i zachowywał się tak, jak wszyscy znani jej ludzie. Tylko ten jeden wyraz, przypominał jej, że mężczyzna nie pochodzi z tej epoki.- Wezwałem was by wam wytłumaczyć, co się właściwie dzieje. Te przywołania...Człowiek naprawdę o wiele lepiej to znosi, jeżeli wie chociaż gdzie jest. Powinniście być świadomi, zwłaszcza ty Shikamaru, jak to działa i jakie zagrożenia z tego wynikają. Ty z kolei,- przeniósł spojrzenie na Temari- powinnaś wiedzieć co się dzieje i móc zareagować, ponieważ bardzo możliwe, że bez twojej pomocy on umrze.- Dziewczyna przełknęła ślinę. Nie była pewna, czy chce tej odpowiedzialności. Nie była w ogóle przekonana, czy chce być w jakikolwiek sposób powiązana z Narą. Coś jej mówiło, że zbyt długie przebywanie w jego towarzystwie może się skończyć, największą, według niej, możliwą katastrofą. Mogła się za...
Tymczasem Rui kontynuował. 
- Odkąd tu jestem, już kilku osobom udało się tu przypadkiem trafić i wszystkie umarły, zanim zdążyłem z nimi porozmawiać.- Zwrócił się do Shiki.- To wyjaśnia dlaczego nasz klan jest taki mały. - Zamilkł. To było nienaturalne, niepewne zakończenie. Zjawa siedząca po prawej stronie Shikaruiego, wymieniła z nim spojrzenia, zaciskając i rozprostowując palce. 
- To nie wszystko, prawda?- No Sabaku przeczuwała coś złego. Coś gorszego niż gwałtowne trafienie do innego wymiaru. 
Miny tamtej dwójki tylko potwierdziły jej przypuszczenia. 
- Nie, to nie wszystko.- Starszy Nara rozglądał się, jakby w otaczającej ich ciemności chciał znaleźć natchnienie.- Gdybym mógł nie przywołałbym was tak wcześnie. Poczekałbym, znalazł jakiś przyjazny Cień, który zgodziłby się z nami popracować i pokazał wam w praktyce działanie najważniejszych części techniki. To co mówiłem wcześniej to nie wszystko.- Całą swoją uwagę skupiał na Shikamaru.- Możesz nauczyć się kontrolować to co się dzieje po tej stronie. Możesz nie uleczyć Cienia który cię wezwał. Nie dać się zabić i odejść. Możesz w ogóle nie przybyć na jego wezwanie. Możesz się tu pojawić na własne życzenie, albo uzdrowić osobę która nie wzywa pomocy. I obawiam się, że tego wszystkiego będziesz musiał się nauczyć w ekspresowym tempie. Bo widzicie, zbliża się wojna. A wojna równa się wielu śmierciom i wielu błaganiom. Nie przetrwasz jej bez umiejętności panowania nad tą techniką. Rozszarpią twoją chakrę jak sępy padlinę, już pierwszego dnia. 
Wojna. Wojna. Wojna. Nie więźniom wojennym. Zbliża się wojna. Wojna. Wojna. Wojna. 
- Kto?- Nie zapanowała nad sobą. Nie mogła. Tak bardzo skupiła się na tym, co się wokół niej działo, że zapomniała o swoim największym problemie. Jej rodzinna Wioska i Konoha, miejsce, które do tej pory uważała za ich koło ratunkowe, wypowiedziały sobie pieprzoną wojnę. I zrobiły to przez spisek, w który prawdopodobnie była zamieszana. Chciała się w końcu dowiedzieć...- Jak?
Shikamaru obserwował ją w milczeniu. Księżniczka Piasku, wredne, sarkastyczne, egocentryczne, absolutnie wnerwiające stworzenie z którym zadarł już przy pierwszym spotkaniu i z którym nigdy nie potrafił się dogadać. Szuja. Mistrzyni ciętej riposty. Wiecznie pakująca go w kłopoty upierdliwa kobieta. 
Z jakiś powodów chciał jej powiedzieć żeby się nie martwiła. Przez sekundę zamierzał wypowiedzieć, durne, puste i bezsensowne " Wszystko będzie dobrze."
A przecież, nie okazywała słabości. Siedziała wyprostowana, patrzyła przed siebie. Głos jej nie drżał, oczy nie błyszczały od łez. Może była spięta, ale on też był. Przecież groziła im wojna. 
Co wiec go naszło? 
Wiedział. 
I zignorował to. 
- Ci którzy pozostali z Akatsuki, panienko. - Shikarui jakimś cudem zorientował się o co zapytała blondynka. Choć to nie był to żaden cud, po prostu to usłyszał. Tak samo, jak wszystko inne. Jeśli chodziło o zasady rządzące tym światem, dwójka shinobi miała jeszcze długą drogę przed sobą.- Ale nie wiem jak. Obawiam się, że nie da się tego dowiedzieć, przebywając tutaj. 


***


Ogień? 
Tak, ognia z pewnością było sporo. Zadziwiające jak łatwo zajęło się całe miasto. Albo i nie zadziwiające. Przecież wszystko było suche jak wiór. A teraz stanowiło pożywkę dla płomieni. 
Dym?
Oczywiście! Jego też było dużo. Unosił się czarnymi kłębami. Zasłaniał pole widzenia, drapał w gardle. Dusił. 
Huk?
Aż miło było słuchać. Kolejne budynki waliły się z łoskotem. Ryczały płomienieWyły automatyczne syreny przeciwpożarowe. 
Co więc było nie w porządku? Czego brakowało? 
Ahhh. No tak...
Nigdzie nie było krwi. Nie było krzyków. Rozpaczliwych błagań o litość. Rozdzierającego płaczu kobiet, którym zabijano dzieci. Nie było bezsensownych prób gaszenia ognia, czy ratowania dobytku. 
Nie było ludzi. 
Zniknęli. 
A to znaczy, że ktoś ich uprzedził. Ktoś im powiedział, co się stanie. Ciekawe, kto to mógł być?
- Chyba zostałem zdradzony.- To zdanie Meiro zanucił w rytm wesołej melodii. Przeskoczył z gracją nad płonącą belką, wciąż podśpiewując. Kołysząc się do rytmu zniknął, za rogiem, a budynek przed którym wcześniej stał, zadygotał i po chwili zapadł się, wzbijając w powietrze tumany piasku i kurzu. 
***

- Jak to ci którzy pozostali z Akatsuki?- Shika zmarszczył brwi. Widział, jak księżniczka Piasku bardzo powoli wypuszcza powietrze z płuc. Jeżeli Shikarui wiedział co mówi, to właśnie udowodnił, że oskarżenia wobec niej nie były prawdziwe. Że to wszystko jednak jest winą kogoś trzeciego, a ona padła ofiarą jakiejś obrzydliwej techniki. Ledwo hamował chęć, wyrzucenia w górę rąk i krzyknięcia "A nie mówiłem?"- O ile dobrze pamiętam ocaleli jedynie Itachi i Konan. Żadne z nich nie ma powodu, żeby...
- A czy w ich stanie potrzebny jest powód?- Imaret prychnęła.- Nie wiedziałam, że ludzie są, aż tacy głupi. Bezużyteczne szmaty.- Wydęła policzki. 
- Ej. Zachowuj się.- Temari w sumie nie wiedziała dlaczego czuje się odpowiedzialna za to nieboskie stworzenie. Prawdopodobnie działo się tak dlatego, że wszystko wskazywało na to, że poraniona zjawa naprawdę jest odbiciem jej prawdziwej osobowości. Ani jednej kobiecie, ani drugiej nie wróżyło to za dobrze. Dwie Księżniczki Piasku w jednym wszechświecie, to o jedną za dużo. 
- Nie możesz mi rozkazywać.- Oczy mary zwęziły się gwałtownie. 
- Imaret!- Shikarui posłał jej takie spojrzenie, jakim patrzy się na dziecko które zmoczyło łóżko. Policzki Cienia nabrały czerwono-błyszczącej barwy. Rumieniła się w połowie na srebrno. 
- No co?- Przestąpiła z nogi na nogę. Mężczyzna westchnął. 
- Wybacz.- Zwrócił się do No Sabaku. Dziewczyna się zmieszała. 
- Nie przepraszaj. To tylko drobne spięcie.- Mruknęła odruchowo, widząc jak Rui przymierza się do ukłonu. 
- Nie, to było niewyobrażalnie niegrzeczne.- Sprzeciwił się, wciąż groźnie patrząc na Iramet, która uciekała spojrzeniem gdzieś w bok. - Żaden Cień nie ma prawa tak mówić. 
- Emm, aha, to... ok.- Nie miała pojęcia, jak zareagować. 
" Jak ty to zrobiłaś do cholery? Nie powinnaś być w stanie się jej sprzeciwić. Samo przebywanie w jej towarzystwie powinno cię osłabiać, jakim cudem masz tak silną aurę? "
" Nie wiem idioto, sama jestem w szoku. To znaczy, wiedziałam, że nasze połączenie jest słabe, ale nie sądziłam, że aż tak..."
"Iramet!"
Shikmaru zakręciło się w głowie. Usłyszał ich rozmowę. To znaczy ich myśli. Ale rozmowę. A zresztą... Mało go obchodziło jak to nazwać, wciąż był w lekkim szoku. W dodatku ciekawiło go to co usłyszał. Już otworzył usta, kiedy napotkał ostrzegające spojrzenie starszego Nary. Natychmiast zmienił koncepcję.
- Ech, to mogę się dowiedzieć dlaczego, akurat Itachi i Konan nie potrzebują powodu, żeby atakować sojusz. 
- Iramet prawdopodobnie chodziło o to.- Rui wykonał dziwny, zamaszysty ruch. Ciemność po ich prawej stronie zafalowała. Przed ich oczami stanęły dwie postacie, wydawało się, że znajdują się za czymś w rodzaju szyby. 
Ciche, przerażone westchnienie Temari, mówiło wszystko. Mogła tylko się domyślać, że to Cienie dwójki członków Brzasku. Jeśli Iramet była poraniona, to oni byli zmasakrowani. Wielkie wyrwy w ich ciałach obficie krwawiły. Nie była pewna które z nich jest mężczyzną, a które kobietą. Kontury ich ciał mżyły i falowały, wydzielając przytłumione światło. 
- Są na skraju egzystencji i w dodatku są zakochani. To najgorsza możliwa kombinacja, jeżeli chodzi o racjonalne wybory.- Wyjaśnił im szybko.
Shikamaru w ciszy obserwował Cienie dwójki potężnych i skrajnie niebezpiecznych ninja. Nigdy nie sądził, że ktoś tak bezwzględny jak oni, może mieć tak delikatne wnętrze. Z trudnością przychodziło mu zaakceptowanie tego, że musieli doświadczyć w życiu niewyobrażalnej ilości krzywd. Choć przyznawał, że po zastanowieniu nadawało to sens wielu ich działaniom. 
- Oni nas widzą?- Spytała cichutko No Sabaku. Miała nieodparte poczucie, że powinna szeptać. 
- Nie. Nie mają pojęcia o naszej obecności.- Rui również mówił przyciszonym głosem. Zielonooka podniosła się i postąpiła krok do przodu, wyklinając w duchu swoją chorobliwą ciekawość. Przyglądała się jak w otwartej klatce piersiowej Itachiego ( bo to chyba był on), z trudem bije serce. 
- Skąd wiesz, że są zakochani?- Mruknęła, zafascynowana wysiłkiem który czynił mięsień. Wyglądało na to, że lewa komora jest dziurawa, co chwila uciekała z niej krew, ale dzięki pokręconym prawom tego świata, serce wciąż biło. 
- Ten blask, który wydzielają o tym świadczy.- odparł starszy Nara, wzdychając. Do Ambasadorki Suny dołączył Shika oraz jej Cień. 
- Jeszcze jakiś czas temu wcale się nie ruszało.- Iramet wyłapała na co patrzy blondynka. Na jej twarzy pojawił się rozczulony uśmiech.- Cienie potrafią też leczyć się nawzajem, bez konieczności używania kekkei genkai. Jest to mniej efektywne i trwa znacznie dłużej. Ale jest możliwe. 
- Jak?- Spytała odruchowo.
- Zależy. Czasami to jeden gest. Czasami coś większego. Ale muszę przyznać, że tym jasno błyszczącym zdarza się to częściej niż jakimkolwiek innym. 
Kiedy mówiła Nara zauważył, coś ciekawego u drugiego Cienia. Nie był pewny, ale...
Dźwięczny śmiech Iramet, rozbrzmiał w jego uszach, a po plecach przeszedł mu dreszcz. Dopiero teraz zauważył, że ona i Temari, śmiały się dokładnie tak samo. 
- Tak, Konan jest w ciąży.- W jej oczach świeciły iskierki.- Prawdopodobnie dlatego zaczęło znowu bić.- Przekrzywiła głowę w stronę serca.- Wyraźnie ta wiadomość pomogła mu uporać się z jakimś osobistym demonem. 
- Jeśli nic się nie stanie, to będzie chłopczyk.- Drgnęli słysząc głos Rui`ego. Mężczyzna wstał, dołączając do nich.
- Czyli jednak nie bliźniaki?- Jęknęła zawiedziona zjawa.- Mogło być tak fajnie. 
Temari i Shikamaru wymienili zdziwione spojrzenia. Żadne z ich towarzyszy, nie wydawało się żywić jakichkolwiek negatywnych uczuć w stosunku do członków Akatsuki. Wręcz przeciwnie. Zdawali się ich lubić. A dla nich niewyobrażalnym było, żeby ktoś taki jak niebieskowłosa mógł się zakochać, a co dopiero mieć dziecko. 
Nim którekolwiek z nich zdążyło coś powiedzieć Imaret objęła ich ramionami i prowadząc z powrotem na środek ciemności wyjaśniła:
- Gdybyście wiedzieli co każde z nich przeżyło, też nie moglibyście ich nienawidzić. 
- To się kupy nie trzyma, dlaczego rozpoczynają wojnę skoro ona jest w ciąży?- Wypaliła siostra Kazekage.- Poza tym, skąd wiecie, że to chłopiec?
- Jak mówiłam nie wszystko musi mieć sens.
- I nie jest powiedziane, że to tylko oni.- Dodał Shikarui, widząc, że jego potomek przymierza się do jakiejś ciętej odpowiedzi. Cienie Tenshi i Uchihy zniknęły.- Ale to temat na dłuższe wyjaśnienia, a tobie, młodzieńcze, powoli kończy się chakra.- Już chciał mówić dalej, ale Temari mu przerwała. 
- Powiedziałeś, że to będzie chłopiec. Jak się dowiedziałeś?
- Ty naprawdę jesteś męcząca.- Stwierdził dawny przywódca klanu.- Zdarza się, że niektóre, rzeczy dzieją się tutaj szybciej. Wszystko ma swój z góry ustalony porządek.  Mam na myśli rzeczy naturalne, których nie da się zmienić są tu od razu widoczne. Tak samo jak wyjątkowo mocne postanowienia i pewne plany. Oczywiście zdarza się, że potem wszystko się u was psuje, bo coś się nagle stanie. Wtedy zmiana, która tu zachodzi jest bardzo gwałtowna i niespodziewana. Dlatego też często jest tak, że trafia się do Domu Zamiany zanim w waszym świecie cokolwiek się wydarzy. 
- Więc możliwe jest, że miałem sen z udziałem Iramet, zanim Temari poczuła się przyparta do muru?- Shikamaru wahał się wypowiadając ostatnią cześć zdania.
- Owszem. Co więcej właśnie tak było.- Zjawa okręciła się wokół własnej osi i z gracją usiadła. 
- Zwariuje.- Siostra Kazekage ukryła twarz w dłoniach.- Czyli to jest jeszcze bardziej pojebane niż sądziłam. 
- Dokładnie.- Rui się zaśmiał.- Przez pierwsze pół roku, ilekroć się tu trafia, ma się większy mętlik w głowie. Nie przejmuj się, panienko.- Klasnął w ręce.- Myślę, że najwyższy czas na was. Nie chcę, żebyś całkowicie się wyczerpał.- Zwrócił się do Shiki.- Od tego momentu będę starał się cię przywoływać regularnie i zaczniemy trening. Nie zostało nam wiele czasu.
Starszy mężczyzna znów spoważniał. Shikamaru dziwiło, że jest w stanie tak szybko przechodzić z jednego nastroju do drugiego. Poruszył się niespokojnie i przesunął bliżej Temari. Na początku bał się tego miejsca, ale teraz odpychała go myśl o powrocie. Miał jeszcze tyle pytań. Zostało tak wiele do odkrycia. Ciekawość połączona ze strachem i ogromem odpowiedzialności który na nich spadł, przyprawiała go o zawroty głowy. Może uda im się sprawić, że do wojny nie dojdzie. Jeżeli wytłumaczy wszystko Tsunade i udowodni niewinność Temari, to może...Chwila, to było możliwe. Dlaczego więc Rui w ogóle nie brał tego pod uwagę? Dlaczego przyjmował wojnę za coś pewnego?  
- Jest jeszcze jedna sprawa.- Starszy mężczyzna odetchnął głęboko, patrząc drugiemu brunetowi w oczy.- Wiem, że sprawi wam to problem i uznacie to za bezsensowne. Mimo to proszę was, żebyście nikomu nie mówili co tu się dzieje. Istnienie Yokogitte musi zostać utrzymane w tajemnicy.- Po jego słowach na chwilę zapadła ciężka cisza. 
- Nie!- No Sabaku wyglądała jakby miała wybuchnąć. Dowiedziała się, kto o jest winny wszystkiemu co się ostatnio działo. Mogła oczyścić siebie i swoją Wioskę z zarzutów, mogła zatrzymać rozlew krwi zanim się jeszcze zaczął, a właśnie usłyszała, że nie wolno jej tego zrobić. Bo jak miała do tego kogokolwiek przekonać bez podawania źródła informacji? To było niemożliwe.- Nie możesz...
- Mogę.- Shikarui zacisnął mocno szczęki. Jemu też nie podobało się to co mówił.- Kiedy ludzie dowiadują się o tym miejscu, zaczynają się dziać okropne rzeczy. Znacznie gorsze niż cokolwiek co widzieliście do tej pory. Nie możecie nikomu wspomnieć o istnieniu tego świata. Przykro mi.- Odwrócił głowę nie chcąc patrzeć na Temari. Dziewczyna zacisnęła pięści ale milczała. Shikamaru, zanim zorientował się co robi, położył rękę na jej plecach. Nie odtrąciła go.
- W takim razie jak mam wytłumaczyć moje ciągłe utraty przytomności?- Chłód wkradł się do jego głosu. 
- Nic nie tłumacz. Po prostu daj do zrozumienia, że wiesz co się dzieje i że nie jest to choroba. Po jakimś czasie przestaną pytać i zrozumieją, że nie możesz nic powiedzieć. Zwłaszcza kiedy zauważą rezultaty.
Młodszy Nara westchnął, przetrawiając tą informację i starając się podjąć jakąś decyzję. 
- Dobrze. Nic nie powiemy. 
Równocześnie z tymi słowami, poczuł jak zakrzywione palce wbijają mu się w łopatkę. Wredota, wykorzystała to, że stał blisko niej, żeby niezauważenie pokazać mu jak bardzo go teraz znienawidziła. Ale on podświadomie wiedział, że Shikarui ma rację i powinni zachować to w tajemnicy. Jakkolwiek upierdliwe by to nie było. 
- W takim razie, zaraz was odeślę. Choć ze mną, pokaże ci jak to robić.- Skinął na Shikamaru. - Wybacz, panienko ale...
- Nie, nie. Nic się nie stało.- Uśmiech kobiety mówił mu, że powinien uciekać.
- Ok. 


***

- Obudź się tylko, to ci oczy wydłubię.- Mamrotała blondynka, potrząsając głową i znów usiłując się wbić do jego umysłu.- Ty durniu.- Warknęła i opadła na krzesło obok jego łóżka. 
Przymknęła oczy, masując skronie. Była tam już z półtorej godziny i wciąż nie mogła nic zrobić. Co więcej nie miała już nawet pomysłu jak doprowadzić do wybudzenia Nary. Westchnęła głęboko, widząc, że jedną z jego dłoni oplatały kajdanki. 
Dostała zadanie, żeby doprowadzić go do stanu używalności. Powiedzieli jej co się stało. Wiedziała co ten idiota zrobił. Ona również, wierzyła w niewinność No Sabaku, ale grzecznie pozwoliła ANBU zabrać nieprzytomną dziewczynę do sali przesłuchań. Nie mogła przecież urządzać scen bez żadnych powodów. Ale z Shiką to co innego. 
Uśmiechnęła się półkpiąco. Jej zawsze opanowany, leniwy i racjonalnie myślący przyjaciel, wściekł się i stanął w obronie Temari. Zadziwiająca, jak na niego, reakcja.
- Kto się czubi, ten się lubi, co nie Shika?- Poczochrała mu rozpuszczone włosy.- Ale po co ci to było? Tylko stracili do ciebie zaufanie.- Wyplotła swoje długie place z jego kosmyków, patrząc na zegar.
Powinna zacząć się zbierać, inaczej nie zdąży na zwołane przez Tsunade spotkanie. O Shikamaru się nie martwiła, mogła go zostawić. Jeżeli o się o czymś przekonała w trakcie pobytu w jego sali, to o tym, że nic mu nie będzie. Tym razem poziom jego chakry opadał powoli, a parametry życiowe trzymały normę. Podejrzewała, że sam się wybudzi, kiedy zabraknie mu mocy. Wciąż nie mogła się nadziwić, że jest w stanie wykonywać technikę i potem nie pamiętać jak do tego doszło. Ta zagadka poważnie ją denerwowała.
Obróciła się i wykonała jeden krok. Dopiero wtedy do jej umysłu dotarł pewien fakt. 
Zatrzymała się, a następnie żywo przyskoczyła do łózka Shikamaru i odgarnęła mu włosy z czoła. 
Bezwiednie rozchyliła usta. 
- Oż ty w mordę...- Wymamrotała cichutko, siadając z powrotem na zajmowanym wcześniej krześle. Romboidalny symbol bariery, był aż nazbyt widoczny. Aż nie mogła uwierzyć, że wcześniej go nie zauważyła. 
Ale to nie było najważniejsze.
O wiele dziwniejszym faktem było to, że ta technika nie działała jeżeli wykonywało się ją samemu na sobie. Czyli ktoś inny musiał umieścić ją na brunecie. A przecież oprócz niej nikt nie wchodził do pokoju. 
Przymknęła powieki. 
- Dowiem się o co tu chodzi. Przysięgam ci Nara, że się dowiem. 


***

Ciemność otuliła ich, na sekundę pozbawiając Shikę wzroku. Kiedy znów mógł otworzyć oczy, znajdowali się w okrągłym, ciemnym pomieszczeniu, a Temari i Iramet nigdzie nie było. 
Shikarui przeciągnął się, przeszedł na środek i zaczął kreślić jakieś wzorki na podłodze. Wszystkie od razu zaczynały mżyć mdłym, niebieskawym światłem. 
- Nie stercz tam, jak kołek tylko chodź tu i się przyjrzyj. - Mruknął do rozglądającego się chłopaka. Shikamaru drgnął i niemal od razu znalazł się za swoim nowym senseiem.
- I przestań być taki znerwicowany.- Starszy Nara zmierzył go spojrzeniem od stóp do głów. - Wiem, że jesteś zmęczony, i że wcale nie podoba ci się to co usłyszałeś, ale postaraj się jeszcze skupić.
Syn Shikaku westchnął ciężko, kucając obok mężczyzny, dopiero teraz zaczynał odczuwać skutki utraty chakry. Charakterystyczna pustka w głowie, opadające powieki i mięśnie przypominające galaretę. Nie miał nawet siły kłamać, że nie jest zmęczony.
- To połączenie teleportacji z jakimś starym kodem?- Wymamrotał, trąc jedno oko.
- Aha.- Potwierdził Rui.- Jesteś inteligentny, ale chyba tego mogłem się spodziewać.- Dostawił kolejne dwa znaki. 
- Co masz na myśli?- Shika, otrząsnął się lekko. 
- Pamiętasz, jak ci mówiłem, że nie ma żadnych zasad, dotyczących tego kto w naszym klanie, będzie mógł się tu przenosić, a kto nie?- Strateg Konohy przytaknął.- W takim razie, trochę kłamałem, bo jedna jest. Jako, że urodziłeś się Narą, jesteś wrażliwy na wołania Cieni. Ale żebyś mógł się tu przenieść twój mózg musi być w stanie poprawnie je odczytać, nawet jeśli ty nie wiesz, że to się dzieje. 
- Więc...- Szukał właściwych słów. 
- To taki skutek uboczny inteligencji.
- Czemu nie powiedziałeś tego wcześniej?- Shikamaru, mimo że te słowa powinny być dla niego w jakiś sposób miłe, nie poczuł nic pozytywnego. 
- Bo cie nie znałem i wolałem, żebyś na wszelki wypadek nie był zbyt pewny siebie.- Shika posłał mu spojrzenie, zdolne zamrozić piekło.- Wiem, wiem że nie byłeś. Ale mimo wszystko...Chyba po prostu odzwyczaiłem się od zachowania ludzi i nie byłem niczego pewny. Ok, przepraszam.- Ostatnie słowa dopowiedział szybko, widząc że wcale nie poprawia sytuacji. Młodszy brunet parsknął cichym śmiechem. 
- Nigdy bym się nie spodziewał, że nawet to może mieć skutki uboczne.- Shikarui zaśmiał się razem z nim. 
 Kiedy się opanował, zaczął mu tłumaczyć, co trzeba zrobić, żeby odesłać kogoś z powrotem do ich świata. Shikamaru starał się jakoś, spamiętać kolejność i zasady dotyczące pisanych przez niego symboli. Po jakiś 15 minutach znaki na ziemi tworzyły mały okrąg z pustym miejscem w środku. 
- Ok. Teraz wystarczy wpisać wasze imiona i po sprawie.- Rui zerknął na chłopaka.- wszystko rozumiesz?
- Chyba, tak.- Shika złapał się na przygryzaniu wargi w skupieniu.- Musimy teraz przyprowadzić tu Temari?
- Nie, może zostać tam gdzie jest. Wasze ciała i tak są teraz w oddalonych od siebie miejscach, więc tak nawet będzie lepiej. 
- Rozumiem.- Spojrzał gdzieś w bok. Czyli nie będzie miał już szansy z nią dzisiaj porozmawiać. Dziwnie się z tym czuł, zwłaszcza, że nawet się z nią nie pożegnał. 
- Znów powinienem cię przeprosić.- Rui zakrył sobie twarz dłońmi. - Imaret, ma czasem rację, kiedy mówi, że mimo wieku, zachowuję się jak dureń. 
Myśli. Shikamaru, był pewny, że miną wieki zanim do tego przywyknie. 
- To już bez znaczenia.- Ostatnie zdanie mężczyzny, sprawiło, że zdał sobie z czegoś sprawę. Mianowicie, Rui, choć wyglądał jakby miał około 35 lat, musiał żyć znacznie dłużej. W końcu był 4 głową ich klanu. Nie powinien być w stanie nawet go zrozumieć ze względu na różnice językowe, lub tradycje, tymczasem mężczyzna wcale nie zachowywał się tak, jakby miał za sobą kilka wieków doświadczenia. 
- Jest tak ponieważ wciąż uczyłem się zmian w języku od Cieni. Ale specem od obecnie obowiązujących manier i standardów zachowania na pewno nie jestem.  I może żyję, eeee, nie to złe słowo... Trwam od kilku stuleci, ale nie lubię się zachowywać jak starzec.- Po tym krótkim monologu Shika miał ochotę uderzyć się w twarz. 
- To całe czytanie w myślach będzie pierwszą rzeczą, jakiej mnie nauczysz.- Stwierdził, wyciągając palec wskazujący  w kierunku drugiego mężczyzny. Zaburzył tym swoją równowagę i zachwiał się, mimo że siedział. Shikarui czujnie go podtrzymał. 
- Dobrze. Ale teraz was odeślę, bo jeszcze doprowadzimy do tragedii.- Już się pochylił, żeby wpisać imię Nary do środka kółka, kiedy gwałtownie zabrał ręce.- Em, chwila. Musze jeszcze zdjąć barierę.- Zerknął na czoło młodszego mężczyzny i szybko ułożył kilka pieczęci. 
- Gdybym spróbował cię odesłać razem z tym, zawisłbyś miedzy światami i nie mógł się ruszyć ani w tą, ani w tamtą.
- Dzięki, że mówisz.- Shinobi Konohy potrząsnął mocno głową. Znów wyraźnie odczuł spadek energii.
- Ej, ale sobie przypomniałem, tak?- Shikarui odpowiedział półżartem na jego obrażony ton, a następnie sprawnymi ruchami wpisał imiona, jego i Temari w sekwencję techniki. 
Znaki zaświeciły mocniej, a potem zniknęły. 
Shaikamaru poczuł lekkie szarpnięcie. 
- To do zobaczenia.
- Do zobaczenia, młody. 

***

Poruszyła niespokojnie ramionami, wyczuwając, że jest skrępowana. Szybko otworzyła oczy. Przed jej oczami stanęły mroczki, spowodowane zmianą oświetlenia. Zmrużyła powieki, czekając aż ustąpią. 
Jej nogi i ręce były ciasno ze sobą związane, a ona sama leżała na wznak w jakimś obcym pomieszczeniu. Kiedy jej oczy przyzwyczaiły się do światła, mogła przyjrzeć się finezyjnym śladom krwi na suficie. A więc trafiła do sali przesłuchań.
- Dupek.- Warknęła pod adresem Nary. Nie dość, że zostawił ją na pastwę Imaret, to jeszcze nie raczył jej powiadomić, kiedy dokładnie będą wracać. A co najważniejsze przystał na prośbę Shikaruiego.
- Obudziłaś się.- Gdzieś z boku stał mężczyzna. Spróbowała obrócić głowę, ale coś jej to uniemożliwiało. 
- Ibizu?- Spytała, usiłując przypomnieć sobie imię speca od przesłuchań z Wioski Liścia.
- Blisko. Ibiki.- Jego poprzecinana bliznami twarz pojawiła się w zasięgu jej wzroku. 
- Miło cię widzieć. To co mamy dziś w programie? Tortury cielesne, czy psychiczne?- Spytała hardo, od razu odnajdując się w sytuacji. Po coś w Suna robili te wszystkie dodatkowe szkolenia. - Ostrzegam, jestem wykończona, więc tak czy siak mogę zasnąć. 
- Jak ja kocham przesłuchiwać dobrych Jouninów. Wprowadzają do mojego życia odrobinę humoru.- Mężczyzna wywrócił oczami.- To już nie łaska zapytać gdzie jesteś i udawać przestraszoną? Suna została uznana za winną, zamachu na Konohę.
Już chciała powiedzieć, że to wcale nie wina jej Wioski i że za wszystko odpowiedzialne jest Akatsuki ale ugryzła się w język.
- Strasznie są upierdliwe.- Wymamrotała, nie kontrolując się. Skrzywiła się słysząc, że użyła ulubionego słowa Shikamaru. 
- Niby kto?- Ibiki przyjrzał się dokładnie jej twarzy.
- Nasze Cienie, oczywiście.- Odparła, sprawiając że spojrzał na nią jak na wariatkę.- No i jeszcze ten pierdolony leń. 





I tak oto mamy koniec pierwszej części. ( To nie koniec, to nie jest nawet początek końca... i inne takie bzdety) Notkę można podsumować stwierdzeniem - Trochę zagmatwane ale chyba ma sens. CHYBA. Jeśli coś byłoby niezrozumiałe piszcie w komentarzach, chętnie odpowiem na wszystkie pytania. 

Inną sprawą jest czas wydania tego rozdziału. Miałam nadzieje, że pojawi się szybciej. Jednak nie udało mi się znaleźć tyle czasu ile bym chciała. Mimo to będę wciąż się starać, żeby skrócić okresy pomiędzy wrzucaniem notek. Trzymajcie za mnie kciuki.

Liczę na to że rozdział się wam podobał. :)

Obserwatorzy